Poprzednie mieszkanie miałem na parterze, z garażem po schodach na dole. Jak ta poprzednia kotka raz uciekła przez okno, nie można jej było już utrzymać w domu. Wnerwiało mnie ciągłe otwieranie drzwi w zimę, bo w lato , wyskakiwała przez okno, hehehe. No i zrobiłem jej takie drzwiczki dla kota. Jedne do garażu i drugie z garażu na zewnątrz. Były jaja jak uczyłem ją wychodzić przez te drzwiczki. Musiałem ją przepychać, żeby doszła do tego żeby sama łebkiem je otwierać. No ale w końcu przyzwyczaiła się i miałem spokój. Kiedy chciała to wychodziła. Zimy były na ogół łagodne. Ale raz przyszła prawdziwa zima. Nawiało w nocy śniegu. Kotka co chwila latała na dół i wracała z "krzykiem", hehehe. Myślę co jest? Poszedłem tam na dół, a tam zawiało jej drzwiczki śniegiem i nie mogła otworzyć, hehehe. Musiałem wziąć szuflę i odgarnąć. W zimę parkowałem u góry, wiedziałem że może spaść śnieg i nie wyjechałbym. A szuflowanie z samego rana pojazdu, nie wchodziło w rachubę, bo szkoda było czasu. Jeszcze wtedy trzeba było być w pracy punktualnie...Buziak.
Druga tura bez Bonżura...