Zostałem wezwany jako obwiniony przez Sąd Lekarski. Rozprawa odbędzie się 19 grudnia 2022 roku o godzinie 11.00 w siedzibie Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie przy ul. Krupniczej 11a w Krakowie. Postępowanie zostało wszczęte w związku z donosem złożonym na mnie przez Michała Biedziuka. Wg wniosku o ukaranie, przekazując Państwu w okresie między 8 września 2020 roku a 5 grudnia 2021 roku informacje na temat tzw. pandemii koronawirusa, publikowałem treści niezgodne z aktualną wiedzą medyczną. Co ciekawe, po roku od tych publikacji okazuje się, że rację miałem jednak ja, a nie mieli jej mainstreamowi „eksperci”, sponsorowani przez producentów szczepionek. Poniżej pokażę to Państwu na przykładach. Jak wielu z Państwa wie, jestem doktorem nauk medycznych. Mam dwie specjalizacje – jestem specjalistą chorób wewnętrznych oraz specjalistą chorób zakaźnych. Od ponad 30 lat pracuję na oddziale zakaźnym, od roku 2000 jestem jego szefem. Koronawirus jest zakaźnym patogenem układu oddechowego – będącym dokładnie w centrum zainteresowań moich specjalizacji. Aby ocenić moje wypowiedzi, Okręgowa Rada Lekarska powołała biegłego. Został nim ustanowiony dr Paweł Grzesiowski. Immunolog, pediatra. Przypomnę jedynie, że dr Paweł Grzesiowski, trzykrotnie zaszczepiony, gdy jego dziecko zachorowało, chodził po swoim własnym domu w maseczce – i takich rad udzielał innym (https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,171710,27837582,jeden-z-domownikow-z-koronawirusem-a-reszta-po-szczepieniu.html). Jeszcze w styczniu 2022 roku straszył, że omikron będzie produkował ogromną liczbę hospitalizacji, a umrze 30 tysięcy chorych. Jak dobrze wiemy, okazało się to oczywiście nieprawdą. 25 marca 2022 roku dr Grzesiowski protestował przeciw zdjęciu obowiązku noszenia masek twierdząc, że nie powinniśmy rezygnować z narzędzi, które nas chronią (https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,dr-grzesiowski–rezygnujemy-z-tego–co-nas-chroni,film,30906312.html). Niecała 2 lata wcześniej, 10 kwietnia 2020 roku dr Grzesiowski opowiadał coś wręcz przeciwnego. Twierdził wówczas, że „maski noszone przez osoby bezobjawowe muszą być traktowane jako element psychologiczny, niż jako ochrona medyczna. Maski bawełniane praktycznie nie zatrzymują wirusa. Zakładane przez osoby w kontaktach międzyludzkich zmniejszają ilość wydychanego aerozolu, niemniej jednak nie są to maski filtrujące. Gdybyśmy przyjęli, że maski z filtrem HEPA dają 100 proc. ochrony, to maska z bawełny daje 1 proc. Maski mają swój czas użytkowania. Jeśli będziemy oddychać przez maskę przez godzinę, to stanie się wilgotna, nasiąknie parą wodną i śliną, którą wydychamy. Maska powinna być wyprana w temperaturze 60 stopni, inaczej będzie stanowiła źródło zakażeń i dodatkowe zagrożenie„. (https://www.medexpress.pl/zbyt-dlugo-noszona-maseczka-to-powazne-zagrozenie-dla-zdrowia/77248). 21 stycznia 2021 roku natomiast nawoływał, zgodnie zresztą z mainstreamową narracją, do szczepienia ozdrowieńców (https://pulsmedycyny.pl/dr-pawel-grzesiowski-ozdrowiency-takze-powinni-sie-szczepic-przeciw-covid-19-1106143). Przypomnę jedynie, że od zawsze wiedzieliśmy, że odporność poinfekcyjna jest zdecydowanie większa, niż poszczepienna, a twierdzenia przeciwne są po prostu niczym nie popartymi pseudonaukowymi dywagacjami. 20 października 2021 roku dr Grzesiowski postulował objęcie obowiązkiem szczepień wszystkich tych osób, które pełnią funkcje publiczne, w rozumieniu kontaktu z wieloma osobami. Dzisiaj oficjalnie wiemy, że szczepienie nie zatrzymuje transmisji. Nawet Pfizer był uprzejmy przyznać, że nie było nigdy prowadzonych badań pod kątem zabezpieczenia przed transmisją wirusa (http://martyka.eu/nie_badalismy_transmisji.mp4) W skrócie przybliżyłem Państwu rzeczoznawcę OIL, teraz skupię się na konkretnych zarzutach. 1. W dniu 8 września 2020 roku udostępniłem wywiad z dnia 15 czerwca 2020 roku, w którym kwestionowałem zasadność stosowania masek ochronnych w ramach przeciwdziałania pandemii Covid-19, oraz zasadność testowania w kierunku zakażenia wirusem Sars-Cov-2. Dzisiaj wiemy, że skuteczność masek nie została potwierdzona nigdzie na świecie – poza Bangladeszem. Jednakże nawet tam (chodzi o badanie Abaluck 2021) nie jest to jednoznaczne – wg analizy dr Denica Rancourta (o wskaźniku Hirscha 39) jest to badanie wadliwe i nie powinno być brane pod uwagę w decyzjach dotyczących zdrowia publicznego. Na dzień dzisiejszy znanych mi jest 16 badań RCT, które oceniają skuteczność stosowania masek w zapobieganiu zakażeniom wirusami układu oddechowego – 14 z nich wykazuje, że maski nie działają. Stosowane powszechnie testy PCR mogą jedynie wykryć obecność wirusa Sars-Cov-2, natomiast w żadnym razie nie określą, czy infekcja spowodowana jest tymże wirusem, czy też jakimkolwiek innym z pokaźnej grupy patogenów górnych dróg oddechowych. Poza tym osoby z ostrą infekcją górnych dróg oddechowych powinny mieć niezwłocznie udzieloną pomoc medyczną w celu przeciwdziałania nadkażeniu bakteryjnemu i gwałtownemu pogorszeniu stanu zdrowia – niezależnie od przyczyny infekcji (czy też wyniku testu) – i o to apelowałem od samego początku. Takie postępowanie pomogłoby nam uratować 200 000 osób! Tymczasem dzisiaj jestem oskarżany o kwestionowanie powszechnego testowania, natomiast nikt nie odpowiedział za nadmiarowe zgony spowodowane właśnie tą błędną polityką. 2. W dniu 28 lutego 2021 twierdzę, że „covid-19 stanowi marginalne zagrożenie dla młodszych i prawie żadne dla osób zdrowych„ Wg danych z USA oraz Izraela jedynie 5 do 10% dzieci choruje na Covid-19, natomiast dzieci stanowią niecałe 2% wszystkich diagnozowanych przypadków. Zaledwie niecałe 2% dzieci z dodatnim wynikiem testu na Sars-Cov-2 podlega hospitalizacji – przy czym większość z przyjętych do szpitala może mieć łagodny przebieg choroby czy też nawet zupełnie inny powód hospitalizacji, niż zakażenie Sars-Cov-2. Ryzyko zgonu związanego z Covid-19 wśród dzieci i młodzieży wynosi 0,17 na 100 tysięcy. Tak, proszę Państwa, wg powyższych danych ryzyko dla młodszych jest marginalne. Podobnie dla osób zdrowych, z prawidłowo działającym układem odpornościowym. Co oczywiście nie oznacza, że wzmacnianie odporności można sobie odpuścić, a zagrożenie całkowicie zbagatelizować. 3. W dniu 29 marca 2021 roku opublikowałem stwierdzenie, że maseczki nie chronią przed zakażeniem, a mogą być wylęgarnią drobnoustrojów chorobotwórczych, powodują częste zmiany skórne. Porównałem również zachorowania na Covid-19 z zachorowaniami na grypę, nie uwzględniając statystyk śmiertelności. Proszę Państwa, odnośnie masek – nie ma tutaj żadnych wątpliwości. Badania są jednoznaczne – nie ma dowodów na skuteczność, choćby zwolennicy zaklinali rzeczywistość. Odnośnie braku uwzględnienia statystyk śmiertelności – rzeczywiście, nie było tego w mojej wypowiedzi – ponieważ dotyczyła ona zupełnie innego tematu – a mianowicie organizacji pracy ochrony zdrowia podczas epidemii. Ale oczywiście dzisiaj dysponujemy wiarygodnymi danymi odnośnie zestawienia śmiertelności obu chorób. W metaanalizie przeprowadzonej przez profesora Johna Ioannidisa, epidemiologa z Uniwersytetu Stanforda i jednego z najczęściej cytowanych naukowców na świecie czytamy, że wskaźnik IFR dla Covid-19 wynosi średnio 0,27% (https://www.medrxiv.org/content/10.1101/2020.05.13.20101253v3.full-text). To są twarde dane, a nie opinie telewizyjnych „ekspertów”. 4. 13 maja 2021 roku napisałem, że jako społeczeństwo osiągnęliśmy odporność populacyjną, a szczepienie dzieci poniżej 12 roku życia stwarza większe zagrożenie, niż Covid-19. Wtedy pisałem również, że szczepienie się na sezonową chorobę układu oddechowego po sezonie zachorowań jest pozbawione sensu, ze względu na szybką mutację wirusów. Dlatego właśnie szczepionka na grypę jest aktualizowana co roku. Okazało się po raz kolejny, że miałem rację, a nowe mutacje wirusów doskonale dają sobie radę z ominięciem odporności poszczepiennej. To nie jest żadna nowość – medycyna oparta na dowodach mówi o tym od dekad. Zgadza się – w maju mieliśmy odporność populacyną na wariant ubiegłosezonowy. Dlatego zachorowania wygasły. Dlatego też sezonowe infekcje corocznie wygasają na wiosnę. Po to, by w jesieni znowu nas zaatakować. Ale to jest już zupełnie inny wirus. I ten fakt również podkreślałem. Natomiast odnośnie szczepienia dzieci poniżej 12 roku życia – w świetle faktu, że w tej grupie wiekowej Covid-19 jest znikomym zagrożeniem – szczepienie zupełnie niepotrzebnie naraża organizm na skutki uboczne – więc zdecydowanie JEST większym zagrożeniem. Analizując dostępne dane kliniczne widzimy, że dzięki zaszczepieniu miliona nastolatków unikniemy ok. 16 tysięcy przypadków objawowego zakażenia oraz kilkuset hospitalizacji, natomiast narazimy 900 tysięcy dzieci na co najmniej jeden niepożądany odczyn – przy czym 500 tysięcy będzie miało konieczność stosowania leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, 200 tysięcy będzie się borykało z gorączką powyżej 38 stopni. Oprócz przejściowych działań niepożądanych dochodzi mniejsze, ale też ryzyko wystąpienia bardziej poważnych objawów, jak choćby głośna ostatnio zakrzepica czy zapalenie mięśnia sercowego. Tak więc w przypadku dzieci – ryzyko może przewyższyć korzyści i trzeba o tym głośno mówić. Tymczasem Wielka Brytania zrezygnowała z masowego szczepienia dzieci i młodzieży, Sąd w Urugwaju nakazał natychmiastowe wstrzymanie szczepień dzieci preparatami na COVID, Szwecja zaprzestała podawania Moderny osobom urodzonym wcześniej niż w 1991 roku, podobną decyzję podjęła Finlandia. Władze Izby lekarskiej (OM) Portugalii wyraziły dezaprobatę dla planowanego na drugą połowę grudnia rozpoczęcia szczepień dzieci w wieku 5-11 lat przeciwko koronawirusowi. 5. 16 maja 2021 roku opublikowałem tekst, w którym: a) kwestionowałem działania profilaktyczne związane z zapobieganiem zarażeniem Covid-19 w postaci noszenia maseczek i zachowaniu dystansu społecznego Kwestionowałem skuteczność lockdownów. Nie tylko ja zresztą. Jak można przeczytać w „The Lancet”: „Zamykanie granic, lockdown i wysoki wskaźnik testów na COVID-19, nie były związane ze statystycznie istotnym zmniejszeniem liczby krytycznych przypadków lub ogólnej śmiertelności” (https://www.thelancet.com/journals/eclinm/article/PIIS2589-5370(20)30208-X/fulltext). Sama liczba dowodów naukowych na nieskuteczność lockdownu jest przytłaczająco większa w porównaniu z tymi, które wskazują na jego skuteczność (https://brownstone.org/articles/lockdowns-fail-they-do-not-control-the-virus/). Co ciekawe, po wielu miesiącach z moim stanowiskiem zgodził się minister zdrowia Adam Niedzielski, który 27 czerwca 2021 roku stwierdził, że „ani wzrost mobilności ani nowe mutacje nie powodują zwiększenia liczby zakażeń” (https://twitter.com/a_niedzielski/status/1409070097931673603), natomiast 25 listopada 2021 roku w wywiadzie dla RMF FM ogłosił, że „na pewno wiemy w tej chwili, że restrykcje są mało skutecznym środkiem ograniczenia wzrostu pandemii” (https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-niedzielski-restrykcje-sa-malo-skutecznym-srodkiem-ogranicze,nId,5665643#crp_state=1). Okazuje się, że ta oczywista prawda, wraz z konkretnymi dowodami naukowymi, nie dotarła jeszcze jedynie do osób stawiających mi te absurdalne zarzuty. b) utrzymywałem, że podjęcie programu szczepień przeciw covid-19 to podjęcie eksperymentu medycznego na niespotykaną skalę Zgodnie z art. 21 pkt. 2 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty „eksperymentem leczniczym jest wprowadzenie nowych albo tylko częściowo wypróbowanych metod diagnostycznych, leczniczych lub profilaktycznych w celu osiągnięcia bezpośredniej korzyści dla zdrowia osoby chorej„. Szczepionki m-RNA są jak najbardziej nową i częściowo wypróbowaną metodą profilaktyczną. Lista działań niepożądanych była kilkukrotnie rozszerzana w trakcie kampanii szczepień, ze względu na pojawiające się nowe informacje i nowe przypadłości (choćby zakrzepica, czy zapalenie mięśnia sercowego). Zatem akcja szczepień m-RNA jak najbardziej spełnia definicję „eksperymentu medycznego”, zgodnie z przywołaną wyżej ustawą. Co więcej, nigdy w historii nie spotkaliśmy się z podobnym działaniem na tak masową skalę. c) twierdzę, że wprowadzone restrykcje skutkujące znacznym utrudnieniem i opóźnieniem w otrzymaniu właściwej pomocy medycznej spowodowały nadzwyczajny wzrost zgonów w wyniku innych chorób, których nie leczono właściwie i we właściwym czasie Piszący to oskarżenie żyje chyba w innym świecie. Od 10 miesięcy lekarze debatują nad pomysłem wyjścia z długu zdrowotnego spowodowanego właśnie blokadą ochrony zdrowia. Już w kwietniu tego roku prof. Piotr Kuna przyznał, że „dług zdrowotny to jest coś gorszego niż COVID, bo pandemia, moim zdaniem, mija, a dług zdrowotny pozostanie z nami nie na rok, dwa, lecz na pokolenia /…/ Ten dług zdrowotny zaciągnęliśmy na dziesiątki lat. To nie tylko 100 czy 120 tysięcy zgonów nadmiarowych, poza COVID, to również jest wzrost liczby zachorowań na nowotwory, na choroby sercowo-naczyniowe, na cukrzycę, na choroby układu oddechowego i wynikające z tego ogromne koszty dla całego systemu. Nieuchronne jest też skrócenie średniej długości życia w Polsce. To prawdziwa tragedia, że w XXI wieku w nowoczesnym państwie, które ma całkiem niezły dostęp do różnych metod leczenia, organizacja ochrony zdrowia, zdrowie publiczne są w tak fatalnym stanie, że nie udało się zapobiec skróceniu ludzkiego życia. Bo tak naprawdę zawiodła organizacja i brak oparcia na wiedzy. Przeważyły emocje, które rządziły polityką zdrowotną w dobie pandemii„. (https://www.woia.pl/news/3675/rozmowa-farmacji-wielkopolskiej-quotdlug-zdrowotny-gorszy.html) W tym miejscu nie tylko podtrzymuję wcześniejsze twierdzenia, ale ŻĄDAM postawienia przed sądem karnym tych, którzy swoimi, niepopartymi wiedzą medyczną decyzjami, ograniczyli dostęp do ochrony zdrowia, przyczynili się do śmierci dziesiątek tysięcy pacjentów oraz spowodowali zaciągnięcie długu zdrowotnego na całe pokolenia! 6. 5 grudnia 2021 roku w wywiadzie dla „Do Rzeczy” miałem pominąć realne zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów związane z zarażeniem Covid-19 oraz kwestionowałem zasadność stosowania środków ochrony indywidualnej i podejmowania działań prewencyjnych Tutaj już wznosimy się na wyższy poziom absurdu. Mam zarzut, że pomijam realne zagrożenie dla zdrowia i życia w udzielonym wywiadzie. Tylko, że… wywiad dotyczył zupełnie innego tematu! W swoich wypowiedziach od początku tzw. pandemii apelowałem, żeby w żadnym razie nie ulegać panice wywoływanej przez media, ale żeby też absolutnie nie lekceważyć zagrożenia. Każdy wirus może być niebezpieczny dla zdrowia i życia. Natomiast najbardziej surrealistyczny jest zarzut „kwestionowania zasadności ochrony indywidualnej i podejmowania działań prewencyjnych”. W omawianym wpisie to „kwestionowanie” opierało się na odwołaniu się do wywiadu udzielonego przez Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego dla RMF, w którym stwierdził on, że „wprowadzenie tych restrykcji wtedy (w listopadzie 2020 roku) i tak spowodowało, że hospitalizacji było więcej niż jest teraz. Na pewno wiemy w tej chwili, że restrykcje są mało skutecznym środkiem ograniczenia wzrostu pandemii” (https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-niedzielski-restrykcje-sa-malo-skutecznym-srodkiem-ogranicze,nId,5665643#crp_state=1) Tak więc doszło do tego, że oskarżyciele zarzucają mi już nie tylko publikację faktów mających potwierdzenie w medycynie opartej na dowodach, ale niezgodnych z jedyną słuszną retoryką, ale zarzutem jest publikacja oficjalnej wypowiedzi Ministra Zdrowia, w której przyznał on to, co ja mówiłem od wielu miesięcy! W uzasadnieniu wniosku o ukaranie możemy znaleźć stwierdzenie, że m.in. moją działalność można zakwalifikować jako „publiczne propagowanie postaw antyszczepionkowych i antyzdrowotnych oraz głoszenie niepotwierdzonych naukowo poglądów i nieprawdziwych informacji„. To oczywista bzdura. Wszystkie moje wypowiedzi były poparte konkretnymi dowodami naukowymi, w tym tymi najwyższej jakości (RCT i metaanalizy). Nigdy również nie dyskredytowałem szczepień apelując, żeby każdy dobrowolnie i bez żadnego przymusu miał możliwość oceny korzyści i ryzyka oraz podjęcia indywidualnej decyzji. Takie zresztą było oficjalne stanowisko władz (oficjalne, gdyż nieoficjalnie były oczywiście podejmowane próby przymuszania do zaszczepienia się). Równocześnie jako zakaźnik znam wiele przypadków, kiedy korzyści wynikające ze szczepień jednoznacznie przewyższają ryzyko (np. wścieklizna) i w takich przypadkach sam kieruję na szczepienia. W przypadku szczepionek na Covid-19 nie mamy niestety jednoznacznych dowodów, dlatego też każdy bezwzględnie powinien mieć prawo do podjęcia indywidualnej decyzji. Jak Państwo widzicie, oskarżenie oparte jest jedynie na populistycznych stwierdzeniach, bez żadnych dowodów naukowych. Zarzuca mi się, że moje wypowiedzi nie są tożsame z aktualnym stanem wiedzy, tymczasem WSZYSTKIE moje stwierdzenia mają odniesienia w literaturze naukowej oraz wynikach prac badawczych – co zresztą zawsze przywołuję. Widać tutaj wyraźnie, że w całej sprawie chodzi jedynie o zemstę za walkę ze skompromitowanym systemem. Niezależnie od wszystkiego jestem głęboko przekonany, że niedługo przed sądem – i to sądem karnym – odpowiedzą wszyscy ci, którzy wbrew nauce doprowadzili do zapaści systemu o ochrony zdrowia i tylu niepotrzebnych zgonów. Oby już nigdy nie było sytuacji, że lekarze odmawiają pomocy chorym dlatego, że są chorzy, albo pacjent musi uderzać kijem w okno przychodni, bo nie ma prawa wejść do środka. Przejdź do stopki Kategorie Kategorie Następny artykuł Czy korzyści ze szczepień zawsze są większe od ryzyka? 213 komentarzy do “Rozprawa dyscyplinarna przed Sądem Lekarskim” Nawigacja komentarzy Starsze komentarze Kazimierz z Krakowa 11 grudnia 2022 o 21:05 Szanowny Panie Doktorze, czy rozprawa jest otwarta? Może należy przybyć tam w dużej liczbie. Czy jest to możliwe? Pozdrawiam, Kazimierz z Krakowa Odpowiedz PureBlood 13 grudnia 2022 o 19:27 Całym sercem z Panem Doktorem! Odpowiedz Stanisław Kmita 12 grudnia 2022 o 11:42 mam daleko ale wspieram i życzę dużo siły , pozdrawiam Odpowiedz maras 12 grudnia 2022 o 11:42 Prawda o szczepieniu dzieci przeciw covid Odpowiedz Wiesław Kania z Warszawy 13 grudnia 2022 o 09:42 Z wyrazami szacunku dla Pana Doktora i życzeniami zwycięskiej batalii o prawdę, poszanowanie poglądów.i wolności naszej profesji. Wiesław Kania Odpowiedz Ewa Węglarz 13 grudnia 2022 o 15:50 Jak to dobrze, że są tacy Lekarze jak Pan! DZIĘKUJĘ za Pana odwagę cywilną, prawość i zawodową uczciwość! Mimo, że nie jestem lekarzem, od początku intuicyjnie przeczuwałam, że nie wolno poddać się tej presji. Niech Bóg Panu, DOKTORZE błogosławi! Z wyrazami szacunku-Ewa Węglarz Odpowiedz Halina Bogusz 13 grudnia 2022 o 19:26 Panie doktorze – dziękujemy za racjonalny i oparty na faktach wykład. Cała ta sprawa kładzie się głębokim cieniem na pozycji lekarzy w Polsce.Wydaje się to szczególnie bolesną stratą społeczną. Odpowiedz pomorek 14 grudnia 2022 o 11:07 Panie Doktorze, dziękuję za uczciwość i niezłomność. Pozdrawiam serdecznie. Odpowiedz abcabc 14 grudnia 2022 o 16:02 To jeden z niewielu lekarzy, za którym warto stać bo on wie co jest dobre dla Pacjenta w przeciwieństwie do tych co siedzą w Kieszeniach Firm Farmaceutycznych. A PiS zrobił najlepsze co mógł i zamknął Lasy bo przecież od zbierania Grzybów czy Jagód możemy się Prze |
Ciekawy jestem tej rozprawy. A ta ich "wiedza" na temat wirusa, była porażająca, hehehe. Najlepszy był profesor Gut. Najpierw wyśmiał to wszystko a potem był jednym z rządowych ekspertów. Ciekawe czy za tą kasę którą wziął, wstawił sobie zęby
![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Cześć Andrzeju >;) Moja żona, była z "aptekarskiej rodziny" to wiem, że trzeba.... uważać >;)) Większość ludzi myśli, że zawody zaufania społecznego, są aby pomagać ludziom. No cóż, iluzja dobra, jak każda inna. Jak masz kasę to ci "pomogą" >;)
|
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Może i kiedyś były, te zawody zaufane. Ale teraz? Idziesz do lekarza, a ona pyta , czy się szczepiłeś, bo jak nie, to ona ma jeszcze parę szczepionek dla "starych" klientów. Wiesz, tak po znajomości ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Biegnij Lola biegnij
Żebyśmy nic nie wiedzieli jak znów będą zastraszać i wmuszać śmiercionki. Ja nie zapomniałem akcji T4 co niemieccy lekarze mordowali pacjentów. Tradycje piękne.
Akcja T4 (niem. Aktion T4, E-Aktion) – program realizowany w III Rzeszy w latach 1939–1944, polegający na fizycznej „eliminacji życia niewartego życia” (niem. Vernichtung von lebensunwertem Leben). W ramach akcji mordowano chorych na schizofrenię, niektóre postacie padaczki, otępienie, pląsawicę Huntingtona, stany po zapaleniu mózgowia, osoby niepoczytalne, chorych przebywających w zakładach opiekuńczych ponad 5 lat oraz ludzi z niektórymi wrodzonymi zaburzeniami rozwojowymi. Liczba zamordowanych w czasie trwania tej akcji jest trudna do oszacowania ze względu na jej półoficjalny charakter (a w późniejszym okresie jej utajnienie), przeniesienia chorych pomiędzy poszczególnymi zakładami opiekuńczymi i na ogół niewielkie zainteresowanie rodzin losami chorych umieszczonych w zakładach opiekuńczych. Szacuje się, że w okresie szczytowym tego programu, tj. w latach 1940–1941, zabito w jego ramach 70 273 chorych i niepełnosprawnych[1], w tym także pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych na terenach okupowanych. Uważa się także, że ogółem w latach 1939–1945 zabito (rozstrzelano, zagazowano lub otruto) ok. 200 000 ludzi upośledzonych i niepełnosprawnych[2]. Od kwietnia 1941 r. program ten rozszerzono o „akcję 14f13” (niem. Aktion 14f13), obejmującą chorych psychicznie i niepełnosprawnych nie-niemieckich więźniów obozów koncentracyjnych, w ramach której wymordowano ok. 20 tys. osób. Aktion T4 była pierwszym masowym mordem ludności dokonywanym przez nazistowskie Niemcy, podczas którego opracowano „technologię” grupowego zabijania, zastosowaną później w niemieckich obozach zagłady. Akcja ta była także nazywana „eutanazją” osób upośledzonych – stąd skrót E-Aktion, natomiast szerzej znany skrót T4 pochodzi od adresu biura tego przedsięwzięcia mieszczącego się w Berlinie przy Tiergartenstraße 4. Pomnik ze stalowych płyt autorstwa Richarda Serry ku pamięci ofiar akcji T4 umieszczony w 1986 r. w miejscu nieistniejącego budynku przy Tiergartenstraße 4 w Berlinie Skrót „14f13” był jednym z oznaczeń kodowych SS używanych w obozach koncentracyjnych przy ewidencji przyczyn zgonów oraz sposobu postępowania z więźniami (niem. Sonderbehandlung 14f13: 14f – śmierć więźnia, 13 – zagazowanie w ramach akcji T4)[3]. Spis treści 1 Przebieg akcji 1.1 Geneza 1.2 Okres początkowy 1.3 Sprawa dziecka Kretschmara 1.4 Aktion T4 2 Miejsca zagłady 3 Znaczenie akcji T4 4 Odniesienia w kulturze 5 Zobacz też 6 Uwagi 7 Przypisy 8 Bibliografia 9 Linki zewnętrzne Przebieg akcji Geneza Niemiecki plakat propagandowy z około 1938: Ta osoba cierpiąca na choroby genetyczne kosztuje społeczeństwo 60 000 reichsmark w trakcie swojego życia. Volksgenosse, to też twoje pieniądze! Viktor Brack, organizator akcji T4 Idea zabijania osób niepełnosprawnych, będących ciężarem ekonomicznym dla społeczeństwa, znana była jeszcze w starożytności (np. w Sparcie porzucano ułomne noworodki poza miastem, na górze Tajget). W czasach nowożytnych, a zwłaszcza w III Rzeszy, uzasadnieniem takiego postępowania były ideologie eugeniki negatywnej (tj. eliminacji genów obciążających pulę genetyczną społeczeństwa), z której bezpośrednio wywodziła się propagowana w III Rzeszy tzw. „higiena rasowa” (niem. Rassenhygiene) oraz prymitywnego darwinizmu społecznego (osobniki chore i nieprzystosowane są eliminowane w „walce o byt”). W propagowanie tych idei w hitlerowskich Niemczech zaangażowanych było wielu naukowców z tamtych czasów: prof. psychiatrii Ernst Rüdin, prof. Alfred Ploetz, prof. Fritz Lenz i inni (z których część była później bezpośrednio włączona do realizacji akcji T4). Okres początkowy Początkowo osoby upośledzone lub kalekie podlegały w III Rzeszy (a także w kilku innych krajach) przymusowej sterylizacji. Regulowała to Ustawa o zapobieganiu narodzin potomstwa obciążonego chorobą dziedziczną z 14 lipca 1933 r. (niem. Gesetz über die Verhütung erbkranken Nachwuchses)[4] oraz późniejsze, na mocy których wysterylizowano przymusowo ok. 400 tys. obywateli III Rzeszy (początkowo tylko dzieci, później także dorosłych). Sprawa dziecka Kretschmara Prawdopodobnie ideowym impulsem organizacji „Akcji T 4" była tzw. „sprawa dziecka Kretschmara”. W lutym 1939 r. (według innych danych w grudniu 1938 r.) do kancelarii Hitlera nadszedł list od niejakiego Kretschmara, ojca niemowlęcia, które urodziło się z niedorozwojem jednej stopy oraz było pozbawione jednego przedramienia, ślepe i z „wrodzonym idiotyzmem”. Autor listu prosił, aby temu dziecku udzielono „łaski śmierci” tak, by je „usunąć” (niemowlę to było badane w klinice pediatrycznej w Lipsku przez prof. Wernera Catela, który zaproponował wystąpienie z taką prośbą do Hitlera). Hitler polecił swemu osobistemu lekarzowi dr. Karlowi Brandtowi, aby zbadać to dziecko i jeśli informacje okażą się prawdziwe – zabić je. Polecił również Brandtowi oraz szefowi swojej kancelarii Philippowi Bouhlerowi, aby w przyszłości podobne przypadki załatwiali podobnie. Dziecko Kretschmara prawdopodobnie zginęło zabite zastrzykiem. Sprawa tożsamości dziecka Kretschmara jest niejasna: prawdopodobnie był to chłopiec, który urodził się w rodzinie Kretschmar 20 lutego 1939 r. w Pomßen w Saksonii, nosił imiona Gerhard Herbert i prawdopodobnie zabito go w lipskiej klinice 25 lipca 1939 r. (oficjalnie zmarł na „niewydolność serca”)[5]. Aktion T4 Chore psychicznie dzieci ze szpitala psychiatrycznego Schönbrunn; fotografia wykonana w 1934 roku przez fotografa SS – Friedricha Franza Bauera 20 września lub 21 września 1939 r. w „Grand Hotelu” w Sopocie odbyła się narada z udziałem Hitlera[potrzebny przypis], w której uczestniczyli m.in. dr Karl Brandt, Philipp Bouhler i dr Leonardo Conti, na której Hitler przedstawił plany dotyczące likwidacji na terenie Niemiec osób umysłowo chorych, wychodząc z założenia, że wpłynie to na utrzymanie „czystości niemieckiej krwi”. Conti wątpił wprawdzie, że jest to metoda mogąca wpłynąć na „udoskonalenie rasy”, ale mimo tego na naradzie tej podjęto założenia dotyczące wprowadzenia akcji bezbolesnego zabijania chorych psychicznie i niedorozwiniętych dzieci. Podjęte decyzje przyjęły formę dyrektywy Hitlera z października 1939 r. (antydatowanej na 1 września 1939 r.), w myśl której[6]: Reichsleiter Bouhler i dr med. Brandt są z mojego polecenia odpowiedzialni za rozszerzenie kompetencji lekarzy, którzy zostaną wymienieni z nazwiska tak, żeby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym wobec zupełnie krytycznej oceny stanu ich zdrowia można było zapewnić łaskawą śmierć. /-/ A. Hitler Pełnomocnictwo Adolfa Hitlera Philipp Bouhler zorganizował w Berlinie przy Tiergartenstraße 4 biuro tej akcji. Pierwotną, oficjalną nazwą tej instytucji była Państwowa Komisja do spraw Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych (niem. Reichsarbeitsgemeinschaft Heil- und Pflegeanstalten, skr. RAG). W późniejszym czasie urząd ten rozrastał się i powoływał nowe komórki oraz zmieniał nazwy. Kierownikiem programu został wyznaczony 37-letni prof. psychiatrii Werner Heyde, a od 1941 r. prof. psychiatrii Paul Nitsche. Dyrektywa Hitlera była usankcjonowaniem wcześniej podjętych działań w tym kierunku. W czerwcu 1939 r. odbyło się spotkanie dla opracowywania zasad „eutanazji” dzieci niepełnosprawnych, w którym oprócz Bouhlera i Brandta brali udział także minister zdrowia Rzeszy dr Leonardo Conti, szef kancelarii Rzeszy Hans Heinrich Lammers oraz Martin Bormann jako szef kancelarii NSDAP. Natomiast 18 sierpnia 1939 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rzeszy wydało utajnione rozporządzenie, w którym powoływano Komitet Rzeszy ds. Naukowego Opracowywania Ciężkich Chorób Uwarunkowanych Genetycznie i Konstytucjonalnie (niem. Reichsausschuss zur wissenschaftlichen Erfassung erb- und anlagebedingter schwerer Leiden). W tym samym dniu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rzeszy wydało okólnik, w którym zarządzano: Akuszerka, która pomagała przy narodzinach dziecka – także w przypadku, gdy wezwano na poród lekarza – składa meldunek we właściwym dla miejsca urodzenia dziecka urzędzie zdrowia (...) jeśli zachodzi podejrzenie, że nowo narodzone dziecko jest dotknięte następującymi ciężkimi wrodzonymi wadami: (1) idiotyzm oraz mongolizm (zwłaszcza przypadki związane ze ślepotą i głuchotą), (2) małogłowie (nieproporcjonalnie małe wymiary głowy, zwłaszcza części mózgowej czaszki), (3) wodogłowie wysokiego bądź zaawansowanego stopnia, (4) ułomności wszelkiego rodzaju, a w szczególności brak całych kończyn, ciężkie rozszczepienia głowy i kręgosłupa itd., (5) porażenia włącznie z chorobą Little’a. (...) Akuszerka otrzymuje za swój nakład pracy rekompensatę w wysokości 2 RM[7] Prawdopodobnie treść ww. dokumentów była tworzona przy udziale prof. neurologii Maxa de Crinisa (1889–1945), pełniącego funkcję nieoficjalnego doradcy ds. medycznych Hitlera i Himmlera. Początkowo dzieci, które uznawano za „niegodne życia” zabijano poprzez wstrzyknięcie śmiertelnej dawki barbituranów lub morfiny (kierowano je na „szczepienie” do specjalnych ośrodków, z których najwcześniej zaczął działać w Aplerbeck). Obowiązek zgłaszania upośledzonych dzieci uzasadniano względami naukowo-badawczymi oraz prewencji i dotyczył on także lekarzy urzędowych, pediatrów i pielęgniarek środowiskowych. Dzieci te były szczegółowo badane i kierowane do wyznaczonych zakładów opiekuńczych. Decyzję co do ich losów podejmowali na podstawie dokumentów konsultanci Komitetu Rzeszy. W przypadku decyzji o zabiciu dziecka (zwykle poprzez wstrzyknięcie śmiertelnej dawki barbituranów lub morfiny) zastrzyk wykonywał personel pielęgniarski i lekarski jako zwykły zabieg medyczny, oficjalnie np. jako „szczepienie”[8]. Mózgowia osób (a zwłaszcza dzieci) zgładzonych w ramach akcji T4 wraz z dokumentacją kliniczną często kierowano do placówek neuropatologicznych i tworzono z nich specjalne „kolekcje” jako przedmiot badań naukowych. Jeszcze wiele lat po wojnie publikowano prace naukowe opierając je na danych zgromadzonych w tych „kolekcjach”[9]. Po zakończeniu kampanii wrześniowej, już w 1939 r., „Akcja T 4" została rozszerzona na pacjentów i pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych i ośrodków opieki z terenów okupowanych i włączonych do Rzeszy. Tu, ponieważ mniej krępowano się względami utrzymania tajemnicy, dokonywały tego oddziały SS i policji. W miarę rozszerzania akcji T4 zabijanie zastrzykami uznano za nieefektywne i rozpoczęto eksperymenty z zabijaniem trującymi gazami (tlenkiem węgla, spalinami samochodowymi, później także cyjanowodorem). Stacjonarne komory gazowe do zabijania osób w ramach akcji T4 umiejscowiono w piwnicach dawnych zamków. Miejscami, w których po raz pierwszy wybudowano prymitywne komory gazowe i zastosowano zabijanie gazem, były szpitale psychiatryczne na okupowanych terenach polskich: w Owińskach k. Poznania, Świeciu, Kocborowie. Chorych przewożono i zagazowywano też w Forcie VII w Poznaniu (do końca 1939 r. zgładzono tam ok. 4500 osób). Niewykluczone, że eksperymentowano tam także z mobilnymi komorami gazowymi na samochodzie, zewnętrznie wyglądającymi jak wozy meblowe, a także stosowano inne sposoby zabijania, np. masowe rozstrzeliwania i zastrzyki[10]. Budynek zamku Sonnenstein w którego piwnicach zabito co najmniej 13 720 chorych psychicznie oraz 1031 więźniów obozów koncentracyjnych w ramach akcji T4 i 14f13 Miejscem, gdzie po raz pierwszy na pewno zastosowano takie ruchome komory, był szpital psychiatryczny w Owińskach koło Poznania. Druga tura pacjentów z Owińsk została zamordowana za pomocą samochodu-komory gazowej najprawdopodobniej w listopadzie 1939 r. W szpitalach uśmiercano głównie pacjentów narodowości polskiej, choć np. do Piaśnicy przewożono także pacjentów niemieckich. Pacjentów szpitala „Kochanówek” w Łodzi zgładzono marcu 1940 r. przy pomocy ruchomej komory gazowej, a w lipcu oraz sierpniu 1941 r. (150 pacjentów przebywających w szpitalu i ok. 100, które niegdyś były tu leczone) wywieziono prawdopodobnie do lasów lućmierskich i tam wymordowano przy pomocy broni palnej. W lutym 1940 r. ustalono listę 6 „oficjalnych” ośrodków zagłady osób niepełnosprawnych, głównie dorosłych, oznaczonych literami „A”, „B”, „Be”, „C”, „D”, „E”. Pierwszym działającym ośrodkiem zagłady osób chorych psychicznie i niepełnosprawnych na terenie przedwojennej Rzeszy, był zamek w Grafeneck, a następnie Brandenburg, Hartheim, Sonnenstein koło Pirny, Bernburg (Saale) oraz Hadamar. Poza nimi działały „nieoficjalne” ośrodki zagłady (czasem nazywanej w literaturze przedmiotu „dziką eutanazją”), głównie na terenie kraju Warty, w których zabijano także dzieci[11]. Po przedostaniu się informacji o akcji T4 do publicznej wiadomości i protestach kół kościelnych (zwłaszcza po publicznym kazaniu, wygłoszonym 3 sierpnia 1941 r. w kościele St. Lamberti w Moguncji przez katolickiego biskupa Clemensa Augusta hrabiego von Galena) oficjalnie wstrzymano jej realizację od 24 sierpnia 1941 r. Biskup Galen w kazaniu nazwał „zabijanie z litości” zwyczajnym morderstwem: Biada ludowi Niemiec, gdzie zabija się niewinnych, a ich mordercy pozostają bezkarni. (...) Nie mamy do czynienia z maszynami, końmi i krowami, których jedyny cel polega na służeniu ludzkości, wytwarzaniu dóbr dla człowieka. Maszyny można złomować, a zwierzęta zaprowadzić do rzeźni, kiedy nie spełniają już swoich funkcji. Nie, mamy do czynienia z ludzkimi istotami, naszymi bliźnimi, naszymi braćmi i siostrami. Z biednymi chorymi ludźmi – jeśli chcecie: ludźmi nieproduktywnymi. Ale utracili oni prawo do życia? Czy wy i ja sam mamy prawo żyć tylko tak długo, jak długo jesteśmy użyteczni, dopóki inni uznają nas za takich?. Kazanie powielane w wielu egzemplarzach było kolportowane w całym kraju. Mówiło o nim radio BBC. Jego czytanie było karane zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Przeciwko Galenowi nie podjęto żadnych restrykcji z obawy przed opinią społeczną, jednak po zamachu na Hitlera w lipcu 1944 r. osadzono biskupa w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Zmarł po wojnie w 1946 r. (w 2005 r. został ogłoszony przez papieża Benedykta XVI błogosławionym). Niemniej jednak w niektórych ośrodkach (np. w Hartheim, Bernburg (Saale), Sonnenstein) nadal zabijano więźniów obozów koncentracyjnych, a personel i urządzenia komór gazowych z pozostałych wysłano do obozów zagłady w Treblince, Bełżcu i Sobiborze. Między innymi w ramach tej akcji zginęło wielu polskich księży uwięzionych w październiku 1941 r. w ramach akcji skierowanej przeciwko kościołowi katolickiemu na terenie Kraju Warty, których osadzono w obozie koncentracyjnym Dachau. Zabijano ich w komorze gazowej w zamku Hertheim, wywożonych tam tzw. „transportami inwalidów”, np. ks. Leona Stypułkowskiego z Ozorkowa[12]. 17 listopada 1942 r. zwołano w Monachium tajną naradę na której nieoficjalnie wznowiono akcję T4. Zalecano na niej stosowanie „specjalnej diety” dla „beznadziejnie chorych pacjentów” szpitali psychiatrycznych na terenie Bawarii, prowadzącej do „powolnej śmierci, która powinna nastąpić po mniej więcej trzech miesiącach”. Pokłosiem tej narady była tajna dyrektywa wydana w Berlinie 30 listopada 1942 r. skierowana do wszystkich szpitali psychiatrycznych, nakazująca głodzenie pacjentów. Zgodnie z nią „w związku z wojenną sytuacją żywnościową i zdrowiem pacjentów istniejących szpitali”, pacjentów „u których nie uzyskuje się wyraźnych postępów w leczeniu” należało „bezzwłocznie” poddać „specjalnej diecie”, w domyśle głodowej (przykładowo: „dieta beztłuszczowa” wymyślona i stosowana przez dr Valentina Faltlhausera, która w ciągu trzech miesięcy doprowadzała do obrzęków głodowych. Składała się ona wyłącznie z warzyw – ziemniaków i ogórków – gotowanych na wodzie). Ponadto niektórzy psychiatrzy niejawnie zabijali chorych przy pomocy zastrzyków. Ostatnie zabójstwo przy pomocy zastrzyku niepełnosprawnego czteroletniego dziecka nazwiskiem Richard Jenne miało miejsce w trzy tygodnie po kapitulacji III Rzeszy – 29 maja 1945 w szpitalu w Kaufbeuren k. Monachium. Była to zapewne ostatnia ofiara akcji T4[13]. Philipp Bouhler Szef programu T4 W akcję T4 było zaangażowanych wielu lekarzy III Rzeszy (głównie psychiatrów, neurologów i pediatrów), m.in. (alfabetycznie): dr Ernst Buchalik, prof. Werner Catel, prof. Max de Crinis, dr Irmfried Eberl, Helmuth Ehrhardt, dr Valentin Faltlhauser, dr Elisabeth Hecker, prof. dr Werner Heyde, dr Herbert Linden, dr Josef Mengele, dr Friedrich Mauz, Theo Niebel, prof. Paul Nitsche, dr Friedrich Panse, dr Hermann Pfannmüller, prof. Ernst Rüdin, dr Carl Schneider, Weinier Sengenhof, dr Carl Hans Heinze Sennhenn, Hellmuth Unger, prof. Otmar Freiherr von Verschuer, prof. Werner Villinger, Erhard Wetzel. Po II wojnie światowej, poza procesem przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, toczył się osobny proces lekarzy w wyodrębnionym procesie towarzyszącym przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym Nr 1 w Norymberdze – wśród 27 sądzonych lekarzy niemieckich siedmiu zostało skazanych na śmierć przez powieszenie, pięciu na karę dożywocia, dwóch na 20 lat więzienia, jeden na 15 lat więzienia oraz jeden na 10 lat. Pozostałych lekarzy uniewinniono. Dodatkowo toczyły się w innych miastach procesy lekarzy i głównych wykonawców akcji T4: Paul Nitsche – w 1946 skazany na karę śmierci przez trybunał radziecki w Dreźnie i zgilotynowany. Friedrich Mennecke i Hermann Pfannmüller – w 1946 skazani na karę śmierci przez sąd niemiecki we Frankfurcie; Mennecke zmarł w 1947 w więzieniu a Pfannmüller, po ponownym rozpatrzeniu sprawy przez sąd, został skazany na 6 lat więzienia. Werner Heyde i Alfred Tillman – popełnili samobójstwo przed procesem przed sądem we Frankfurcie. Karl Brandt – osobisty lekarz Hitlera, skazany w 1947 na karę śmierci i powieszony w 1948 roku. Bernard Bohne i Josef Mengele – uniknęli odpowiedzialności uciekając do Argentyny. Horst Schumann – przed sądem w 1970 uniknął odpowiedzialności ze względu na zły stan zdrowia Hans Hefelman, zastępca Victora Bracka (kierującego wydziałem 2 w Kancelarii Führera, zajmującym się od 1934 przygotowaniami i planowaniem akcji T4) – sąd z braku dowodów nie wykazał winy oskarżonego i zawiesił proces na czas nieokreślony. Emil Mazuw – dowódca SS i Policji prowincji pomorskiej skazany został na 18 lat za uczestnictwo w programie T4[14][15]. |
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Andrzeju lekarze i aptekarze razem do ziemi kładą pacjentów min od średniowiecza, tylko nie chcemy o tym wiedzieć, że łódzcy łowcy skór to wyjątek z tym pawulonem. Co ludzie chorych z nożami pilnowali, żeby babci nie zamordowali. |
Przykre to, ale prawdziwe...Dlatego trzeba dbać o zdrowie samemu, żeby ustrzegać się wizyt w tych przybytkach, zwanych...Lecznicami, hehehe
Druga tura bez Bonżura...
|
Taak, tylko po co to utrzymywać? Całe życie płacisz składki, nigdy nie korzystasz. A jak trzeba, to prywatnie żeby ci krzywdy nie zrobili, a jak popatrzysz kto tam robi, to warto się zacząć żarliwie modlić >;)
|
U każdego przyjdzie czas że skorzysta. Jakieś operacje, np. Usunięcia żylaków, złamania, zablokowanie nerki, nie mówiąc już o jakimś wypadku. Jak nie jesteś ubezpieczony, to byś nie był w stanie zapłacić, za operacje, i pobyt w szpitalu...
Druga tura bez Bonżura...
|
Jak bym nie płacił składek tylko odkładał, albo bym się ubezpieczył sam, bez złodziejskiego pośrednika to miałbym czym płacić, Myślisz że ci sfinansują drogą operacje? >;) To było... może... kiedyś. Jak nie masz pleców albo kasy albo obu toooo miło było. Leżysz na SORze i czekasz na miejsce aż... sprawa się sama nie rozwiąże. Znajomy pojechał na rozmowę jak mu Mamę 24 trzymali na sorze, pod stoły się chowali, jak obaczyli mundur. Godzinka i raport, co wdrożono. A jak by nie pojechał, a Mama z 80?
|
Free forum by Nabble | Edit this page |