okolenie autora w czasach uczniowskich musiało wkuwać życiorys Waryń-
skiego na pamięć jako warunek egzaminu z „historii Polski". Współczesnemu Czytelnikowi oszczędzimy szczegółów. Godzi się w skrócie przedstawić tego gi- 12 ganta, prekursora socjal-terroryzmu choćby po to, by wyjaśnić, dlaczego wciąż je szcze mamy tyle ulic imienia tego żydowskiego 1 burzyciela Polski przedwojennej. L Waryński (1856-1889) to założyciel „I Proletariatu". Działalność terrory- styczną rozpoczął od kółek socjalistycznych. W 1887 roku przy udziale Waryń- skiego opracowano w Warszawie pierwszy program socjalistów „polskich" - tak zwany program brukselski. Tuż po założeniu „I Proletariatu" został aresztowany i skazany na 16 lat zesłania. Waryński należał do wyjątkowych uświadamiaczy młodego „Ziuka". Piłsud- ski pisał o nim z szacunkiem nawet w Pismach zbiorowych , choć ludobójczy dorobek terrorystów-prekursorów był już znany z wyczynów rewolucji żydobolszewickiej 1917 roku. W zesłańczym otoczeniu Piłsudskiego znalazła się więc elita „rewolucyjnych demokratów" polskich i rosyjskich, w ogromnej większości żydowskiego pocho- dzenia. To zażydzenie nigdy ani nie przeszkadzało Piłsudskiemu, ani nie dawało mu nic do myślenia, np. pytania: dlaczego niemal sami Żydzi przewodzą walce o „narodowe i socjalne" wyzwolenie gojów polskich i rosyjskich? Wszystkich programowo łączył destrukcyjny, terrorystyczny rewolucjonizm, a w sferze ideowo-moralnej - nieprzejednana wrogość do wszelkich religii, głów- nie do Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej. Do judaizmu - broń Boże! Tabu! W Małej Encyklopedii Religioznawstwa Marksistowskiego (W-wa 1970), tychże „rewolucyjnych demokratów" definiowano jako bojowników zmierzających do upowszechnienia w społeczeństwie światopoglądu materialistycznego i ateistycznego: Rewolucyjni demokraci przenosili na swój ojczysty grunt argumenty antyreligijne i koncepcje religioznawcze powstałe wcześniej na zachodzie (...) Ich krytyka religii związana była bezpośrednio z zadaniami walki rewolucyjnej ludu o wyzwolenie społeczne i narodowe. Nie ma tu ani jednego słowa prawdy. „Rewolucyjni demokraci" mieli „w no- sie" troskę o byt „ludu pracującego", a hasełka wyzwolenia narodowego były je- dynie przynętą dla patriotycznej młodzieży polskiej, prowokowanej już od powstania Listopadowego w 1830 roku i Styczniowego z 1863 roku. Kiedy powstał ten wojujący marksistowski ateizm pod szyldem „rewolucyj- nego demokratyzmu"? Wspomniany Słownik wyjaśniał: Za datę narodzin polskiego marksistowskiego ateizmu można przyjąć rok 1882, datę powstania Wielkiego Proletariatu, pierwszej polskiej rewolucyjnej partii robotniczej, założonej przez Ludwika Waryńskiego. I znów - ani słowa prawdy, włącznie z przybranym nazwiskiem Waryńskiego. Nie była to „polska" partia, tylko agentura europejskiego syjonizmu i sko- dyfikowanego już przez Marksa - Engelsa żydokomunizmu, jako dwóch pozornie antagonistycznych kierunków walki o emancypację europejskiego ży- dostwa. 1 Prawdziwe nazwisko Kofler. Zob.: ks. J. Warszawski, cytuje z Who's in Europe z 1972 roku. 13 Oprócz nauk bezpośrednich pobieranych od terrorystów-zesłańców, jeszcze większy wpływ na młodego „Ziuka" miały rewolucyjne lektury. Piłsudski czytał namiętnie prace Marksa, Spencera, Bakunina, Rylejewa, Bestużewa, Radi- szczewa, Hercena. Rylejew i Bestużew, przyjaciele Mickiewicza, byli zauroczeni wierszami najwybitniejszego rosyjskiego ateisty Aleksandra Radiszczewa. W swoich utworach nazywał on religię „stugłową hydrą o obłudnym uśmiechu", skąd już tylko krok do leninowskiego „opium dla ludu". Mickiewicz okazał się her- metyczny na nihilizm Radiszewa - był zbyt mądry, miał wystarczająco krzepką formację duchową, religijną, patriotyczną. Piłsudski był niedoukiem żądnym władzy i sławy, a wszystko co burzycielskie, lgnęło w jego świadomości na zawsze. Czytał też Hercena. Wymieniał go w swych Pismach z uznaniem. A był to przecież filozof materialistyczny. A co z Marksem? Piłsudski w Pismach (t. II, s. 51) deklarował: W każdym razie - lektura ta pogłębiła znacznie moje poglądy na społeczeństwo i bezwiednie zacząłem ulegać wpływowi logicznie zbudowanej koncepcji Marksa. W redagowanym przez siebie „Robotniku" wychwalał Marksa jako myślicie- la, któremu moglibyśmy podać rękę dla wspólnej z nim (z caratem - H.P.) walki. I nie wypierał się wpływu Marksa na jego poglądy, choć mógł go przynaj- mniej przemilczeć: umiałem zawsze odróżnić wielkość pracy samego Marksa. Przyznawał, że popularyzacja teorii Marksa była dla niego w pewnym okresie życia niemal codziennością. Inaczej mówiąc - był propagatorem marksizmu, a ideowe credo „polskie- go" marksizmu określił jako rolę obrońcy Zachodu od zaborczego i reakcyjnego caratu. Ksiądz J. Warszawski powołuje się na szwajcarskiego autora, który oceniając przebywających w Szwajcarii rewolucyjnych wywrotowców-nihilistów stwierdzał, że w socjalistycznym odłamie tych terrorystów bardzo często nie odróżniano Polaków od rosyjskich nihilistów. Byli to w istocie - beznarodowcy, kosmopolici, internacjonałowie. Od żydobolszewików „Lenina" i Bronsteina vel „Trockiego" będzie ich dzielić tylko kamuflaż rzekomej walki o „wyzwolenia narodowe". Bolszewicy odrzucą go jako zbędny już balast. Róża Luksemburg będzie kategorycznie odmawiać Polsce i Polakom prawa do państwowego bytu. Ich celem stanie się rewolucja europejska, potem światowa. Będą czekali długo, aż się doczekają - Unii Europejskiej. Rząd Światowy już istnieje i okupuje zdalnie, Państwo Światowe już blisko... W skrócie: tragiczna w skutkach inicjacja dwudziestoletniego „Ziuka" odby- wa się w warunkach całkowitej sterylizacji z tego, co wyniósł z Zułowa, z postaw rodziców, katolickiego otoczenia. Do Wilna wróci bezwyznaniowy socjal-rewolucjonista-internacjonał. Takim pozostanie do końca życia, z różnymi 14 stopniami i sposobami kamuflażu swej bezwyznaniowości, bezreligijności, aż po śmierć bez spowiedzi... Upłynął zaledwie rok od powrotu Piłsudskiego z zesłania, kiedy stał się członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej i od razu członkiem jej Komitetu Central- nego. Skąd ten błyskawiczny awans? PPS powstała jesienią 1892 roku w Paryżu, z inicjatywy bogatego, rzekomo zasymilowanego Żyda Stanisława Mendelsona 1 . Na zjeździe polskich, a raczej polskojęzycznych emigrantów, w którym uczestniczyli także ludzie z tzw. „opozycji patriotycznej w kraju" 2 powołano tzw. „Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich". Stał się on zalążkiem właściwej PPS. Socjalizm jako ideologia buszował już od dawna po Europie. W ramach dalekosiężnych planów żydostwa europejskiego, zmierzał do wywołania wojny europejskiej, a przez nią zniszczenia Rosji. Program ZZSP opracował Mendelson. Nie było tam Piłsudskiego, byli natomiast obecni dwaj Grabscy: Władysław i Stanisław, którzy odegrali potem ważne role w działalności PPS, a po 1920 roku - w kolejnych rządach. Był też obecny na tym zjeździe założycielskim inny wpływowy potem socjalista - Zygmunt Balicki, wtedy członek Stronnictwa Postępowo-Demokratycznego. Stronnictwo to zostało założone przez polsko-rosyjskich socjalistów-masonów (Balicki także był masonem). Jego założycielami byli wolnomularz z loży „Prawda" - Aleksander Lednicki oraz Aleksander Świętochowski. W 1905 roku w moskiewskim mieszkaniu Lednickiego odbył się zjazd tego żydomasońskiego Stronnictwa, oczywiście „postępowego" i oczywiście „demokratycznego", z udziałem Balickiego, M. Zdziechowskiego, S. Kempnera, Jana Harusewicza. Rosyjskich „postępowców" i „demokratów" reprezentowali m.in. Paweł Milukow (potem masoński minister w rządzie żydomasona Kiereńskiego), Dymitr Szachowski i prof. D. Anuczkin. Sami Żydzi. Tak oto „postępowcy", „demokraci" rosyjscy i polscy mieszali się z socjalistami we wspólnym dziele, którego ostateczne oblicze poznano po rewolucji żydo- bolszewickiej 1917 roku, bowiem socjalistów, „demokratów" różniły od żydobolszewików tylko nazwy, ale kierunek był ten sam - zniszczenie Rosji, religii, duchowości - dokładnie tak, jak to wypunktował Bierdiajew. Socjalizm kiełkował jednak znacznie wcześniej, kiedy Piłsudski był jeszcze dzieckiem. Jego awangardą byli Żydzi. Chodziło o zrewoltowanie robotników zgodnie z „Manifestem Komunistycznym" Marksa. Najpierw wydawali ulotne broszury o charakterze ateistycznym i nihilistycznym. W 1878 roku założyli organ prasowy „Praca". Dziennik ten przygotowywał grunt do rewoltowania robotników i kształcił przyszłych agitatorów. Z początkiem 1890 roku pojawia się drugie pismo pt. „Robotnik", programowo szerzący ideały „walki klasowej". Wokół redakcji „Robotnika" skupili się niemal sami Żydzi, deklarujący uroczyście, że ich celem jest socjalizm między- 1 Spotyka się też pisownię nazwiska: Mendelsohn. 2 Tym krajem były obszary zaboru rosyjskiego i austriackiego . 15 narodowy. Szczególne ożywienie „Robotnika" nastąpiło z chwilą powrotu z zachodu I. Daszyńskiego. Powstała partia Socjalno-Demokratyczna (SD). „Socjal-demokraci" wychodzili poza łamy „Pracy" i „Robotnika", organizując wiece „ludowe", na których żydowscy krzykacze szermowali hasłami ośmiogodzinnego dnia pracy, wolności prasy, stowarzyszeń i zgromadzeń, zniesienia stałej armii i wprowadzenia głosowania powszechnego. Z końcem grudnia 1891 roku lwowskie drukarnie odmówiły drukowania „Ro- botnika" i „Pracy" ze względów patriotycznych. Wtedy „Robotnika" przeniesiono do Wiednia, a „Pracę" zawieszono. Centrum dywersji socjalistycznej i socjaldemo- kratycznej stał się wtedy Kraków, gdzie założyli pismo „Naprzód". Na przełomie stycznia i lutego Żydzi z SD uchwalili na swym kongresie, że „Robotnik" i „Praca", wydawane we Lwowie („Praca"), a „Naprzód" w Krakowie, będą nosić podtytuł „Organ Partii Socjalno - Demokratycznej". Postanowiono także utworzyć we Wschodniej Galicji odrębny komitet socjalistyczny rusko-ukraiński. Z czasem ostała się tylko „Praca". Oto jej program, wyłowiony z jej publicystyki przez F. Egera w jego Żydzi i masoni we wspólnej pracy (s. 229): Nie chcemy Polski Pańskiej, ani szlacheckiej, ani mieszczańskiej, w miejsce dogmatycznej religii stawiamy pozytywną naukę i sztukę. Żądamy bezpłatnego wychowania całkowitego, umysłowego i fizycznego dla każdej jednostki. Potępiamy upośledzenie kobiet (dziadkowie dzisiejszego feminizmu) i żądamy dla nich równych praw z mężczyznami na ka- żdem polu bez wyjątku. Co zaś do dzisiejszego małżeństwa, to będzie ono musiało z biegiem czasu zmienić swoją formę na wyższą i szlachetniejszą (!! - H.P.), a ro- dzina uwolniona z więzów dzisiaj ją uciskających, rozwinie się wtedy w idealną instytucję, jaką dziś bynajmniej nie jest. Nic się pod tym względem - czyli walki z rodziną i małżeństwem nie zmieniło do czasów współczesnych, tylko formy stały się bardziej perfidne i jeszcze bardziej „demokratyczne", „oświecone". Poczytajmy dalej: Nauka musi być przymusowa, bezpłatna, utrzymywanie szkół ze skarbu państwa. Religia, jako rzecz prywatnego przekonania, nie ma doznawać szczególniejszej opieki władz, a fundusze na ten cel przeznaczone, użyte być mają na cele oświaty (...) Ma być zaprowadzone powszechne, bezpośrednie, tajne prawo głosowania od 20-go roku życia, bez różnicy płci, do wszystkich ciał prawodawczych... Żądamy zniesienia armii, zastąpienia jej pospolitem ruszeniem, zniszczenia ustaw ograniczających wolność osobistą... W interesie chłopów: żądamy zakazu dzielenia gruntów gromadzkich, a ułatwienia przechodzenia gruntów na gminy; w razie śmierci właściciela, grunta przechodzić będą na własność gmin... Piłsudski właśnie powrócił do Wilna z zesłania. Jeszcze nie był członkiem PPS, ale duszę miał już socjalistyczną, „rewolucyjno-demokratyczną". Jego program ideowy wyniesiony z zesłańczego „uniwersytetu" dokładnie pokrywał się z programem żydowskich socjalistów, socjal-„demokratów rewolucyjnych" z okresu 1890-1892, programem „Robotnika", „Pracy", „Prawdy", syjonistycznej „Ojczyzny", „Przyszłości", „Przymierza Braci". Niestety, będzie też dokładnie po- 16 krywał się z programem prorządowych, a nieoficjalnie rządowych pism po maju 1926 roku, takich jak „Głos Prawdy" czy „Epoka", z walką z Kościołem i religią, wyrzucaniem nauki religii ze szkół, „emancypacją" kobiet, rozbijaniem rodziny i małżeństwa, antagonizowaniem dzieci i rodziców Najbardziej fanatycznie bili jednak w Kościół katolicki: Polska republika rzymsko-katolicka. Polska żywi i przyodziewa 20-ty- sięczną falangą rzymskich urzędników. Nauczycielstwo polskie burzy się przeciw pladze klerykalnej - grzmiał „Głos Prawdy", organ „rewolucjonistów pomajowych" z 22 lutego 1927 roku. Na razie jesteśmy w 1893 roku. Wracamy do założyciela zagranicznej sekcji PPS - S. Mendelsona. Prześledzenie jego meandrów ideowo-polityczno-nacyjnych jest wielce pouczającą lekcją mitu o tzw. asymilacji Żydów polskich. Mendelson uchodził powszechnie za Żyda całkowicie spolszczonego, zasymilowanego, podobnie jak rzekomo zasymilowane były rody słynnych bankierów Kronenbergów, Toeplitzów, Natansonów i wielu innych „sonów". Okaże się, że socjalizm, tajne i socjalistyczne partie, ich frakcje i kółka, wbrew głoszonej wówczas jak i obecnie nieprawdzie o ich „niepodległościowym" programie, miały skupić patriotycznie zorientowanych polskich gojów w organizacjach terrory styczno-wywrotowych, których dalekosiężnym celem był marsz do emancypacji europejskiego żydostwa, a w dalszym planie, skupienie władzy w ich rękach, głównie za pomocą lichwy (giełdy), politycznych wpływów masonerii i żydomasonerii (powstały w 1813 roku zakon B'nai-Brith skupiający wyłącznie Żydów). Za listkiem figowym „walki o niepodległość", kryła się idea krwawych rewolucji, upadek monarchii chrześcijańskich, głównie rosyjskiej. Sytuacja była propagandowo ułatwiona, bo te właśnie monarchie były naszymi zaborcami. Mendelson był synem żydowskiego bankiera i właściciela dóbr w Królestwie - frankistowskiego przechrzty. Od wczesnej młodości należał do kółek solistycznych. Organizował je w Warszawie już w latach 1875-1878, kiedy późniejszy towarzysz „Ziuk" był jeszcze nieznanym Józiem Piłsudskim. Potem, już na emigracji stał się współwłaścicielem i redaktorem pierwszych polskojęzycznych, w istocie żydowskich czasopism „Przedświt", „Równość" i „Walka klas". W 1880 roku został oskarżony w krakowskim procesie socjalistów i uwięziony przez władze pruskie za organizowanie kółek socjalistycznych w Poznaniu. Działał więc na obszarze wszystkich trzech zaborów, we wszystkich bowiem znajdował podatny grunt dla niepodległościowych aspiracji polskich patriotów - jak było zawsze przedtem i długo potem, od powstania Listopadowego i Styczniowego, po powstanie warszawskie w 1944 roku. W 1888 roku widzimy Mendelsona w roli współzałożyciela żydokomunistycznego „Proletariatu", a rok później - Pierwszej Międzynarodówki. Od tego czasu PPS jako atrapa emancypacyjnych aspiracji żydostwa już mu nie wystarcza, za dużo tam gojów owładniętych tylko ideą walki o niepodległość. Występuje z PPS w 1893 roku, osiada na dłużej w Galicji, pracuje w redakcji „Kuriera Lwowskiego", potem w redakcji katolicko-konserwatywnego „Czasu" w Krako- 17 wie. Potem wraca do Warszawy, wstępuje do organizacji syjonistycznej, żeni się z córką Nahuma Sokołowa, wybitnego przywódcy syjonistycznego. Pisał w jidisz, polskim, niemieckim, angielskim, francuskim. Jego „rozdwojenie" żydowsko-polskie" było od zawsze widoczne. Zastępy przeróżnych „Ziuków" nie mogły tego nie dostrzegać, ale było im z Mendelsonami-Sokołowami po drodze albo do Palestyny, albo do Belwederu. Od 1876 roku Mendelson był stałym współpracownikiem żydowskiego dziennika „Ha-Zefirach". Jako jego przedstawiciel uczestniczył w 1897 w Pierwszym Kongresie Syjonistycznym w Bazylei 1 . Od 1906 roku widzimy już Mendelsona jako sekretarza generalnego Światowej Organizacji Syjonistycznej. Byłoby czymś intrygującym ustalenie jego bliższych powiązań z „Ziukami" w Polsce odrodzonej, m.in. z Piłsudskim, samozwańczym „Naczelnikiem Państwa" i „Marszałkiem". Mendelson bowiem był przewodniczącym Egzekutywy Agencji Żydowskiej (1929), nieustannie w podróżach do krajów o większych skupiskach diaspory żydowskiej, aby tam pozyskiwać zwolenników syjonizmu, czyli idei budowy państwa żydowskiego w Palestynie. W latach 1931-35 Mendelson pełnił funkcję prezesa Światowej Organizacji Syjonistycznej 2 . W 1893 roku Mendelson założył dwa ośrodki PPS - w Warszawie i Wilnie. Tam właśnie zetknął się z ziejącym nienawiścią do caratu, nafaszerowanym wiedzą „rewolucyjnych demokratów", niedawnym zesłańcem Józefem Piłsudskim - właśnie chodził w aureoli męczennika caratu. Ambitny, przystojny, o ujmującym sposobie bycia, stanowił wyjątkowo cenny nabytek dla syjonistycznego przebierańca, jakim od dwóch dziesięcioleci był Mendelson. Z miejsca, z marszu wprowadził Piłsudskiego do władz Komitetu Generalnego (Centralnego) PPS, powierzając mu „technikę" - druk i kolportaż tajnej „bibuły". Odtąd kariera „Ziuka" szybowała niczym rakieta z turbodoładowaniem. Ten efektowny przeskok młodego wileńskiego prowincjusza, w ciągu pięciu lat zesłania wypranego z tego, co mu wpoiło wileńskie gimnazjum i matka Polka - do sztabu krypto-syjonistycznej agentury pod nazwą PPS, pozostaje jednak w półmroku niejasności. Dlaczego Mendelson wybrał właśnie Piłsudskiego? Czyżby zadziałał wtedy osławiony „łut szczęścia", który niemal zawsze nie opuszczał Piłsudskiego w drodze do Belwederu i dyktatorskiej władzy? Nie zmienia to oczywiście faktu, że właśnie wtedy Polska została skazana na swego przyszłego „wodza", indywiduum najgorsze z możliwych, wychowane na Marksie, na kulcie terroryzmu, zwanego „rewolucyjną demokracją", „socjaliz- 1 Całkowicie mylnie twierdzi się, że to właśnie na tym kongresie powstały osławione Protokoły Mędrców Syjonu, jako rzekoma kwintesencja obrad. Protokoły powstały już w latach 70. tamtego wieku i tacy jak Sokołow i Mendelson musieli wiedzieć, kto, czy raczej jaki zespół opracował tę „biblię" syjonizmu, konsekwentnie wdrażaną po czasy współczesne. 2 O drugiej, czyli właściwej osobowości Mendelsona czerpaliśmy informacje z polskojęzycznej, żydowskiej Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN z 1997 roku, a więc z czasów „III RP". 18 mem" czy „socjal-demokracją". Wszystkie te „izmy" były od swego zarania obce, nienawistne dla idei polskości, wartości narodowych i katolickich. To, co zaczęło się na przełomie dwóch ubiegłych wieków, czyli ponad sto lat temu, pozostało aktualne do czasów współczesnej Polski - tej zniewolonej przez wnuków i prawnuków Mendelsonów, Natansonów, Toeplitzów, Marksów i... Piłsudskich! Nie musimy dziś sięgać do Bierdiajewa czy Sołowiowa, aby otrzymywać traf- ne definicje naszych współczesnych nieszczęść, wtedy właśnie zaczętych, na progu kariery przeróżnych kosmopolitycznych „Ziuków". Posłuchajmy, co pisał jakże niedawno, bo w numerze „Naszego Dziennika" (3 XI 2004) ksiądz biskup Sta- nisław Wielgus, w artykule : Rodzina polska wobec wyzwań współczesności: Pod wpływem m.in. ideologii oświeceniowej, w XIX wieku doszło do powstania socjalizmu, który zresztą bardzo szybko się podzielił na dwa nurty: demokratyczny i totalitarny. Demokratyczny okazał się zdolny do współistnienia z religią, co można było zauważyć w kilku państwach zachodnich. Totalitarny socjalizm natomiast, występujący pod postacią marksizmu, ale także tzw. narodowego nacjonalizmu hitlerowskiego, połączył się ze ściśle materialistyczną filozofią historii. (...) Głosił, że aby osiągnąć stan społeczeństwa ostatecznego i absolutnego, należy usunąć religię, będącą reliktem przeszłości, zacofania, „opium dla ludu" i narzędzi ucisku. I jeszcze Kou-Houng-Ming, myśliciel kulturowo tak nam odległy, sto lat temu pisał: Pozbywszy się księży, którzy utrzymywali ludność w poszanowaniu prawa i ku temu celowi stworzyła wielce kosztowną i liczną klasę policji i wojsk 1 ... Cytując tego Chińczyka, hr. Tyszkiewicz pisał o aktualnej mu sytuacji w Pol- sce już okupowanej przez mafię żydomasońską Piłsudskiego. Aby nie być gołosłownymi, musimy sięgnąć do „pomajowej" publicystyki w „prorządowych", a tak naprawdę to rządowych pism, jak „Głos Prawdy" czy „Epoka", „Myśl Wolna", czy krakowski „Głos publiczny". Ich dziki antykatolicyzm przeraża. Dorównuje, a nawet przewyższa swoją agresją i nienawiścią nawet żydobolszewickiego „Bezbożnika"! „Głos Prawdy": Sympatyzujemy więc ze wszelką herezją, z sektami i innowiercami, bo one wszystkie są jakby etapami do ostatecznej decentralizacji religii, a stąd do ostatecznego wyzwolenia człowieka z więzów dogmatów. Do „pomajowej" wojny obozu „sanacji moralnej" z Kościołem, rodziną, pra- wdziwą moralnością, powrócimy szerzej w kontekście wpływu masonerii na zbrodnię majową Piłsudskiego. Znów powracamy do „wczesnego" Piłsudskiego. Być może na zagadkowy awans Piłsudskiego do centralnych władz PPS Men- delsona, czołowego syjonisty europejskiego, miał pewien wpływ mit o „kniazio- 1. Z: Józef Tyszkiewicz, op. cit. Cytował pracę Kou-Houng-Minga: L'esprit du peuple Chinois. 19 wskim" pochodzeniu Piłsudskiego. Mieć kniazia litewskiego jako orędownika walki z burżujami w imię równości wszystkich, to przecież zdarza się nie często. O „kniaziowskim" pochodzeniu Piłsudskiego bezkrytycznie wspominał już sędziwy W. Sieroszewski 1 , pisała o tym Zofia Zawisza-Gąsiorowska w broszurze Nasz Komendant, a 60 lat później „kniaziowski" człon nazwiska Piłsudskiego wymienia prof. A. Garlicki, historyk, (ten „z naszych"), w albumie fotograficznym o Piłsudskim. W rodzinie Piłsudskich zawsze przejawiał się ten „kniaziowski" człon nazwiska i nikt, włącznie z prof. A. Garlickim nie wspominał o tym, że jest to kniaziowstwo „przyszywane". Ginwiłt lub Ginwiłd, w innych wersjach Ginet, to linia owych kniaziów. Wyjaśnił to Józef Wolff w książce już z 1895 roku, kiedy „legenda" Piłsudskiego była w powijakach: Kniaziowie litewsko-ruscy. Podał tam dwa dokładne spisy tego rodu - jeden kniaziów fałszywych, drugi prawdziwych. Powtórzyła to za nim Irena Pannenkowa w książce wydanej pod pseudonimem „Jan Lipecki": Legenda Piłsudskiego, opublikowanej w 1923 roku w dwóch wydaniach, każde po kilka tysięcy egzemplarzy, co sprawiło, że o mistyfikacji kniaziowskiej w Polsce „poma- jowej" nie wiedzieli tylko ci, którzy nie chcieli o niej wiedzieć. Józef Wolff wykazuje, że nazwisko Piłsudski występuje przy fałszywej linii kniaziów: (...) mają pochodzić od kniazia Ginwiłda. Tradycja familijna, według której ród ten pochodzi od Ginwiltów, czyli, jak drudzy nazywają od Gi- nejtów, protoplasta których występuje w 1413 roku w Horodle, sama zbija kniaziowskie pochodzenie. I. Pannenkowa podaje, że szerszą wzmiankę o tych fałszywych kniaziach Ginetach zawiera „Skarbiec" Daniłowicza (akta Nr 1025 i 1026): Mianowicie, ów Ginet, który wśród innych bojarów litewskich, otrzymał herb polski (Zaremba) w Horodle w r. 1413, to był Ginet Koncewicz (syn Kończy), a nie Ginwiłtowicz, a więc nie potomek księcia Ginwiłta czyli Ginwilda. Pannenkowa na podstawie „Skarbca" poszerza nam ten „kniaziowski" wątek Piłsudskich o pewien smaczek, który może mieć związek z późniejszym nieprze- jednanym filogermanizmem Piłsudskiego: Ginet ów, nawiasem mówiąc, był wybitnym, jakbyśmy dziś powiedzieli „germanofilem" czyli wówczas niejako „krzyżakofilem". Należał do partji (pisownia oryginalna - H.P.) tych bojarów, którzy już po unji 1386 r. spiskowali z Zakonem przeciw Polsce i przeciw Jagielle (traktat z r. 1396). W r. 1398 wraz z 82 przyjaciółmi politycznymi musiał przesiedlić się do Prus, gdzie Krzyżacy przyjęli ich uprzejmie i obsypali darami. 1 . W. Sieroszewski (1858-1945), pisarz, uczestnik rewolucji 1905 r., ideowy socjalista, minister propagandy w „ludowym" rządzie I. Daszyńskiego, w latach 1927-1930 prezes Związku Zawodowego Literatów Polskich. Sieroszewski opierał się tam na relacjach Bronisława Piłsudskiego, spisanych w Wiedniu w 1915 r. 20 Bronisław i Józef Piłsudscy podtrzymywali opinię o swoim „kniaziowskim" pochodzeniu, a Józef już po powrocie z zesłania, niekiedy posługiwał się nazwiskiem Ginet. Odnotował to „Przegląd Zakopiański" - lokalne pismo Zakopanego z 23 sierpnia 1901 roku, które miało zwyczaj podawać nazwiska co ważniejszych gości przebywających w tym kurorcie. Podano, że w dniach 11-16 sierpnia przebywał tam „Józef Ginet" wraz z rodziną. Był owym „Ginetem" Józef Piłsudski 1 . Ciekawą wzmiankę o jakimś „policmajstrze Piłsudskim" podaje „Myśl Narodowa" z 3 stycznia 1925 roku (s. 16) w odpowiedziach redakcji: Pani T.S. i R.M.Z. Szczegóły co do policmajstra Piłsudskiego znajdują się w Pamiętnikach Berga (Biblioteka Dzieł Wyborowych), dalej w Roku 1863. W 50 rocznicę J. Grabiec. Poznań, Nakład Rzepeckiego, 1913. W pierwszym wydaniu jest też portret Piłsudskiego. W drugim wydaniu usunięto portret i opuszczono epitety użyte w pierwszym: „osławiony złodziej", „łapownik", „okrutnik". Dlaczego opuszczono, nie wiadomo. Słynne odezwy policmajstra P. z października 1861 r. wydrukowane są w dość rzadkich dzisiaj, bo wychodzących w Lipsku „Wiadomościach z kraju" z lat 1862 wydawca Wolfgang Gerhard, Księgarnia dla krajów słowiańskich. Grudzień r. 1861, strona 144, nr 92 - s. 256 2 . Przez siedem lat, aż do 1900 roku udawało się Piłsudskiemu unikać areszto-* wania. Wpadł w Łodzi, gdzie w jego mieszkaniu wykryto tajną drukarnię „Robot- nika". Siedem lat wolności zawdzięczał głównie ostrożności i ograniczaniu kontaktów do minimum: nawet w partii kontaktował się tylko z najpewniejszymi. Te siedem lat otoczyło go urokiem tajemniczości, umiejętności nagłego pojawiania się i znikania. Wielu jego współtowarzyszy partyjnych w tym czasie już od dawna zadomowiło się w więzieniach. Jego „zgarnięto" dopiero w 1900 roku. Następnie - uciekł z więzienia. Jakim sposobem - za chwilę. Tu jako ciekawostkę podajmy rekordzistę ucieczek z carskich zesłań. Był nim Józef Wissarionowicz Dżugaszwili, wtedy jeszcze nie „Stalin", tylko „Koba". Między rokiem 1902 a 1913 „Koba" - Dżugaszwili był osiem razy aresztowany i siedem razy skutecznie uciekał, m.in. za granicę! Dopiero jednak w kwietniu 1956 roku prozę tych ucieczek ujawnił agent Ochrany Orłów, w tygodniku „Life" 3 . Zaczęło się od tego, że w latach 30. Gienrich Jagoda (polski Żyd) jako szef NKWD nakazał niejakiemu Steinowi odnalezienie w archiwach Łubianki materiałów kompromitujących „starych bolszewików". Stein natknął się tam przypadkowo na donosicielskie raporty Józefa Wissarionowicza do zastępcy szefa petersburskiej „Ochrany" Wissarionowa. Zapoznał z nimi Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych Ukrainy Wsiewołoda Balickiego i kilku innych dygnitarzy ukraińskiej re- 1 Janusz Cisek: Kalendarium działalności Józefa Piłsudskiego, wyd. Piłsudski Institute of America, Nowy Jork 1992, s. 12. 2 Usiłowaliśmy znaleźć w Pamiętnikach Berga odnośny zapis. Niestety - tom, w którym miała się znajdować ta wzmianka, zaginął w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL i nie mogliśmy się dopytać, dlaczego zaginął akurat ten (piąty) tom! 3 Zob. „Nasza Polska" 22 I 1997, art. D. Goszczyńskiego Tajemnica „Koby". 21 publiki: swego szwagra Katzelsona, Stanisława Kosiora i dowódcę wojskowego okręgu Jona Jakira. Nie trzeba dodawać, że wszyscy z nich byli Żydami. Jakir zapoznał z raportami „Koby" Tuchaczewskiego, Gamarnika i Korka. Dotarły one jednak do drugiej strony tego stada hien, a ci donieśli do Stalina i tak zaczęła się rzeź tysięcy wyższych dowódców sowieckiej armii i funkcjonariuszy NKWD, Tuchaczewskiego, Gamarnika, Korka, Jagody Katzelsona, Kosiora, Jakira. Kosiora aresztowano wiosną 1938 roku. Nie przyznawał się dotąd, aż oprawcy na jego oczach zgwałcili jego 16-letnią pasierbicę. Zamordowano jego, żonę i czworo dzieci. Tak oto spełniała się stara prawda, że każda rewolucja pożera własne dzieci. A co z Orłowem? Był starym funkcjonariuszem „Czeki", poprzedniczki NKWD. Kiedy wybuchła wojna domowa w Hiszpanii, został rezydentem wywiadu NKWD w Hiszpanii, z zadaniem likwidowania trockistów: jemu przypisuje się zamordowanie byłego sekretarza osobistego Trockiego - Andre Nina - wtedy już sekretarza katalońskich żydobolszewików. Został wezwany do Moskwy, ale wiedział, że byłaby to podróż w jedną stronę. W lipcu 1938 roku uciekł z rodziną i otrzymał azyl w USA. Nigdy tam nie było próby zamachu na niego, a to dlatego, ż£ Orłów podobno napisał list do „Koby" - „Stalina", że materiały kompromitujące „ojca narodów" ma zadziuplowane w bezpiecznym miejscu, i jeżeli mu włos z głowy spadnie, to zostaną uruchomione. I nie spadł! Widzimy choćby na przykładzie „Koby", że potęga carskiej „Ochrany" była imponująca. Posługiwała się wypróbowanymi metodami werbowania agentów w obozach wroga, czego dowodem jest m.in. fakt, że kiedy Piłsudski organizował krwawą prowokację na placu Grzybowskim w Warszawie 13 listopada 1904 roku, „Ochrana" miała dokładne informacje o mających nastąpić wydarzeniach. Mogła łatwo im zapobiec aresztując prowokatorów, ale to nie leżało w jej interesie, podobnie jak mogła zapobiec a nie zapobiegła rzezi setek robotników podczas „krwawej niedzieli" w Łodzi w 1905 roku, co ze wstrętem i przerażeniem opisał ksiądz Józef Unszlicht w: O pogromy ludu polskiego. To tam, w Łodzi, Piłsudski i jego syjonistyczni terroryści na łamach „Robotnika" podburzali robotników do mani- festacji, wiedząc doskonale, że polska krew w niczym nie zmieni ich położenia, ani sytuacji Polaków w carskim zaborze. Intrygujące niejasności i niedopowiedzenia oplatają w tym samym kontekście słynną akcję na pociąg w Bezdanach, dokonaną przez Piłsudskiego i jego bojowców 26 września 1908 roku. Dopóki nie ukazała się w 1998 roku książka Ryszarda Świętka: Lodowa Ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918 , bezdański incydent w terrorystycznej karierze Piłsudskiego zdawał się być tematem rozpracowanym bez reszty. Dowiadujemy się, że akcja bezdańska pozostaje dreszczowcem wciąż intrygującym. Autor Lodowej ściany, książki będącej pokłosiem pracy doktorskiej, liczącej 950 stronic dużego formatu, wszechstronnie rozpracował okres agenturalnej działalności Piłsudskiego, jego kompanów z PPS i Organizacji bojowej. Przewertował dokumenty austriackiego Biura Ewidencyjnego (wywiadu) i odnalazł tam niezwykle ważny wątek, który dotąd uchodził uwadze historyków. Chodzi tu głównie o meldunek agenta austriackiego - Stefa- 22 na Domaradzkiego do generała M. Rongego, szefa wywiadu armii austriackiej z 22 października 1908 roku. Domaradzki, jeden z najważniejszych agentów austriackich na obszarach zaboru rosyjskiego, meldował, że dzień przed napadem piłsudystów na pociąg w Bezdanach, przez tę stację przejeżdżał pociąg wiozący cara na polowanie do Spały! Oto mieliśmy gości na polowaniu w Spale. Twierdzą, że cesarza Mikołaja III nie było, tymczasem ja osobiście w dniu 27 września, o godzinie 10-tej rano widziałem na swoje oczy, jak przyjechał automobilem od stacji kolejowej Tomaszów do Spały. Szosa była obstawiona dragonami. Pomiędzy 27 IX i 5 X około Wilna był dokonany napad na pociąg pocztowy, gdzie zabrano przeszło milion rubli; skoro się o tym napadzie dowiedzieli w Spale, 5 października wszyscy wyjechali do Petersburga. Polowanie trwać miało sześć tygodni, pułki piechotne i dragoni były rozlokowane jako ochrona około lasów w miejscowości Inowłódz, Brzostów, Ciobłowiec, Trzebiatów 1 . Jeżeli Domaradzki nie pomylił daty, to car przejechał przez Bezdany nocą lub nad ranem 27 września, bo agent widział go o godzinie 10, jak przyjechał do Spały automobilem. Przy wszystkich podróżach cara obowiązywała żelazna zasada obstawiania całej trasy przejazdu na wiele godzin przedtem, tysiącami kozaków i dragonów Tak musiało być na trasie bezdańskiej. Dlaczego więc akcja się udała, zwłaszcza, że była przygotowana, jak wszyscy zgodnie przyznają, nieudolnie i nieudolnie wykonana? Ale to dopiero początek pytań i wykrzykników. Otóż plany akcji zdradził jeden z najbardziej zaufanych i odważnych bojowców Piłsudskiego Edmund Taranto- wicz ps. „Albin". Ocharana wiedziała o planowanym zamachu, choć jeszcze nie mogła znać dokładnie miejsca napadu, bo nie było ono jeszcze ustalone. Kim był Tarantowicz? Aktywnie działał jako instruktor Organizacji Bojowej w Lublinie, Płocku, Warszawie, Łodzi, Radomiu, Kielcach, Skarżysku-Kamienna. Uczestnik wielu akcji bojowych. Znał osobiście Piłsudskiego. Uczestniczył w przygotowaniach do akcji w Bezdanach. Jego zadaniem było zdobycie dynamitu i dowodzenie sześcioma bojowcami. Miejsca akcji jednak nie znał, nie było bowiem jeszcze ustalone. Tymczasem, w dość przypadkowej strzelaninie 25 kwietnia na stacji w Ostrowcu Tarantowicz został ranny i aresztowany. Torturowany w śledztwie załamał się i zdradził nazwiska około 60 działaczy PPS i członków OB w Królestwie Polskim. Udzielił też wyczerpujących informacji o Piłsudskim, jako przywódcy PPS i OB 2 . Ujawnił też przygotowania do akcji na pociąg. Ochrana wiedziała więc o tej akcji przynajmniej od początków marca 1908 roku. Dlaczego jej nie zapobiegła? Dlaczego pozwoliła na jej wykonanie, zwłaszcza w okresie przejazdu cara? W strzelaninie uczestniczył inny bojowiec - Edward Gibalski ps. „Franek". Zdołał on uciec, ale zgubił swój paszport wystawiony na fałszywe nazwisko. Już 1 R. Świętek, tamże, s. 402. Autor podaje archiwalne sygnatury raportu 2 W. Pobóg-Malinowski: Akcja bojowa pod Bezdanami 26 IX 1908. Warszawa 1933. 23 historyk Pobóg Malinowski 1 nie krył zdziwienia, że paszport Gibalskiego i zezna- nia Tarantowicza nie stały się nitką wiodącą do kłębka. Historyk ten nie mógł znać wtedy wielu zeznań Tarantowicza, bo wówczas jego zdziwienie byłoby jeszcze większe. Opieszałość Ochrany tłumaczył niskim poziomem umysłów żandarmerii rosyjskiej. Dlaczego przez pół roku nie podjęła działań przeciwko Piłsudskiemu? Taranowicz zeznawał potem, podczas kajania się przed Komitetem Zagranicznym PPS w Krakowie (przy ul. Szlak 6), że Ochrana warszawska wiedziała o Piłsudskim wiele. Znali jego dossier oficerowie warszawskiej żandarmerii: Gurin (oficer śledczy), któremu podlegali wszyscy agenci warszawscy, jego pomocnik Gostiło i Radzion. Ryszard Świętek także nie kryje zdziwienia. Uznaje za zastanawiający brak przede wszystkim przeciwdziałania dyplomatycznego Rosji u władz austriac- kich w sprawie Piłsudskiego, jak i działań „nieformalnych" Ochrany odznaczającej się wyjątkową brutalnością w stosunku do wielu mniej znaczących działaczy PPS Frakcji Rewolucyjnej. Pytał: Jeżeli dysponowano informacjami o udziale Piłsudskiego w planowanej akcji bojowej, dlaczego przynajmniej nie podjęto jego obserwacji? I natychmiast odpowiadał: Można odnieść wrażenie, że władze rosyjskie nie zamierzały podej- mować przeciw Piłsudskiemu żadnych represyjnych kroków, a Ochrana nie chciała znać bliższych informacji, chociaż wszyscy doskonale orientowali się, jaką odgrywał rolę w polskim ruchu rewolucyjnym. Wiedzieli, że siedział w Tunce za „wiedział a nie powiedział" w sprawie pró- by zamachu na cara w marcu 1987 roku. W okresie „rewolucji 1905 roku" został ujęty w drukarni „Robotnika" w Łodzi i skończyłby karierę gdzieś dalej niż w Tunce, ale z „psychuszki" wyratowali go wybitni polscy masoni. Teraz knuł za- mach na pociąg pocztowy wiozący wielką sumę. Dalsze jednak spekulacje autora Lodowej Ściany zdają się być mało prawdo- podobne. Utrzymuje bowiem, że Ochrana przymykała oko na Piłsudskiego, bo- wiem prowadziła własną grę z wywiadem i kontrwywiadem austriackim, a także z samym carem. Chodziło rzekomo o możliwość wywierania stałej presji dyp- lomatycznej na Austrię z powodu rozzuchwalonej agentury austriackiej na obsza- rze zaboru rosyjskiego. Nie mniej istotna była - zdaniem R. Świętka - gra Ochrany z carem: stałe przypominanie mu, że robota rewolucyjna trwa, Ochrana musi być czujna, więc dobrze opłacana. I wreszcie autor sugeruje, że Ochrana przymknęła swoje wszystkowidzące oko na samą akcję bezdańską po to, aby car mógł zrozumieć, że nawet trasy jego przejazdów, ściśle strzeżone, nie są wolne od groźby zamachu na jego życie. Ochrana mogła bez trudu uściślić miejsce planowanej akcji w Bezdanach na podstawie zeznań Tarantowicza, głównie z 27 kwietnia. Podawał tam nazwiska i pseudonimy przyszłych jej uczestników, w tym Piłsudskiego - „Ziuka". 1 Tamże. 24 Przypadkowość zbieżności napadu z przejazdem cara była wręcz niepra- wdopodobna. Napad był źle zaplanowany jeszcze gorzej przeprowadzony. Piłsudski nigdy przedtem i nigdy potem osobiście nie brał udziału w akcjach z bronią w ręku - to kolejny „przypadek". Co więcej - Piłsudski ustalił termin napadu na 19 września. Grupa uderzeniowa już zmierzała do Bezdan, jednak w ostatniej chwili odwołał akcję i przesunął ją o tydzień. Czyżby Piłsudski chciał zaczekać na przejazd cara? Jeżeli tak, to jak się do- wiedział o prżejeździe, skoro podróże cara były utrzymywane w największej taje- mnicy włącznie z przebiegiem trasy. Wiedziało o nich tylko niezbędne grono osób z ochrony cara. Gdyby późniejsi członkowie grup dywersyjnych Armii Krajowej przestudiowali plan i przebieg tej akcji, z pewnością uznaliby Piłsudskiego za dyletanta i odradzali mu na zawsze takich popisów. Napad jednak udał się, bo jakby „na złość", nie było na stacji żadnych żandarmów, choć był to czas przejazdu cara. Wszystkie te przedziwne „zbiegi okoliczności", które doprowadziły do sukcesu w akcji każą stwierdzić, że ona wciąż „trwa" pomimo upływu prawie 100 lat. Musi ona kryć jakąś tajemnicę nieznaną do dziś historykom, tkwiącą zapewne w archiwach Ochrany. Ryszard Świętek przypuszcza, że klucz do tej zagadki zabrał do grobu Czesław Świrski, ps. „Adrian", „Stefan Eichler", postać zakulisowej szarej eminencji z najbliższego otoczenia Piłsudskiego, pochodzący z rodziny arystokratycznej - jak stwierdzał R. Świętek - o szerokich koneksjach w sferach rządowych Petersburga. Świrski był głównym organizatorem napadu w zakresie rozpracowania możliwości jego dokonania - a nie A. Prystor, jak się powszechnie przyjęło. Kilkanaście dni po Bezdanach nagle wyjechał do Galicji, lecz został aresztowany w Sosnowcu. I właśnie Tarantowicz przyjechał zaledwie dwa dni po tym aresztowaniu do Sosnowca i powiedział Zawarzinowi, że „Adrian" to instruktor OB do specjalnych zadań. Reakcja Zawarzina była zaskakująca. Powiedział: Jeśli by on tutaj siedział, to ja wysłałbym go do czorta za granicę, żeby nie paprać się takimi ludźmi. Jak to rozumieć? Szef warszawskiej Ochrany dostał w ręce wybitnego asa za- machowców, tymczasem najchętniej widziałby go za granicą? Świrski pół wieku później 21 stwierdzał, że bez Bezdan nie byłoby Legionów. Ten dramat musiał się odbyć. Dlaczego dramat? Co zaś się tyczy mojego udziału w tej akcji, podkreślić muszę, że gdybym -jako jeden z trzech kierowników - chybił i tym pokrzyżował ogólny plan akcji, skończyłaby się ona katastrofą. I znów niejasność. Co to znaczy: „gdybym (...) chybił"? Czy mamy podstawy do domysłów, że: gdybym źle rozpoznał datę przejazdu cara, to wszystko 1 . W „Zeszytach Historycznych" Paryż 1965, z. VII, s. 223. 25 skończyłoby się katastrofą, w której mógłby zginąć i główny jej dowódca - Józef Piłsudski? I jeszcze jedno zdanie Świrskiego, którego niepodobna rozumieć w potocznym znaczeniu: Bezdany, z Piłsudskim na czele, są w ogóle niedoceniane w historii naszej Niepodległości. Czy to przełomowe znaczenie Bezdan wynikało tylko z wielkości samego łupu? Świrski z pewnością nie to miał na myśli' 1 . Tarantowicz po torturach został przez Ochranę „przestawiony" na jej agenta. Pojawił się w Krakowie w styczniu 1909 roku, natychmiast zgłosił się w Komitecie Zagranicznym PPS i przyznał do służby w Ochranie. Motywował zdradę załamaniem w śledztwie. Nie wiadomo, czy jego opowieść była szczera, czy nie został wysłany wciąż jako szpicel. Zapadła decyzja o jego likwidacji. Można go było łatwo zabić w Krakowie, ale to uszłoby uwadze opinii zachodniej. Na wykonawców wyroku wybrano Kazimierza Pużaka 2 ps. „Siciński" i Henryka Minkiewicza ps. „Fiut". Postanowiono zwabić Tarantowicza do Rzymu. Argumentowano rzekomą ko- niecznością jego wyjazdu do Ameryki dla jego własnego bezpieczeństwa. W drodze zatrzymali się w podrzędnym pensjonacie w Rzymie. Tam, w pokoiku na poddaszu otruli Tarantowicza i zasztyletowali. Zwłoki wepchnęli do wielkiego kufra, zabierając rzeczy osobiste Tarantowicza. Pokój zamknięto na klucz. Zbrodnia została wykryta dopiero po trzech tygodniach. Rozniosła się szeroko po Europie jako „Trup w koszu". Fotografie tego trupa w koszu obiegły łamy pism ilustrowanych. Identyfikację ofiary umożliwiły naszywki na ubraniach denata. Policja rzymska szybko obciążyła PPS tą zbrodnią. Podobnie skończył słynny pop Georgij Gapon. W lutym 1904 roku założył za zgodą władz Stowarzyszenie Rosyjskich Robotników Fabrycznych Miasta Petersburga. W niedzielę 22 stycznia następnego roku Gapon zorganizował wielką demonstrację przed Pałacem Zimowym. Policja i kozacy otworzyli ogień, zginęło około 6 demonstrantów, a razem z podobnymi demonstracjami w innych punktach miasta, poległo prawie tysiąc. Petersburska organizacja eserowców ustaliła, że był prowokatorem Ochrany. Wydano wyrok śmierci na zdrajcę. W czerwcu 1906 roku został powieszony na sznurze od bielizny w jego letnim domu w Oziorkach koło Petersburga. Pająk Henryk - Ponura Prawda o Piłsudskim |
Podobno w Polsce jest obecnie partia PPS, hehehe. Komentatorzy wymienią ją z uśmieszkiem na ustach. Bo co to za partia? Nie można porównywać doli robotników z tamtych czasów. Do czasów obecnych. Teraz narzekamy. ale wtedy na prawdę się ciężko żyło. Ciężka praca w zakładach po 10 godzin dziennie. Brak warunków socjalnych, opieki medycznej, brak ubezpieczenia. Brak środków ochrony pracy. Kto chce sobie wyobrazić jak wyglądała kiedyś praca, może się przejść do muzeum Norblina w Warszawie...Długo mógłby szukać gdzie kiedyś były prysznice. Bo takowych nie było...
Druga tura bez Bonżura...
|
Andrzeju, na budowie to dobrze jak jest wc >;)) Czasami nawet prąd sobie trzeba przywieść >;PP
|
Nie no. Jakaś Dixi zawsze gdzieś jest. Tylko trzeba dobrze poszukać, hehehe
Druga tura bez Bonżura...
|
Wożę saperkę i papir. Jak zobaczysz saperkę wbitą w ziemię i rolkę na rękojeści, to nie ruszaj, bo gdzieś blisko pracuje brygada >;)) U nas są Toj toi-e. Warunki spartańskie, jak się robi fajnie, to koniec pracy. Jak budynek jest zamieszkały to jest Ok. >;)
![]() |
W Niemczech w żadnej knajpie nie mają prawa ci odmówić toalety. Za darmo. Kiedyś trzeba było jeszcze płacić. Ale teraz już jest że muszą ci udostępnić za darmo. Ale najepsze prawo w tym względzie jest w UK. tam nie może ci odmówić ze skorzystania z toalety w...Prywatnym domu, hehehe
Druga tura bez Bonżura...
|
To ja się ożłopałem kawy i musiałem siusiu i zatrzymałem się na stacji paliw i obleciałem z 5 sklepów zanim mnie nie wpuścili do toalety dla personelu >;)) Co za upokorzenia, środek miasta i nie ma toalety >;))
|
Free forum by Nabble | Edit this page |