Akurat widzenie czegoś czego "nie ma" >;P niekoniecznie musi mieć powody chorobowe :) Dzień dobry Jolu hmm niemąciwodo >;)) A wszelakie bóle kręgosłupa to przeważnie tyranie w złych warunkach. Umiar Jolu jest mile widziany >;)) Łatwo sobie coś wmówić i ja o tym Jolu. Jesteśmy zdrowi i dbajmy o to aby tak było.... dalej >;))
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Jola
My tu już wątków o zdrowiu mieliśmy sporo ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
No nie tylko tyranie. Jest wiele czynników, nie prawidłowe siedzenie, brak sportu, gimanstyki. A ostatnio zmorą są te smartfony i wlepiony w nie nos ![]() Cześć Wojtek.
Druga tura bez Bonżura...
|
Cześć Andrzeju >;) Jak się nalatam, to jakoś mam mniejszy entuzjazm do gimnastyki >;)
|
No wiem, sam kiedyś latałem ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Mam jechać a entuzjazm "wielki" nawet jeść się nie chce, Michalina mnie zachęciła to zjadłem jedno jajko >;))
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Porównywalnie łatwo sobie coś wmówić, jak zwyczajnie bagatelizować.:)
Ja Wojtku, jak zazwyczaj, odnoszę się do własnych doświadczeń, no i może z najbliższego otoczenia. A że hipochondrycy mają się dobrze ;), to również obserwuję. Mam wujka, taty brat. Moi rodzice są u lekarza "od wielkiego dzwonu", ale jak już są w tej klinice, to wujka czy jego żonę często można spotkać, aż na ten temat sami żartują.:)) Nie chciałam o tym wcześniej pisać, ale może "ku przestrodze". I faktowi, że teraz uważasz mnie za hipochondryczkę, no akurat mnie....:)) Nie gniewaj się, ale łatwo można się pomylić i takie insynuacje zdrowiu z pewnością nie służą.;)) A z perspektywy myślę, że chyba jednak lepiej być postrzeganym jako hipochondryk, niż martwić się, że coś przegapiłam...serio. Po kolei, jakieś 2 lata temu, akurat w czasie jazdy tutaj poczułam kłucie w okolicy serca. Raczej tępy ucisk. To było dość zaskakujące dla mnie, bo ja przecież nie choruję. Nic mi nie dolega, nawet przeziębiona nie pamiętam kiedy byłam, chyba w szkole średniej...ale blisko serca, to już jakaś obawa się pojawiła. Niemniej zbagatelizowałam fakt, bo przeszło i o tym zapomniałam. Jednak latem 2021/2022 zorientowałam się, że jakoś nietypowo szybko się męczę, ale pomyślałam, no tak, odpuściłam sobie treningi i tego efekt.:)) Również zignorowałam uznając, że po prostu muszę zadbać o kondycję fizyczną. Za to już od września 2022 "coś" dopadło mnie jakby w całym organiźmie. Naprawdę dopadło, spadło na mnie niczym plagi egipskie. Ale zaczęło się od duszności, ucisku na piersi, pieczenia za mostkiem, ale jakby cały układ pokarmowy, od dołu do góry, coś jakby piekło...kończyło się na gardle. Ale to nie refluks czy coś takiego, to raczej jakby "drapanie" od wewnątrz. A że zaczęło rozchodzić się na całe ciało, wszędzie, od skurczu w łydce, przez cały przewód pokarmowy, do ucisku w klatce piersiowej do tego stopnia, że nie wiedziałam czy mogę wziąć głębszy oddech. Leżeć nie mogłam, lepiej było na wpół siedząco. Czasem przechodziło, ale dolegliwości przechodziły w inne miejsce, w tym ból pleców, od lędźwi począwszy. Do tego zawroty głowy, skoki ciśnienia, ale to drapanie przy tarczycy było jakby najczęściej. Pomyślałam, że hormony, tarczyca, Hashimoto... Pomagały szybkie spacery na długie dystanse, nawet pod górkę. Wytrwałam w takim stanie jeszcze około 3 tygodni, poumawiałam wizyty w Medicover i zjechałam do Gdańska. Odkurzyłam moją starą rejestrację w dużej publicznej przychodni, bo pomyślałam, że może dobrze mieć tu swojego lekarza prowadzącego, skoro zaczynam się sypać.:) Aha, tu w De robiłam sobie podstawowe badania i wyniki dobre, w tym odpowiednik naszego CRP i OB, także stan zapalny poniekąd wyeliminowany. Ale właśnie tu usłyszałam, że bóle w ciele, takie przemieszczające się (w klatce piersiowej również) mogą być od kręgosłupa. W Gdańsku zaczęłam od wywiadu z lekarzem w przychodni. Ale najpierw zrobiłam już baaardzo szczegółowe badania w Diagnostyce. Po raz pierwszy takie dokładne. Lekarz jak je obejrzała zapytała czy coś mi dolega, z czym właściwie do niej przyszłam, bo poza wysyconym organizmem witaminą D3, wszystko było w normie, trójglicerydy, cholesterole itp. książkowe, cukrzyca wyeliminowana. Na dodatkowe badania tarczycy czy serca również nie było wskazań z wyników badań, ale ja się przy swoich objawach upierałam, i dostałam skierowania. No ale z nich nie skorzystałam, bo to odległe terminy, a ja byłam w Gdańsku "na chwilę". W rozmowie z lekarzem "olśniło" mnie i zapytałam czy moje objawy mogą być wynikiem stresu. Zapytała od kiedy... jak zaczęłam się nad tym zastanawiać, to z niewielkimi przerwami od 2008 kiedy to moja córka "usamodzielniła się". Niemniej ostatnie 3 lata to był już stres permanentny, ja pod telefonem w dzień i w nocy. Trzymałam się dzięki różnym technikom relaksacyjnym, przezwyciężając i odsuwając stres. Ale paradoksalnie kiedy u córki zaczęło się odczuwalnie poprawiać, i zbiegło się to z końcem lata 2022, na mnie jakby spadły wszystkie plagi. Nie miałam już takiego powodu do obaw jak wcześniej i bardzo się z tego cieszyłam, ale mój organizm zaczął "wariować". Lekarz uznała, że może być to efekt nagromadzonego stresu...do tego ostanie lata spałam może po 2-3 godziny... Miałam terminy na płatne wizyty w Medicover. Przeszłam przez USG tarczycy, endokrynologa, kardiologa kilka razy z różnymi wynikami, echo, wysiłkowe, na holtera już nie miałam czasu. Jako, że od każdego lekarza wychodziłam uspokojona, bo choroby serca i tarczycy wyeliminowane, to zaczęłam od sugestii lekarza, aby ćwiczyć jogę, pilates czy inne techniki, które pomogą się zrelaksować. Bo naprawdę ja bałam się czasami wsiąść głęboki oddech w obawie, że moje serce tego nie wytrzyma. Tętnice szyjne, klatka piersiowa tak sztywne, w ogóle żyły...że aż bolesne. Duszący kaszel podczas poruszania się, tak jakby coś z krążeniem, złe dotlenienie itp. Zaczęłam od prostej jogi, potem spacery na długie dystanse, trudne było pierwsze 20 minut, potem mogłabym już tak przez kilka godzin. Wracałam do domu umęczona, ale szczęśliwa, bo zaczynałam czuć się dobrze fizycznie ...i psychicznie. Naprawdę odczuwałam poprawę. Aha, kardiolog stwierdził lekką arytmię, mój puls w spoczynku wcześniej 100, obecnie około 80. Ciśnienie normuje się, nie biorę żadnych tabletek poza witaminami. Ze wskazaniem na odstawienie Wit D3 (na 6-8 tygodni) i suplementowanie magnezu z potasem wyjechałam z Gdańska. Aktualnie kondycyjnie już prawie jak na treningach z przed 2 lat kiedy to mogłam sztangi podnosić :)), serio, moja siostra i znajome szczególnie o tym wspomniała, przypominały mi o tym, gdy ja latałam po lekarzach szukając przyczyny swoich dolegliwości. To co mi jednak tu powróciło, to dziwne drapanie, pieczenie, jakby przez przewód pokarmowy, przez całe ciało, do gardła, dlatego wcześniej kojarzyłam z hormonami, tarczycą. To nie jest bolesne, niemniej, takie pieczenie przechodzące przez całe ciało nie jest przyjemne. Słuchając różnych specjalistów na Youtube nt mielonego siemienia lnianego, tak sobie pomyślałam, że przecież mi nie zaszkodzi.:) Piję olej lniany, Budwigowy, z Polski...ale ziaren siemienia nigdy nie próbowałam. Od tygodnia dwa razy na dzień piję mielone siemię lniane, wiecie co...po dwóch dniach z zaskoczeniem zorientowałam się, że owo dziwne pieczenie ustępuje, aktualnie już prawie nie odczuwalne. Pierwsza myśl, może wrzody? Tego nie wiem. W każdym razie nie mam żadnych z typowych objawów, poza bólem czasem kłującym, czasem piekącym, a innym razem gniotącym...hmm, ale skoro odczuwam poprawę po siemieniu lnianym, to już nie będę tego wyjaśniać u kolejnych specjalistów. Nie do końca wszystko przeszło, ale jest naprawdę dużo lepiej niż na początku zeszłego tygodnia. Latem będę w Gdańsku na dłużej. Zrobię kolejne naprawdę bardzo szczegółowe badania, ale tylko te w Diagnostyce. Także reasumując, z perspektywy myślę, że psychika to podstawa. Stres, niewłaściwa dieta, zbyt mało ruchu, to "recepta" na wiele różnych chorób i dolegliwości. Ale uważam, że z tej trójki najgorszy jest stres...a zwłaszcza przewlekły. Niewiele da latanie po "specjalistach", gdy nie ogarniemy psychiki.:), bo wszystko zaczyna się od "głowy ".;) Przyznam, że ja nawet nie myślałam, że stres tak bardzo może wpływać na zdrowie fizyczne. U mnie to był jakby utajony stres, niewiele osób zna sytuację, a wiele nawet by nie pomyślało, że ja mogę mieć jakieś kłopoty na tym tle. Ja ten stres u siebie odrzucałam, musiałam się trzymać, bo córka ma tylko (głównie) mnie, wydawało mi się, że jestem silna. I byłam taka...na zewnątrz. Gdy u córki zaczęło się odczuwalnie poprawiać, moje emocje zaczęły opadać, już nie musiałam się tak kontrolować by być silną...i chyba wtedy zaczął "buntować się" mój organizm, karmiony przez ostatnie lata adrenaliną stresu. Przede mną jeszcze długa droga do umiejętności prawidłowego relaksu. Nadal łapie się, że "ściska mnie w dołku", gdy ktoś dzwoni czy sms, bo najczęściej było to coś niewyobrażalnie przykrego. Ale śpię już nieporównywalnie lepiej, na wiele spraw (przez pryzmat tego co mnie dopadło) patrzę inaczej, spokojniej...i ze świadomością, że muszę dbać o siebie. W tym o dietę, bo w tej całej sytuacji odegrała swą niechlubną rolę.;)) ![]() |
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
...i dopóki nas samych coś nie_dopadnie.:) Przesadne, nadgorliwe dbanie o siebie może doprowadzić do choroby tak samo jak jej ignorowanie.:) Równowaga potrzebna na każdej płaszczyźnie. A głównie to o czym wspomniałeś, sport dostosowany do możliwości każdego, bo ruch naprawdę jest niezbędny i niedoceniany. Poza tym właściwa dieta, i "umiejętność" porządnego odpoczynku, "ładowania akumulatorów". To nie takie proste jak mogłoby się wydawać.:) Witaj Andrzeju.... ![]() |
Ale się nacierpiałaś Jolu. Współczuję :) Ja szczęśliwie jestem zdrowy, choć pobolewa kręgosłup, mam się brać z gimnastykę i dietę jak się przetrze, to znaczy nigdy >;)))) A chyba czas najwyższy bo w pracy to sobie drepce i wchodzę na wysokości to się stoi i napina mięśnie a nie ma rozciągania i silnego wysiłku. Wracam zmęczony to i z Simim na krótkie spacery bo i on jakoś utyka >;)) A jest taki młody moi weterynarze nie mają pomysłu a tych na SGGW się trochę obawiam >;)) Bo mają ochotę się "doktoryzować" na przypadkach. Serio, mają studentów i z mojego punktu widzenia są ryzykowni. Pat i nie wiadomo co zrobić, taka fajna wesoła psiona a nie potrafię mu pomóc.
|
Ten post był aktualizowany .
Kłopoty mojej córki. To było dla mnie okrutnym cierpieniem, które przez wiele lat wypierałam, trzymając się w ryzach za wszelką cenę. Bezsilność odbierała chęć do życia, a nie mogłam sobie na to pozwolić. Te ostatnie lata na ciągłej adrenalinie, w ciągłym strachu "co jeszcze"...minęły. Nie zupełnie, ale jest odczuwalnie lepiej u córki, a przez to i u mnie...tak myślałam, dopóki się prawie nie posypałam. Widocznie mojemu organizmowi zaczęło tego brakować, uzależnił się od ciągłego stresu...i zaczął się buntować...:) Chyba faktycznie, to adrenalina wywołana powstrzymywaniem stresu trzymała mnie przy zdrowiu. Dopiero to doświadczenie sprawiło, że inaczej muszę dbać o siebie. Za wszelką cenę powstrzymywanie emocji, by się nie rozsypać, nie jest dobrym rozwiązaniem. Ale innych alternatyw nie miałam, nie znałam. Niemniej teraz, z perspektywy, przekonałam się, że ruch to podstawa (w tym kontakt z naturą), umęczy ciało, ale oczyszcza umysł, pozwala nabrać dystansu...choć nie zawsze, i nie na długo, ale z czasem... To wirowanie w lesie też ma sens...:))) Miłego Wojtku... Ps. No właśnie, wysiłek to niekoniecznie zdrowie, ruch musi rozkładać się na całe ciało, nawet po każdym treningu ważne rozciąganie.:) Albo chociaż jogging. Odnośnie pieska, to się nie poddawaj, i może warto zaufać jakiemuś wetowi...ale też się nie zamartwiaj, dbaj o wypoczynek i regenerację, w tym psychiczną, bo nie znamy "dnia i godziny", kiedy nas może coś dopaść.:) ![]() |
Ten post był aktualizowany .
Jesień i wiosna to newralgiczny czas Jolu >;) Zaczynałem bardzo wcześnie i teraz mi klienci odchodzą albo są w złym stanie i mnie to dręczy bo jak się kogoś tyle lat zna i to całe rodziny to i oni są trochę jak "rodzina" i hmm mnie boli jak im się źle dzieje. A tu alzheimer że nie poznają, albo szajba odwala po całości i trzeba naprawdę uważać bo trzeba pilnować narzędzi żeby sobie krzywdy nie zrobili.To dlatego noszę brodę, bo musiałem jako młodzieniec się targować ze starszymi osobami i musiałem wyglądać poważnie >;PPP A się przyzwyczaiłem i hmm model grecki jest >;))) U nas pada a mieliśmy pracować na zewnątrz i nici z tego bo nawet jak ledwo pada to obuwie mokre i śliskie i praca się robi ryzykowna >;)) A to jeszcze pod prądem >;)) Nie mam dzieci, to trudno mi sobie wyobrazić jak przeżywasz chorobę córki. A zawsze myślałem że jesteś zdrowa jak "koń" >;)))) Miłego dnia Jolu, hmm mniej deszczowego niż u nas, senny jestem od tego deszczu, a warto by było choć pozałatwiać parę zaległych spraw na mieście >;))
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Jola
W to trzeba po prostu "wejść", wykształcić w sobie automatyzmy, zaplanować czas, a potem już samo leci ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Zrób sobie kogel mogel z dodatkiem Kakao...Pychotka ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Jola
Dzieci i tak w szkołach mają dużo zajęć. No i poza tym, nie mają takich dolegliwości jak dorośli. Także ten przedmiot byłby dla nich po prostu nudny ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Może to i choroba, choć ja uważam, że podły charakter, ale nie fizyczna, i nie jej... To nie koniec "batalii", ale już jakiś przełom, "światełko w tunelu"... Z efektem greckim ci do twarzy.:)), oby pomógł w realnych zmaganiach.;) Ale pamiętaj, że w tym wszystkim ty jesteś ważny, nie martw się tak wszystkim i wszystkimi. Wiem co piszę.:) ![]() |
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Przecież nie mam na myśli, aby prowadzić zajęcia stricte z tematów i w sposób jaki my tu omawiamy.:))) A już rolą dobrego pedagoga jest tematem zainteresować. Nie wystarczy puścić hasło typu "myj zęby wieczorem dla zdrowia, rano dla urody", pamiętam, że takie pojawiało się w szkole u higienistki.;)) Bo wiadomo, że dzieci wolą te z rodzaju: "częste mycie skraca życie";) Wystarczy dawkować informacje w zależności od wieku, zaszczepić wagę tematu, i nie tylko w kontekście zębów ;)), a z czasem każdy sam będzie docierał do informacji, które go na danym etapie bardziej interesują. ![]() |
Jak tak, to tak. Przypominam sobie jak nauczycielki zawsze mówiły...Siedź prosto! hehehe Nie jestem pewny ale od czasu do czasu chyba były rozmowy na temat higieny...
Druga tura bez Bonżura...
|
To za mało ...:)) Zamiast ładować dzieciom głowę informacjami, z których nie skorzysta w życiu, to chyba lepiej sygnalizować wagę tematu, jakim jest dbanie o zdrowie fizyczne i psychiczne. Tym bardziej współcześnie, gdzie coraz trudniej niektórym się odnaleźć. Mniej było by osób chorych, otyłych, zainteresowanych sesjami u terapeuty itp. No ale "systemowi" nie zależy na zdrowym i szczęśliwym społeczeństwie...i kółko się zamyka. ![]() |
To fakt, systemowi nie zależy na zdrowych ludziach, bo padłaby Big Farma. Wiadomości o higienie dzieci nabywają już w przedszkolach. Przed śniadaniem idą wszystkie wspólnie myć rączki ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Naturalnie, zgadzam się, aby efekt był zadowalający nauka powinna iść wielotorowo. Niemniej temat, przedmiot, na który kładło by się nacisk w szkole ma wagę nieporównywalną, moim zdaniem. Nawet jeśli w grupie znudzonych znajdzie się tylko kilku szczerze zainteresowanych, to i tak warto, bo bakcyla przekażą innym. Przecież chodzi o kwestię nadrzędną, a zdrowie psycho-fizyczne jest bezcenne. W domu, hmm, skoro najbliższe otoczenie nie zdaje sobie sprawy z powagi zagadnienia, uważając je czasem wręcz za mało istotne, to jak tu oczekiwać zdrowego, dojrzałego podejścia od dzieci, młodzieży? Najpierw trzeba by edukować wielu dorosłych :)), i znów kółko się zamyka.;) ![]() |
Free forum by Nabble | Edit this page |