Pozdrowienia z Kanarów 😊

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
169 wiadomości Opcje
1 ... 456789
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
 Więc ile "zyskali" krajowcy, przez podbój hiszpanii, Serenko? Wymordowano lub sprzedano mężczyzn, a kobiety stanowiły łup hiszpanów. Więc "zysk" to jak niesmaczny żart i naśmiewanie się z ludzkiej krzywdy.

ako wstęp do całej opisanej w książce historii, chciałbym przybliżyć mało znane w Polsce dzieje KONKWISTY NA WYSPACH KANARYJSKICH, a konkretnie PODBOJU TENERYFY
30 MAJA 1494 roku, to najbardziej prawdopodobna data masakry wojsk hiszpańskich w Wąwozie Acentejo na Teneryfie. Była to największa ich klęska podczas podboju Wysp Kanaryjskich i jedna z najdotkliwszych przegranych bitew w całej historii KONKWISTY.
Alonso Fernandez de Lugo po spisaniu umowy o podbój (tzw. kapitulacji), z dworem Katolickich Władców Kastylii i Aragonii, sfinansował zaciąg z pieniędzy własnych, Korony oraz kupców włoskich. Zebrał liczącą ponad 1000 ludzi (w tym prawie 200 konnych) armię, złożoną z najemnych żołnierzy hiszpańskich oraz tubylców z innych wysp archipelagu i wylądował z nią w maju 1494 roku na Teneryfie. Wyspę tę zamieszkiwał prosty lud, żyjący w prymitywnych chatach i jaskiniach, zajmujący się na co dzień hodowlą i rybołówstwem i będący daleko w tyle za europejskim poziomem rozwoju. Lugo przywitali lokalni wodzowie ludu Guancha, w tym Bencomo, władca "państewka" Taoro z północnej części wyspy. De Lugo zaproponował im przyjaźń, chrzest i zwierzchnictwo władców Hiszpanii. Część z nich się zgodziła. Natomiast Bencomo, pierwszą propozycję przyjął, drugą się zdziwił, trzecią...zdecydowanie odrzucił. Starcie zbrojne było nieuniknione. Konkwistadorzy przegrupowali się i prawię całą swą siłą ruszyli w kierunku górzystej północy. Zagarniając po drodze stada owiec i bydła, wraz ze swym żywym, złupionym inwentarzem, zagłębiali się w coraz trudniejszy teren. Nie spodziewali się, że cały czas śledzili ich z ukrycia Guanche, 300 wojowników pod komendą Chimenchii – brata Bencomo. Sam wódz zebrał w tym czasie wojska, przynajmniej w takiej liczbie jak Hiszpanie i wyruszył wrogowi naprzeciw. Strudzeni konkwistadorzy i ich sojusznicy, wkraczali powoli do wąwozu Acentejo – długiego na 8 kilometrów rękawa, który zaczyna się na kilkuset, a kończy na około 1500 m.n.p.m. Ciągnąc ze sobą stada w wąskie przejście, rozluźnili formację. Porozrzucane głazy i krzaki, utrudniały kawalerii podejście. Nie wysłali zwiadu przodem, nawet nie przypuszczali, że wchodzą w pułapkę. Chimenchii tylko na to czekał. Umiejący wykorzystać sytuację, genialny strateg, porozstawiał odpowiednio swoich ludzi i w odpowiednim momencie jego pasterze zaczęli gwizdać. Z ukrycia nawoływali skradzione im stada. Bydło rzuciło się pędem w kierunku ogłupiałych z zaskoczenia Hiszpanów. Setki zwierząt, całą swą masą, runęło po zboczu na otaczających je ludzi, tratując i rozbijając, i tak luźną już grupę. W tej samej chwili, ze zboczy wąwozu posypały się dzidy i kamienie. Guanche byli mistrzami w ciskaniu nimi. Będący w potrzasku najeźdźcy, próbowali się bronić, osłaniając tarczami, ostrzeliwując z kusz. Jednak efekt błyskawicznego uderzenia był zbyt wielki, atakujący wydawali się być wszędzie. Kto osłonił się przed kamieniem z prawej strony, tego włócznia dosięgała z lewej. Kiedy bój już trwał, do Acentejo dotarł Bencomo, prowadząc trzon swych wojsk. Kiedy Chimenchii ujrzał brata, powiedział do niego "dałem Ci zwycięstwo, teraz Twoja kolej". Tak, w tamtym momencie, bitwa była już dla nich wygrana, teraz miała się już tylko dopełnić krwią i strachem wroga. Wódz uderzył od frontu i wypchnął Hiszpanów z wąwozu. Maczugi i kamienne siekiery, rozłupywały głowy konkwistadorów razem z hełmami. Rozbici na mniejsze grupki, wyłapywani byli po okolicznych ścieżkach. To była rzeź. Na ich dowódce, który wyróżniał się czerwonym płaszczem, Guanche polowali z wielką zaciekłością. Lugo ledwo uszedł z życiem. Trafiony kamieniem, z zakrwawioną głową, został ocalony przez wiernego żołnierza, który podał mu konia i umożliwił ucieczkę. Wraz z garstką ocalałych dotarł do bezpiecznego obozu na wybrzeżu w Anazo, skąd wysłał statki, aby uratowały kryjące się wśród nadmorskich skał, niedobitki armii. Niedługo po tym zdarzeniu, załamany odpłynął z wyspy.
Bitwa w Wąwozie Acentejo, nie była końcem bitwy o Teneryfe. Wyspa ta, była natomiast ostatnią dużą sceną hiszpańskiego podboju Wysp Kanaryjskich. Cały archipelag, był już od początku XV stulecia, po kawałku zajmowany przez śmiałków działających na zlecenie Kastylii, a od 1479 roku, nawet Portugalia, w traktacie zawartym w Alcacovas, uznała dominację konkurencyjnego sąsiada na tych terytoriach. Alonso Fernandez de Lugo, również nie wziął się na Tenryfie znikąd, jako dowódzca wyprawy. Przez wcześniejszą dekadę, walczył skutecznie podczas zajmowania Gran Canarii i La Palmy, na której był już niezależnym dowódcą. Po masakrze w Acentejo był, załamany, ale nie złamany. Zebrał nowe armie. Tym razem zwerbował weteranów z wojny z mauretańską Grenadą. Mając prawie 2000 ludzi, w 1495 roku, wrócił na Tenryfę.
Tym razem to Guanchom brakło rozwagi. Zbyt pewny siebie po ostatnim zwycięstwie, wierząc w przewagę liczebną swoich liczących być może nawet 5000 ludzi wojsk, Bencomo, 14 listopada, przyjął bitwę w szerokiej kotlinie La Laguna. W szerokiej i płaskiej kotlinie, gdzie kawaleria i kusznicy, nawet nie liczni, mogli popisać się siłą swojej militarnej przewagi. W terenie gdzie, oddziały konkwistadorów mogły walczyć, nacierać i bronić się w szyku. Mimo dzielnego oporu, tubylcy przegrali, a ich wódz Bencomo poległ, wcześniej mężnie broniąć się przed 7 jeźdźcami. Zginął również jego brat. Konkwistadorzy zyskując inicjatywę ruszyli w głąb wyspy i 25 grudnia starli się ponownie z osłabionymi poprzednią klęską Guanchami. Bitwa odbyła się w pobliżu tragicznego Wąwozu Acentejo, ale tym razem zakończyła się pełnym zwycięstwem Hiszpanów. Był to ostatni duży akt oporu mieszkańców Teneryfy. Po nim północne tereny zostały opanowane, a dramatu klęski swego ludu, dopełnił syn Bencomo – nie mogąc pogodzić się z utratą wolności, popełnił samobójstwo. W 1496 podbój wyspy oficjalnie się zakończył.
Ostatni duży akt podboju Wysp Kanaryjskich, odbywał się w tym samym czasie, kiedy w Indiach Zachodnich, Hiszpanie pod wodzą braci Kolumbów, rozpoczynali krwawą konkwistę. Tu koniec, a tam początek, ale czy to Kanary czy Ameryka, cele i przebieg działań były bardzo zbliżone, jeśli nie identyczne. Po jednej i po drugiej stronie Atlantyku atakowano ludy, które były słabiej - pod kątem technologicznym - rozwinięte od najeźdźcy i nad którymi najeźdźca odczuwał swoją wyższość jako człowiek. Władcom Hiszpanii, w obu przypadkach chodziło o zwiększenie swojej potęgi, pod każdym kątem. Pieniądze ze szlaków handlowych, władza, możliwości, konkurencja z sąsiadami. Konkwistadorom chodziło o to samo tylko, że na mniejszą skalę, a wszystko to przykrywał mniej bądź bardziej szczery zapał krzewienia wiary w Chrystusa...krzewienia najczęściej mieczem. Alonso Fernandez de Lugo, był konkwistadorem z krwi i kości. Co więcej, jego osiągnięcia, stawiają go wśród największych hiszpańskich zdobywców zachodu tamtych czasów. Posiadał wszystkie charakteryzujące ich cechy: był ambitny, mężny, wojowniczy, zdeterminowany, uparty, chytry i chciwy. Tak, jak jego koledzy po fachu, w następnych dekadach w Ameryce, Lugo krwawo tłumił opór, podstępem zwabiał nieprzyjaciół i łamał dane im gwarancje bezpieczeństwa. Wykorzystywał jednych tubylców przeciwko drugim. Jako adelantado sam organizował, planował, finansował i przeprowadzał swoje wyprawy,a wobec podporządkowywanej ludności był panem i władcą na podbijanych ziemiach. Złota tam wprawdzie nie zdobywano, ale niewolnik był też formą kapitału. Pomimo, że od 1434, roku na mocy bulli papieskiej, robienie niewolników z Guanchów było zakazane, to interes na nich i tak kwitł, bo przecież jeniec wojenny, to nie niewolnik.
Jak mówiłem, podobieństw pomiędzy konkwistą Kanarów, a Ameryki było mnóstwo, nawet epidemia, która po przybyciu białych, zabijała miejscową ludność, na wyspach miała swój odpowiednik. Nazywano ją "modorra guanche". Jednak była też zasadnicza różnica. Z racji bliskości potęgi hiszpańskiej, mieszkańcy Teneryfy nie mieli praktycznie żadnej możliwości ocalenia swojej wolności. Ich podbój był nieunikniony. Podczas kiedy wiele ludów i państw w Ameryce, miało możliwości odparcia konkwistadorów......
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/

NIEBOSZCZYK NIGDY NIE KOPIE
To było najczęściej powtarzane zdanie wśród hiszpańskich konkwistadorów, a przynajmniej na tyle często, że zostało zapamiętane do dziś. Do niego, do uczuć i empatii ludzi którzy go powtarzali sprowadza się podejście do tubylczych mieszkańców Ameryki, przez tych którzy ją zdobywali.
Konkwista była jednym z najbardziej nieprawdopodobnych, niesamowitych i niezwykle skutecznych podbojów zbrojnych w historii świata, a śmiałkowie którzy ją przeprowadzili byli bardzo zdeterminowanymi, zdolnymi i odważnymi wojownikami, którzy pomimo, że co trzeci z nich ginął, w przeciągu kilkudziesięciu lat w sile łącznej zapewne nie przekraczającej 20 000 osób, podbili wielomilionowe cywilizacje. Zrobili to naginając możliwości fizyczne i psychicznie do granic ludzkiej wytrzymałości, naciągając i ostentacyjnie łamiąc prawo kraju, który reprezentowali, wykorzystując wszystkie dostępne atuty w genialny sposób i wraz z własnym życiem rzucając je na szale, na której z drugiej strony leżały chwała, bogactwo i zasługi w niebie w ich chorym rozumieniu. Byli prowadzeni przez charyzmatycznych geniuszy strategii, z których największy ma niewielu równych sobie w dziejach. Na zdobytych terenach wykuwali swój straszny bezwzględny Nowy Świat i były momenty, że nikt, nawet monarchowie nie mieli nad nimi żadnej kontroli.
Przyczyn ich sukcesu nie da opisać się na kilku stronicach. Kilkadziesiąt lat wojny, różnych ludzi w różnych miejscach, wymaga szerszego wglądu. Inaczej sprawy miały się w wielkiej cywilizacji Meksyku, inaczej na dalekich południowych rubieżach Chile, a jeszcze inaczej w głębi dżungli amazońskiej. Sprawa była dla mnie tak intrygująca,że postanowiłem zagłębić się w dostępne mi źródła i przeanalizować całą historię hiszpańskiej konkwisty w Ameryce. Z zarwanych dni i nocy wyszła książka, która w formie ebooka właśnie ukazała się na rynku, wydana przez portal historyczny "Histmag.org".
https://sklep.histmag.org/.../kacper-nowak-konkwista-w.../
Będzie mi bardzo miło, jeśli członkowie tej grupy zechcą rzucić na nią okiem.
Pisząc ją doszedłem do wniosku, że to wzajemne waśnie pomiędzy mieszkańcami państw dawnej indiańskiej Ameryki, były główną przyczyną ich szybkiego upadku. Dlatego wbrew temu, co się niekiedy powtarza, podbój tego regionu przez Hiszpanów nie był nieunikniony i nieuchronny tylko dlatego, że oni mieli strzelby i konie, a przeciwnicy byli ciemną masą uważającą swych najeźdźców za bogów. Gdyby nie wspomniane wewnętrzne podziały istniejące w najechanych krajach, historia wyglądałaby zupełnie inaczej. W rzeczywistości to konkwistadorzy byli słabszą stroną w tym konflikcie, Dawidem, który walczył z Goliatem – z tym, że Goliat stał na glinianych nogach, a Dawid potrafił to dostrzec. Jednym z głównych osiągnięć konkwistadorów, tym, dzięki czemu nazwiska ich wielkich wodzów zapisały się tak mocno w historii, było fenomenalne rozpoznanie miejsc, w których nieprzyjaciel był słaby, i użycie tam wszystkich możliwych środków. Jednak było kilka momentów, w których bardzo niewiele zabrakło, aby życie Amerykanów mogło się potoczyć zupełnie inaczej.....
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Dobranoc Sarenko...Dobranoc Duszki...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Amigoland napisał/a
Sylwia napisał/a
Amigoland napisał/a
Sylwia napisał/a
Lothar. napisał/a
Mało komu posiadanie pięknych miejsc przynosi szczęście, Ewo. Lokalsi nic z tego nie mają, tak jak u nas.
Mają, bo żyją z turystyki. Jak wspomniałam wyżej, jeśli nie ma żadnych złóż, to turystyka jest tym, co te miejsca nakręca.
Ale...dowiedziałam się, jak pozyskiwanie wody pitnej z oceanu jest opłacalne i okazuje się że normalny obywatel płaci 80 centów za m3 a taki co ma jakąś uprawę to 40 centów za m3
Fajnie, co nie?
Sarenko...Ceny wody ustawione są pod hotele Tak myślę To im się musi opłacać, bo to główni pracodawcy w okolicy. A jak wiesz, konkurencja jest duża, także z cenami też nie mogą szarżować...
A nie, bo pytałam kierowcę polskiego, co tutaj już jest 8 lat 🙂
No i co mówi ten polski kierowca? Dlaczego ta woda jest taka tania?
Bo jest tylko z oceanu, odsalana.
Wody na Ziemi jest więcej niż lądu i zawsze byłam zdania, że wystarczy ją odsalać.
To tylko globaliści nam wmawiają, że może nam zabraknąć wody. Normalnie, to każdy mógłby mieć basen przy domu za niewielkie pieniądze

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
Jak się chce handlować wodą, to trzeba windować ceny i zmniejszać ilość dostępnej.

Po raz pierwszy w historii na amerykańskiej giełdzie CME pojawią się kontrakty na wodę. Pomysłodawcy tego rozwiązania twierdzą, że pomoże ono „firmom potrzebującym wody w zarządzaniu ryzykiem zmiany klimatu”.

Kontrakt futures to umowa kupna lub sprzedaży składnika aktywów, takiego jak woda, w określonym czasie w przyszłości po uzgodnionej cenie. Kontrakty terminowe są wymieniane na takie rzeczy, jak ropa naftowa, metale szlachetne lub żywność.

Surowce, jakimi handluje się na światowych giełdach mogą często wprawiać w osłupienie laika. Od "commodities" spożywczych tj. kukurydza, olej sojowy, pszenica, kawa, ser, mleko w proszku,  zamrożony sok pomarańczowy, przez kontrakty na bydło, uran, mróz, ziarna słonecznika czy pieprz.

Inwestorzy handlują dosłownie wszystkim. Choć handel kontraktami na wodę wydawał się pomysłem aż nazbyt abstrakcyjnym. Aż do teraz.

Niedostatek wody może dotknąć nawet 5 miliardów ludzi na świecie do 2050 roku – wynika z raportu ONZ. Zacznijmy jednak od początku.

Chicago Mercantile  Exchange (CME) to największa na świecie giełda kontraktów terminowych. Jeszcze w tym roku uruchomi możliwość handlu kontraktami na kalifornijski rynek wody. Każdy kontrakt obejmowałby 10 akrów wody lub ilość wody potrzebną do pokrycia jednego akra lądu na wysokość jednej stopy wody. Tłumacząc z amerykańskiego na system metryczny – jest to ok. 1214 m3 wody.

"Ponieważ przewiduje się, że prawie dwie trzecie światowej populacji będzie musiało stawić czoła niedoborom wody do 2025 r., stanowi on rosnące ryzyko dla przedsiębiorstw i społeczności na całym świecie" - wyjaśnia Tim McCourt, szef indeksów akcji i alternatywnych produktów inwestycyjnych w CME.

Eksperci ds. klimatu ostrzegają, że z powodu niedoborów wody na całym świecie już narastają napięcia. Zapotrzebowanie na wodę musi być zrównoważone między zaopatrzeniem domów ludzi, produkcją energii i nawadnianiem upraw, aby zapewnić nam żywność.

CME dodaje, że kupowanie kontraktów terminowych pomogłoby firmom potrzebującym wody w zarządzaniu ryzykiem zmiany klimatu. To z kolei obniżyłoby koszty, pomagając z kolei konsumentom.

Na razie do handlu będą dopuszczone firmy z Kaliforni, głównie te zajmujące się rolnictwem, które polegają na zasobach wody.

Widmo niedoboru

Na niedostatek wody cierpi już dziś wiele państw. Czasem jest on okresowy, czasem permanentny. Czasami dotyczy całych regionów, innym razem konkretnych miast. Łącznie, wedle raportu ONZ, w 2018 roku aż 2 miliardy ludzi żyło w krajach, w których występował przynajmniej okresowy niedobór.

Podobne problemy kojarzą się z Afryką i faktycznie 3 z 5 najuboższych w wodę krajów leży na Czarnym Kontynencie. Libia, Sahara Zachodnia i Dżibuti to właśnie te państwa. Choć sytuacja nie wynika z czynników naturalnych, tj. jak brak zbiorników słodkowodnych, ale z faktu, że te kraje toczone są konfliktami zbrojnymi. Podobnie wygląda sytuacja w azjatyckim Jemenie, który również znalazł się w pierwszej piątce.

Brak wody to również domena Bliskiego Wschodu. Sam jadąc busem do Jerozolimy rozmawiałem z kierowcą, który stwierdził, że Zachód zupełnie nie rozumie problemów regionu.

"Wy myślicie, że my tu się zmagamy z wojnami, terroryzmem, niestabilnością polityczna. A największym problemem Bliskiego Wschodu, ważniejszym niż wszystkie inne napięcia, jest widmo niedoboru wody pitnej" – tłumaczył.

I faktycznie, już dziś na piątym miejscu wśród państw z największymi problemami w tym zakresie znajduje się Jordania. Tu akurat kluczowe są względy geograficzne. Jedynym poważniejszym źródłem wody pitnej na terenie kraju jest rzeka Jordan, zresztą tworząca naturalną granicę w Izraelem. Dodatkowo zwiększające się obszary pustynne oraz populacja multiplikują problem.

Niedobór w mniejszej skali dotyczy praktycznie całej Afryki Subsaharyjskiej, południowej oraz wschodniej. Pakistan, Afganistan, bardzo duża część Indii, Australia, Chile, prawie połowa Chin, Hiszpania, Meksyk a nawet część Stanów Zjednoczonych zmaga się z mniejszym dostępem wody niż zapotrzebowanie.

Co ciekawe, aż 14 z 20 największych aglomeracji miejskich na świecie nie wie skąd czerpać wodę. Wśród nich są – Pekin, Tokio, Delhi, Osaka, Szanghaj, Bombaj, Nowy Jork, Londyn, Los Angeles, Meksyk, Stambuł, Rio de Janeiro, Kair i Sao Paulo.

Na tym etapie staje się jasne, że wyzwanie nie dotyczy tylko krajów nierozwiniętych. Serca finansowego krwioobiegu świata, jak Londyn czy Nowy Jork, stolica globalnej kinematografii Los Angeles czy położony na styku Azji i Europy Stambuł cierpi z powodu braku wody.

Sao Paulo w 2015 roku nie było zaopatrywane w wodę przez 12 godzin dziennie, co zmusiło wiele przedsiębiorstw do zamknięcia działalności. Nawet do Barcelony z powodu suszy w 2008 roku musiały dojeżdżać ciężarówki z wodą z Francji.

W RPA aż 7 milionów ludzi żyje praktycznie bez dostępu do wody.

Oczywiście w każdym kraju czy mieście niedobór wynika z różnych powodów. Czasem jest to kwestia braku infrastruktury, czasem po prostu systemy kanalizacyjne nie nadążają za wykładniczo rosnącą populacją. Innym razem o niedoborze decyduje po prostu geografia i zmieniający się klimat. W każdym wypadku niedostatek wody jest podstawowym problemem danej społeczności i władz.

Znaki zapytania

W handlu kontraktami na wodę pojawia się jednak kilka znaków zapytania.

"Jeśli chcesz gdzieś przetransportować wodę, wydasz o wiele więcej pieniędzy na jej wysyłkę, niż jest ona sama jest warta" - powiedział  portalowi marketplace.org ekonomista David Zetland, autor książki "Living With Water Scarcity" ("Życie z niedoborem wody").

Kontrakty terminowe, tak jak wyżej wspomniano, mają termin realizacji. W końcu ktoś, kto zakupił kontrakt na wodę, będzie musiał ją odebrać a to faktycznie wiąże się z ogromnymi kosztami w porównaniu z wartością samej wody.

"Jest niewiele miejsc w Kaliforni, gdzie woda może być transportowana legalnie. Ogromna większość kalifornijskiej wody nie będzie dostępna dla rynku" – mówi Peter Glieck, ekspert ds. wody z think tanku Pacific Institute. Jego zdaniem, kontrakty na wodę nie będą miały większego znaczenia.

Wejście kontaktów na wodę na giełdę jest znakiem czasów. Właśnie jej niedobór oraz zaburzenia klimatyczne, które czekają nas w najbliższych dekadach mogą okazać się największym wyzwaniem dla świata.

Pojawienie się kontraktów terminowych na wodę na amerykańskiej giełdzie jest krokiem symbolicznym. Zapewne faktycznie ten konkretny "future" nie zrewolucjonizuje podejścia ludzi do życiodajnego płynu, ale może być istotnym precedensem, który zachęci do zmiany nastawienia i przypomni, że woda nie jest towarem nieograniczonym i że w wielu miejscach na świecie, nawet w zamożnej Kalifornii, występuje jej niedobór.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Lothar. napisał/a
Więc ile "zyskali" krajowcy, przez podbój hiszpanii, Serenko? Wymordowano lub sprzedano mężczyzn, a kobiety stanowiły łup hiszpanów. Więc "zysk" to jak niesmaczny żart i naśmiewanie się z ludzkiej krzywdy.

ako wstęp do całej opisanej w książce historii, chciałbym przybliżyć mało znane w Polsce dzieje KONKWISTY NA WYSPACH KANARYJSKICH, a konkretnie PODBOJU TENERYFY
30 MAJA 1494 roku, to najbardziej prawdopodobna data masakry wojsk hiszpańskich w Wąwozie Acentejo na Teneryfie. Była to największa ich klęska podczas podboju Wysp Kanaryjskich i jedna z najdotkliwszych przegranych bitew w całej historii KONKWISTY.
Alonso Fernandez de Lugo po spisaniu umowy o podbój (tzw. kapitulacji), z dworem Katolickich Władców Kastylii i Aragonii, sfinansował zaciąg z pieniędzy własnych, Korony oraz kupców włoskich. Zebrał liczącą ponad 1000 ludzi (w tym prawie 200 konnych) armię, złożoną z najemnych żołnierzy hiszpańskich oraz tubylców z innych wysp archipelagu i wylądował z nią w maju 1494 roku na Teneryfie. Wyspę tę zamieszkiwał prosty lud, żyjący w prymitywnych chatach i jaskiniach, zajmujący się na co dzień hodowlą i rybołówstwem i będący daleko w tyle za europejskim poziomem rozwoju. Lugo przywitali lokalni wodzowie ludu Guancha, w tym Bencomo, władca "państewka" Taoro z północnej części wyspy. De Lugo zaproponował im przyjaźń, chrzest i zwierzchnictwo władców Hiszpanii. Część z nich się zgodziła. Natomiast Bencomo, pierwszą propozycję przyjął, drugą się zdziwił, trzecią...zdecydowanie odrzucił. Starcie zbrojne było nieuniknione. Konkwistadorzy przegrupowali się i prawię całą swą siłą ruszyli w kierunku górzystej północy. Zagarniając po drodze stada owiec i bydła, wraz ze swym żywym, złupionym inwentarzem, zagłębiali się w coraz trudniejszy teren. Nie spodziewali się, że cały czas śledzili ich z ukrycia Guanche, 300 wojowników pod komendą Chimenchii – brata Bencomo. Sam wódz zebrał w tym czasie wojska, przynajmniej w takiej liczbie jak Hiszpanie i wyruszył wrogowi naprzeciw. Strudzeni konkwistadorzy i ich sojusznicy, wkraczali powoli do wąwozu Acentejo – długiego na 8 kilometrów rękawa, który zaczyna się na kilkuset, a kończy na około 1500 m.n.p.m. Ciągnąc ze sobą stada w wąskie przejście, rozluźnili formację. Porozrzucane głazy i krzaki, utrudniały kawalerii podejście. Nie wysłali zwiadu przodem, nawet nie przypuszczali, że wchodzą w pułapkę. Chimenchii tylko na to czekał. Umiejący wykorzystać sytuację, genialny strateg, porozstawiał odpowiednio swoich ludzi i w odpowiednim momencie jego pasterze zaczęli gwizdać. Z ukrycia nawoływali skradzione im stada. Bydło rzuciło się pędem w kierunku ogłupiałych z zaskoczenia Hiszpanów. Setki zwierząt, całą swą masą, runęło po zboczu na otaczających je ludzi, tratując i rozbijając, i tak luźną już grupę. W tej samej chwili, ze zboczy wąwozu posypały się dzidy i kamienie. Guanche byli mistrzami w ciskaniu nimi. Będący w potrzasku najeźdźcy, próbowali się bronić, osłaniając tarczami, ostrzeliwując z kusz. Jednak efekt błyskawicznego uderzenia był zbyt wielki, atakujący wydawali się być wszędzie. Kto osłonił się przed kamieniem z prawej strony, tego włócznia dosięgała z lewej. Kiedy bój już trwał, do Acentejo dotarł Bencomo, prowadząc trzon swych wojsk. Kiedy Chimenchii ujrzał brata, powiedział do niego "dałem Ci zwycięstwo, teraz Twoja kolej". Tak, w tamtym momencie, bitwa była już dla nich wygrana, teraz miała się już tylko dopełnić krwią i strachem wroga. Wódz uderzył od frontu i wypchnął Hiszpanów z wąwozu. Maczugi i kamienne siekiery, rozłupywały głowy konkwistadorów razem z hełmami. Rozbici na mniejsze grupki, wyłapywani byli po okolicznych ścieżkach. To była rzeź. Na ich dowódce, który wyróżniał się czerwonym płaszczem, Guanche polowali z wielką zaciekłością. Lugo ledwo uszedł z życiem. Trafiony kamieniem, z zakrwawioną głową, został ocalony przez wiernego żołnierza, który podał mu konia i umożliwił ucieczkę. Wraz z garstką ocalałych dotarł do bezpiecznego obozu na wybrzeżu w Anazo, skąd wysłał statki, aby uratowały kryjące się wśród nadmorskich skał, niedobitki armii. Niedługo po tym zdarzeniu, załamany odpłynął z wyspy.
Bitwa w Wąwozie Acentejo, nie była końcem bitwy o Teneryfe. Wyspa ta, była natomiast ostatnią dużą sceną hiszpańskiego podboju Wysp Kanaryjskich. Cały archipelag, był już od początku XV stulecia, po kawałku zajmowany przez śmiałków działających na zlecenie Kastylii, a od 1479 roku, nawet Portugalia, w traktacie zawartym w Alcacovas, uznała dominację konkurencyjnego sąsiada na tych terytoriach. Alonso Fernandez de Lugo, również nie wziął się na Tenryfie znikąd, jako dowódzca wyprawy. Przez wcześniejszą dekadę, walczył skutecznie podczas zajmowania Gran Canarii i La Palmy, na której był już niezależnym dowódcą. Po masakrze w Acentejo był, załamany, ale nie złamany. Zebrał nowe armie. Tym razem zwerbował weteranów z wojny z mauretańską Grenadą. Mając prawie 2000 ludzi, w 1495 roku, wrócił na Tenryfę.
Tym razem to Guanchom brakło rozwagi. Zbyt pewny siebie po ostatnim zwycięstwie, wierząc w przewagę liczebną swoich liczących być może nawet 5000 ludzi wojsk, Bencomo, 14 listopada, przyjął bitwę w szerokiej kotlinie La Laguna. W szerokiej i płaskiej kotlinie, gdzie kawaleria i kusznicy, nawet nie liczni, mogli popisać się siłą swojej militarnej przewagi. W terenie gdzie, oddziały konkwistadorów mogły walczyć, nacierać i bronić się w szyku. Mimo dzielnego oporu, tubylcy przegrali, a ich wódz Bencomo poległ, wcześniej mężnie broniąć się przed 7 jeźdźcami. Zginął również jego brat. Konkwistadorzy zyskując inicjatywę ruszyli w głąb wyspy i 25 grudnia starli się ponownie z osłabionymi poprzednią klęską Guanchami. Bitwa odbyła się w pobliżu tragicznego Wąwozu Acentejo, ale tym razem zakończyła się pełnym zwycięstwem Hiszpanów. Był to ostatni duży akt oporu mieszkańców Teneryfy. Po nim północne tereny zostały opanowane, a dramatu klęski swego ludu, dopełnił syn Bencomo – nie mogąc pogodzić się z utratą wolności, popełnił samobójstwo. W 1496 podbój wyspy oficjalnie się zakończył.
Ostatni duży akt podboju Wysp Kanaryjskich, odbywał się w tym samym czasie, kiedy w Indiach Zachodnich, Hiszpanie pod wodzą braci Kolumbów, rozpoczynali krwawą konkwistę. Tu koniec, a tam początek, ale czy to Kanary czy Ameryka, cele i przebieg działań były bardzo zbliżone, jeśli nie identyczne. Po jednej i po drugiej stronie Atlantyku atakowano ludy, które były słabiej - pod kątem technologicznym - rozwinięte od najeźdźcy i nad którymi najeźdźca odczuwał swoją wyższość jako człowiek. Władcom Hiszpanii, w obu przypadkach chodziło o zwiększenie swojej potęgi, pod każdym kątem. Pieniądze ze szlaków handlowych, władza, możliwości, konkurencja z sąsiadami. Konkwistadorom chodziło o to samo tylko, że na mniejszą skalę, a wszystko to przykrywał mniej bądź bardziej szczery zapał krzewienia wiary w Chrystusa...krzewienia najczęściej mieczem. Alonso Fernandez de Lugo, był konkwistadorem z krwi i kości. Co więcej, jego osiągnięcia, stawiają go wśród największych hiszpańskich zdobywców zachodu tamtych czasów. Posiadał wszystkie charakteryzujące ich cechy: był ambitny, mężny, wojowniczy, zdeterminowany, uparty, chytry i chciwy. Tak, jak jego koledzy po fachu, w następnych dekadach w Ameryce, Lugo krwawo tłumił opór, podstępem zwabiał nieprzyjaciół i łamał dane im gwarancje bezpieczeństwa. Wykorzystywał jednych tubylców przeciwko drugim. Jako adelantado sam organizował, planował, finansował i przeprowadzał swoje wyprawy,a wobec podporządkowywanej ludności był panem i władcą na podbijanych ziemiach. Złota tam wprawdzie nie zdobywano, ale niewolnik był też formą kapitału. Pomimo, że od 1434, roku na mocy bulli papieskiej, robienie niewolników z Guanchów było zakazane, to interes na nich i tak kwitł, bo przecież jeniec wojenny, to nie niewolnik.
Jak mówiłem, podobieństw pomiędzy konkwistą Kanarów, a Ameryki było mnóstwo, nawet epidemia, która po przybyciu białych, zabijała miejscową ludność, na wyspach miała swój odpowiednik. Nazywano ją "modorra guanche". Jednak była też zasadnicza różnica. Z racji bliskości potęgi hiszpańskiej, mieszkańcy Teneryfy nie mieli praktycznie żadnej możliwości ocalenia swojej wolności. Ich podbój był nieunikniony. Podczas kiedy wiele ludów i państw w Ameryce, miało możliwości odparcia konkwistadorów......
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/

NIEBOSZCZYK NIGDY NIE KOPIE
To było najczęściej powtarzane zdanie wśród hiszpańskich konkwistadorów, a przynajmniej na tyle często, że zostało zapamiętane do dziś. Do niego, do uczuć i empatii ludzi którzy go powtarzali sprowadza się podejście do tubylczych mieszkańców Ameryki, przez tych którzy ją zdobywali.
Konkwista była jednym z najbardziej nieprawdopodobnych, niesamowitych i niezwykle skutecznych podbojów zbrojnych w historii świata, a śmiałkowie którzy ją przeprowadzili byli bardzo zdeterminowanymi, zdolnymi i odważnymi wojownikami, którzy pomimo, że co trzeci z nich ginął, w przeciągu kilkudziesięciu lat w sile łącznej zapewne nie przekraczającej 20 000 osób, podbili wielomilionowe cywilizacje. Zrobili to naginając możliwości fizyczne i psychicznie do granic ludzkiej wytrzymałości, naciągając i ostentacyjnie łamiąc prawo kraju, który reprezentowali, wykorzystując wszystkie dostępne atuty w genialny sposób i wraz z własnym życiem rzucając je na szale, na której z drugiej strony leżały chwała, bogactwo i zasługi w niebie w ich chorym rozumieniu. Byli prowadzeni przez charyzmatycznych geniuszy strategii, z których największy ma niewielu równych sobie w dziejach. Na zdobytych terenach wykuwali swój straszny bezwzględny Nowy Świat i były momenty, że nikt, nawet monarchowie nie mieli nad nimi żadnej kontroli.
Przyczyn ich sukcesu nie da opisać się na kilku stronicach. Kilkadziesiąt lat wojny, różnych ludzi w różnych miejscach, wymaga szerszego wglądu. Inaczej sprawy miały się w wielkiej cywilizacji Meksyku, inaczej na dalekich południowych rubieżach Chile, a jeszcze inaczej w głębi dżungli amazońskiej. Sprawa była dla mnie tak intrygująca,że postanowiłem zagłębić się w dostępne mi źródła i przeanalizować całą historię hiszpańskiej konkwisty w Ameryce. Z zarwanych dni i nocy wyszła książka, która w formie ebooka właśnie ukazała się na rynku, wydana przez portal historyczny "Histmag.org".
https://sklep.histmag.org/.../kacper-nowak-konkwista-w.../
Będzie mi bardzo miło, jeśli członkowie tej grupy zechcą rzucić na nią okiem.
Pisząc ją doszedłem do wniosku, że to wzajemne waśnie pomiędzy mieszkańcami państw dawnej indiańskiej Ameryki, były główną przyczyną ich szybkiego upadku. Dlatego wbrew temu, co się niekiedy powtarza, podbój tego regionu przez Hiszpanów nie był nieunikniony i nieuchronny tylko dlatego, że oni mieli strzelby i konie, a przeciwnicy byli ciemną masą uważającą swych najeźdźców za bogów. Gdyby nie wspomniane wewnętrzne podziały istniejące w najechanych krajach, historia wyglądałaby zupełnie inaczej. W rzeczywistości to konkwistadorzy byli słabszą stroną w tym konflikcie, Dawidem, który walczył z Goliatem – z tym, że Goliat stał na glinianych nogach, a Dawid potrafił to dostrzec. Jednym z głównych osiągnięć konkwistadorów, tym, dzięki czemu nazwiska ich wielkich wodzów zapisały się tak mocno w historii, było fenomenalne rozpoznanie miejsc, w których nieprzyjaciel był słaby, i użycie tam wszystkich możliwych środków. Jednak było kilka momentów, w których bardzo niewiele zabrakło, aby życie Amerykanów mogło się potoczyć zupełnie inaczej.....
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/
O matko! Ty, jak już wkleisz tekst to oczy bolą, szczególnie na telefonie.
Póki co, to sobie daruję, bo jestem dość zmęczona
Jutro laba w hotelu, ewentualnie spacer nad ocean, a w poniedziałek wieczorem wracam do Polski.

Wojtek, jasne, że podbój każdego kraju jest zły. Ja ci tylko przedstawiłam jakie są też zyski, bo nic nie jest czarno białe.
Z pewnością nigdy bym tych wysp nie zwiedziła, gdyby były nadal dzikie.
Dobrej nocy 😊
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Amigoland napisał/a
Dobranoc Sarenko...Dobranoc Duszki...
Dobranoc Amigo 🙂
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Lothar. napisał/a
Jak się chce handlować wodą, to trzeba windować ceny i zmniejszać ilość dostępnej.

Po raz pierwszy w historii na amerykańskiej giełdzie CME pojawią się kontrakty na wodę. Pomysłodawcy tego rozwiązania twierdzą, że pomoże ono „firmom potrzebującym wody w zarządzaniu ryzykiem zmiany klimatu”.

Kontrakt futures to umowa kupna lub sprzedaży składnika aktywów, takiego jak woda, w określonym czasie w przyszłości po uzgodnionej cenie. Kontrakty terminowe są wymieniane na takie rzeczy, jak ropa naftowa, metale szlachetne lub żywność.

Surowce, jakimi handluje się na światowych giełdach mogą często wprawiać w osłupienie laika. Od "commodities" spożywczych tj. kukurydza, olej sojowy, pszenica, kawa, ser, mleko w proszku,  zamrożony sok pomarańczowy, przez kontrakty na bydło, uran, mróz, ziarna słonecznika czy pieprz.

Inwestorzy handlują dosłownie wszystkim. Choć handel kontraktami na wodę wydawał się pomysłem aż nazbyt abstrakcyjnym. Aż do teraz.

Niedostatek wody może dotknąć nawet 5 miliardów ludzi na świecie do 2050 roku – wynika z raportu ONZ. Zacznijmy jednak od początku.

Chicago Mercantile  Exchange (CME) to największa na świecie giełda kontraktów terminowych. Jeszcze w tym roku uruchomi możliwość handlu kontraktami na kalifornijski rynek wody. Każdy kontrakt obejmowałby 10 akrów wody lub ilość wody potrzebną do pokrycia jednego akra lądu na wysokość jednej stopy wody. Tłumacząc z amerykańskiego na system metryczny – jest to ok. 1214 m3 wody.

"Ponieważ przewiduje się, że prawie dwie trzecie światowej populacji będzie musiało stawić czoła niedoborom wody do 2025 r., stanowi on rosnące ryzyko dla przedsiębiorstw i społeczności na całym świecie" - wyjaśnia Tim McCourt, szef indeksów akcji i alternatywnych produktów inwestycyjnych w CME.

Eksperci ds. klimatu ostrzegają, że z powodu niedoborów wody na całym świecie już narastają napięcia. Zapotrzebowanie na wodę musi być zrównoważone między zaopatrzeniem domów ludzi, produkcją energii i nawadnianiem upraw, aby zapewnić nam żywność.

CME dodaje, że kupowanie kontraktów terminowych pomogłoby firmom potrzebującym wody w zarządzaniu ryzykiem zmiany klimatu. To z kolei obniżyłoby koszty, pomagając z kolei konsumentom.

Na razie do handlu będą dopuszczone firmy z Kaliforni, głównie te zajmujące się rolnictwem, które polegają na zasobach wody.

Widmo niedoboru

Na niedostatek wody cierpi już dziś wiele państw. Czasem jest on okresowy, czasem permanentny. Czasami dotyczy całych regionów, innym razem konkretnych miast. Łącznie, wedle raportu ONZ, w 2018 roku aż 2 miliardy ludzi żyło w krajach, w których występował przynajmniej okresowy niedobór.

Podobne problemy kojarzą się z Afryką i faktycznie 3 z 5 najuboższych w wodę krajów leży na Czarnym Kontynencie. Libia, Sahara Zachodnia i Dżibuti to właśnie te państwa. Choć sytuacja nie wynika z czynników naturalnych, tj. jak brak zbiorników słodkowodnych, ale z faktu, że te kraje toczone są konfliktami zbrojnymi. Podobnie wygląda sytuacja w azjatyckim Jemenie, który również znalazł się w pierwszej piątce.

Brak wody to również domena Bliskiego Wschodu. Sam jadąc busem do Jerozolimy rozmawiałem z kierowcą, który stwierdził, że Zachód zupełnie nie rozumie problemów regionu.

"Wy myślicie, że my tu się zmagamy z wojnami, terroryzmem, niestabilnością polityczna. A największym problemem Bliskiego Wschodu, ważniejszym niż wszystkie inne napięcia, jest widmo niedoboru wody pitnej" – tłumaczył.

I faktycznie, już dziś na piątym miejscu wśród państw z największymi problemami w tym zakresie znajduje się Jordania. Tu akurat kluczowe są względy geograficzne. Jedynym poważniejszym źródłem wody pitnej na terenie kraju jest rzeka Jordan, zresztą tworząca naturalną granicę w Izraelem. Dodatkowo zwiększające się obszary pustynne oraz populacja multiplikują problem.

Niedobór w mniejszej skali dotyczy praktycznie całej Afryki Subsaharyjskiej, południowej oraz wschodniej. Pakistan, Afganistan, bardzo duża część Indii, Australia, Chile, prawie połowa Chin, Hiszpania, Meksyk a nawet część Stanów Zjednoczonych zmaga się z mniejszym dostępem wody niż zapotrzebowanie.

Co ciekawe, aż 14 z 20 największych aglomeracji miejskich na świecie nie wie skąd czerpać wodę. Wśród nich są – Pekin, Tokio, Delhi, Osaka, Szanghaj, Bombaj, Nowy Jork, Londyn, Los Angeles, Meksyk, Stambuł, Rio de Janeiro, Kair i Sao Paulo.

Na tym etapie staje się jasne, że wyzwanie nie dotyczy tylko krajów nierozwiniętych. Serca finansowego krwioobiegu świata, jak Londyn czy Nowy Jork, stolica globalnej kinematografii Los Angeles czy położony na styku Azji i Europy Stambuł cierpi z powodu braku wody.

Sao Paulo w 2015 roku nie było zaopatrywane w wodę przez 12 godzin dziennie, co zmusiło wiele przedsiębiorstw do zamknięcia działalności. Nawet do Barcelony z powodu suszy w 2008 roku musiały dojeżdżać ciężarówki z wodą z Francji.

W RPA aż 7 milionów ludzi żyje praktycznie bez dostępu do wody.

Oczywiście w każdym kraju czy mieście niedobór wynika z różnych powodów. Czasem jest to kwestia braku infrastruktury, czasem po prostu systemy kanalizacyjne nie nadążają za wykładniczo rosnącą populacją. Innym razem o niedoborze decyduje po prostu geografia i zmieniający się klimat. W każdym wypadku niedostatek wody jest podstawowym problemem danej społeczności i władz.

Znaki zapytania

W handlu kontraktami na wodę pojawia się jednak kilka znaków zapytania.

"Jeśli chcesz gdzieś przetransportować wodę, wydasz o wiele więcej pieniędzy na jej wysyłkę, niż jest ona sama jest warta" - powiedział  portalowi marketplace.org ekonomista David Zetland, autor książki "Living With Water Scarcity" ("Życie z niedoborem wody").

Kontrakty terminowe, tak jak wyżej wspomniano, mają termin realizacji. W końcu ktoś, kto zakupił kontrakt na wodę, będzie musiał ją odebrać a to faktycznie wiąże się z ogromnymi kosztami w porównaniu z wartością samej wody.

"Jest niewiele miejsc w Kaliforni, gdzie woda może być transportowana legalnie. Ogromna większość kalifornijskiej wody nie będzie dostępna dla rynku" – mówi Peter Glieck, ekspert ds. wody z think tanku Pacific Institute. Jego zdaniem, kontrakty na wodę nie będą miały większego znaczenia.

Wejście kontaktów na wodę na giełdę jest znakiem czasów. Właśnie jej niedobór oraz zaburzenia klimatyczne, które czekają nas w najbliższych dekadach mogą okazać się największym wyzwaniem dla świata.

Pojawienie się kontraktów terminowych na wodę na amerykańskiej giełdzie jest krokiem symbolicznym. Zapewne faktycznie ten konkretny "future" nie zrewolucjonizuje podejścia ludzi do życiodajnego płynu, ale może być istotnym precedensem, który zachęci do zmiany nastawienia i przypomni, że woda nie jest towarem nieograniczonym i że w wielu miejscach na świecie, nawet w zamożnej Kalifornii, występuje jej niedobór.
To też sobie poczytam może jutro 😁
Ale już tak pobieżnie widzę o co chodzi.
Po to wprowadzają usilnie ten zielony ład! By zarabiać nie tylko na energii ale też na tym, co każdy organizm potrzebuje do życia czyli woda.

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Dobrej nocy, Serenko >;) Pojechała byś w miejsce o mniej burzliwej historii >;)) Jestem sceptyczny co do italii, niemiec, francji, danii, holandii, anglii, hiszpanii i portugalii. Kolonie to wielka krzywda dla tubylców.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W przyszłym roku może pojadę do Bułgarii, może być? ☺️
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Aha, jutro wam opowiem o niemieckim szpiegu, co tutaj w Fuertawenturze przerzucał nazistów.
Byłam w jego willi ale foty robiła córa, więc trzeba poczekać 😏



Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Sylwia napisał/a
Lothar. napisał/a
Więc ile "zyskali" krajowcy, przez podbój hiszpanii, Serenko? Wymordowano lub sprzedano mężczyzn, a kobiety stanowiły łup hiszpanów. Więc "zysk" to jak niesmaczny żart i naśmiewanie się z ludzkiej krzywdy.

ako wstęp do całej opisanej w książce historii, chciałbym przybliżyć mało znane w Polsce dzieje KONKWISTY NA WYSPACH KANARYJSKICH, a konkretnie PODBOJU TENERYFY
30 MAJA 1494 roku, to najbardziej prawdopodobna data masakry wojsk hiszpańskich w Wąwozie Acentejo na Teneryfie. Była to największa ich klęska podczas podboju Wysp Kanaryjskich i jedna z najdotkliwszych przegranych bitew w całej historii KONKWISTY.
Alonso Fernandez de Lugo po spisaniu umowy o podbój (tzw. kapitulacji), z dworem Katolickich Władców Kastylii i Aragonii, sfinansował zaciąg z pieniędzy własnych, Korony oraz kupców włoskich. Zebrał liczącą ponad 1000 ludzi (w tym prawie 200 konnych) armię, złożoną z najemnych żołnierzy hiszpańskich oraz tubylców z innych wysp archipelagu i wylądował z nią w maju 1494 roku na Teneryfie. Wyspę tę zamieszkiwał prosty lud, żyjący w prymitywnych chatach i jaskiniach, zajmujący się na co dzień hodowlą i rybołówstwem i będący daleko w tyle za europejskim poziomem rozwoju. Lugo przywitali lokalni wodzowie ludu Guancha, w tym Bencomo, władca "państewka" Taoro z północnej części wyspy. De Lugo zaproponował im przyjaźń, chrzest i zwierzchnictwo władców Hiszpanii. Część z nich się zgodziła. Natomiast Bencomo, pierwszą propozycję przyjął, drugą się zdziwił, trzecią...zdecydowanie odrzucił. Starcie zbrojne było nieuniknione. Konkwistadorzy przegrupowali się i prawię całą swą siłą ruszyli w kierunku górzystej północy. Zagarniając po drodze stada owiec i bydła, wraz ze swym żywym, złupionym inwentarzem, zagłębiali się w coraz trudniejszy teren. Nie spodziewali się, że cały czas śledzili ich z ukrycia Guanche, 300 wojowników pod komendą Chimenchii – brata Bencomo. Sam wódz zebrał w tym czasie wojska, przynajmniej w takiej liczbie jak Hiszpanie i wyruszył wrogowi naprzeciw. Strudzeni konkwistadorzy i ich sojusznicy, wkraczali powoli do wąwozu Acentejo – długiego na 8 kilometrów rękawa, który zaczyna się na kilkuset, a kończy na około 1500 m.n.p.m. Ciągnąc ze sobą stada w wąskie przejście, rozluźnili formację. Porozrzucane głazy i krzaki, utrudniały kawalerii podejście. Nie wysłali zwiadu przodem, nawet nie przypuszczali, że wchodzą w pułapkę. Chimenchii tylko na to czekał. Umiejący wykorzystać sytuację, genialny strateg, porozstawiał odpowiednio swoich ludzi i w odpowiednim momencie jego pasterze zaczęli gwizdać. Z ukrycia nawoływali skradzione im stada. Bydło rzuciło się pędem w kierunku ogłupiałych z zaskoczenia Hiszpanów. Setki zwierząt, całą swą masą, runęło po zboczu na otaczających je ludzi, tratując i rozbijając, i tak luźną już grupę. W tej samej chwili, ze zboczy wąwozu posypały się dzidy i kamienie. Guanche byli mistrzami w ciskaniu nimi. Będący w potrzasku najeźdźcy, próbowali się bronić, osłaniając tarczami, ostrzeliwując z kusz. Jednak efekt błyskawicznego uderzenia był zbyt wielki, atakujący wydawali się być wszędzie. Kto osłonił się przed kamieniem z prawej strony, tego włócznia dosięgała z lewej. Kiedy bój już trwał, do Acentejo dotarł Bencomo, prowadząc trzon swych wojsk. Kiedy Chimenchii ujrzał brata, powiedział do niego "dałem Ci zwycięstwo, teraz Twoja kolej". Tak, w tamtym momencie, bitwa była już dla nich wygrana, teraz miała się już tylko dopełnić krwią i strachem wroga. Wódz uderzył od frontu i wypchnął Hiszpanów z wąwozu. Maczugi i kamienne siekiery, rozłupywały głowy konkwistadorów razem z hełmami. Rozbici na mniejsze grupki, wyłapywani byli po okolicznych ścieżkach. To była rzeź. Na ich dowódce, który wyróżniał się czerwonym płaszczem, Guanche polowali z wielką zaciekłością. Lugo ledwo uszedł z życiem. Trafiony kamieniem, z zakrwawioną głową, został ocalony przez wiernego żołnierza, który podał mu konia i umożliwił ucieczkę. Wraz z garstką ocalałych dotarł do bezpiecznego obozu na wybrzeżu w Anazo, skąd wysłał statki, aby uratowały kryjące się wśród nadmorskich skał, niedobitki armii. Niedługo po tym zdarzeniu, załamany odpłynął z wyspy.
Bitwa w Wąwozie Acentejo, nie była końcem bitwy o Teneryfe. Wyspa ta, była natomiast ostatnią dużą sceną hiszpańskiego podboju Wysp Kanaryjskich. Cały archipelag, był już od początku XV stulecia, po kawałku zajmowany przez śmiałków działających na zlecenie Kastylii, a od 1479 roku, nawet Portugalia, w traktacie zawartym w Alcacovas, uznała dominację konkurencyjnego sąsiada na tych terytoriach. Alonso Fernandez de Lugo, również nie wziął się na Tenryfie znikąd, jako dowódzca wyprawy. Przez wcześniejszą dekadę, walczył skutecznie podczas zajmowania Gran Canarii i La Palmy, na której był już niezależnym dowódcą. Po masakrze w Acentejo był, załamany, ale nie złamany. Zebrał nowe armie. Tym razem zwerbował weteranów z wojny z mauretańską Grenadą. Mając prawie 2000 ludzi, w 1495 roku, wrócił na Tenryfę.
Tym razem to Guanchom brakło rozwagi. Zbyt pewny siebie po ostatnim zwycięstwie, wierząc w przewagę liczebną swoich liczących być może nawet 5000 ludzi wojsk, Bencomo, 14 listopada, przyjął bitwę w szerokiej kotlinie La Laguna. W szerokiej i płaskiej kotlinie, gdzie kawaleria i kusznicy, nawet nie liczni, mogli popisać się siłą swojej militarnej przewagi. W terenie gdzie, oddziały konkwistadorów mogły walczyć, nacierać i bronić się w szyku. Mimo dzielnego oporu, tubylcy przegrali, a ich wódz Bencomo poległ, wcześniej mężnie broniąć się przed 7 jeźdźcami. Zginął również jego brat. Konkwistadorzy zyskując inicjatywę ruszyli w głąb wyspy i 25 grudnia starli się ponownie z osłabionymi poprzednią klęską Guanchami. Bitwa odbyła się w pobliżu tragicznego Wąwozu Acentejo, ale tym razem zakończyła się pełnym zwycięstwem Hiszpanów. Był to ostatni duży akt oporu mieszkańców Teneryfy. Po nim północne tereny zostały opanowane, a dramatu klęski swego ludu, dopełnił syn Bencomo – nie mogąc pogodzić się z utratą wolności, popełnił samobójstwo. W 1496 podbój wyspy oficjalnie się zakończył.
Ostatni duży akt podboju Wysp Kanaryjskich, odbywał się w tym samym czasie, kiedy w Indiach Zachodnich, Hiszpanie pod wodzą braci Kolumbów, rozpoczynali krwawą konkwistę. Tu koniec, a tam początek, ale czy to Kanary czy Ameryka, cele i przebieg działań były bardzo zbliżone, jeśli nie identyczne. Po jednej i po drugiej stronie Atlantyku atakowano ludy, które były słabiej - pod kątem technologicznym - rozwinięte od najeźdźcy i nad którymi najeźdźca odczuwał swoją wyższość jako człowiek. Władcom Hiszpanii, w obu przypadkach chodziło o zwiększenie swojej potęgi, pod każdym kątem. Pieniądze ze szlaków handlowych, władza, możliwości, konkurencja z sąsiadami. Konkwistadorom chodziło o to samo tylko, że na mniejszą skalę, a wszystko to przykrywał mniej bądź bardziej szczery zapał krzewienia wiary w Chrystusa...krzewienia najczęściej mieczem. Alonso Fernandez de Lugo, był konkwistadorem z krwi i kości. Co więcej, jego osiągnięcia, stawiają go wśród największych hiszpańskich zdobywców zachodu tamtych czasów. Posiadał wszystkie charakteryzujące ich cechy: był ambitny, mężny, wojowniczy, zdeterminowany, uparty, chytry i chciwy. Tak, jak jego koledzy po fachu, w następnych dekadach w Ameryce, Lugo krwawo tłumił opór, podstępem zwabiał nieprzyjaciół i łamał dane im gwarancje bezpieczeństwa. Wykorzystywał jednych tubylców przeciwko drugim. Jako adelantado sam organizował, planował, finansował i przeprowadzał swoje wyprawy,a wobec podporządkowywanej ludności był panem i władcą na podbijanych ziemiach. Złota tam wprawdzie nie zdobywano, ale niewolnik był też formą kapitału. Pomimo, że od 1434, roku na mocy bulli papieskiej, robienie niewolników z Guanchów było zakazane, to interes na nich i tak kwitł, bo przecież jeniec wojenny, to nie niewolnik.
Jak mówiłem, podobieństw pomiędzy konkwistą Kanarów, a Ameryki było mnóstwo, nawet epidemia, która po przybyciu białych, zabijała miejscową ludność, na wyspach miała swój odpowiednik. Nazywano ją "modorra guanche". Jednak była też zasadnicza różnica. Z racji bliskości potęgi hiszpańskiej, mieszkańcy Teneryfy nie mieli praktycznie żadnej możliwości ocalenia swojej wolności. Ich podbój był nieunikniony. Podczas kiedy wiele ludów i państw w Ameryce, miało możliwości odparcia konkwistadorów......
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/

NIEBOSZCZYK NIGDY NIE KOPIE
To było najczęściej powtarzane zdanie wśród hiszpańskich konkwistadorów, a przynajmniej na tyle często, że zostało zapamiętane do dziś. Do niego, do uczuć i empatii ludzi którzy go powtarzali sprowadza się podejście do tubylczych mieszkańców Ameryki, przez tych którzy ją zdobywali.
Konkwista była jednym z najbardziej nieprawdopodobnych, niesamowitych i niezwykle skutecznych podbojów zbrojnych w historii świata, a śmiałkowie którzy ją przeprowadzili byli bardzo zdeterminowanymi, zdolnymi i odważnymi wojownikami, którzy pomimo, że co trzeci z nich ginął, w przeciągu kilkudziesięciu lat w sile łącznej zapewne nie przekraczającej 20 000 osób, podbili wielomilionowe cywilizacje. Zrobili to naginając możliwości fizyczne i psychicznie do granic ludzkiej wytrzymałości, naciągając i ostentacyjnie łamiąc prawo kraju, który reprezentowali, wykorzystując wszystkie dostępne atuty w genialny sposób i wraz z własnym życiem rzucając je na szale, na której z drugiej strony leżały chwała, bogactwo i zasługi w niebie w ich chorym rozumieniu. Byli prowadzeni przez charyzmatycznych geniuszy strategii, z których największy ma niewielu równych sobie w dziejach. Na zdobytych terenach wykuwali swój straszny bezwzględny Nowy Świat i były momenty, że nikt, nawet monarchowie nie mieli nad nimi żadnej kontroli.
Przyczyn ich sukcesu nie da opisać się na kilku stronicach. Kilkadziesiąt lat wojny, różnych ludzi w różnych miejscach, wymaga szerszego wglądu. Inaczej sprawy miały się w wielkiej cywilizacji Meksyku, inaczej na dalekich południowych rubieżach Chile, a jeszcze inaczej w głębi dżungli amazońskiej. Sprawa była dla mnie tak intrygująca,że postanowiłem zagłębić się w dostępne mi źródła i przeanalizować całą historię hiszpańskiej konkwisty w Ameryce. Z zarwanych dni i nocy wyszła książka, która w formie ebooka właśnie ukazała się na rynku, wydana przez portal historyczny "Histmag.org".
https://sklep.histmag.org/.../kacper-nowak-konkwista-w.../
Będzie mi bardzo miło, jeśli członkowie tej grupy zechcą rzucić na nią okiem.
Pisząc ją doszedłem do wniosku, że to wzajemne waśnie pomiędzy mieszkańcami państw dawnej indiańskiej Ameryki, były główną przyczyną ich szybkiego upadku. Dlatego wbrew temu, co się niekiedy powtarza, podbój tego regionu przez Hiszpanów nie był nieunikniony i nieuchronny tylko dlatego, że oni mieli strzelby i konie, a przeciwnicy byli ciemną masą uważającą swych najeźdźców za bogów. Gdyby nie wspomniane wewnętrzne podziały istniejące w najechanych krajach, historia wyglądałaby zupełnie inaczej. W rzeczywistości to konkwistadorzy byli słabszą stroną w tym konflikcie, Dawidem, który walczył z Goliatem – z tym, że Goliat stał na glinianych nogach, a Dawid potrafił to dostrzec. Jednym z głównych osiągnięć konkwistadorów, tym, dzięki czemu nazwiska ich wielkich wodzów zapisały się tak mocno w historii, było fenomenalne rozpoznanie miejsc, w których nieprzyjaciel był słaby, i użycie tam wszystkich możliwych środków. Jednak było kilka momentów, w których bardzo niewiele zabrakło, aby życie Amerykanów mogło się potoczyć zupełnie inaczej.....
https://sklep.histmag.org/produkt/kacper-no...szpanii-e-book/
O matko! Ty, jak już wkleisz tekst to oczy bolą, szczególnie na telefonie.
Póki co, to sobie daruję, bo jestem dość zmęczona
Jutro laba w hotelu, ewentualnie spacer nad ocean, a w poniedziałek wieczorem wracam do Polski.

Wojtek, jasne, że podbój każdego kraju jest zły. Ja ci tylko przedstawiłam jakie są też zyski, bo nic nie jest czarno białe.
Z pewnością nigdy bym tych wysp nie zwiedziła, gdyby były nadal dzikie.
Dobrej nocy 😊
Ja cię czytam Serenko na dużym telewizorze więc wygodnie się czyta długie teksty, albo czyta program >;)
Miłego wieczoru Serenko, ładne zdjęcia >;)
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Sylwia napisał/a
W przyszłym roku może pojadę do Bułgarii, może być? ☺️
Może, ale i tam się "działo" >;)) Jak się grzebie w historii, to się wygrzebie >;) Czasami wolę milczeć >;P bo ludziom humor psuje. Chyba lepiej się żyje jak się nie myśli o tym >;) Czytam o tym Winterze :)

Otoczona wysokim murem Willa Wintera została zbudowana w miejscu, gdzie niezauważone podejście do niej, jest niemożliwe. Nasuwa się pytanie - kto i dlaczego zdecydował się na budowę domu z wieżą obserwacyjną, którego grube ściany bardziej przypominają bunkier niż budynek mieszkalny, gdzie znajduje się olbrzymia kuchnia, która z powodzeniem wyżywiłaby kompanię wojska? Kim tak naprawdę był i czym zajmował się pochodzący z niemieckiego Szwarcwaldu inż. Gustaw Winter? Dlaczego mieszkańcy Cofete, pytani o to, milczą.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

michalina
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Sylwia napisał/a
Jak chcecie fotki znad oceanu, bo te dwie ostatnie wycieczki miałam na południu Fuerteventura, więc głównie plaże, to zamieszczam te, co sama popstrykałam ;)
Na fotki od córy muszę poczekać, bo ona je musi posegregować ;))

Cudowny,kojacy widok:))
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

michalina
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Lothar. napisał/a
Serenko, tak samo "zyskali" Indianie w stanach i kanadzie i aborygeni w Australii że dzicz ich wymordowała. Ja to się zastanawiam dlaczego Ludzkość oczekuje dobra od kosmitów/bogów jak zgodnie z tą analogią, to powinni zdominować i zdepopulować ludzi i zamknąć w gettach. Co w sumie.... się dzieje >;))
Ciekawe przemyślenie WW:))
Ludzie chcą,by ktos ich "wyzwolił",jakis dobry pan,Bóg,Kosmita itd.
Tymczasem sam morduje i zabija ,trzeba czy nie trzeba;)
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

michalina
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Sylwia
Sylwia napisał/a
Cudnie Sarenko!:)
To ja wklejam fotę z ostatnich dni lata w Polsce,aż mi smutno,że to końcówka;)

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez michalina
michalina napisał/a
Lothar. napisał/a
Serenko, tak samo "zyskali" Indianie w stanach i kanadzie i aborygeni w Australii że dzicz ich wymordowała. Ja to się zastanawiam dlaczego Ludzkość oczekuje dobra od kosmitów/bogów jak zgodnie z tą analogią, to powinni zdominować i zdepopulować ludzi i zamknąć w gettach. Co w sumie.... się dzieje >;))
Ciekawe przemyślenie WW:))
Ludzie chcą,by ktos ich "wyzwolił",jakis dobry pan,Bóg,Kosmita itd.
Tymczasem sam morduje i zabija ,trzeba czy nie trzeba;)
Nie jesteśmy już dziećmi Michalino. Merkantylność rządzi społecznościami >;)


Merkantylizm, ustrój merkantylny – system poglądów ekonomiczno-politycznych, który pojawił się we wczesnym okresie nowożytności, wywodzący się z bulionizmu – teorii mówiącej, że posiadanie metali szlachetnych w kraju równa się jego bogactwu.

Termin merkantylizm pojawił się w 1664 r. w książce O zasadach merkantylizmu Jeana Baptiste Colberta, a rozpropagowany został w 1776 r. przez słynnego ekonomistę Adama Smitha, który wywiódł go z łacińskiego słowa mercari, oznaczającego „handlować”, „prowadzić handel”, które z kolei pochodzi od słowa merx (dopełniacz mercis) oznaczającego „towar”[1]. Początkowo używany był wyłącznie przez swoich krytyków, do których zaliczał się też Adam Smith.

Okres, gdy merkantylizm święcił największe triumfy, był epoką dominacji bogacącej się warstwy kupieckiej oraz silnej władzy państwa terytorialnie scentralizowanego. Był to system charakterystyczny głównie dla państw zachodnioeuropejskich, które posiadały dostęp do morza oraz silną flotę. Ostatnim merkantylistą brytyjskim był James Steuart (1712–1780).

W zależności od prowadzonej polityki wyróżnia się dwa zasadnicze okresy:

    merkantylizm wczesny, gdzie główny nacisk był położony na wzrost zasobów kruszców poprzez korzystny bilans wymiany handlowej,
    merkantylizm właściwy (rozwinięty), czyli okres charakterystyczny dla etapu produkcji manufakturowej.

Założenia i praktyka merkantylizmu

Merkantyliści uważali, że:

    źródłem bogactwa pochodzącego z zagranicy jest rozwinięty eksport przewyższający import (dodatni bilans handlowy),
    kraje europejskie bezpośrednio ze sobą konkurują,
    kraj, który ma najwięcej bogactwa, wygrywa tę konkurencję,
    dobrobyt i siła są ze sobą ściśle połączone – siła narodowa w systemie międzynarodowym w dużej mierze wywodzi się z dobrobytu, dobrobyt jest niezbędny do kumulowania siły,
    kruszec złoty i srebrny jest synonimem bogactwa,
    jedne aktywności ekonomiczne są bardziej istotne od innych.

Głównym wnioskiem płynącym z tych reguł, które przez całe stulecia określały stosunki międzynarodowe był korzystny bilans handlowy jako kluczowy element w powiększeniu przez dany kraj swoich zasobów metali szlachetnych. Kraj powinien eksportować więcej dóbr i usług niż importować, oczywiście o ile nie był w stanie zwyczajnie wytwarzać dużych ilości własnych metali szlachetnych. Przykładowo, Anglia założyła kolonie na półkuli zachodniej po części aby posiadać własne źródło drewna i nie musieć kupować go w obszarze bałtyckim. Było to ważne dla przemysłu stoczniowego, a więc w tworzeniu potęgi morskiej. Merkantylizm był siłą napędową kolonializmu, w myśl zasady twierdzącej, że wielkie imperium to klucz do bogactwa.

Podstawowym dogmatem merkantylizmu było twierdzenie, że eksportowanie materiałów surowych lub niewykończonych jest szkodliwe dla kraju (narodu), ponieważ więcej bogactwa można by uzyskać z ich przemysłowego przetwarzania w kraju (twierdzenie to jest charakterystyczne przede wszystkim dla ekonomicznego nacjonalizmu – dogmatu, w który przeistoczył się klasyczny merkantylizm). Dlatego np. Anglia zabroniła eksportu niewykończonych tkanin do Holandii.

Jako zła postrzegana była również zależność od handlu zagranicznego. Aby sobie z nią poradzić, Anglia wprowadziła Akty Nawigacyjne, które zabraniały wstępu do angielskich portów każdemu statkowi, który nie był angielski ani nie przewoził dóbr wyprodukowanych w kraju swego pochodzenia. Rezultatem tego było ograniczenie możliwości prowadzenia handlu przez kolonie brytyjskie z krajami innymi niż Anglia.

Europejski merkantylizm siedemnastego i osiemnastego wieku był również odpowiedzialny za wzrost konfliktów międzynarodowych w tamtym okresie. Uważano, że skoro poziom handlu światowego jest stały, to jedyną metodą zwiększenia handlu jednego kraju jest odebranie go innemu krajowi. Z teoriami merkantylistów można bezpośrednio łączyć niektóre wojny, jak np. angielsko-holenderskie czy francusko-holenderskie.

Jednym z najważniejszych zarzutów podnoszonych przeciw Wielkiej Brytanii pod koniec XVIII wieku przez rewolucjonistów amerykańskich było stosowanie ceł przez Wielką Brytanię. Teoria merkantylistyczna zakłada, że jeśli ktoś pragnie, aby jego imperium miało tak wiele złota jak tylko możliwe, to jego kolonie nie powinny płacić złotem za sprowadzane z zagranicy dobra. Restrykcje handlowe ograniczały więc handel z innymi potęgami, zmuszając kolonistów do nabywania wykończonych dóbr wyłącznie od rządzącego imperium i płacenia za nie cen na poziomie o wiele wyższym niż poziom efektywny według Adama Smitha.

Obecność małej, posiadanej przez Holandię i od czasów Hugona Grocjusza (który żył w latach 1583–1645) wspierającej ideę wolnego handlu karaibskiej wyspy Sint Eustatius odegrała ogromną rolę w późniejszej rewolucji. Wyspa ta była otwarta dla wszystkich i nie nakładała w ogóle żadnych ceł. Jej gubernator zdecydował się powitać salutem statek SS Andrew Doria, który pływał pod banderą Kongresu Kontynentalnego.
Zmiana paradygmatu

Stopniowo kres dominacji merkantylizmu położył rozwój konkurencyjnych teorii ekonomicznych, w tym klasycznej szkoły ekonomii.

Liberalizm i merkantylizm u podstaw są skrajnie różne w kluczowej sprawie: podczas gdy merkantylizm zakładał, że wszyscy ludzie na świecie muszą konkurować o ograniczone bogactwo świata, Adam Smith uważał, że w bogactwie i handlu niekoniecznie musi być zwycięzca i przegrany (czyli, że są one, zgodnie z teorią gier, grą o sumie niezerowej) – co w pierwszym rzędzie oznacza, że skoro potrzeby są różne, zatem obie uczestniczące w transakcji strony mogą realnie zyskać, ponieważ wymienione w jej efekcie przedmioty przedstawiają dla swoich nowych właścicieli wyższą wartość. Bulionizm dyktował, że gdy jedna strona zarabia, to druga musi stracić (co jest zgodne z założeniem gry o sumie zerowej); podczas gdy Smith uważał, że złoto to tylko żółta skała, której wartość wynika z rzadkości. Obecnie większość ekonomistów zgadza się ze Smithem.
Czołowi przedstawiciele nurtu

     Z tym tematem związana jest kategoria: Merkantyliści.

    Thomas Mun (1571-1641) – zwolennik regulacji handlu zagranicznego przez rząd, w celu utrzymania dodatniego bilansu handlowego oraz przypływu złota i srebra dla równoważenia tego bilansu.
    William Petty (1623-1687) – prekursor statystycznych technik mierzenia zjawisk społecznych i zmiennych ekonomicznych.
    Bernard de Mandeville (1670-1733) – głosiciel klasycznej tezy merkantylistycznej, że celem społeczeństwa jest produkcja, a nie konsumpcja. Zwolennik dużej liczby ludności i pracy dzieci, co jego zdaniem miało doprowadzić do niskiego poziomu płac, a to w konsekwencji miało być korzystne z punktu widzenia eksportu i handlu zagranicznego celem utrzymania dodatniego bilansu handlowego.
    David Hume (1711-1776) – liberalny merkantylista, twierdził, że gospodarka nie jest zdolna do permanentnego utrzymywania korzystnych bilansów handlowych. Ponadto wbrew nurtowi klasycznemu uważał, że stopniowe zwiększanie podaży pieniądza prowadziłoby do wzrostu popytu.

Dziedzictwo merkantylizmu

Elementy teorii merkantylistycznej pozostawały przez lata w dyskursie ekonomicznym. Do dziś nikt nie może zaprzeczyć, że na świecie istnieje ograniczona ilość złota. Przykładowo, główną motywacją japońskiego ekspansjonizmu z czasów II wojny światowej była potrzeba uzyskania kontroli nad zasobami naturalnymi, takimi jak minerały, drewno i kauczuk, których brak był dotkliwie odczuwany na Wyspach Japońskich.

Zimnowojenny populizm Ameryki Łacińskiej oraz programy ekonomiczne zastępowania importu (ang. import substitution), wraz z minionymi i obecnymi teoriami marksistowskimi opierają się na przekonaniu, że kolonialne struktury gospodarcze funkcjonują nadal tam gdzie eksporterzy surowców spierają się z tymi, którzy są eksporterami dóbr przetworzonych (przykładowo, produkt wytworzony przez korporację McDonald’s, w pewnym sensie jest dobrem przetworzonym).

Ekonomista John Maynard Keynes również widział w merkantylizmie wiele dobrego. Podczas gdy Adam Smith odrzucał pogląd, że kruszec to coś więcej niż zwykły towar, Keynes uważał napływ złota i srebra za korzystny. Twierdził on, iż większe rezerwy złota będą prowadzić do zwiększonych pożyczek i niższych stóp procentowych, co w sumie będzie stymulować wzrost oraz wspomagać rządowe pożyczki. Keynes przyjął również zasadniczy pogląd merkantylizmu twierdzący, że interwencje rządu (interwencjonizm państwowy) w gospodarce są koniecznością. Niektóre partie polityczne przyjęły teorie Keynesa, które weszły w życie w ramach wprowadzonego w USA przez Prezydenta USA Franklina Delana Roosevelta programu Nowego Ładu (ang. New Deal), w tzw. III Rzeszy przez NSDAP Adolfa Hitlera, a w Wielkiej Brytanii – przez rząd (BPT) laburzystów po II wojnie światowej.

Teoria merkantylistyczna ma również wpływ na koncepcję twierdzącą, że nadwyżka handlowa jest automatycznie dobra, podczas gdy deficyt handlowy – automatycznie zły. Niektórzy ekonomiści twierdzą, iż japońska polityka handlowa w latach 70 XX w. i 80 XX w. była w dużej mierze oparta na koncepcjach merkantylistycznych, i że była ona jedną z przyczyn stagnacji gospodarczej Japonii w latach 90 XX w.
Elementy merkantylizmu w literaturze polskiej

W XVI oraz XVII wieku w Polsce kilku pisarzy prezentowało poglądy podobne do merkantylistycznych. Wśród tych, którzy w swoich rozważaniach zbliżyli się najbardziej do teorii głoszonych przez hiszpańskich oraz angielskich reprezentantów tego nurtu, należy wyróżnić Mikołaja Reja. W swoich uwagach odnośnie do obfitości bogactw Polski zawarł stwierdzenie, iż dodatni bilans handlowy wpływa pozytywnie na rozwój kraju. Zwracał on jednak szczególną uwagę na udział płodów rolnych w eksporcie.
Zobacz też

    historia myśli ekonomicznej
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez michalina
michalina napisał/a
Sylwia napisał/a
Cudnie Sarenko!:)
To ja wklejam fotę z ostatnich dni lata w Polsce,aż mi smutno,że to końcówka;)
Przed nami Złota Polska Jesień >;)
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Pozdrowienia z Kanarów 😊

Sylwia
Administrator
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Lothar. napisał/a
Sylwia napisał/a
W przyszłym roku może pojadę do Bułgarii, może być? ☺️
Może, ale i tam się "działo" >;)) Jak się grzebie w historii, to się wygrzebie >;) Czasami wolę milczeć >;P bo ludziom humor psuje. Chyba lepiej się żyje jak się nie myśli o tym >;) Czytam o tym Winterze :)

Otoczona wysokim murem Willa Wintera została zbudowana w miejscu, gdzie niezauważone podejście do niej, jest niemożliwe. Nasuwa się pytanie - kto i dlaczego zdecydował się na budowę domu z wieżą obserwacyjną, którego grube ściany bardziej przypominają bunkier niż budynek mieszkalny, gdzie znajduje się olbrzymia kuchnia, która z powodzeniem wyżywiłaby kompanię wojska? Kim tak naprawdę był i czym zajmował się pochodzący z niemieckiego Szwarcwaldu inż. Gustaw Winter? Dlaczego mieszkańcy Cofete, pytani o to, milczą.
No właśnie o niego chodzi :)
Miał niemal cały cypel, a dom zbudował w miejscu nie rzucającym się w oczy, z dala od plaż.
Ponoć miał pod swoją willą tunel aż do oceanu, gdzie mogły wpływać łodzie podwodne.
To oczywiście uważa się za teorie spiskowe 😏
ale wejście do piwnic jest niedostępne dla nikogo.
Całą tę willę zostawił swojej gosposi Róży, ale musiała dotrzymać tajemnicy, co tam się działo, gdy Winter zamieszkiwał tam z rodziną.
Ponoć bardzo rozmowna pani była, ale gdy tylko padało pytanie o Wintera, to mówiła, że jest stara i nic nie pamięta 🙂
Sam Winter zmienił nazwisko na hiszpańskie, po swojej drugiej żonie i całej swojej rodzinie też zmienił, tyle, że nikt nie wie oczywiście jak ono brzmiało.

Tak, czy siak na liście szpiegów poszukiwanych widniało też nazwisko Winter.

To ta willa




1 ... 456789