Deprywacja sensoryczna polega na zamierzonej redukcji lub usunięciu bodźców działających na jeden lub kilka zmysłów. Proste rekwizyty jak opaski na oczy i worki czy nauszniki mogą czasowo pozbawić odpowiednio wzroku lub słuchu, natomiast bardziej złożone przyrządy mogą spowodować czasową utratę zmysłów węchu, dotyku i smaku, odczuwania ciepła i ciążenia. Deprywacja sensoryczna stosowana jest w medycynie alternatywnej i eksperymentach psychologicznych (patrz: komora deprywacyjna). Krótkotrwała deprywacja może być dla organizmu relaksująca, jednak długotrwała może prowadzić do skrajnego niepokoju, halucynacji, natłoku myśli, depresji i zachowań aspołecznych.
Badania nad skutkami deprywacji sensorycznej prowadził między innymi psycholog John Zubek[1] . Spis treści 1 Komora deprywacyjna 2 Efekt Ganzfeld 3 Bibliografia 4 Zobacz też 5 Linki zewnętrzne 6 Przypisy Komora deprywacyjna Zbiornik izolacyjny jest pozbawionym światła i dźwiękoszczelnym kontenerem, w którym człowiek unosi się w roztworze siarczanu magnezu o temperaturze równej temperaturze ludzkiej skóry (34,5 °C). Zbiornik ten został po raz pierwszy użyty w 1954 roku przez Johna C. Lilly’ego w celu sprawdzenia efektów deprywacji sensorycznej. Zbiorniki są obecnie używane podczas medytacji, modlitwy, w procesie relaksacji oraz w medycynie alternatywnej. Zbiorniki izolacyjne były początkowo nazywane zbiornikami deprywacji sensorycznej. Nazwa ta została jednak zmieniona, ponieważ stwierdzono, że termin „deprywacja sensoryczna” negatywnie nastawiał potencjalnych użytkowników zbiornika. W późnych latach siedemdziesiątych dr Peter Suedfeld i dr Roderick Borrie z University of British Columbia zaczęli eksperymentować z terapeutycznymi korzyściami tej techniki. Zmienili oni jej nazwę na REST czyli Restricted Environmental Stimulation Therapy (z pol. Terapia Ograniczonej Stymulacji Środowiskowej) lub Flotacja REST. Sesja terapeutyczna w zbiorniku emisyjnym trwa godzinę. Przez pierwsze 40 minut można podobno doświadczyć swędzenia w różnych częściach ciała (fenomen ten może być też obecny podczas wczesnych stadiów medytacji). Ostatnie 20 minut często kończy się zmianą częstotliwości fal mózgowych z β lub α na fale θ (theta), co, w normalnych warunkach, następuje na krótko przed zaśnięciem, a później na nowo w momencie budzenia się. Przebywający w zbiorniku pacjent może znajdować się w stadium θ przez kilka minut, nie tracąc przy tym przytomności. Niektórzy używają przedłużonego stanu θ jako narzędzia dla zwiększenia kreatywności, w rozwiązywaniu problemów czy dla poprawy koncentracji w czasie nauki. Salony SPA często wyposażone są w odpowiednio przystosowane zbiorniki emisyjne używane w procesie relaksacji. Ten rodzaj terapii jest badany naukowo w Stanach Zjednoczonych oraz w Szwecji, a publikowane na jego temat rezultaty pokazują, że terapia ta pomaga zniwelować ból i stres. Stan relaksacji, w którym znajduje się pacjent sprawia, że obniża się ciśnienie krwi, a krążenie zwiększa się do maksimum. Przykład takiego doświadczenia opisał Stanisław Lem w jednym z opowiadań o pilocie Pirxie – Odruch warunkowy. Deprywacja sensoryczna jest stosowana w niektórych rodzajach psychoterapii (terapia Arthura Janova). Efekt Ganzfeld Efekt Ganzfeld (niem. Ganzfeld - pełne pole) nazywany również deprywacją percepcyjną to fenomen postrzegania wywołany ekspozycją na bezstrukturowe ujednolicone pole (na przykład jednolity kolor). Efektem jest wzmacnianie przez mózg szumu nerwowego z powodu braków wizualnych sygnałów. Szum interpretowany przez korę wzrokową powoduje powstawanie halucynacji[2] Bibliografia Stuart Grassian Psychiatric effects of solitary confinement (PDF) This article is a redacted, non-institution and non-inmate specific, version of a declaration submitted in September 1993 in Madrid v. Gomez, 889F.Supp.1146. Grassian Psychopathological effects of solitary confinement American Journal of Psychiatry Online 1983; 140: 1450-1454 Haney Mental Health Issues in Long-Term Solitary and "Supermax" Confinement, Crime Delinquency. 2003; 49: 124-156 Daryl Matthews. Physicians' Obligation to Speak Out for Prisoners' Health, American Medical Association. Karen Franklin Segregation Psychosis Harold I. Schwartz, Death Row Syndrome and Demoralization: Psychiatric Means to Social Policy Ends J Am Acad Psychiatry Law 33:2:153-155 (2005) Kjellgren A, Sundequist U, et al. "Effects of flotation-REST on muscle tension pain". Pain Research and Management 6 (4): 181-9 Zobacz też Doświadczenie psychodeliczne Oddychanie holotropowe Medytacja OOBE Psychodeliki Świadomy sen Odmienne stany świadomości (film) Linki zewnętrzne Deprywacja sensoryczna w portalu Neurobot.art.pl Artykuły na temat Deprywacji sensorycznej (Float REST) No Gravity. nogravity.eu. [zarchiwizowane z tego adresu (2012-10-10)]. Przypisy M. Raz, Alone again: John Zubek and the troubled history of sensory deprivation research, Journal of the History of the Behavioral Sciences, 49(4), 2013, s. 379-95. Alan Dunning, ColourBlind: Machine Imagination, Closed Eye Hallucination and the Ganzfeld Effect [dostęp 2021-12-12]. |
Komora deprywacyjna. Jak zachowa się człowiek, jeśli odetnie się go od zewnętrznych bodźców
Wyobraź sobie, że nic nie widzisz, nic nie słyszysz i nic nie czujesz. Jak sądzisz, jak zareagujesz pozbawiony jakichkolwiek bodźców z zewnątrz: odpoczniesz czy oszalejesz? I co zrobi twój mózg? Jan Repetto 09.11.2020·Przeczytasz w 13 min Komora deprywacyjna. Jak zachowa się człowiek, jeśli odetnie się go od zewnętrznych bodźców Początkowo pojawia się wrażenie niepokoju. Szybko jednak ustępuje, gdy mięśnie zaczynają się relaksować, a do uszu nie dopływa już żaden inny dźwięk niż bicie serca, chociaż mógłbym przysiąc, że słyszę też szum własnej krwi. Po dłuższej chwili zaczyna się prawdziwy seans. Mimo że otacza mnie całkowita ciemność, mój mózg zaczyna prezentować mi serię geometrycznych wzorów, mocno zakurzonych wspomnień i całkiem abstrakcyjnych obrazów. Czy to opis kwasowego tripu, czy może halucynacji po spożyciu meskaliny? Nic z tych rzeczy. Tak czuje się człowiek zamknięty w komorze deprywacyjnej – czyli w miejscu, w którym nasz mózg pozbawiony jest bodźców z zewnątrz. Cienkie płótno świadomości W 1954 roku neurolog John C. Lilly postanowił odpowiedzieć na pytanie, jak zachowa się człowiek, jeśli odetnie się go od zewnętrznych bodźców. Aby to sprawdzić, zbudował kabinę ze zbiornikiem wypełnionym ponad 600 litrami wody o temperaturze minimalnie niższej niż temperatura ludzkiego ciała. Osoba badana musiała założyć na głowę wygłuszoną maskę z rurkami umożliwiającymi oddychanie pod wodą. Szybko jednak okazało się, że ciasny lateks jest wyjątkowo niewygodny i przeszkadza w osiągnięciu stanu głębokiego relaksu. Ostatecznie neurolog skonstruował dźwiękoszczelne, pozbawione źródeł światła pomieszczenie z basenem, do którego nalano wodę z dodatkiem siarczanu magnezu (tzw. soli gorzkiej). Dzięki zwiększonej wyporności nie było już potrzeby zakładania niewygodnej maski, a osoba wewnątrz kabiny mogła swobodnie unosić się na powierzchni wody. Ads by John C. Lilly był zachwycony wynikami pierwszych, przeprowadzonych na sobie, eksperymentów. Ekscentryczny naukowiec twierdził, że podczas jednej z takich sesji doświadczył niemalże mistycznych doznań i poznał przybyszów z innych wymiarów. „W tym stanie doświadczyłem siebie” – wspominał później w książce „Tanks for the Memories”. „Byłem stopiony i wymieszany z setkami miliardów innych istot na cienkim płótnie świadomości. Na membranie rozproszonej po całej galaktyce”. Podniecony efektami deprywacji sensorycznej Lilly kontynuował badania, nierzadko mocno przekraczając granice tego, co poważnemu naukowcowi robić wypada. Zamykanie się w takiej komorze z trzema delfinami, po uprzednim zaaplikowaniu sobie domięśniowo 300 mikrogramów LSD, to raczej pomysł zwariowanego hippisa, a nie szanowanego neurologa. Na deprywacyjnym haju Rewelacje głoszone przez Lilly’ego szybko zostały potwierdzone przez innych śmiałków, którzy zamykali się w komorach deprywacyjnych na kilkadziesiąt godzin, podczas których doznawali silnych halucynacji. Mózg pozbawiony zewnętrznych bodźców zaczyna wypełniać pustkę wykreowanymi przez siebie obrazami. W stanie czuwania organ ten przetwarza niezliczoną ilość informacji. Z samej siatkówki ludzkiego oka przesyłanych jest aż 10 milionów bitów danych na sekundę! I nagle mu to wszystko zabieramy. „W komorze deprywacyjnej dostępność bodźców zmysłowych jest ograniczona do minimum – brak informacji wzrokowej, słuchowej, węchowej, smakowej i dotykowej. Wciąż jednak docierają do mózgu bodźce proprioceptywne, czyli informacje na temat położenia ciała w przestrzeni i kontaktu z wodą”– wyjaśnia dr Marta Bieńkiewicz, neuronaukowiec z Monachijskiego Uniwersytetu Technicznego. Mózg jest zdezorientowany: spodziewa się informacji o doznaniach zmysłowych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w normalnych warunkach, ale ich nie dostaje. „Przy długotrwałej ekspozycji na deprywację sensoryczną nasz mózg sam tworzy pobudzenie w neuronach odpowiedzialnych za przetwarzanie informacji ze zmysłów. Doznanie zmysłowe jest wtedy generowane wewnątrz mózgu, ale osoba zamknięta w kabinie deprywacyjnej ma wraże-nie, że bodziec pochodzi z zewnątrz. To prowadzi do powstawania omamów zmysłowych pod postacią halucynacji wzrokowych, słuchowych lub dotykowych, takich jak swędzenie” – dodaje Marta Bieńkiewicz. Ukołysany mózg Już po piętnastu minutach większość osób przebywających w takiej izolacji odczuwa jej pierwsze efekty. Po mniej więcej 30 minutach człowiek znajduje się w stanie przypominającym sen, choć nie traci świadomości. Dla wielu osób seans w komorze deprywacyjnej to sposób na osiągnięcie głębokiego relaksu. Niektórzy porównują stan, jaki dzięki temu osiągają, do medytacji. Naukowcy, którzy wykorzystując elektroencefalograf, badali aktywność kory mózgowej osób uprawiających medytację, zauważyli, że podczas takich sesji zwiększa się aktywność fal theta (4–7 Hz). Wówczas pojawiają się marzenia senne, a myśli zaczynają tracić swe logiczne związki. Podobne badania przeprowadzono na ludziach spędzających długie godziny w kabinach deprywacyjnych. Również i w tym przypadku znacznie zwiększa się liczba fal theta. To by mogło tłumaczyć, dlaczego podczas takiego dryfowania w ciemności ma się wrażenie snu na jawie. „Wciąż jednak mało wiemy na temat znaczenia fal mózgowych o różnej częstotliwości dla procesów mózgowych, stanu czuwania i snu oraz kontroli ruchu. Ale wiadomo, że przy braku bodźców sensorycznych inaczej postrzegamy upływ czasu oraz niewątpliwie możemy zanurzyć się w półśnie” – tłumaczy Marta Bieńkiewicz. Wiele osób widzi w kabinach deprywacyjnych narzędzie zmniejszające stres, niepokój, a nawet łagodzące towarzyszący długim podróżom zespół nagłej zmiany czasowej i związanej z nim bezsenności. Doświadczenia przeprowadzone na uniwersytecie w Göteborgu wskazują też, że po 40 minutach przebywania w komorze deprywacyjnej u badanych zmniejszyło się wydzielanie kortyzolu, hormonu odpowiedzialnego za stres. Podobny efekt można uzyskać podczas relaksującej kąpieli. Nie zapominajmy jednak o obecnym w wodzie siarczanie magnezu. Magnez jest łatwo przyswajany przez skórę – w takiej kąpieli uzupełniamy niedobory tego pierwiastka, a jej efektem jest rozluźnienie napięcia mięśniowego i odprężenie się. Między torturami a relaksem Nie dla wszystkich jednak odcięcie od bodźców oznacza przyjemne doznania. W tym samym roku, kiedy John C. Lilly eksperymentował ze swoją pierwszą komorą deprywacyjną, trójka badaczy z uniwersytetu w Montrealu – W. Harold Bexton, Woodburn Heron i T.H. Scott – przeprowadziła doświadczenie nad zachowaniem mózgu w momencie skrajnej bezczynności. Do tego przedsięwzięcia naukowcy zwerbowali grupę łasych na prosty zarobek studentów. Uczestnikom badania zakładano na oczy gogle przepuszczające jedynie rozproszone światło, na dłonie – bawełniane rękawiczki, a przedramiona otulano im kartonowymi osłonami. Zdejmowali je tylko po to, żeby zjeść i skorzystać z toalety. Zadaniem studentów było wytrzymanie w takich warunkach jak najdłuższej. Za każdy dzień „pracy” dostawali 20 dol. Mało który jednak wytrzymał dłużej niż 3–4 doby. Badani skarżyli się na problemy ze skupieniem myśli, niektórzy doświadczali irytacji, a zdarzały się też przypadki omamów słuchowych i silnych halucynacji. Dla większości ochotników efekty zredukowania bodźców były bardzo nieprzyjemne, a niekiedy wręcz traumatyczne. Trudno też nie zauważyć podobieństwa między deprywacją sensoryczną a metodą tortur, tzw. white torture. To sposób łamania przesłuchiwanych wykorzystywany w czasie wojny w Zatoce Perskiej i w Irlandii Północnej przy uzyskiwaniu informacji od pojmanych członków IRA. Tortura ta polega na zamykaniu ofiary w wygłuszonym, pozbawionym okien pomieszczeniu, którego ściany pomalowane są na biało. Biały kolor ma także ubranie więźnia, a nawet talerze i samo jedzenie, którym nieszczęśnik jest karmiony. Z technik deprywacyjnych korzystał też amerykański wywiad podczas przesłuchań podejrzanych o terroryzm więźniów w Guantanamo. Oczywiście w przeciwieństwie do tych praktyk, w komorze deprywacyjnej człowiek dobrowolnie odcina się od bodźców i wchodzi do niej ze świadomością, że w każdej chwili może wyjść. Eksperci wskazują na negatywne konsekwencje odcięcia od bodźców. „Według brytyjskich badań Iana Robbinsa z 2008 roku 24-godzinna deprywacja sensoryczna w ciemnym pokoju bez zawieszenia w wodzie powoduje nie tylko halucynacje, ale również krótkotrwałe obniżenie wszystkich zdolności poznawczych – pamięci, uwagi, szybkości myślenia oraz płynności słownej. Dlatego u osób starszych, które są unieruchomione np. przez chorobę lub uraz, ważne jest podtrzymywanie aktywności intelektualnej i zaangażowania sensorycznego mimo braku ruchu – nasze zmysły są nieodłącznie powiązane z poruszaniem się – po to, by zapobiegać demencji i chorobom neurodegeneracyjnym” – dodaje Bieńkiewicz. Medytacja na skróty Na krótką metę za pomocą sesji w kabinie deprywacyjnej człowiek osiąga stany głębokiego relaksu, jasności umysłu i wyciszenia. Amatorzy tzw. floatingu (z ang. – dryfowania) twierdzą, że metoda ta umożliwiająca w ciągu godziny osiągnięcie stanu, który w naturalnych warunkach wymaga długich regularnych treningów i nie-bywałej cierpliwości. Trudno się więc dziwić, że chętnie sięgają po nią osoby zapracowane, będące w pośpiechu i stresie. „Jeżeli żyjesz w ciągłym biegu, to komora umożliwia całkowite zatrzymanie się i reset przeciążonego umysłu. Dzięki niej od razu wchodzę w odmienny stan świadomości. Nie wymaga to mojej większej uwagi, po prostu robi się samo” – tłumaczy Arkadiusz Osiński, właściciel gabinetu relaksacyjnego Depso. Taka „medytacja na skróty” znalazła wielu amatorów, którzy w ten sposób pozbywają się nagromadzonych w ciągu dnia negatywnych emocji. Z kabin deprywacyjnych korzystają zmęczeni biznesmeni i szukający natchnienia artyści. Entuzjastami takich rozwiązań byli m.in. piosenkarz Peter Gabriel czy fizyk Richard Feynman, laureat Nagrody Nobla. Jeśli wierzyć biografom Johna Lennona, sesje w kabinie deprywacyjnej pomogły mu wyjść z uzależnienia od heroiny. Artysta regularnie zamykał się w cedrowej komorze wypełnionej solnym roztworem. Autor „Imagine” widział w osiąganym w ten sposób stanie wiele analogii do narkotykowego haju. Co do tego, czy taki rodzaj relaksowania się jest bezpieczną metodą, wątpliwości ma Grzegorz Nowak, psychiatra z oddziału detoksykacji od narkotyków i innych środków psychoaktywnych w łódzkim Szpitalu im. dr. Babińskiego. „Medytację uprawia się w ciszy, ale nie w ciszy absolutnej, tylko fizjologicznej. W komorze deprywacyjnej człowieka pozbawia się wszelkich bodźców. Taki stan nie jest dla nas naturalny i zawsze może towarzyszyć mu strach. Myślę, że to nie jest dobra droga – ludzie sięgają po gotowe łatwe metody, zamiast skupić się na zaakceptowaniu tego, co mają na wyciągnięcie ręki. Na niekorzyść takiej metody przemawia też fakt, że jest to rozwiązanie skierowane głównie do osób zamożnych, które stać na wizytę w gabinecie oferującym sesję w komorze deprywacyjnej. Przy odrobinie dyscypliny podobne stany jak w kabinie można osiągać w każdych warunkach, w których czujemy się bezpieczni”. Mimo to gabinetów oferujących możliwość swobodnego dryfowania w szczelnych kabinach przybywa. Cieszą się sporym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród osób zabieganych. „Komora pozwala na tak głęboki i świadomy relaks, jakiego w życiu nie doświadczyłem” – mówi Mariusz Składanowski, właściciel strony Demotywatory.pl. „Próbowałem kiedyś medytować, ale nie dawałem rady – bolały pośladki, nogi, kręgosłup – mimo wszystko utrzymanie pozycji było dla mnie największym problemem. Na leżąco zasypiałem. A tutaj – stan nieważkości, umysł jak żyleta, pełen relaks. Niczym mnich po latach medytacji mam nagle kontrolę nad wyobraźnią, która przestaje gdzieś gnać, a ja mogę bez problemu operować interfejsem mojego umysłu niczym jakimś futurystycznym komputerem. Wspomnienia wracają na żądanie po paru sekundach, tak samo jak obrazy, dźwięki, zapachy. Na problem, nad którym pracuję, mogę spojrzeć z dowolnej strony, pojawia-ją się zwyczajne, a czasem zaskakujące pomysły, o które ciężko w codziennym pośpiechu. Mija półtorej godziny, wychodzę z komory i z lekkością biorę się do ich realizacji”. Osoba wychodząca z komory deprywacyjnej czuje się jak obudzona z długiego snu. Reakcje na bodźce są znacznie wolniejsze, a wnętrze głowy wypełnia błoga pustka. Potrzeba dobrych piętnastu minut, aby na powrót zacząć „kontaktować”. W tym czasie warto zadbać o komfort – krótko po takiej sesji jesteśmy podatni na manipulację i ważne jest, aby powrót do umysłowej sprawności nie był przez nikogo zakłócany. No, chyba że ingerencja w nasz błogi stan umysłu ma nam ułatwić przyswojenie konkretnej wiedzy. Okazuje się bowiem, że może to być idealny moment np. na naukę języków obcych. Tak w każdym razie twierdzi Arkadiusz Osiński, który poprzez crowdfundingowy serwis Polak Potrafi usiłuje zebrać fundusze na swój eksperymentalny projekt. W kabinie zainstalowany ma zostać projektor, który po 45 minutach seansu zacznie wyświetlać obrazy i krótkie animacje połączone z dźwiękiem. Mają dosłownie „tłoczyć” nam do głów pożądane przez nas informacje. Oczyszczenie umysłu w komorze deprywacyjnej powoduje, że jest on maksymalnie podatny na przyswajanie wiedzy. „Każda informacja zaaplikowana w takim stanie jest od razu zapamiętywana dlatego, że wcześniej odcięliśmy bodźce. Umysł wprost pożąda informacji, które dostarczamy mu poprzez emisję specjalnej prezentacji” – zapewnia Arkadiusz Osiński. Innego zdania jest dr Marta Bieńkiewicz: „Jak już wspomniałam – brak bodźców powoduje obniżenie zdolności poznawczych, m.in. pamięci, więc uzyskany efekt może być przeciwny do zamierzonego”. Niezależnie od tego, czy ta metoda przyswajania wiedzy okaże się skuteczna i wkrótce gabinety deprywacyjne zaczną być szturmowane przez nieco zamożniejszych studentów szykujących się do sesji – wydaje się, że czeka nas fala mody na nowy sposób relaksowania się. Więcej:człowiekmózgpsychologiasen |
Wypróbowałem kabinę deprywacji sensorycznej. Ograniczenie bodźców może przyprawić o halucynacje
Rob Price 28 grudnia 2016, 20:25. 2 min czytania Udostępnij artykuł Londyn. Leżę, skąpany w atramentowej ciemności. Zewsząd zaczyna dobiegać dziwny odgłos. Przypomina drapanie lub pocieranie, ale jest mi obcy – to jedyny dźwięk w kokonie totalnej ciszy. Próbowałem wytężyć wzrok, ale nie mogłem niczego dojrzeć. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to odgłos moich poruszających się oczu. | Foto: Claudia Romeo / Business Insider We wrześniu udało mi się spróbować terapii polegającej na unoszeniu się na wodzie. To dość ekstrawagancki proces – trochę fizjoterapeutyczny, trochę polegający na szukaniu siebie w ramach jakichś newage’owych wierzeń, a trochę relaksacyjny. Chodzi o wywołanie ekstremalnej deprywacji sensorycznej. Kładziesz się w zamkniętej kabinie w totalnej ciemności i ciszy. Unosisz się na powierzchni roztworu wody i siarczanu magnezu (w celu zwiększenia siły wyporu), który utrzymywany jest w temperaturze ciała. Trudno powiedzieć, gdzie kończy się woda, a gdzie zaczyna powietrze. Unosisz się tam samotnie, zawieszony w cichej, nieprzeniknionej ciemności. Cały proces jest intensywnie relaksujący, a brak jakiejkolwiek stymulacji oznacza, że myśli nie przestają krążyć – co może wręcz przyprawić o halucynacje. Moja sesja odbyła się we Floatworks w dzielnicy Vauxhall w Londynie. Z zewnątrz nie wygląda specjalnie | Rob Price/Business Insider Dla jasności: Floatworks udostępniło mi kabinę za darmo na rzecz artykułu. Koszt pojedynczej sesji wynosi tam około 50 funtów. Tak wygląda recepcja, ale za chwilę zacznie się robić ciekawiej | Rob Price/Business Insider Zdecydowałem się na godzinną sesję, ale doświadczeni bywalcy mogą unosić się w kabinie przez trzy, a nawet więcej godzin | Claudia Romeo / Business Insider Oto kabina. Światła i delikatna muzyka pomagają się zrelaksować na początku. Po kilku minutach wszystko wygasa Kabina ma około 2,5 metra. Można swobodnie się w niej unosić, nie dotykając żadnego z brzegów Kabina ma około 2,5 metra. Można swobodnie się w niej unosić, nie dotykając żadnego z brzegów | Claudia Romeo / Business Insider I tyle. Potem jest zupełnie ciemno i cicho | Business Insider Byłem już w kompletnych ciemnościach, ale to coś innego. Nigdy przedtem nie doświadczyłem podobnej rzeczy Spokojnie: w każdym momencie można wyjść z kabiny Spokojnie: w każdym momencie można wyjść z kabiny | Claudia Romeo / Business Insider Czytaj także w BUSINESS INSIDER Business Insider Wirtualna rzeczywistość pomoże w walce z fobiami 17.11.2016 | Adam Turek Wirtualna rzeczywistość pomoże w walce z fobiami Zdrowie Jedna piosenka zmniejszy twoje obawy i stres w 8 minut 29.07.2021 | Rachel Gillett Jedna piosenka zmniejszy twoje obawy i stres w 8 minut Nie czujesz swojego ciała ani wody, która je otacza. Nie widzisz pokrywy nad sobą. Nie masz na sobie nawet kąpielówek, by nic cię nie rozpraszało. Znajdujesz się w 2,5-metrowej kabinie, ale równie dobrze mógłbyś dryfować w kosmosie. W tej pustce wyostrza się twój słuch. Kabina jest wytłumiona, a dźwięki w budynku zostały ograniczone do minimum. Do uszu wkłada się nawet zatyczki. Nic nie może się przedostać. Jesteś więc uwięziony z dźwiękami twojego własnego ciała. Oddech i tętno wyznaczają stały rytm. Słyszysz każde mrugnięcie, nawet to jak gałki oczne obracają się w oczodołach. Czułem się jakbym dryfował, poruszał się, powoli obracał – mimo że pozostawałem w bezruchu. Nie dotknąłem przecież nawet krawędzi kabiny. W tej dezorientującej pustce umysł zaczyna wędrować Fizyczna część doświadczenia w kabinie deprawacji sensorycznej jest niemalże nierealne, ale ciekawsze jest to, co zachodzi w twojej głowie Wygląda jak kabina hibernacyjna z filmów science fiction, ale szanse, że obudzisz się osamotniony na statku kosmicznym są raczej nikłe Wygląda jak kabina hibernacyjna z filmów science fiction, ale szanse, że obudzisz się osamotniony na statku kosmicznym są raczej nikłe | Claudia Romeo / Business Insider Po pierwsze: doświadczenie jest intensywnie relaksujące. Powrót do rzeczywistości był niemałym szokiem, ale o tym więcej za chwilę. Bez jakiejkolwiek rozrywki – umysł zaczyna płatać figle. Niektórzy spotkali się nawet z halucynacjami. Znalazłem się w zawieszeniu między świadomością a snem. Umysł bawił się w luźne skojarzenia – zamki, chmury, muzyka, kształty. Nie były to halucynacje, na pewno nie w typowym ich znaczeniu. Bez wpływu rzeczywistości moja wyobraźnia była żywa i szalona. W pewnym momencie wydało mi się nawet, że usłyszałem głos Hillary Clinton gdzieś w oddali, trudny do rozpoznania. Dzień wcześniej oglądałem jedną z ówczesnych debat prezydenckich. Nie słyszałem tego naprawdę. Było to oczywiste. Gdybym skoncentrował się na tych dźwiękach, natychmiast by zniknęły i znów leżałbym sam w ciemnościach. Nagle muzyka ponownie zaczęła grać, a światła się włączyły. Sesja dobiegła końca | Claudia Romeo / Business Insider Koniec nadszedł o wiele szybciej niż się tego spodziewałem. Byłem w stanie niezmąconego spokoju, ale nie wydaje mi się, żebym zasnął. Wydawało mi się że minęło maksymalnie 25 minut | Claudia Romeo / Business Insider Wyjście z kabiny było po prostu dziwne. Po godzinie bez spinania żadnego mięśnia moje ciało wydało się niesamowicie ciężkie. Trwało to kilka minut | Claudia Romeo / Business Insider Byłem jednak zrelaksowany, naprawdę zrelaksowany. Nie chciałbym pracować albo robić cokolwiek stresującego lub wymagającego wysiłku po takiej sesji. Chciałem tylko dalej się relaksować | Claudia Romeo / Business Insider Ludzie przychodzą tam z różnych powodów Chris Plowman, dyrektor Floatworks. Naprawdę zrelaksowany gość Chris Plowman, dyrektor Floatworks. Naprawdę zrelaksowany gość | Claudia Romeo / Business Insider Dla niektórych taka terapia to narzędzie relaksacyjne lub pomoc w fizjoterapii. Inni uznają komory za wzmocnienie medytacji. Dla niektórych jest to wręcz duchowe przeżycie. Niektórym zdarza się przypominać konkretne sceny z życia. Widzą pewne zależności – mówi Chris Plowman, dyrektor Floatworks. – Jesteś tam pomiędzy stanem świadomości a marzeń sennych. To źródło najbardziej psychodelicznych doświadczeń – tłumaczy. Czy zdecydowałbym się ponownie na wejście do komory? Na pewno bym to rozważył, ale muszę przyznać, że nie jest tanio. Plowman twierdzi natomiast, że najlepszy efekty przynosi regularne wchodzenie do kabiny. Tematy: zdrowie medycyna medytacja |
Sama od jakiegoś czasu myślałam nad tym jakby to było gdybym się zamknęła w takiej komorze bez światła.
Myślę,że to byłoby bardzo ciekawe doświadczenie tak zanurzyć się w ciemności i ciszy:) |
Uważaj Michalino, bo dowiedziałem się czegoś co jest ukrywane przed nie wyświęconymi, a wiedzą o tym zakony kontemplacyjne. Potrzeba 14 dni takiej kuracji, a nigdy nie wrócisz do tego co było. Dokonasz świadomej, lub nie, dysocjacji i nigdy już nie będziesz samotna, rozmowy z bogiem, aniołami, diabłami itd. Trochę tak ale dużo nie bo to droga bez powrotu. Można "produkować" mistyków. Dowiedziałem się w Zen gdzie jest to "zabronione" a właściwie dotyczy wyższych kapłanów.
|
Są te usługi w kabinach deprywacyjnych, zrobił się biznes, bo taka kabina to min 40 tyś a zabieg ze 150 ale za nic nie zrobią więcej niż 60 min bo wiedzą że i zielony wpadnie w głęboki trans >;)
|
No no na mokotowie doszli do 120 minut, strasznie toporni klienci >;PP
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Wojtek to jest ostatnio mega modne. A robia tylko 60 min bo to nic nie daje a i kasa większa i za nic nie odpowiadają. Podobno aby był efekt potrzeba 3-4 dni a niektórzy twierdzą,że tydziń. Są takie specjalkne pomieszczenia z sanitariatem i osoby czuwające ,czy nic sie delikwentowi nie dzieje. 60 min to komercyjna ściema. |
Tydzień to za krótko Michalino :) Bo tyle to dają karceru i nic, no odbija i widzą tam coś >;) Ale z tego wracają i się boją :) co się sprawdza jako... kara >;)
|
Być może:) Skoro masz wiedzę,że potrzeba 2 tygodnie to na pewno tak jest:) Mnei skusiło bo mam potrzebę spokoju i izolacji:) Już nie raz statnimi czasy chcoiałam się gdzieś schować,odizolować ale nie dało rady niestety;) |
Wiem Michalino :) Ale to twoje ustawienie umysłu bo można być wyciszonym i w tłumie >;) Tak ja bywam samotny pośród ludzi >;)
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
A ta pułapka na Czesia? >;PPP Stanąć nago przed obcymi ludźmi w maskach i poprosić o uczestnictwo w tym obrzędzie? Już czuję jak w Czesiu iskrzy i dymi >;))) A pamiętasz scenę w kościele jak pan wojtek wyszedł na środek i wyznał swoje grzechy a ze 200 osób patrzyło? Tak kiedyś sobie przypomnisz i poczujesz pokusę ale nigdy tego nie zrobisz bo Czesiu tego nie zdzierży >;PPP A w sumie jesteś w miarę przyzwoita to i tych grzechów to pewnie nie było by dużo >;)) Mogę domniemywać ale nie lubisz moich psychologicznych dywagacji >;PPP
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez michalina
Spróbowałem >;) Po jakiś 2h pojawiły się geometryczne wzory i uformowały w węża mogę go przywołać patrząc pod światło, Jest w lewej górnej ćwiartce spojrzenia i "ucieka" przed wzrokiem >;) Michalino, to działa, ja tylko umysłem się wprawiałem w "niewrażliwość" >;))
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
To nie mój wymysł Ewo :) ale element Twojej religii Kolana drżą jaka mocna byś nie była i jakiej byś wprawy nie miała w... ugniataniu audytorium >;)
Spowiedź powszechna – w obrządku rzymskim (tak klasycznym – nadzwyczajnym, jak i zreformowanym – zwyczajnym) część mszy świętej, kiedy kapłan oraz wierni odmawiają akt pokuty. Spowiedzi powszechnej w kościele rzymskokatolickim nie należy mylić z rozgrzeszeniem udzielanym przez kapłana wszystkim obecnym, bez indywidualnego wyznawania grzechów. W kościołach starokatolickich spowiedź święta powszechna ma charakter spowiedzi całkowitej, tzn. uczestniczący w niej wszyscy pełnoletni penitenci otrzymują odpuszczenie wszystkich grzechów. Dzieci i młodzież do lat 18. mają obowiązek przystępowania do spowiedzi konfesjonałowej. Wśród kościołów starokatolickich jedynie w Kościele Katolickim Mariawitów (w Polsce) spowiedź powszechna obejmuje wszystkich wiernych niezależnie od ich wieku. Spis treści 1 Tekst 1.1 Łaciński 1.2 Polski 1.3 Tekst Kościołów Narodowych 2 Nadzwyczajna Forma Rytu Rzymskiego 3 Historia 4 Zobacz też 5 Przypisy Tekst Łaciński „Confiteor Deo omnipotenti et vobis, fratres, quia peccavi nimis cogitatione, verbo, opere, et omissióne: mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Ideo precor beatam Mariam semper Vírginem, omnes Angelos et Sanctos, et vos, fratres, orare pro me ad Dominum Deum nostrum”. Polski „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych, i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego”[1]. Tekst Kościołów Narodowych (PNKK, Polskokatolicki, PNKK w RP, PNKK w Kanadzie, Katolicki Kościół Narodowy, Kościół Polski): „Żalem przejęci do głębi swej, Boże, bo wina ciąży na nas i grzech nas ugina. Do Tronu miłosierdzia idziemy w pokorze. Pełni smutku i bólu z dziedzictwem Kaina. Szukaliśmy na próżno u świata pociechy. Na próżno ukojenia, grzechów zapomnienia: bo nie ma tam pokoju gdzie są ludzkie grzechy. Bo nie istnieje szczęście bez Boga sumienia. Więc przejęci do głębi naszą nędzą Boże. Bo wina na nas ciąży i grzech nas ugina. U tronu Miłosierdzia klękamy w pokorze. Pełni smutku i Bólu z dziedzictwem Kaina”. Nadzwyczajna Forma Rytu Rzymskiego W nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego spowiedź powszechna jest odmawiana w trakcie modlitw u stopni ołtarza i pojawia się w dwóch wersjach: jednej używanej przez kapłana, w której występują zwroty „et vobis, fratres” („i wam, bracia”) oraz „et vos, fratres” („i was, bracia”) a drugiej odmawianej przez ministrantów/lud, w której podane słowa zastępuje się odpowiednio „et tibi, pater” („i tobie, ojcze”) oraz „et te, pater” („i ciebie, ojcze”). Spowiedź powszechna zawarta jest również w obrzędach Komunii Świętej, stąd w niektórych regionach obecny jest zwyczaj recytowania dodatkowego, trzeciego Confiteor przed Komunią wiernych także w trakcie Mszy Świętej. Tekst łaciński Confiteor Deo omnipotenti, beatæ Mariæ semper Virgini, beato Michaeli Archangelo, beato Ioanni Baptistæ, sanctis Apostolis Petro et Paulo, omnibus Sanctis, et vobis, fratres: quia peccavi nimis cogitatione, verbo et opere: mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Ideo precor beatam Mariam semper Virginem, beatum Michaelem Archangelum, beatum Ioannem Baptistam, sanctos Apostolos Petrum et Paulum, omnes Sanctos, et vos, fratres, orare pro me ad Dominum Deum nostrum[2]. Tłumaczenie polskie Spowiadam się Bogu wszechmogącemu, Najświętszej Maryi zawsze Dziewicy, świętemu Michałowi Archaniołowi, świętemu Janowi Chrzcicielowi, świętym Apostołom Piotrowi i Pawłowi, wszystkim Świętym i wam, bracia, że bardzo zgrzeszyłem, myślą, mową i uczynkiem: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję zawsze Dziewicę, świętego Michała Archanioła, świętego Jana Chrzciciela, świętych Apostołów Piotra i Pawła, wszystkich świętych, i was, bracia o modlitwę za mnie do Pana, Boga naszego. Aktualnie Confiteor jest wypowiadany przez wiernych między innymi podczas[3]: aktu pokuty w liturgii mszalnej komplety, części liturgii godzin nabożeństwa pokutnego. Historia O spowiedzi powszechnej mówi zapewne starochrześcijański tekst Didache w rozdziale X, 6[4]. Zobacz też Sakrament pokuty i pojednania Przypisy Droga do nieba, wyd. 46, Opole: Wydawnictwo Św. Krzyża, 1987, s. 206, ISBN 83-85025-20-0, OCLC 804828439. Missale Romanum 1962. Rupert Berger Mały słownik liturgiczny, W drodze Poznań 1990, s. 32(Confiteor) ISBN 83-7033-080-0. Tak interpretowane są słowa εἴ τις ἅγιός ἐστιν, ἐρχέθω· εἴ τις οὐκ ἔστι, μετανοείτω (Kto święty, niech podejdzie, kto nim nie jest, niech się nawróci). Joachim Gnilka Pierwsi Chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła. Kraków, Wydawnictwo „M”, 2004, przekład: O. Wiesław Szymona OP, ISBN 83-7221-941-9. Encyklopedia internetowa (modlitwa katolicka): Store norske leksikon: confiteor Kategorie: SakramentologiaStarokatolicyzmLiturgia chrześcijańskaModlitwy katolickie |
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Jest pewien dylemat Ewo >;) Masz studia, staż, specjalizacje :) więc trzeba od ciebie wymagać więcej niż od normalnych zjadaczy chleba >;))) A nie doszłaś do tego "dlaczego" kto ci to zrobił? Bo ktoś ci to zrobił że pragniesz sprawiedliwości społecznej >;)) Kwitnę u pani od..... nauczania specjalnego >;PPPP
|
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Byłaś w kk? Byłaś na UŁ jako lewica? Uczysz się i rozwijasz, wałkować trzeba, bo znów Siłaczką zostaniesz >;) A najbardziej się przyznajesz do prania mózgu jak się wkurzasz >;) Mnie wyprali i podszedłem do tego twórczo, bo chyba nie muszę mówić gdzie mam kk doktryny i bogów takich czy innych >:)
|
Free forum by Nabble | Edit this page |