Ja fizyczkę miałam dziwną ;)
Ubierała się na kolorowo i miała wiecznie tłuste włosy. Fizykę miała tak obcykaną, że wystarczyło przy odpowiedzi po prostu powtarzać za nią, bo ona zwyczajnie się wyrywała do pomocy ;)
Na kartkówkach siadała przede mną i śledziła, jak rozwiązuję zadania. Autentycznie ;)
Byłam dobra w zadaniach, więc byłam jej ulubienicą. Raz zrobiłam jakiś błąd i od razu go wyłapała i zwróciła mi na niego uwagę.
Z matmy miałam młodego profesora, co mu w oko wpadłam;))
Jak sprawdzał obecność, to przy moim nazwisku odpowiadał za mnie, że jestem obecna. Bo on to już wiedział, gdy tylko drzwi klasy przekraczał.