Jeśli chodzi o diabły, istnieją dwa równie wielkie, a równocześnie przeciwstawne sobie błędy, w które może popaść nasze pokolenie. Jednym z nich jest niewiara w ich istnienie. >;))

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
2 wiadomości Opcje
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Jeśli chodzi o diabły, istnieją dwa równie wielkie, a równocześnie przeciwstawne sobie błędy, w które może popaść nasze pokolenie. Jednym z nich jest niewiara w ich istnienie. >;))

Lothar.
Drugim wiara i przesadne, a zarazem
niezdrowe interesowanie się nimi. Oni sami są jednakowo zadowoleni z
obu błędów i z tą samą radością witają zarówno materialistę, jak i magika.
Sposób pisania, użyty w tej książce, może sobie łatwo przyswoić i
spożytkować każdy, kto raz zapoznał się z tą sztuką. Jednakowoż osoby
niewłaściwie usposobione lub pobudliwe, które mogłyby zrobić z tego zły
użytek, niech się jej ode mnie nie uczą.
Radzę czytelnikom nie zapominać, że diabeł jest kłamcą. Jest rzeczą
oczywistą, że nie wszystko, co Krętacz) mówi, jest prawdą; nawet z jego
własnego punktu widzenia. Nie próbowałem utożsamiać którejkolwiek z
ludzkich istot wzmiankowanych w listach; lecz wydaje mi się mało
prawdopodobne, aby portrety takiego na przykład Fr. Spike'a lub matki
pacjenta były całkowicie wierne. W Piekle, podobnie jak na Ziemi, istnieją
sądy oparte na pragnieniach.
Na zakończenie muszę dodać, że nie usiłowałem ustalić chronologii
listów. Okazuje się, że list numer 17 był napisany przed wprowadzeniem
ścisłych ograniczeń żywnościowych. Lecz na ogół diabelska metoda
oznaczania czasu zdaje się nie pozostawać w żadnym stosunku do czasu
ziemskiego i nie usiłowałem jej odtworzyć. Historia wojny europejskiej,
poza wypadkami, które od czasu do czasu dotyczyły duchowego stanu
pojedynczej ludzkiej istoty, wyraźnie nie interesowała Krętacza.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Jeśli chodzi o diabły, istnieją dwa równie wielkie, a równocześnie przeciwstawne sobie błędy, w które może popaść nasze pokolenie. Jednym z nich jest niewiara w ich istnienie. >;))

Lothar.
 Najczęściej stawiane mi pytanie to: czy ja rzeczywiście "wierzę w Diabła". >;))

Otóż, jeśli przez określenie "Diabeł" rozumiemy moc przeciwstawną
Bogu i, jak Bóg, samoistną od początku wszechczasów, to odpowiedź
brzmi oczywiście "Nie. Poza Bogiem nie istnieje żadna istota, która nie
byłaby stworzona. Bóg nie posiada istoty przeciwstawnej. Żadna istota nie
mogłaby osiągnąć stanu "doskonałego zła" przeciwstawnego doskonałemu
dobru Boga; bo gdybyśmy usunęli na bok wszelkie jej rzeczy dobre
(inteligencję, pamięć, energię i samo istnienie), nic by z niej nie pozostało.
Poprawnie postawione pytanie brzmi: czy ja wierzę w diabły. Tak,
wierzę. To znaczy, wierzę w istnienie aniołów i wierzę, że niektóre z nich
przez nadużycie swej wolnej woli stały się wrogami Boga i, w następstwie
tego, naszymi wrogami. Anioły te możemy nazywać diabłami. Nie różnią
się one w swej naturze od dobrych aniołów, lecz natura ich jest
zdeprawowana. Diabeł jest przeciwieństwem anioła tylko w takim znaczeniu
jak Zły Człowiek jest przeciwieństwem Dobrego Człowieka. Szatan,
przywódca diabłów lub ich dyktator, jest przeciwieństwem nie Boga, lecz
Michała Archanioła.
Wierzę w to nie w tym sensie, że jest to częścią mojej wiary, lecz że jest
to jedno z moich przekonań. Moja religia nie ległaby w gruzach, gdyby to
przekonanie okazało się fałszywe. Dopóki to nie nastąpi - a dowodów,
które by temu zaprzeczały, daremnie by szukać - zachowam je. Wydaje mi
się, że wyjaśnia ono sporo faktów. Zgadza się z normalnym pojmowaniem
Pisma Świętego, z tradycją chrześcijańską i z wierzeniami większości ludzi
4
wszech czasów. Nie jest również sprzeczne z niczym, co byłoby :przez
którąkolwiek z nauk udowodnione.
Powinno być rzeczą zbyteczną - choć nie jest - dodanie, że wiara w
anioły dobre czy złe nie oznacza wiary w takie anioły, jedne czy drugie,
jakie przedstawia się w sztuce i literaturze. Diabły przedstawia się ze
skrzydłami nietoperza, a dobre anioły ze skrzydłami ptaków nie dlatego, by
ktokolwiek sądził, że moralne zepsucie mogłoby zamienić pióra w błony,
lecz dlatego że większość ludzi lubi bardziej ptaki od nietoperzy. W ogóle
skrzydła daje im się po to, by sugerować lotność nieskrępowanej energii
intelektualnej. Nadaje im się ludzką, postać, ponieważ człowiek jest
jedynym rozumnym stworzeniem, jakie znamy. Stworzenia stojące w
porządku naturalnym wyżej od nas, niematerialne czy też przybierające
jakąś postać cielesną niedostępną naszemu poznaniu, muszą być
przedstawiane symbolicznie, jeśli w ogóle mają być przedstawiane.
Postacie te nie tylko są symboliczne, lecz zawsze były uważane za
symboliczne przez myślących ludzi. Grecy nie wierzyli w to, że bogowie
naprawdę podobni byli do postaci ludzkich o pięknych kształtach
nadanych im przez rzeźbiarzy. W ich poezji bóg, który chce się "ukazać"
śmiertelnikowi, przyjmuje chwilowo postać podobną do człowieka.
Teologia chrześcijańska prawie zawsze przedstawiała "ukazanie się anioła
w ten sam sposób. To tylko ignorantom - jak powiada Dionizjusz w V
wieku - śni się, że duchy są naprawdę uskrzydlonymi ludźmi.
W sztukach plastycznych symbole te ulegały stopniowej degeneracji.
Twarze i pozy aniołów Fra Angelico mają w sobie pokój i powagę nieba.
Później pojawiają się pucołowate nagie aniołki Rafaela; na koniec zaś
delikatne, wysmukłe, dziewczęce, niosące pociechę anioły
dziewiętnastowiecznej sztuki, o kształtach tak niewieścich, że przed
zmysłowością chroni je tylko ich totalna nuda - oziębłe hurysy rajskiej
atmosfery towarzyskiej przy herbatce. Są one symbolem destruktywnym.
W Piśmie Świętym nawiedzenie anioła jest zawsze czymś zatrważającym;
5
musi ono zaczynać się od słów "Nie trwóż się". Anioł wiktoriański wygląda
tak, jak gdyby miał zamiar powiedzieć "Dobrze już, dobrze".
Symbole literackie kryją w sobie większe niebezpieczeństwo, ponieważ
ich symboliczność nie jest tak łatwo rozpoznawalna. Najlepsze są u
Dantego. Przed jego aniołami zamieramy przejęci grozą. Jego diabły - jak
słusznie zauważył Ruskin - są w swej furii, złośliwości i rozpasaniu o wiele
bardziej tym, czym muszą być w rzeczywistości, niż którekolwiek z tych,
które spotykamy u Miltona. Diabły Miltona, przez swą majestatyczność i
wzniosłą poetyckość, wyrządziły wiele szkody, a jego anioły zbyt wiele
zawdzięczają Homerowi i Rafaelowi. Lecz naprawdę zgubnym obrazem
diabła jest Mefistofeles Goethego. To Faust, a nie on, manifestuje
bezwzględne, czujne, pozbawione uśmiechu koncentrowanie się na samym
sobie, co jest znamieniem piekła. Pełen humoru, ucywilizowany, rozsądny,
umiejący się dostosować do sytuacji Mefistofeles przyczynił się do
umocnienia iluzji, jakoby zło miało wartość wyzwalającą.
Prosty człowiek może czasem uniknąć jakiegoś jednostkowego błędu,
który przydarzył się komuś wybitnemu, dlatego postanowiłem, że moja
własna symbolika nie powinna błądzić tak, jak symbolika Goethego.
Humor bowiem wprowadza zmysł proporcji i daje możliwość spojrzenia na
siebie od zewnątrz. Czegokolwiek byśmy nie przypisywali istotom, które
zgrzeszyły przez pychę, właśnie tego nie powinniśmy im przypisywać.
Szatan - powiedział Chesterton - upadł na skutek własnej ważności. Piekło
musimy przedstawiać jako stan, gdzie każdy jest wiecznie zajęty swoją
własną godnością i awansem, gdzie każdy ma do kogoś pretensje i gdzie
każdy pochłonięty jest śmiertelnie poważnymi uczuciami zazdrości, własnej
ważności i urazy. To przede wszystkim. Poza tym sądzę, że mój własny
dobór symboli uwarunkowany był usposobieniem i wiekiem.
O wiele bardziej lubię nietoperze niż biurokratów. Żyję w Wieku
Zarządzania, w świecie "Admin”. Największe zło nie dzieje się obecnie w
owych nędznych "spelunkach przestępstwa", które lubił opisywać Dickens.
Nawet nie w obozach koncentracyjnych i obozach pracy. Tam spotykamy
6
się z jego końcowym rezultatem. Rodzi się ono i jest wprowadzane w życie
(wnioskowane, popierane, wykonywane i protokołowane) w schludnych,
wyłożonych dywanami, ogrzanych i dobrze oświetlonych biurach, przez
spokojnych ludzi w białych kołnierzykach, z przyciętymi paznokciami i
gładko wygolonymi policzkami, którzy nie muszą podnosić swego głosu.
Stąd, rzecz dość naturalna, moim symbolem Piekła jest coś w rodzaju
biurokracji państwa policyjnego lub biura do cna znikczemniałego
koncernu przemysłowego.
Milton powiedział nam, że "diabeł z diabłem, przeklęci, żyją w Mocnej
zgodzie". Lecz jak? Na pewno nie z przyjaźni. Istota, która jeszcze choć
trochę potrafi kochać, nie jest jeszcze diabłem. I tutaj znów mój symbol
wydał mi się użyteczny. Pozwolił mi, przy pomocy doczesnych paraleli, na
opisanie biurokratycznej społeczności, trzymanej całkowicie w ryzach przy
pomocy strachu i chciwości. Na zewnątrz zachowanie jest normalnie
uprzejme. Niegrzeczność w stosunku do przełożonego byłaby oczywiście
samobójstwem; okazać nieuprzejmość równemu sobie mogłoby obudzić
jego czujność, zanim będzie się gotowym wysadzić go z siodła, bo
oczywiście, zasadą leżącą u podłoża całej tej organizacji jest "niech się psy
wzajemnie zagryzają". Każdy życzy każdemu kompromitacji, degradacji i
zguby; każdy jest ekspertem w pisaniu poufnych donosów, w
pozorowanych sojuszach, we wbijaniu noża w plecy. Nad tym wszystkim
ich dobre maniery, ich wyrazy pełne szacunku, ich "uznanie" dla
świadczonych sobie wzajemnie bezcennych przysług, tworzą cieniutką
powłokę. Od czasu do czasu bywa ona nakłuwana i wówczas tryska z
wewnątrz paląca lawa ich nienawiści.
Symbol ten umożliwił im również pozbycie się absurdalnego mniemania,
jakoby diabły zajęte były bezinteresownym poszukiwaniem czegoś, co
nazywa się Zło (wielka litera jest tu istotna). W przypadku moich diabłów
nie ma miejsca na żadne tego rodzaju zwidy. Źli aniołowie, tak jak źli
ludzie, są całkiem praktyczni. Kierują się dwoma motywami. Pierwszym
jest strach przed karą: bo podobnie jak kraje totalitarne mają swoje obozy
7
dla zadawania tortur, tak moje Piekło posiada głębsze Piekła, swoje "domy
poprawcze". Drugi motyw to swoisty głód. Wyobrażam sobie, że diabły
mogą, w sensie duchowym, pożerać jeden drugiego; i nas. Nawet w życiu
ludzkim spotyka się namiętność skierowaną na zdominowanie, prawie że
na przetrawienie, drugiego człowieka; na dążenie do tego, by całe jego
intelektualne i emocjonalne życie uczynić jedynie przedłużeniem własnego
życia - po to, by uzewnętrzniać własną nienawiść, żywić własne urazy,
dawać upust własnemu egoizmowi poprzez tego drugiego człowieka, tak
jak poprzez siebie. Jego własny mały zasób namiętności musi być
wyrugowany, by zrobić miejsce naszym. Jeśli on się temu opiera, postępuje
bardzo egoistycznie.
Na ziemi pożądanie to nazywa się często "miłością". Wyobrażam sobie,
że w Piekle znane to jest jako głód. Lecz tam głód jest bardziej drapieżny i
możliwe jest pełniejsze jego zaspokojenie. Sugeruję, że tam duch
mocniejszy - nie istnieje tam być może żadna forma ciała, która
utrudniałaby tę operację - może rzeczywiście i ostatecznie wessać w siebie
słabszego i permanentnie sycić swą własną osobowość tą drugą
pogwałconą osobowością. I to z tego powodu (tak mniemam) diabły
pożądają ludzkiej duszy i duszy innych diabłów. I to z tej przyczyny Szatan
pożąda wszystkich swych wyznawców i wszystkich synów Ewy, i
wszystkich zastępów niebieskich. Śni on o dniu, kiedy wszystko wchłonie
w siebie i kiedy wszystko, co wymawia "Ja", będzie mogło to czynić tylko
poprzez niego. Domyślam się, że jest to parodia - imitująca nadętego
pająka, jedyna imitacja, którą potrafi on zrozumieć - tej niezgłębionej
wielkoduszności, mocą której Bóg zmienia narzędzia w sługi, a sługi w
swych synów, by mogli się z Nim ostatecznie zjednoczyć w doskonale
wolnej miłości ofiarowanej Mu z wyżyn ich całkowicie odrębnych
indywidualności, których po to, aby takimi byli, wyzwolił.
Lecz, tak jak w opowiadaniach Grimma), des traumie mir nur, wszystko to
pełni tylko rolę mitu i symbolu. I dlatego pytanie o to, jakie jest moje zdanie
na temat diabłów - aczkolwiek należy na nie odpowiedzieć, skoro zostało
8
postawione - ma w gruncie rzeczy bardzo znikome znaczenie dla czytelnika
Listów Screwtape'a. Dla tych którzy podzielają moje zdanie, moje diabły będą
symbolami konkretnej rzeczywistości; dla innych będą personifikacją pojęć
abstrakcyjnych, a książka będzie alegorią. Lecz nie robi to większej
różnicy, w jaki sposób będzie się ją czytać. Bo celem jej, rzecz jasna, nie
było uprawianie spekulacji na temat życia diabłów, lecz rzucenie z nowego
punktu widzenia wiązki światła na życie ludzi.
Słyszałem, że nie jestem w tej materii pierwszy i że już ktoś w
siedemnastym wieku napisał listy do diabła. Nie miałem tej książki w ręku.
Przypuszczam, że jej treść miała charakter raczej polityczny. Lecz chętnie
przyznaję się do zawdzięczania czegoś książce Stephena McKenny
Confessions of a Well-Meaning Woman. Związek może nie być oczywisty, lecz
można tam znaleźć taką samą moralną inwersję - rzeczy czarne jako
zupełnie białe, a białe zupełnie czarne - i humor wynikający z faktu
przemawiania poprzez całkowicie pozbawioną humoru personę. Myślę, że
mój pomysł duchowego kanibalizmu przypuszczalnie zawdzięcza coś
okropnym scenom "absorbowania" w zapomnianej już książce Davida
Lindsay'a Voyage to Arcturus.
Imiona moich diabłów wzbudzały dość duże zaciekawianie i było wiele
prób wyjaśnień - wszystkie błędne. Prawda jest taka, że zmierzałem tylko
do tego, aby uczynić je niemiłymi - i tutaj, być może, mam coś do
zawdzięczenia Lindsay'owi - jeśli chodzi o brzmienie. Z chwilą gdy imię
zostało już wynalezione, mogłem spekulować, jak każdy inny (nie będąc
bardziej uprawniony niż ktokolwiek inny) fonetycznymi skojarzeniami,
które powodowały nieprzyjemny efekt. Wyobrażam sobie, że słowa Scrooge,
screw, thumbscrew, tapeworm i red tape, wszystkie odgrywają jakąś rolę w
imieniu mego bohatera) i że slab, slobber, slubber i gob weszły wszystkie do
imienia Slubgob).
Niektórzy prawią mi niezasłużone komplementy sugerując, że moje Listy
były dojrzałym owocem wieloletnich studiów w zakresie teologii moralnej i
ascetycznej. Zapominają, że istnieje równie niezawodny, choć cieszący się
9
mniejszym zaufaniem, sposób poznania, jak odbywa się kuszenie. "Me
serce - nie potrzeba mi innych - ukazuje mi niegodziwość tego, co
grzeszne."
Często proszono mnie czy doradzano, bym uzupełnił napisane
pierwotnie Listy, lecz przez wiele lat nie miałem do tego najmniejszej
ochoty. Chociaż nigdy nie napisałem niczego z większą łatwością, to jednak
również nigdy nie pisałem niczego z mniejszym zapałem. Łatwość ta
wynikała niewątpliwie z faktu, że pomysł listów diabolicznych, z chwilą
gdy się nad nim zastanowić, rozwija się już dalej samorzutnie, podobnie jak
pomysł z liliputami i olbrzymami u Swifta czy medyczno-etyczna filozofia
w książce Erewhon, czy Garuda Stone u Ansteya. Pomysł taki poniósłby
autora nawet przez tysiąc stronic, gdyby mu pofolgować. Lecz mimo iż
było rzeczą łatwą nagiąć swój umysł do przyjęcia postawy diabolicznej, nie
było to zabawne, w każdym razie nie na dłuższą metę. Związany z tym
wysiłek powodował swego rodzaju duchowe odrętwienie. Świat, w który
musiałem się przenieść, przemawiając przez Screwtape'a, był pełen pyłu,
piasku, pragnienia i rozdrażnienia. Każdy ślad piękna, świeżości i
łagodności musiał być z niego wykluczony. Zanim skończyłem pisanie,
atmosfera ta omal mnie nie zadusiła. Gdybym je kontynuował, zadusiłaby
moich czytelników.
Ponadto żywiłem do mojej książki żal za to, że nie była inną książką,
taką której nikt nie będzie mógł napisać. W sytuacji idealnej rady
Screwtape'a, kierowane do Piołuna, winny być zrównoważone radami
archanielski- mi, skierowanymi do opiekującego się pacjentem anioła
stróża. Bez tego obraz ludzkiej egzystencji jest zniekształcony. Lecz któż
byłby w stanie wypełnić tę lukę? Nawet gdyby ktoś - a musiałby być kimś
o wiele lepszym ode mnie - potrafił wznieść się na wymagane wyżyny
duchowe, to jakim "adekwatnym stylem" mógłby się posłużyć? Bo styl ten
byłby w istocie częścią treści. Same porady to jeszcze za mało; każde
zdanie musiałoby mieć w sobie zapach Nieba. A w dzisiejszych czasach,
gdyby nawet ktoś potrafił posługiwać się prozą jak sam Traherna, nie
10
pozwolono by mu, bo kanon "funkcjonalizmu" pozbawił literaturę
możliwości pełnienia połowy jej funkcji. (Istotnie, każdy ideał stylu dyktuje
nam nie tylko, jak powinniśmy opisywać rzeczy, lecz jaki rodzaj rzeczy
możemy opisywać.)