Dlaczego tak mało? Chcieli byście ściemniać i trzymać w ciemnocie ludzi za pieniądze i całować w tyłek biskupa?
Zaskakujące liczby! Okazuje się, że w przeciągu ostatnich dwóch dekad liczba uczniów w seminariach duchownych spadła aż od 60 procent! To niebotycznie duża liczba. Biskup gnieźnieński Krzysztof Więtkowski tłumaczy, dlaczego tak się dzieje. - Powiedzmy sobie szczerze, kto z młodych ludzi chciałby być tak "bity" jak księża, tak krytykowany jak księża. Jak się podrywa autorytet społeczny księży. Ja bym cenił tych wszystkich, którzy mają dziś odwagę nie iść za głosem ludzi, tylko za głosem Boga. Wobec nowych wyzwań kulturowych potrzebny jest nowy sposób formacji kandydatów na księży – mówił duchowny. Przykładem może być Papieskie Wyższe Seminarium Duchowne w Gnieźnie, gdzie kandydatem do szkoły duchownej w bieżącym roku był tylko jeden mężczyzna! W Archidiecezji Poznańskiej zaś sprawa prezentuje się nieco lepiej, lecz nadal kandydatów na księdza w tym roku jest niewielu, bo trzynastu. https://zycie.news/ciekawostki/26671-zaskakujaca-liczba-kandydatow-do-seminarium-duchownego-ciezko-w-to-uwierzyc-biskup-wyjasnia-powod-takiego-stanu-rzeczy |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Ktoś ich jednak ogląda >;)) A może by tak sprawdzać prawdziwość "powołania" do zawodu? >;PPP
![]() |
![]() |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Nie, to pomysł na Czary :) ale gość nie ogarnął metodyki >;PP U nas to się za bardzo nie podkreśla, że Jezus obiecał, że Uczniowie będą wzbudzać do życia zmarłych, niestety przywrócony, który się zaczął rozkładać w gorącym klimacie, strasznie śmierdzi >;)) O czym się przekonała rodzina Łazarza, podobnież sami go zabili powtórnie, bo tak się nie dało żyć >;))
|
![]() |
![]() ![]() |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Skutecznością? Nie zabijaniem osoby chorej/opętanej? Zespołowym działaniem? Społeczność bierze w tym udział, czuwa tańczy śpiewa, aby uwolnić osobę chorą. Jak będziesz mieć chwilę to polecam.
![]() |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
![]() Anneliese Michel (ur. 21 września 1952 w Leiblfing, zm. 1 lipca 1976 w Klingenbergu nad Menem) – niemiecka katoliczka poddawana wielu egzorcyzmom. Wydarzenia z życia Michel stały się kanwą dla trzech filmów fabularnych: Egzorcyzmy Emily Rose (2005), Requiem (2006), Anneliese: The Exorcist Tapes (2011)[1] oraz filmu dokumentalnego Egzorcyzmy Anneliese Michel (2007). W wieku 16 lat, kiedy uczęszczała do szkoły średniej zaczęła cierpieć na ataki epilepsji. Sąd rozpatrujący sprawę śmierci Anneliese ustalił, iż pierwszy atak padaczki miał nastąpić w 1969 roku[2]. Z uwagi na jego siłę i depresję, na którą zaczęła cierpieć, skierowano ją na leczenie szpitalne. Jesienią 1970 roku lekarze przyznali, że są bezsilni wobec braków postępów w leczeniu pomimo wykorzystania wszelkich dostępnych w tamtym czasie metod[3]. Wkrótce rozpoczęły się pojawiać u niej omamy, wedle jej relacji podczas modlitw widziała diabelskie twarze i słyszała głosy mówiące jej, iż została potępiona[2][3]. Jej zachowanie stało się trudne do wytłumaczenia. Anneliese piła swój mocz, spożywała muchy i pająki, żuła węgiel, klęła w obecności księży, odgryzała głowy martwym ptakom oraz zdarzyło się jej szczekać i wyć jak pies przez dwa dni[4][5][2]. Szczególną jej agresję wywoływały dewocjonalia: niszczyła krzyże i maryjne figurki, rozrywała różańce, rozlewała wodę święconą, nie mogła przełknąć podawanej jej hostii, nie mogła znieść ceremonii kościelnych[3]. W ostatnich latach życia – na jej ciele, w charakterystycznych miejscach na stopach i dłoniach – pojawiły się niegojące się rany i blizny mogące być uznane za stygmaty[6]. Sama Anneliese wyznała, iż doznaje objawień Najświętszej Marii Panny oraz Jezusa Chrystusa, którzy według niej podtrzymywali ją na duchu i zapewniali o tym, że zostanie świętą. Twierdziła także, że nawiedzały ją dusze zmarłych osób. Anneliese mówiła, że cierpi za kapłanów, w szczególności za tych, którzy nie wierzą w istnienie osobowego Szatana, oraz za młodzież niemiecką. Z zeznań ks. Ernsta Alta, kierownika duchowego Anneliese Michel, wynika że dziewczyna dobrowolnie przyjęła na siebie cierpienia związane z opętaniem, jako pokutę za grzechy innych ludzi (cierpienie ekspiacyjne). Cierpienia, jakich doświadczała, powodowały jednak, że pragnęła końca udręk i dlatego poddawała się egzorcyzmom.[potrzebny przypis] Wystąpił u niej również cały szereg objawów fizycznych. Lekarze badający ją stwierdzili anomalie funkcjonowania mięśni szyi, które w wyniku dużej twardości uniemożliwiały połykanie. Napięcie mięśni rozszerzało się na klatkę piersiową i przeszkadzało jej w oddychaniu[4]. Obserwowano u niej nieproporcjonalnie dużą siłę fizyczną w stosunku do masy jej ciała. Jej partner, Peter Himsel zeznał, że widział jak jedną ręką rozgniotła jabłko. Świadkowie również zeznali, iż była zdolna rzucić dorosłym człowiekiem[4]. Anneliese w pewnym okresie życia dzień i noc była w nieustannym pobudzeniu, kiedy jej siły ulegały wyczerpaniu, już po dwóch godzinach była na nowo pobudzona, co miało się powtarzać wielokroć[4]. Egzorcyzmy Bp Josef Stangl (maj 1959), który udzielił pozwolenia na egzorcyzmy w całkowitej tajemnicy Wedle doktryny katolickiej objawy mogły świadczyć o wystąpieniu u niej religijnego stanu wyjątkowego – opętania demonicznego[7], z tego też powodu, rodzice Anneliese w 1973 roku zwracali się do różnych egzorcystów o pomoc. Początkowo odmawiano udzielenia jej egzorcyzmu, tłumacząc, że powinna kontynuować leczenie farmakologiczne[3]. Pomimo tego była pod stałą opieką kapłanów i minęło 7 lat od wystąpienia pierwszych symptomów opętania, zanim we wrześniu 1975 roku biskup Würzburga Josef Stangl udzielił księdzu Arnoldowi Renzowi zgody na egzorcyzmy wg Rituale Romanum z 1614, jednocześnie nakazując zachowanie ścisłej tajemnicy[8]. Anneliese Michel egzorcyzmowało dwóch księży: proboszcz Ernst Alt oraz salwatorianin Arnold Renz. Większość przeprowadzonych egzorcyzmów została udokumentowana przez nagranie 51 taśm magnetofonowych[7]. Renz przeprowadził pierwszą sesję 24 września, po której Michel zaczęła odmawiać przyjmowania posiłków[2]. Od tego czasu rodzice na jej żądanie zaprzestali korzystania z konsultacji lekarskich i odtąd polegali wyłącznie na poleceniach egzorcystów. Od jesieni 1975 przez 10 miesięcy przeprowadzono 67 sesji egzorcystycznych, które odbywały się raz lub dwa razy w tygodniu i trwały do czterech godzin[9][potrzebny przypis]. Ostatni egzorcyzm miał miejsce 30 czerwca 1976 roku w Klingenbergu nad Menem, w czasie którego Anneliese otrzymała rozgrzeszenie od ks. Renza. Zmarła następnej nocy we śnie 1 lipca 1976 roku[7]. Śmierć Grób Anneliese na cmentarzu w Klingenberg am Main. Miejsce pochówku stało się miejscem pielgrzymek niemieckich katolików[10]. 1 lipca 1976 Anneliese zmarła w swoim domu. Sekcja zwłok wykazała niedożywienie i odwodnienie, będące skutkiem głodzenia przez niemal rok trwania egzorcyzmów[11]. Dziewczyna ważyła 30 kg i miała zniszczone stawy kolanowe wskutek nieustannego klęczenia tak, że w ostatnim czasie nie była w stanie się samodzielnie poruszać, zachorowała też na zapalenie płuc[12]. Proces karny Sąd Krajowy w Aschaffenburgu uznał w wyroku z 1978 roku, że przyczyną śmierci Anneliese było zagłodzenie. W czasie procesu biegli lekarze interpretowali objawy jako skutek epilepsji oraz surowego religijnego wychowania w dzieciństwie i młodości. Prokurator stwierdził, że przed śmiercią dziewczyna mogła nie otrzymywać posiłków ani napojów nawet przez tydzień. Rodzice dziewczyny, a także dwaj duchowni egzorcyści, zostali uznani winnymi za nieumyślne spowodowanie śmierci poprzez „doprowadzenie dziewczyny do śmierci wskutek niedbalstwa”. Sąd wymierzył im kary sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata[13]. Obrona podnosiła, że na zwłokach nie stwierdzono zwykle występujących symptomów (np. odleżyn).[potrzebny przypis] Niektórzy twierdzą jednak, że prawdziwą przyczyną śmierci miałoby być przedawkowanie karbamazepiny [potrzebny przypis] Ekshumacja W lutym 1978 rodzice doprowadzili do ekshumacji ciała córki, chcąc się przekonać czy ciało ulega rozkładowi, co świadczyć miałoby o tym, że jest uwolnione od wpływu szatana[2]. Opinie Ulrich Niemann, jezuicki duchowny i lekarz psychiatra, odnosząc się do sprawy powiedział: „jako lekarz muszę powiedzieć, że nie istnieje coś takiego jak opętanie. W moim odczuciu tacy pacjenci cierpią na schorzenia umysłowe. Niezbędna jest interwencja psychiatry. Modlę się wraz z nimi, jednak nie może to być jedyną pomocą”[2]. W obronie egzorcyzmów w tamtym czasie nie stanął żaden z niemieckich biskupów. Biskup diecezjalny Josef Stangl pozwolił na ten egzorcyzm, później jednak wydał (niezgodny z nauczaniem Kościoła Katolickiego) dokument stwierdzający, że szatan nie istnieje, a Anneliese nie była opętana[7]. Wedle mocno krytykowanej hipotezy ojca Marka Mularczyka OMI Anneliese Michel została wykorzystana przez szatana jako narzędzie i jej ofiara ekspiacyjna była dopełnieniem opętania[14]. Skutki Po procesie Anneliese, niemieccy biskupi oraz teolodzy powołali komisję, która zajęła się zbadaniem procedur egzorcystycznych, co poskutkowało w 1984 dokumentem przesłanym do Watykanu z prośbą o dokonanie modyfikacji. Głównym problemem, jaki niemiecki kler dostrzegł w procedurze egzorcystycznej była praktyka zwracania się do Szatana w sposób „bezpośredni” lub „nakazujący” – szkodliwość polegała na potwierdzaniu w ten sposób Szatanowi, że osoba egzorcyzmowana jest faktycznie opętana. Przepisy watykańskie zmieniono dopiero w 1999, pozostawiając jednak możliwość przemawiania bezpośrednio do domniemanych demonów władających osobą egzorcyzmowaną[2]. https://pl.wikipedia.org/wiki/Anneliese_Michel |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Jak chcesz porównywać sztukę leczenia świata współczesnego, z leczeniem szokowym kultur prymitywnych? Czy dziś znajdziesz Egzorcystę przy prawdziwych Kłopotach, czy raczej wszyscy zainteresowani będą czekać na decyzję, aż już hmm, będzie po ptakach? To jest metoda, poczekaj wystarczająco długo aż problem sam się rozwiąże >;)) Akurat ta dziewczyna była podatna i miała hmm bardzo wierząca rodzinę, miała sklepane łękotki od klękania bo klękała... 500 razy dziennie i rodzice nie widzieli w tym nic niezwykłego. To o czym myślisz ma na ciebie wpływ, więc strzeż swoich myśli przed Obcymi. Czarownik jest swój to facet albo babka z okolicy, a egzorcysta jest obcy i reprezentuje interesy watykanu a nie okolicznej Społeczności.
|
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Bo o tym "nie słychać" >;)) Wiesz jaka by była głośna sprawa jak by od pracy "szarlatanów" zmarła jakaś osoba? A jak lekarze zabijają tysiącami to jakoś nikogo nie dziwi. A jak się porobi u księdza to on przecież "święty" dla ciemnych ludzi którzy nawet nie zajrzeli do Biblii i nie wiedzą w co wierzą >;PP
|
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Czy uważasz że śmierć pani Anneliese Michel to jest jakiś "żart"? A skazywanie "znachorów" ma u nas niezłą tradycję.
Prawo szczepionkowe było niezwykle restrykcyjne. Przymus szczepień obejmował noworodki, dzieci, a także wszystkich tych, którzy nie byli zaszczepieni wcześniej. Za brak szczepienia groziły wysokie kary pieniężne sięgające niekiedy dwóch przeciętnych miesięcznych pensji robotniczych. Co ciekawe, ówczesne prawo stanowiło, że dziecko bez świadectwa szczepienia nie może być przyjęte do szkoły ani do żadnej innej placówki wychowawczej. 25 lipca 1919 roku uchwalono ustawę o zwalczaniu chorób zakaźnych, która przewidywała obowiązek zgłaszania przypadków najgroźniejszych chorób oraz nadawała Ministerstwu Zdrowia prawo do wprowadzania kolejnych obowiązkowych szczepień. O skali problemu świadczyć może fakt, że już rok później – 14 lipca 1920 roku – ustanowiono urząd Naczelnego Nadzwyczajnego Komisarza do spraw walki z epidemiami. Mrożąca krew w żyłach jest już preambuła do ustawy regulującej jego obowiązki. Czytamy w niej: „Gdy szerzące się choroby zakaźne, obejmujące wielkie obszary, grożą klęską powszechną, a szczególnie te, które z zewnątrz zagrażają Państwu (jak dżuma, cholera, tyfus plamisty), może Rada Ministrów na wniosek Ministra Zdrowia Publicznego powołać Naczelnego Nadzwyczajnego Komisarza do spraw walki z epidemiami […]”. Pierwszym komisarzem został Emil Godlewski. Nie była to postać przypadkowa. Na początku I wojny światowej współtworzył, zainicjowany przez biskupa krakowskiego księcia Adama Sapiehę, Książęco- Biskupi Komitet Pomocy, gdzie odpowiadał m.in. za stworzenie programu walki z epidemiami czasu wojny. Organizował doraźne szpitale, inicjował powstawanie kolumn sanitarnych i akcji szczepień przeciw cholerze, ospie, czerwonce i durowi brzusznemu. Jego doświadczenie pomóc miało w organizacji ochrony epidemiologicznej w skali ogólnopolskiej. Wsparciem dla urzędu komisarza miał być Państwowy Zakład Higieny, który powstał w 1923 roku jako następca funkcjonującego już od 1918 roku Państwowego Centralnego Zakładu Epidemiologicznego. Do głównych zadań Zakładu należało rozpoznawanie zagrożeń, opracowywanie sposobów zapobiegania im i udzielania doraźnej pomocy chorym; prowadzono tam również prace badawcze w zakresie powstrzymywania epidemii i leczenia ich ofiar. Ważną gałęzią działania PZH była produkcja szczepionek i preparatów diagnostycznych, a także kontrola medykamentów. Dzięki istnieniu Zakładu udawało się na polski rynek medyczny wprowadzać coraz szerszą paletę szczepionek chroniących m.in. przed cholerą, czerwonką, ospą czy durem. Oprócz przymusowego szczepienia przeciwko ospie wprowadzono podobny obowiązek w przypadku cholery i tyfusu – dla określonych grup zawodowych (służba zdrowia, pracownicy wodociągów, marynarze i obsługa żeglugi, kolejarze i obsługa kolei, policja i służby porządkowe, służba więzienna, pracownicy zakładów pogrzebowych itp.), a także obowiązkowe szczepienia tzw. Tetrą – szczepionką przeciw cholerze, durowi brzusznemu i durom rzekomym. Szczepienia przeciw innym chorobom przeprowadzano doraźnie w zależności od stopnia zagrożenia epidemiologicznego. Organizowano też okazjonalne akcje szczepień. W tym kontekście warto wspomnieć o funkcjonujących na wschodzie kraju kordonach sanitarnych, które miały chronić przed nadejściem epidemii chorób przenoszonych przez przybywających do Polski repatriantów z Rosji i wschodniej Ukrainy. Szczepiono w zorganizowanych ośrodkach leczniczych bądź z wykorzystaniem tzw. lotnych oddziałów szczepiennych, do których zatrudniano odpowiednio przeszkolonych studentów medycyny. Ogromną rolę przywiązywano do akcji informacyjnych dotyczących prawidłowej higieny dnia codziennego, czystości w zakładach pracy czy odpowiedniego żywienia. Polskę zalały plakaty informujące o potrzebie mycia rąk i brania częstych kąpieli czy przestrzegające przed insektami. Zaangażowanie w walkę z chorobami zakaźnymi przyniosło spodziewane efekty. W 1921 roku liczba zachorowań na tyfus brzuszny wynosiła 30 tys., zaś w 1923 zmalała o połowę. Jeszcze większy sukces odniesiono w walce z tyfusem plamistym, na który w 1919 roku chorowało blisko 220 tys. osób, a w 1923 zaledwie 11 185. Do 1933 roku wyeliminowano zaś niemal całkowicie zachorowania na ospę prawdziwą. Skuteczność szczepień miała odzwierciedlenie w statystykach umieralności, które sukcesywnie wykazywały coraz mniejszą liczbę zgonów. Uczennice Szkoły Położnych podczas mycia i ważenia noworodków, 1934, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Uczennice Szkoły Położnych podczas mycia i ważenia noworodków, 1934, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Służba zdrowia Równolegle ze sprawnym organizowaniem akcji szczepiennych budowano szeroko pojęty system ochrony zdrowia. Jego fundamenty regulowała wspomniana już wcześniej zasadnicza ustawa sanitarna. Opieka zdrowotna spoczęła głównie na barkach samorządów, które zostały zobowiązane do rozbudowy zaplecza sanitarnego i zapewnienia możliwie szerokiej opieki zdrowotnej. System zdrowotny w odrodzonej Polsce opierał się na kilku filarach: przedsięwzięciach rządowych, prywatnej praktyce lekarskiej, systemie Kas Chorych, czyli ubezpieczeń zdrowotnych dla robotników najemnych i ich rodzin, pomocy stowarzyszeń i fundacji, prywatnych inicjatywach filantropijnych oraz samorządowych szpitalach i ośrodkach zdrowia. Nie można zatem mówić o jego jednolitości. Miał raczej charakter mocno rozproszony i pomimo ambicji wprowadzenia powszechnej opieki zdrowotnej nadal wiele osób nie miało do niej dostępu. Podstawowym problemem był deficyt lekarzy. Choć w liczba medyków w Polsce od 1921 do 1939 roku wzrosła z około 5,5 tys. do prawie 13 tys., i tak nie odpowiadała bieżącym potrzebom. Większość lekarzy pracowała w miastach, które dawały o wiele większe możliwości awansu, rozwoju, a także dużo atrakcyjniejsze perspektywy finansowe. Prowincję wybierano niechętnie i to właśnie tam przedstawicieli służby zdrowia bywało dramatycznie mało. Lekarze pracowali na ogół na dwóch etatach – z jednej strony zatrudnieni na stały angaż w placówkach publicznych (instytuty państwowe, placówki naukowe, instytucje samorządowe, kasy chorych czy ośrodki zdrowia), z drugiej prowadzili prywatną praktykę. I w tym przypadku dużo bardziej opłacało się pracować w mieście, gdzie łatwiej było o gotówkę, a przyjmowanie lepiej sytuowanych pacjentów pozwalało na uzyskanie satysfakcjonującego dochodu. Dużo gorzej było na wsiach. Na terenach wiejskich borykano się z dwoma podstawowymi problemami – zbyt dużymi odległościami do najbliższych placówek zdrowotnych oraz brakiem dodatkowych ubezpieczeń. Przyjęta jeszcze w styczniu 1919 roku ustawa o ubezpieczeniu zdrowotnym obejmowała jedynie pracowników najemnych, przy czym realnie zapewniła opiekę zdrowotną głównie robotnikom w miastach. Na wsiach większość pozostawała poza systemem świadczeń. Tymczasem to Kasy Chorych zapewniały dostęp do podstawowych procedur medycznych, finansowały pobyty w szpitalach oraz koszty leczenia, a także umożliwiały wzięcie zwolnień chorobowych. Powiatowa Kasa Chorych w Lesku, 1931, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Powiatowa Kasa Chorych w Lesku, 1931, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Osoby nieobjęte ubezpieczeniem musiały liczyć albo na lecznice samorządowe, albo na prywatną opiekę. Bieda na wsi powodowała, że na tę ostatnią decydowano się w ostatniej chwili, najczęściej płacąc i tak w naturze – płodami rolnymi, zwierzętami lub jajkami. Lekarz pracujący na obszarach wiejskich pozbawiony był też zaplecza medycznego. Brakowało medyków specjalistów, odpowiedniej infrastruktury i sprzętu. Powtarzano gorzki żart, że lekarz wiejski musi polegać na słuchawkach, termometrze i… dobrej woli. To z kolei dawało przestrzeń do działania wszelkiego rodzaju znachorów i babek oferujących leczenie ziołami lub metodami, które dziś nazwalibyśmy medycyną alternatywną. Mieli oni jednak tę przewagę nad lekarzem, że na ogół przebywali w pobliżu; byli na stałe wpisani w koloryt życia na prowincji. Kobieca strona Szczególnie narażone na skutki nieprofesjonalnej opieki medycznej były kobiety. Dużym problemem była odpowiednia opieka nad kobietami w ciąży. Z uwagi na brak aparatury, do której dziś jesteśmy przyzwyczajeni (chociażby badania USG), fakt ciąży stwierdzano na podstawie objawów naturalnych, takich jak brak miesiączki, nudności czy obrzęk piersi. Potwierdzano go jednak dopiero wówczas, kiedy płód mógł być już wyczuwalny. Oczywiście nie można było w takich warunkach ocenić stanu zdrowia dziecka, wykluczyć ewentualnych powikłań, a nawet określić, czy ciąża jest mnoga czy pojedyncza. Z tego względu „stan błogosławiony” wiązać się mógł z licznymi powikłaniami, poronieniem, a nawet zgonem matki. Trudno było zatem mówić o opiece medycznej w trakcie ciąży. Jeśli nawet takowa istniała, to ze względów obiektywnych daleka była od tej, jaką możemy otrzymać dzisiaj. Jeszcze bardziej problematyczny był sam poród. Według statystyk tylko 15% kobiet mogło sobie pozwolić na rodzenie w szpitalu, klinice lub placówce położniczej. Większość rodziła w domach. W tym przypadku mogły im pomagać wynajęte położne, ale i to uchodziło za luksus. Często przy porodach asystowały więc nieposiadające odpowiednich kwalifikacji akuszerki lub wspomniane babki. Niestety brak profesjonalnej pomocy medycznej w takich sytuacjach sprawiał, że kobieta po urodzeniu dziecka mogła znaleźć się w stanie zagrożenia życia, szczególnie jeśli poród odbywał się w wątpliwych warunkach higienicznych. Położnicy groziły zakażenia, śmierć z powodu nieopanowanej gorączki połogowej, komplikacje w wyniku nieprawidłowego usunięcia łożyska. Urodzone w takich warunkach dziecko także zagrożone było śmiercią. Wedle szacunków z lat 30. XX wieku blisko ¼ wszystkich zgonów dotyczyła noworodków. Najwięcej niemowląt umierało na wsiach lub w rodzinach z nizin społecznych. Szacuje się także, że wysoka śmiertelność panowała wśród dzieci nieślubnych (mogła wynosić nawet 50%). Kobieta, która zaszła w ciążę z nieprawego związku, często ze względów obyczajowych znajdowała się na marginesie społeczeństwa, co skazywało ją na poród w fatalnych warunkach. Nieraz urodzenie dziecka martwego lub o nadwątlonym zdrowiu związane było z wcześniejszą próbą usunięcia ciąży bądź ze złą kondycją samej matki. Na zgony niemowląt wpływał także nieprawidłowy dobór pokarmów. Choć kobiety starały się karmić piersią, to w biedniejszych domach, zmuszone do szybkiego powrotu do pracy, nie mogły sobie na to pozwolić. Dzieci dokarmiano więc mlekiem krowim, często zanieczyszczonym, powodującym rozstroje żołądka lub groźne zakażenia. Grupa kobiet z dziećmi objęta opieką łódzkiej przychodni „Kropla Mleka”, 1932, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Grupa kobiet z dziećmi objęta opieką łódzkiej przychodni „Kropla Mleka”, 1932, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Na polepszenie sytuacji kobiet w ciąży miały wpływać powstające na ziemiach polskich stowarzyszenia i fundacje zakładane przez lekarzy lub grupy kobiet z wyższych sfer. Największą tego typu organizacją było Towarzystwo Opieki nad Matką i Dzieckiem „Kropla mleka”, którego historia sięga jeszcze okresu przed I wojną światową. Towarzystwo powstało w Łodzi, a później obejmowało swoją działalnością kolejne miasta. Początkowo zajmowało się jedynie dostarczaniem zdrowego i sprawdzonego mleka, z czasem jednak rozszerzyło zakres pomocy, starając się zapewnić jak najszerszą opiekę profilaktyczną i medyczną kobietom w ciąży i niemowlętom pochodzącym z ubogich rodzin. Gruźlica i choroby weneryczne Równie wielkim problemem medycyny międzywojennej były gruźlica oraz choroby weneryczne. Obok epidemii chorób zakaźnych i problemów wiążących się z ciążą i porodem były to najczęstsze przyczyny zgonów. Zarówno gruźlicę, jak i choroby weneryczne nazywano chorobami społecznymi, ze względu na ich masowe występowanie. Ich zwalczaniem zajmowano się więc na szczeblu administracji rządowej, powołując wykwalifikowane działy, które zajmować się miały opracowywaniem metod walki z wymienionymi schorzeniami. Ważna była w tym względzie współpraca pomiędzy różnymi instytucjami zajmującymi się leczeniem i tworzenie wspólnych projektów przeciwdziałania temu zagrożeniu. Gruźlica była chorobą, która zbierała żniwo niekiedy większe od wspomnianych wcześniej epidemii. Szacuje się, że o ile na tyfus pod koniec I wojny światowej zmarło około 1500 osób, o tyle gruźlica pochłonęła ponad 8 tys. ofiar! Na 10 tys. osób w dużych aglomeracjach od 50 do 60 umierało z powodu tego schorzenia. We Lwowie mogło ich być nawet 75. Duża śmiertelność spowodowała, że tak jak w przypadku ospy planowano wprowadzić pod obrady specjalną ustawę, która regulowałaby kwestię walki z gruźlicą. Podstawowym założeniem było zapewnienie obywatelom całkowicie bezpłatnego dostępu do profilaktyki i leczenia choroby. Niestety, prace nad projektem przedłużały się do tego stopnia, że ostatecznie wszedł on w życie w przededniu II wojny światowej. Walkę z gruźlicą prowadzono więc, opierając się na rozproszonych aktach prawnych, przy dużej determinacji samorządów wspieranych przez fundacje, stowarzyszenia, Kasy Chorych czy pojedynczych filantropów. Podstawową metodą było tworzenie placówek wyspecjalizowanych w leczeniu gruźlików. U progu niepodległości było takich miejsc zaledwie 8. Pod koniec istnienia II Rzeczypospolitej działało ich już ponad 500; w sumie obejmowały one opieką medyczną około 350 tys. pacjentów. Dzięki tym działaniom udało się znacznie zmniejszyć śmiertelność wynikającą z zachorowań na gruźlicę. Szczególnie widać to w statystykach sporządzanych dla miast, gdzie szacunkowa liczba zgonów z powodu tej choroby spadła do około 15 osób na 10 tys. mieszkańców. Poradnia Przeciwgruźlicza przy Ośrodku Zdrowia w Ciechocinku, 1931, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Poradnia Przeciwgruźlicza przy Ośrodku Zdrowia w Ciechocinku, 1931, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Podobnym, ze względu na masowość występowania, był problem chorób wenerycznych. Wbrew wysuwanej niekiedy opinii o wyjątkowym poziomie moralności minionych pokoleń, ówczesnemu społeczeństwu nieobce były nierząd i korzystanie z domów publicznych. Interesujący jest zresztą dysonans pomiędzy deklarowanymi w tamtym czasie wartościami a stosowaniem ich w praktyce. Walka z chorobami wenerycznymi przebiegała zatem dwutorowo. Z jednej strony starano się wprowadzać restrykcyjne przepisy prawne prowadzące do ścisłej kontroli i likwidacji domów publicznych, z drugiej zaś – podobnie jak w przypadku gruźlicy – tworzyć specjalistyczne placówki medyczne zajmujące się wyłącznie leczeniem weneryków. W 1937 roku pod opieką tych instytucji znajdowało się ponad 175 tys. osób (!). Dużo gorzej przebiegały starania na rzecz ograniczenia nierządu. Choć znikał on stopniowo z przestrzeni oficjalnej, to przenosił się do podziemia. Wypełniał mroczne dzielnice miast, stając się stałym elementem ich krajobrazu. Skłaniało to władze państwowe do stworzenia przestrzeni na edukację seksualną zwracającą uwagę na higienę czy bezpieczeństwo w czasie stosunków, a także zniechęcającą do korzystania z usług lupanarów. Podsumowanie Oczywiście wymienione wyżej problemy służby zdrowia nie były jedynymi. Poważnym wyzwaniem był nie tylko brak lekarzy, ale także pielęgniarek czy farmaceutów. Przez cały okres trwania II Rzeczypospolitej starano się te niedobory uzupełniać. Liczba mieszkańców przypadających na dowolnego przedstawiciela personelu medycznego malała, choć działo się to powoli i nie we wszystkich regionach kraju było odczuwalne. Dużym problemem były także ceny leków. W przypadku szczepionek sytuację rozwiązano poprzez stworzenie Państwowych Zakładów Higieny i nadanie im pozycji monopolisty w handlu tymi preparatami. Dzięki temu szczepionki sprzedawane były po zaniżonych cenach i szybko trafiały w miejsce ryzyka epidemiologicznego. Pozostałe medykamenty były natomiast rozprowadzane na wolnym rynku; państwo starało się od czasu do czasu ingerować w ceny, chociażby ustanawiając taksy, czyli stałe opłaty za lekarstwa. W przypadku galopującej inflacji było to jednak rozwiązanie rujnujące wiele aptek. Wadą systemu zdrowotnego II RP było z pewnością jego rozproszenie i oparcie na wielu filarach. Choć miało to w założeniu upowszechnić dostęp do usług, spowodowało ich znaczne rozwarstwienie. Dobrze radzono sobie głównie w tych dziedzinach, w których – ze względu na świadomość zagrożenia – poszczególne organy ze sobą współpracowały. Do końca istnienia II RP nie udało się jednak zmniejszyć wyraźnych różnic między opieką medyczną na wsi i w mieście, choć warto jednocześnie zauważyć, że ogromne postępy zrobiono w upowszechnianiu higieny. Jednym z najbardziej anegdotycznych, choć jednocześnie cennych ze względów zdrowotnych, był nakaz stawiania ubikacji na każdej zabudowanej działce. Do ochrzczenia owych toalet mianem „sławojek” przyczynić miał się fakt, że wielką wagę do ich obecności przykładał premier Felicjan Sławoj Składkowski, z zawodu lekarz, który w czasie swoich podróży służbowych bacznie przyglądał się temu, czy prawo jest przestrzegane. Jednolite prawo tworzące zwarty system publicznej służby zdrowia powstało dopiero w przededniu II wojny światowej. Niestety z powodów politycznych nie dane mu było w pełni zafunkcjonować w polskiej przestrzeni. Nie dowiemy się zatem nigdy, czy ustawa o publicznej służbie zdrowia z 1939 roku poradziłaby sobie z sygnalizowanymi w tekście problemami, czy poniosłaby w tym starciu porażkę. https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/medycyna-w-ii-rzeczpospolitej/ |
Administrator
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
A to pech! ![]() Swoją drogą straszna śmierć, bo pewnie w chwili zwątpienia nie miał przy sobie komórki, by przerwać ten eksperyment. ![]() |
Zabanowany
|
Ten post był aktualizowany .
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
ZAWARTOŚCI USUNIĘTE
Autor usunął wiadomość.
|
Free forum by Nabble | Edit this page |