Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
16 wiadomości Opcje
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
Po 1830 r. gwałtowny rozwój (otwarcie żeglugi parowej na Wielkich Jeziorach, napływ imigrantów z Europy). W latach 1837–1847 stolica stanu Michigan. Ośrodek abolicjonizmu i punkt przerzutowy uciekających do Kanady Afroamerykanów. Po I wojnie światowej dalszy napływ imigrantów, m.in. z Polski (ponad 1,3 mln osób polskiego pochodzenia, w tym około 250 tys. mówiących na co dzień po polsku); w latach 60. XX wieku wybuchły zamieszki rasowe, w wyniku których biała ludność przeniosła się w dużej części na przedmieścia (w Detroit mieszka ponad połowa czarnej ludności stanu Michigan).

W przeszłości miasto było dużym skupiskiem Polonii. Polacy napływali do miasta od XIX wieku, początkowo z Wielkopolski (zabór pruski), później z innych zaborów, a w końcowej fazie imigracji z innych części Stanów Zjednoczonych. W połowie dwudziestolecia międzywojennego w Detroit żyło ok. 250 000 Polaków, najliczniejsza grupa imigrancka w regionie. Dopiero administracyjne ograniczenia w polityce imigracyjnej ograniczyły napływ Polaków z Europy, a do fabryk zaczęli napływać Afroamerykanie z południa Stanów Zjednoczonych. W dwudziestoleciu międzywojennym niepolscy robotnicy uczyli się podstaw języka polskiego, by móc porozumieć się z większością załogi, jednocześnie jednak Polacy byli po Afroamerykanach jedną z najniżej sytuowanych grup w hierarchii społecznej i mocno z tą drugą grupą rywalizowali o zarobki, dochodziło do starć, często podsycanych przez właścicieli fabryk. Aż do lat sześćdziesiątych XX wieku Polaków obejmował także zakaz osiedlania się w bogatszych dzielnicach[3].
Upadek miasta


Przyczyn ogłoszenia bankructwa Detroit w 2013 roku jest wiele, a ich początków należy szukać w drugiej połowie ubiegłego wieku. Generalnie był to splot dezindustrializacji, złej polityki zagospodarowania przestrzennego, wybuchu zamieszek, niewłaściwej polityki podatkowej.
Lata 50. XX w.

W okresie powojennym miasto utraciło około 150 000 miejsc pracy na rzecz przedmieść. Przyczyniły się do tego zmiany technologiczne produkcji, postępująca automatyzacja, konsolidacje firm, polityka podatkowa, budowa sieci dróg szybkiego ruchu. Główne przedsiębiorstwa, jak Packard, Hudson czy Studebaker, a także cała rzesza pomniejszych, znacząco ograniczyły swoją działalność lub zbankrutowały. W latach 1950 bezrobocie w mieście wzrosło do 10%[4].
Lata 50.–60. XX w. Budowa dróg

Wybudowane drogi szybkiego ruchu przebiegały przez najgęściej zaludnione dzielnice czarnoskórej części populacji miasta, tworząc przy tej okazji swego rodzaju bariery, separujące je od siebie. Przy tej okazji zrównano z ziemią wiele budynków, dla przykładu budowa tylko Edsel Ford Expressway pociągnęła za sobą konieczność likwidacji około 2800 budowli, w tym klubów, restauracji i kościołów[4].
Zamieszki w 1967 r.

Latem 1967 roku wybuchły zamieszki w mieście[5]. W okresie pięciu dni zginęły 43 osoby, z czego 33 były czarnoskóre; 467 osób zostało rannych: 182 cywili, 167 policjantów, 83 strażaków, 17 członków gwardii narodowej, 16 policjantów stanowych, 3 żołnierzy. Splądrowanych lub spalonych zostało 2509 sklepów, 388 rodzin straciło dach nad głową; 412 budynków zostało spalonych lub uszkodzonych w stopniu nadającym się do rozbiórki. Straty oszacowano na poziomie 40–80 milionów USD[6]. Na skutek zamieszek wiele firm zostało zamkniętych lub przeniesionych do bezpieczniejszych przedmieść, a dotknięte zamieszkami obszary obracały się w ruinę przez kolejne dekady[7]. W 1994 roku Coleman Young, pierwszy czarnoskóry burmistrz Detroit, napisał: „Największą ofiarą rozruchów było oczywiście samo miasto. Detroit straciło wówczas o wiele więcej niż życie ofiar czy zawalone budynki. Konsekwencją była rujnująca ekonomiczna izolacja, skutkująca ucieczką miejsc pracy, wpływów podatkowych od przedsiębiorstw, hurtowników i detalistów. Pieniądze zabrali w swoich kieszeniach biznesmeni i biali ludzie, którzy uciekli tak szybko, jak się tylko dało. Exodus białych z miasta przed zamieszkami był stabilny, w sumie 22 tysiące w 1966 r., ale potem po prostu eksplodował. W niecałe pół roku Detroit opuściło już 67 tysięcy, rok później 80, a w 1969 – 46 tysięcy”[8]. Z kolei czarnoskóry ekonomista Thomas Sowell napisał: „Przed zamieszkami z 1967 roku czarna populacja Detroit mogła cieszyć się najwyższym w kraju wskaźnikiem posiadania własnego domu, a stopa bezrobocia wynosiła 3,4%. To nie desperacja rozpoczęła rozruchy. To rozruchy rozpoczęły schyłek miasta, doprowadzając do dzisiejszego opłakanego stanu. Obecnie populacja Detroit to zaledwie połowa niegdysiejszej, a uciekli ludzie najbardziej produktywni”[5].
Lata 70.–90. XX w.

Spis ludności z roku 1970 pokazał, że biali nadal stanowią większą część populacji, jednakże w ciągu kolejnych lat ich odsetek zmniejszył się z 55% (w 1970 r.) do 34% (w 1980 r.) i do 10% (w 2010 r.). Ekonomista Walter E. Williams napisał, że sytuację podsycała afrorasistowska polityka miasta, która spowodowała, że zamożniejsi biali mieszkańcy opuszczali Detroit, zabierając ze sobą miejsca pracy i przyczyniając się tym sposobem do spadku popytu w samym mieście[9]. Odejście białej klasy średniej pozostawiło w rękach czarnoskórych miasto z nieadekwatnym do sytuacji systemem podatkowym, bezrobociem oraz przerośniętą pomocą społeczną[10]. Według Z’ev Chafetsa w latach 80. spośród wszystkich głównych miast Detroit miało największe bezrobocie, największy wskaźnik ubóstwa oraz najwyższą umieralność niemowląt[11].

W okresie 1970–1980 o mieście było głośno ze względu na wzrost przestępczości. Ulice kontrolowały gangi czarnoskórych, parających się sprzedażą narkotyków. Wytworzyło się wówczas co najmniej kilka większych grup, takich jak: The Errol Flynns, Nasty Flynns (potem NF Bangers) czy Black Killers. Powstawały także całe kartele: Young Boys Inc., Pony Down, Best Friends, Black Mafia Family i The Chambers Brothers[12]. Young Boys byli szczególnie ekspansywni, działali także w innych miastach, posługiwali się młodymi i nieletnimi osobami, które unikały tym sposobem kary; zasłynęli szczególną brutalnością[13]. W tym samym okresie co najmniej kilka razy Detroit było nazywane stolicą podpaleń Ameryki (ang. arson capital of America), aby ostatecznie stać się stolicą morderstw (ang. the murder capital of America). Według statystyk FBI Detroit było najbardziej niebezpiecznym miastem, liczba przestępstw osiągnęła rekord w 1991 roku i wyniosła 2700 na 100 000 osób, a opuszczone domy stały się siedliskiem grup przestępczych. Taka sytuacja odstraszała turystów, kilka państw wydało ostrzeżenia dla podróżujących do Detroit. Podpalenia miały miejsce głównie w samym mieście, jednakże zdarzały się także na przedmieściach. W 1984 roku zanotowano ich liczbę największą, ponad 800, która przekraczała możliwości działania straży pożarnej. Spłonęły wówczas setki opuszczonych domów. W kolejnych latach liczba pożarów się zmniejszyła, ponieważ wiele domów zostało ostatecznie wyburzonych – tylko w latach 1989–1990 zrównano ich z ziemią około 5000[14].
Sytuacja obecna
Opuszczony dom w Detroit, dzielnica Delray

Miasto od lat 50. XX w. straciło około 60% swojej populacji[15]. W 1950 liczyło 1,8 miliona osób, w 2010 – 700 tysięcy[16]. Drastycznie zmieniły się proporcje ludności czarnej i białej: 16,2% wobec 83,6% w 1950 r. do odpowiednio 82,7% wobec 10,6% w 2010[17]. Szacuje się, że od czasu drugiej wojny światowej około 1,4 z 1,6 milionów białych osób opuściło Detroit, przenosząc się głównie na przedmieścia[18]. Wytworzyła się swoista linia podziału na białych i czarnych, biednych i bogatych, w granicach miasta i na przedmieściu. Granice miasta stanowiła droga – „ósma mila”, do której odnosi się m.in. film z udziałem Eminema. W 2013 r. stopa bezrobocia wynosiła 28,5%[19], odsetek osób żyjących poniżej granicy ubóstwa osiągnął 36,4%[20]. Znacząca część działek budowlanych została opuszczona, w niektórych obszarach wolnych parcel jest więcej niż połowa. W sumie w Detroit w 2013 r. było około 70 000 pustych budynków, 31 000 domów oraz 90 000 działek[21][22]. W 2012 r. średnia cena domu wyniosła 7500 USD, w styczniu roku następnego 47 domów było wystawione na sprzedaż za 500 USD i mniej, pięć posiadłości wyceniono na jednego dolara. Mimo ekstremalnie niskich cen większość nieruchomości pozostaje wystawione na sprzedaż dłużej niż rok[23]. W 2012 ponad połowa właścicieli domów nie zapłaciła podatków

Od początku XXI w. Detroit pretenduje do miana najbardziej zrujnowanego miasta w Stanach Zjednoczonych. Na tle innych dużych miast jest tutaj najwięcej opuszczonych i zrujnowanych fabryk, magazynów, kamienic itp., w przeliczeniu na ogólną powierzchnię miasta. W ciągu ostatnich 50 lat również liczebność mieszkańców miasta spadła o ponad połowę (częściowo na skutek przeprowadzki mieszkańców na przedmieścia i do aglomeracji).

Aglomeracja Detroit – Ann Arbor – Flint – Windsor jest największym regionem metropolitalnym świata położonym w więcej niż jednym kraju.

Detroit 18 lipca 2013 roku ogłosiło upadłość. Wniosek o upadłość (tzw. Chapter 11., ochrona przed wierzycielami) złożył szef zarządzania kryzysowego Kevyn Orr na ręce gubernatora stanu Michigan Ricka Snydera[29
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
A co ma wspólnego zamknięcie nielegalnego baru przez Policje z Upadkiem Miasta? >;))

Zamieszki w Detroit w 1967 roku – zamieszki rasowe w mieście Detroit (stan Michigan). Zaczęły się rankiem w niedzielę 23 lipca 1967 roku, po policyjnym nalocie na nielegalny nocny bar na rogu 12. Ulicy i Clairmount, w zachodniej części miasta. Starcia policji z klientami baru i ulicznymi gapiami przerodziły się w jedne z najbardziej krwawych i niszczycielskich zamieszek w historii USA. Trwały przez 5 dni, przewyższyły pod względem stopnia przemocy i zniszczeń mienia zamieszki rasowe w Detroit z 1943 roku.

Dla stłumienia "rebelii" gubernator George W. Romney nakazał wejść do Detroit Gwardii Narodowej stanu Michigan, a prezydent Lyndon B. Johnson wysłał tam oddziały armii USA. Bilans to 43 zabitych, 467 rannych, ponad 7200 aresztowań i ponad 2000 spalonych budynków. Większe były tylko zamieszki w Los Angeles w 1992 roku. W 1967 roku media relacjonowały obszernie przebieg wydarzeń, telewizja nadawała z Detroit na żywo. Gazeta "Detroit Free Press" zdobyła nagrodę Pulitzera za swoje materiały.


Amerykański sen okazał się dla polskiego powstańca Mariana Pyszko większym koszmarem niż Warszawa w czasie okupacji. Być może myśl ta przebiegła mu przez głowę, kiedy nocą z 28 na 29 lipca 1975 r. wykrwawiał się na jednej z ulic Detroit. 31 lat wcześniej jako „Ludomir” rozpoczynał właśnie przygotowania do walk na Żoliborzu z 566 plutonem przeciwlotniczym. Nie złamała go potem niewola w Stalagu XI A w Altengrabow ani mordercza harówka w komandzie pracy nr 274/1 w Gatersleben.
Zabójczy stał się dla niego dopiero powrót z nocnej zmiany na zmywaku w miejscowej cukierni Sanders. Samochód, którym kierował Polak, zatrzymali młodzi Afroamerykanie. A potem roztrzaskali mężczyźnie głowę kawałkiem betonu oderwanym z elewacji pobliskiego Burger Kinga. Pyszko zmarł w szpitalu Mount Carmel Mercy kilka dni później. Prasa poinformowała o tym dokładnie w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Polak był drugą ofiarą rozruchów, które w historii zapiszą się jako zamieszki na Livernois i Fenkell (od nazw ulic w Detroit). „Pewnego wieczoru jechałem Livernois Avenue z czarnym kolegą. On prowadził, ja siedziałem jako pasażer, biały jak śnieg. Zobaczyliśmy policyjne koguty i ludzi biegających we wszystkich kierunkach, gorączkowo krzycząc. Nigdzie nie było białych” – wspominał tamtą noc kilkadziesiąt lat później na swoim blogu Leonard Kniffel, przewodniczący Stowarzyszenia Polsko-Amerykańskich Bibliotekarzy. „Skręciliśmy w prawo w Fenkell Avenue, tam było jeszcze więcej krzyczących ludzi, umundurowani policjanci machający pałkami za młodymi mężczyznami. Na środku ulicy stał samochód, na chodniku leżał mężczyzna. Policja nakazywała wszystkim samochodom ruszać i wynosić się” – dodawał Kniffel.

Zamieszki były brutalną odpowiedzią na incydent, który wydarzył się kilka godzin wcześniej przed Bob Bolton’s Bar-Grill, pobliskim barem wyłącznie dla białych motocyklistów. Jego właściciel Andrew Chinarian powie później policji, że 18-letni Afroamerykanin Obie Wynn miał broń i chciał ukraść jego samochód. Koledzy ofiary – że chłopak siedział na masce samochodu Chinariana, gadając z dziewczyną. Koniec końców pistolet okazał się śrubokrętem, a Wynn dostał kulę w potylicę. Gdy sędzia pozwolił właścicielowi baru wyjść za jedynie 500-dolarową kaucją, dzielnica wybuchła gniewem.
Murzyńskie Kanaan
Miasto, do którego Pyszko wyemigrował w 1958 r., wielu wydawało się wtedy zupełnie inne. „Większość z nas myślała, że w latach 50. i 60. Detroit było fantastyczne. Oczywiście jeśli byłeś czarny, było trochę mniej fantastyczne” – wspominał po latach pisarz Daniel Okrent. Jak na tamte czasy, fabryki motoryzacyjne w Detroit oferowały Afroamerykanom szanse niespotykane w innych częściach kraju – pracę na stanowiskach z reguły zarezerwowanych tylko dla białych. U najbardziej progresywnego Forda mogli nawet liczyć takie same zarobki i awans na stanowisko brygadzisty.
Bezpieczniejsi bez policji? W wielu miastach USA radni zastanawiają się czy nie lepiej im będzie bez mundurowych
Bezpieczniejsi bez policji? W wielu miastach USA radni zastanawiają się czy nie lepiej im będzie bez mundurowych

Zobacz również
W ograniczeniu przestępczości miała pomóc utworzona w 1971 r. jednostka STRESS – oddział policji, który zasłynął ze stosowania przemocy i wyjątkowej brutalności wobec nieuzbrojonych Afroamerykanów. Członkowie oddziału często przebierali się za prostytutki i hipisów, aby wtopić się w środowisko, które uznawali za przestępcze, i złapać domniemanego sprawcę na gorącym uczynku
Szybki wzrost populacji czarnych miasta nastąpił w czasie II wojny światowej, gdy szczególnie brakowało rąk do pracy przy budowie bombowców i czołgów. „To był zupełny raj” – wspominał pierwszą połowę lat 60. w Detroit afroamerykański socjolog dr Carl Taylor, który tam dorastał. Jeden z lokalnych dzienników pisał wtedy o mieście jako o „murzyńskim Kanaan” w Stanach. W ciągu półwiecza z 13. największego ośrodka w kraju, liczącego niecałe 300 tys. mieszkańców – w tym zaledwie 5 tys. czarnoskórych – Detroit stało się 4. metropolią w USA i dobijało do 2 mln mieszkańców (choć dalej było w 87 proc. białe). Pomiędzy 1945 a 1957 r. w granicach aglomeracji powstało 25 nowych fabryk motoryzacyjnych. W 1950 r. 2/3 wszystkich produkowanych na świecie samochodów osobowych schodziło z taśm produkcyjnych właśnie w Detroit. Największy zakład miał powierzchnię prawie 500 hektarów, własną hutę szkła i stali oraz prawie 200 km torów kolejowych.
Powojenny boom gospodarczy oddalił wspomnienie o wydarzeniach z 1943 r., największych wówczas zamieszkach rasowych w historii USA. Walki, których katalizatorem była sprzeczka w miejskim parku, po trzech dniach powstrzymało dopiero 6 tys. żołnierzy wysłanych na ulice. W wyniku rozruchów zmarło 34 osób i ponad 430 zostało rannych (w większości ofiarami byli Afroamerykanie). 600 uczestników starć zostało aresztowanych, zaś straty materialne szacowano na 2 mln dol. (dziś byłoby to 30 mln dol.).
Biorąc pod uwagę narastające napięcia między białymi i czarnymi Amerykanami migrującymi do w pracy w zakładach zbrojeniowych miasta, wielu uważało, że wybuch przemocy był nieuchronny. W 1942 r. magazyn „Life” pisał, że „Detroit jest jak dynamit, który eksploduje albo u nas, albo u Hitlera”. Największy problem stanowiło zakwaterowanie – czarni mogli mieszkać tylko w kilku małych dzielnicach upchanych drewnianymi domami w fatalnym stanie i z siedliskami szczurów w piwnicach. Próby osiedlania się w innych miejscach – czy to na wolnych działkach, czy na obrzeżach białych dzielnic – były początkowo skutecznie blokowane. Niechęć pracowników migrujących do Detroit z południowych stanów i Europy do Afroamerykanów wzmagała też rywalizacja tych grup o zatrudnienie w zakładach zbrojeniowych. W latach 40. rasistowskie ulotki rozdawano często w kościołach, również tych polskich.
W drugiej połowie lat 60. zagłębie motoryzacyjne w Detroit zaczęło słabnąć – na rynku pojawiły się samochody japońskie i niemieckie, a amerykańskie fabryki przenosiły się na Południe, gdzie związki zawodowe nie były tak silne. W 1967 r. bezrobocie w mieście przekroczyło 6 proc. (było najwyższe od pięciu lat), a w biedniejszych czarnych dzielnicach wynosiło dwa razy więcej. Co czwarty Afroamerykanin w wieku od 18 do 24 lat znalazł się bez pracy. Ponieważ często zajmowali najniższe stanowiska, niewymagające kwalifikacji, w razie załamania produkcji byli pierwsi do zwolnienia. Co prowadziło do zaostrzenia napięć rasowych.
Iskrą okazała się policyjna interwencja 23 lipca 1967 r. w spelunie czarnych, nazywanej szumnie United Civic League for Community Action (Zjednoczona Liga obywatelska na Rzecz Działalności Społecznej), gdzie ponad 80 osób świętowało akurat powrót dwóch weteranów z Wietnamu. Podczas próby ich zatrzymania szybko zebrał się tłum, w ruch poszły kamienie i koktajle mołotowa.
W kolejnych dniach na ekranach telewizorów Amerykanie oglądali ujęcia z uzbrojonymi po szyję żołnierzami i opancerzonymi pojazdami, które przypominały obrazy z miasta przygotowującego się do wojny. Sześciodniowe zamieszki zakończyły się 43 ofiarami śmiertelnymi i prawie 1,2 tys. osobami rannymi, zniszczeniu uległo 2 tys. budynków. Powszechnie uważa się, że te wydarzenia – będące częścią fali protestów na tle rasowym, zwanych „długim, gorącym latem 1967 roku” (w całych Stanach doszło do prawie 200 wystąpień) – było początkiem upadku Detroit.
Polski Brudny Harry
Detroit nie było w tamtym okresie bezpiecznym miastem – w 1970 r. 18 tys. osób zostało tam okradzionych na ulicach. W 1973 r. odnotowano zaś rekordową liczbę zabitych –751. „Mieszkając w Detroit, masz co najmniej szansę 1 do 2000, że ktoś cię zabije. (…) To pewne, że krwawy kwiecień będzie najbardziej zabójczym miesiącem w historii Detroit, a nawet w historii wszystkich dużych miast w Ameryce” – pisał w 1974 r. „New York Times” w artykule „April in Detroit is Murder” (Kwiecień w Detroit oznacza morderstwo). Średnio na 100 tys. mieszkańców przypadało tam wówczas ponad 44 zabójstw. Największe miasto Michigan miało niekwestionowaną pozycję w tych niechlubnych statystykach. W przypadku zajmującego drugie miejsce Cleveland liczba ta sięgała niespełna 37. Uznawana za symbol Detroit wytwórnia muzyczna Motown, dla której nagrywali m.in. Marvin Gaye, Michael Jackson z braćmi i Stevie Wonder, w pierwszej połowie lat 70. wyniosła się do Los Angeles.
W 1969 r. burmistrzem Detroit został konserwatysta, były szeryf Roman Gribbsa, który obiecywał przywrócenie prawa i porządku. Na szefa policji powołał on Johna Nicholsa, weterana II wojny światowej z dużym doświadczeniem na służbie. W ograniczeniu przestępczości miała pomóc ustanowiona przez niego w 1971 r. jednostka STRESS (Stop the Robberies, Enjoy Safe Streets – Zatrzymać napady, cieszyć się bezpiecznymi ulicami) – specjalna komórka policji, słynąca ze stosowania nadmiernej przemocy i wyjątkowej brutalności wobec nieuzbrojonych Afroamerykanów. Członkowie grupy często przebierali się za prostytutki i hipisów, aby wtopić się w środowisko, które uznawali za przestępcze, i złapać domniemanego sprawcę na gorącym uczynku.
Funkcjonariuszem, który okrył się szczególną niesławą, był Raymond Petersen. Prasa pisała o nim, że choć „wygląda bardziej jak radykalny profesor albo folkowy bard”, to jako policjant „najprawdopodobniej uczestniczył w większej liczbie aktów przemocy niż jakikolwiek jego kolega w całym kraju”. „Co to jest rasizm? Nie lubisz czarnych? Nie lubisz Polaczków? Jestem Polaczkiem, nie obraża mnie to. Moja żona jest Irolem. Co to do cholery jest rasizm? Tylko wymówka do kłótni. Nie rozumiem, czemu nie możemy być razem: czarni, biali, żółci, w paski i purpurowi. Naszym problemem jest świat, z którym trzeba coś zrobić, bo idzie na psy” – mówił dziennikarzom Raymond Petersen na początku lat 70. Dla mieszkańców miasta urósł on do rangi symbolu specjalnej jednostki, stąd popularnie określano go mianem „Pana STRESS”. Peterson przyznawał, że „przyciąga problemy jak magnes”: w ciągu dwóch lat służby w jednostce brał udział w interwencjach, które zakończyły się postrzeleniem 10 czarnoskórych, często nieuzbrojonych mężczyzn. Sześciu z nich zmarło. W tym samym czasie nie zabił żadnego białego.
Peterson pozostawał bezkarny do czasu, kiedy podłożył nóż 24-letniemu Afroamerykaninowi Robertowi Hoytowi – na narzędziu znaleziono zaś sierść kota policjanta. W czasie 17-dniowego procesu funkcjonariusz ani razu nie zaprzeczył, że kogoś zastrzelił albo że podkładał dowody. Jak tłumaczył, stresująca praca spowodowała, że zawsze obawiał się o swoje bezpieczeństwo. Do sądu przychodził w kamizelce kuloodpornej w obstawie kolegów z zespołu. Ława przysięgłych składająca się w większości z białych uniewinniła go, a on sam mógł przejść w wieku 38 lat na pełną policyjną emeryturę (dostał nawet ponad 45 tys. dol. zaległych dodatków).
Aktywiści Black Lives Matter chcą obalić pomnik upamiętniający uwolnienie niewolników w Waszyngtonie
Aktywiści Black Lives Matter chcą obalić pomnik upamiętniający uwolnienie niewolników w Waszyngtonie

Zobacz również
STRESS mogło się jednak pochwalić skutecznością – po raz pierwszy od dekady liczba kradzieży zaczęła spadać. Choć trudno jednoznacznie wykazać, że aktywność jednostki odstraszyła potencjalnych przestępców. Koszt społeczny był za to ogromny. Działania STRESS wywoływały szerokie protesty i manifestacje. W 1974 r. Detroit wybrało swojego pierwszego czarnoskórego burmistrza – Colemana Younga. Jedną z jego głównych obietnic wyborczych była reforma policji, a w szczególności rozwiązanie słynącej z brutalności komórki. Dotrzymał jej niedługo po objęciu urzędu.
Operacja się udała, ale pacjent zmarł
Zamieszki na Livernois i Fenkell miały być pierwszym poważnym testem nowej polityki bezpieczeństwa Younga. Burmistrz dobrze znał okolicę, która się zbuntowała – sam posiadał bar zaledwie kilka budynków dalej. Do przywrócenia porządku na ulicach i patrolowania 20 przecznic, które zostały odcięte od reszty miasta, oddelegował praktycznie wszystkich czarnoskórych policjantów z Detroit. I chociaż na początku wszystko wskazywało, że pod względem skali i liczby ofiar rozruchy mogą oznaczać powtórkę z 1967 r., to ostatecznie Peszko i Wynn okazali się jedynymi śmiertelnymi ofiarami (10 osób zostało rannych, a 53 uczestników wystąpień aresztowano). Straty, szacowane na dziesiątki tysięcy dolarów, były nieporównywalne z tymi sprzed ośmiu lat. „Symbole czarnej obecności i czarnej siły zostały znakomicie wykorzystane do uspokojenia zamieszek” – oceniał później działania Younga „New York Times”.
Andrew Chinarian został uznany za winnego popełnienia przestępstwa – nieodpowiedniego posługiwania się bronią palną – i skazany na sześć miesięcy więzienia. W sprawie Mariana Pyszko zatrzymano pięciu czarnych mężczyzn, okrzykniętych przez media „piątką z Livernois”. Oskarżonych zostało trzech, którzy byli pełnoletni. W ich obronę zaangażowali się najsłynniejsi czarni aktywiści z Detroit. Jeden z nich, Kenneth Vern Cockrel, marksistowski radny i prawnik, wcześniej był jednym z przywódców ruchu nawołującego do likwidacji jednostki STRESS. Jego syn zostanie trzy dekady później burmistrzem Detroit. Obrońcy „piątki z Livernois” twierdzili, że ich klienci zostali losowo wybrani z tłumu, a ich zeznania wymuszono. Pierwszy proces zakończył się bez wyroku, ława przysięgłych była niejednomyślna. Drugi został unieważniony. W trakcie trzeciego większość świadków twierdziła, że już nie pamięta tamtych wydarzeń i mężczyźni wyszli na wolność.
Jeden z nich – Raymond Peoples – zyskał w historii Detroit większą sławę niż pozostali. Kilka lat po zamieszkach został jednym z założycieli grupy zorganizowanej Young Boys Inc., uważanej za pierwszy amerykański gang narkotykowy. To oni jako pierwsi w Stanach wykorzystywali nieletnich do roznoszenia cracku i znakowania towaru (nie można było ich skazać na więzienie). W 1981 r. YBI „zatrudniało” 300 dzieci i nastolatków, a jego przychody były szacowane na 400 mln dol. Dla miejscowej młodzieży członkowie gangu stali się większymi gwiazdami niż Prince i Michael Jackson. Kariera Peoplesa nie trwała jednak długo – w 1985 r. znaleziono go w samochodzie z podziurawionymi plecami. Ale jego legenda przetrwała m.in. w filmie akcji Mario van Peeblesa „New Jack City” z 1991 r., z mało jeszcze znanym Wesley'em Snipesem w roli głównej (miejsce akcji przeniesiono z Detroit do Nowego Jorku). Do tego filmu w swojej twórczości nawiązują też znani raperzy, jak Lil Wayne lub Tyga.
Burmistrz Coleman Young szybko utracił popularność wśród afroamerykańskich mieszkańców Detroit, którzy uznali, że zdradził ich na rzecz wielkiego biznesu. Miasto z czasem stało się symbolem upadku amerykańskiego przemysłu i wielkich metropolii USA, którego kulminacją było bankructwo w 2013 r.
I w dalszym ciągu jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miast w USA. Pod względem liczby zabójstw per capita plasuje się na 3. miejscu, a w statystykach napadów z bronią i podpaleń jest liderem. Żadne inne miasto w kraju nie skurczyło się też w takiej skali jak Detroit: z ponad milionowej metropolii stało się ośrodkiem liczącym tylko 680 tys. mieszkańców. Obecnie 78 proc. z nich to czarni – biali przenieśli się na przedmieścia, tworząc własne enklawy. Ponad połowa miasteczek otaczających Detroit była – według ostatniego spisu powszechnego – w 95 proc. biała. W ostatnich latach widać jednak sygnały, że Detroit powoli się odradza: odnowione centrum przyciąga coraz więcej artystów, turystów oraz tych, którzy mają dość życia na przedmieściach (od 2010 r. liczba białych w mieście znowu rośnie).
Po burzliwych latach 60. i 70. „Motor City” przestanie być epicentrum napięć rasowych – co było widać również w stosunkowo łagodnym (w porównaniu z wieloma innymi miastami) przebiegu tegorocznych protestów po śmierci George’a Floyda. Szef lokalnej policji już trzy dni po tragedii zorganizował konferencję prasową wraz z lokalnymi działaczami i duchownymi, na której jednoznacznie powiedział, że nagranie z interwencji jest podstawą do oskarżenia policjanta o zabójstwo. W kolejnych tygodniach senat stanu Michigan zaczął prace nad reformą prawa regulującego działalność służby mundurowych, a gubernator stanu uczestniczyła w marszach. Policja postanowiła też nie egzekwować ustanowionej z powodu koronawirusa godziny policyjnej. Oczywiście nie obyło się bez incydentów – kilka marszy zakończyło się zdewastowaniem sklepowych witryn i kradzieżami – ale ich skala była mniejsza niż w wielu innych miastach o niższej przestępczości. W czasie demonstracji zginęła jedna osoba, ale nie można wykluczyć, że jej śmierć była wynikiem porachunków gangsterskich, które wciąż są elementem życia Detroit.
Pisząc tekst, korzystałem m.in. z: „Kids Killing Kids: New Jack City Eats Its Young” Barry’ego Michaela Coopera, „The Fire Last Time” Marka Binneliego i relacji prasowych
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Czyli polityka multikulti była stosowana już od dawna. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Mam znajomych w Polsce, których dziadek był tam w Detroit. Miał za żonę Afroamerykankę. Słał do Polski Dolary...Miał przyjechać na starość do Polski, ale nie przyjechał...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
Multikulturowość się zwyczajnie nie sprawdza Andrzeju. Ludzie chcą żyć spokojnie a nie żeby były napady na ulicach, sprzedaż narkotyków przez nieletnich, gangi, porachunki, manifestacje na ulicach co czarni zamordowali bez żadnych konsekwencji naszego krajana na ulicy tylko za to że był biały. Olbrzymia pomoc społeczna i bezrobocie jest toksyczne i to jest akurat to co rządzący mają ochotę wprowadzić w Polsce. Przyjrzyjmy się Detroit i zastanówmy się czy takiej Przyszłości sami nie będziemy mieli? U nas nie ma czarnych a przynajmniej nie tyle, ale pojawili się ukraińcy którzy mają duże oczekiwania w stosunku do Polaków i są owe oczekiwania coraz bardziej oczywiste. Chodzę po domach i słyszę o dziwnych historiach.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Wojtek? Ale Detroit jest współczesnym przykładem na to, że miasta bez przemysłu nie mogą istnieć, to najlepszy przykład dla tych obecnych ekooszołomów co chcą wszystko zniszczyć, każdą produkcję. Jak tak dalej pójdzie w Europie. To takich Detroit będziemy mieli pełno...Pierwsze będą w Niemczech. Wolfsburg i Stuttgart...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Lothar. napisał/a
Multikulturowość się zwyczajnie nie sprawdza Andrzeju. Ludzie chcą żyć spokojnie a nie żeby były napady na ulicach, sprzedaż narkotyków przez nieletnich, gangi, porachunki, manifestacje na ulicach co czarni zamordowali bez żadnych konsekwencji naszego krajana na ulicy tylko za to że był biały. Olbrzymia pomoc społeczna i bezrobocie jest toksyczne i to jest akurat to co rządzący mają ochotę wprowadzić w Polsce. Przyjrzyjmy się Detroit i zastanówmy się czy takiej Przyszłości sami nie będziemy mieli? U nas nie ma czarnych a przynajmniej nie tyle, ale pojawili się ukraińcy którzy mają duże oczekiwania w stosunku do Polaków i są owe oczekiwania coraz bardziej oczywiste. Chodzę po domach i słyszę o dziwnych historiach.
Polacy przyjeżdżający na zachód też mieli duże oczekiwania. Nie dziw się Wojtek. Oni przyjeżdżają do unii. Oni myślą że tu pieniądze jak liście spadają z drzew. Pobędą dłużej, to poznają realia...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
To dlatego Marksiści tak zalecają Depopulacje i szczepienia, w celu pokojowego wygaśnięcia miast, bez rozruchów. Jak ludzie poumierają to i rozruchów nie będzie? Tych Eksperymentów na żywych organizmach było więcej. Szkoda że czarni i komuniści dają się podpuszczać i nie widzą że chwilowe zyski są chwilowe i zapłata za nie nadciąga.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
Lothar. napisał/a
To dlatego Marksiści tak zalecają Depopulacje i szczepienia, w celu pokojowego wygaśnięcia miast, bez rozruchów. Jak ludzie poumierają to i rozruchów nie będzie? Tych Eksperymentów na żywych organizmach było więcej. Szkoda że czarni i komuniści dają się podpuszczać i nie widzą że chwilowe zyski są chwilowe i zapłata za nie nadciąga.
Jak ludzie poumierają to i marksiści poumierają, hehehe. Tylko że ludzi jest więcej jak marksistów. Także prawdopodobieństwo że oni zdechną wcześniej. Jest większe...Nie wszyscy czarni dają się podpuszczać. Widziałem na klipie u "zmywaka" Czarnego...Wyznawcę teorii spiskowych, hehehe
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
Ale i u czerwonych i czarnych, to orły nie są i wezmą kasę "jak dają" nie myśląc że jak się podetnie gałąź to razem z nami polecą na łeb. To najlepsza sztuczka, zaproponować coś niezabystremu, wkręcić i zostawić z problemem. Myślisz że żydom w gettach nie obiecywano "złotych gór po wojnie"? A zrobiono co innego. Detroit ogłosiło bankructwo, przestępczość najwyższa w stanach, a marksiści rozważają wycofanie policji >;P

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
Lothar. napisał/a
Ale i u czerwonych i czarnych, to orły nie są i wezmą kasę "jak dają" nie myśląc że jak się podetnie gałąź to razem z nami polecą na łeb. To najlepsza sztuczka, zaproponować coś niezabystremu, wkręcić i zostawić z problemem. Myślisz że żydom w gettach nie obiecywano "złotych gór po wojnie"? A zrobiono co innego. Detroit ogłosiło bankructwo, przestępczość najwyższa w stanach, a marksiści rozważają wycofanie policji >;P

Nic dziwnego że proponują wycofanie policji, jak kasa miasta pusta i nawet na policję nie ma pieniędzy, hehehe. Aaa żydzi w Warszawie sami poprosili Niemców o "odizolowanie" ich od Polaków, hehehe. Już z resztą przed wojną domagali się osobnych praw...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
No i dostali osobne prawa, ba własną Policje >;P


Tydzień temu radni Minneapolis spełnili obietnicę, którą złożyli wielotysięcznym tłumom demonstrującym przeciwko policyjnej przemocy po śmierci George’a Floyda: jednogłośnie przegłosowali poprawki w statucie miejskim legalizujące demontaż lokalnej komendy. Jej zadania ma przejąć w przyszłości całkiem nowa agencja – Departament ds. Bezpieczeństwa Mieszkańców i Przeciwdziałania Przemocy (Department of Community Safety and Violence Prevention), która promowałaby „holistyczne, skoncentrowane na zdrowiu publicznym” podejście do ochrony porządku w mieście. Osoba wyznaczona przez burmistrza na dyrektora tej formacji będzie musiała wykazać się m.in. doświadczeniem w pracy na rzecz lokalnej społeczności zdobytym poza służbą – np. w zarządzaniu ochroną zdrowia czy mediacjach między ofiarami a sprawcami. Zgodnie ze wstępnym planem w strukturze departamentu może – choć nie musi – zostać utworzony wydział ścigania przestępczości uformowany z licencjonowanych „stróżów porządku” (peace officers).
Szczegóły nie są jeszcze znane. Wiadomo tylko, że policjanci w tradycyjnych niebieskich mundurach nie znikną z ulic 425-tys. miasta w Minnesocie przed listopadem. Po serii konsultacji społecznych i urzędniczych uzgodnień mieszkańcy zdecydują o ich przyszłości w referendum, które zostanie przeprowadzone przy okazji wyborów prezydenckich.

Żeby nie było kolejnych Floydów
Derek Chauvin, funkcjonariusz z Minneapolis, którego brutalna interwencja spowodowała śmierć George’a Floyda, dziś oczekuje w areszcie na proces o zabójstwo. Mimo kilkunastu skarg na nieuzasadnione stosowanie siły i obciążających jego konto zawodowe wewnętrznych dochodzeń, przez 20 lat służby tylko raz usłyszał zarzuty dyscyplinarne. Za całą komendą w Minneapolis ciągnie się zresztą długa historia oskarżeń o nadużycia i uprzedzenia rasowe (według statystyk w ostatnich pięciu latach czarni mieszkańcy siedem razy częściej padali ofiarą policyjnej przemocy). Prawie nigdy nie kończyły się one w sądzie.
Rasizm jest głęboko wpisany w mity i życiorysy bohaterów USA. Nie da się go usunąć, choć wielu ostatnio próbuje
Rasizm jest głęboko wpisany w mity i życiorysy bohaterów USA. Nie da się go usunąć, choć wielu ostatnio próbuje

Zobacz również
Wsłuchując się w głos aktywistów, radni uznali, że lokalna policja jest tak przeżarta przez rasizm i zatruta militarystyczną, hipermaskulinistyczną kulturą, że nie uzdrowi jej żadna reforma. Tylko rewolucja w podejściu do bezpieczeństwa w mieście może sprawić, że nie będzie następnego George’a Floyda. – Za 10 lat wszyscy będą się starali naśladować model z Minneapolis – zapewniał dziennikarzy radny Steve Fletcher.
Przekierować strumień pieniędzy
Dyskusje na temat radykalnej zmiany podejścia do egzekwowania prawa toczą się obecnie w wielu amerykańskich miastach. Choć na razie tylko Minneapolis zrobiło formalny krok do obalenia tradycyjnych organów ścigania, ruch pod hasłem „defund the police” („stop finansowaniu policji”), który narodził się na fali ogólnokrajowych protestów, wymusił na gubernatorach i burmistrzach pierwsze zmiany w metodach walki z przestępczością i cięcia w wydatkach na mundurowych. W ostatnich tygodniach kolejne stany i miasta wprowadzają zakazy obezwładniania podejrzanych poprzez ucisk na szyję oraz inne brutalne chwyty blokujące oddychanie i dopływ krwi do mózgu. W niektórych miejscach trwają też prace nad przepisami, które mają zabronić policjantom stosowania najbardziej agresywnych taktyk, jak niezapowiedziane przeszukania (no-knock search warrants) czy naloty z wykorzystaniem sprzętu wojskowego. Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo podpisał też ustawę uchylającą zakaz upubliczniania akt postępowań dyscyplinarnych funkcjonariuszy. Zarówno Senat, jak i Izba Reprezentantów pracują nad własnymi projektami ustaw, które mają zwiększyć transparentność organów ścigania i ułatwić pociąganie funkcjonariuszy do odpowiedzialności za przewinienia służbowe. Każda z tych inicjatyw będzie okupiona długimi i ostrymi starciami między rzecznikami „prawa i porządku” a zwolennikami odchudzenia i demilitaryzacji policji. Panuje jednak zgoda, że jeszcze nigdy nie było takiego klimatu politycznego dla reformy.
Demonstranci w USA palili amerykańskie flagi
Demonstranci w USA palili amerykańskie flagi

Zobacz również
Nie ma zgody co do kwestii finansowania i organizacji służby, ale presja protestujących sprawiła, że wielu włodarzy nie miało innego wyjścia, jak przyrzec cięcia. Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio zatwierdził już przekierowanie 1 mld dol. z przyszłorocznego budżetu policji (liczącego 6 mld dol.) na oświatę, opiekę społeczną i pomoc psychiatryczną. W Los Angeles na programy wsparcia czarnej społeczności, zwłaszcza młodzieży, ma trafić dodatkowe 150 mln dol. z kasy organów ścigania (wartej prawie 1,2 mld dol.). Służby pilnujące bezpieczeństwa w szkołach, które obecnie podlegają pod komendę policji, mają przejść tam pod nadzór miejskiego departamentu edukacji. W tym tygodniu Eric Garcetti, burmistrz LA, ogłosił też powołanie specjalnego biura z misją budowania relacji między mieszkańcami a funkcjonariuszami, którzy patrolują ich osiedla. Zdaniem protestujących wszystkie te zapowiedzi to i tak co najwyżej początek długiej drogi.
Pod hasłem „defund the police” rzadko kryje się postulat obalenia organów ścigania. Najczęściej aktywistom chodzi o transfer pieniędzy z policyjnych budżetów na konta szpitali, poradni psychiatrycznych, szkół, opieki społecznej czy ośrodków mediacyjnych. Nawet najwięksi radykałowie chcą nie tyle zamknięcia komisariatów, ile reformy, dzięki której stałyby się one zbędne. „Możemy to osiągnąć, inwestując wydawane co roku na policję w skali kraju 100 mld dol. w programy reagowania na kryzysy i zagrożenia” – pisali na łamach „New York Timesa” aktywiści Black Lives Matter.
Założenie jest takie, że angażowanie policji w niektóre incydenty jest niekonieczne, a często wręcz szkodliwe. Tak jest w przypadkach związanych z zażywaniem narkotyków, bezdomnością, chorobami psychicznymi czy przemocą domową. Powinni w nich interweniować ratownicy medyczni, pracownicy socjalni, psychologowie czy koordynatorzy społeczni. Pieniądze przeznaczane na wynagrodzenia funkcjonariuszy mogłyby zaś zasilić osiedlowe patrole organizowane przez mieszkańców.
Nie są to wyłącznie mrzonki lewicowych aktywistów. Na przykład w Dallas i Eugene do interwencji kryzysowych w niekryminalnych sprawach związanych ze zdrowiem psychicznym, bezdomnością czy konfliktami sąsiedzkimi wysyłani są ratownicy medyczni i pracownicy społeczni. Ich doświadczenia pokazują, że dzięki temu często nie ma potrzeby aresztowania delikwenta (rozwiązanie to zamierza wdrożyć u siebie San Francisco).
Koniec polityki rozbitej szyby?
Ci, którzy – jak organizacja Campaign Zero – uważają, że policji nie należy likwidować, lecz ją reformować, kładą szczególny nacisk na ograniczenie możliwości użycia przemocy i swobody sięgania po śmiercio nośną broń przez funkcjonariuszy. Zamiast tego chcą, aby najpierw oni próbowali technik deeskalacji napięcia, dialogu i innych niesiłowych rozwiązań. Ich kolejny priorytet to odejście od wieloletniej polityki rozbitej szyby opartej na przekonaniu, że bezwzględne ściganie występków lżejszego kalibru (np. picia alkoholu w miejscach publicznych czy zniszczenia mienia) wytwarza atmosferę praworządności, która przeciwdziała poważniejszym przestępstwom. Reformatorzy domagają się także wprowadzenia obywatelskiego nadzoru nad dyscyplinarkami funkcjonariuszy i większego zaangażowania mieszkańców w decyzje o strategii działań policji.
Pomnikowy rewizjonizm. Protesty rządzą się własnymi prawami
Pomnikowy rewizjonizm. Protesty rządzą się własnymi prawami

Zobacz również
Choć protestujący nie zgadzają się co do pożądanej skali cięć funduszy i etatów mundurowych, to łączy ich frustracja, bo inwestycje w „cywilne” usługi publiczne nie rosną tak szybko jak wydatki na zapewnienie bezpieczeństwa w miastach (lub wręcz maleją). Jak wynika z analizy Bloomberga, koszty utrzymania aparatu ścigania w USA w latach 1977–2017 skoczyły trzykrotnie. Trend wzrostowy nie uległ odwróceniu, nawet gdy w latach 90. statystyki poważnej przestępczości zaczęły spadać (policja twierdziła, że to głównie jej zasługa). W niektórych miastach wydatki na niebieskie mundury stanowią nawet kilka naście procent rocznych budżetów (np. w Los Angeles i Chicago – ok. 18 proc.). Jak zauważył „New York Times”, trudno jednak odmówić funkcjonariuszom racji, kiedy przypominają, że wiele zadań spadło na nich, bo inne instytucje nie dawały sobie z nimi rady. Gdy w latach 70. przyspieszył proces zamykania stanowych szpitali psychiatrycznych, policja musiała masowo reagować na zgłoszenia o zakłóceniach porządku publicznego przez bezdomnych, którzy znaleźli się na ulicy, bo nie mieli dostępu do profesjonalnej pomocy. W Nowym Jorku pod koniec lat 90. to kuratorium oświaty pod naciskiem ówczesnego burmistrza Rudiego Gulianiego przeforsowało oddelegowanie obowiązków związanych z bezpieczeństwem w szkołach na rzecz komendy policji z powodu przypadków korupcji wśród „cywilnych” stróżów porządku.
Obalenie komendy policji nie jest w USA posunięciem bez precedensu, ale efekty takiej rewolucji niekoniecznie spełniały nadzieje aktywistów i mieszkańców. Do tej pory udało się to przeprowadzić w Camden w stanie New Jersey, 74-tys. ośrodku w ogromnej większości zamieszkanym przez Afroamerykanów i Latynosów. Przed dekadą miasto należało do najbiedniejszych w USA, a statystyki przestępczości aż pięciokrotnie przewyższały tam średnią krajową. W zabójstwach Camden biło ją nawet 12-krotnie (na 50 tys. osób przypadało ich 30), stąd obwołano je „amerykańską stolicą morderstw”. Mizerne osiągnięcia w ściganiu przestępczości ściśle łączyły się z uwikłaniem niektórych funkcjonariuszy w korupcję i nadużycia. W 2012 r. lokalni włodarze zdecydowali się na opcję zero: rozwiązali jednostkę policji i zwolnili setki mundurowych, dając im alternatywę – albo na nowo przejdą gruntowne szkolenie i testy psychologiczne, albo powrót na służbę będzie dla nich zamknięty (ostatecznie ok. 100 z nich przeszło weryfikację). Jak opowiadał stacji NBC News Scott Thomson, były komendant, który kierował transformacją, już pierwszego dnia szkolenia nowi rekruci dowiedzieli się, że ich rola ma bardziej przypominać działalność członków Korpusu Pokoju niż agentów sił specjalnych. Stąd nacisk na upowszechnienie metod deeskalacji konfliktu, tak aby użycie siły było ostatecznością. Kierownictwo opracowało też drobiazgowe wytyczne dotyczące stosowania przemocy – jedyne takie w kraju – oraz złagodziło politykę karania za drobne przewinienia, jak zepsute światło w samochodzie czy jazda rowerem bez dzwonka, bo dla niezamożnej populacji miasta mandaty nierzadko kończyły się zamianą na areszt. Do obowiązków przegrupowanej jednostki doszła praca nad relacjami z lokalną społecznością – policjanci zaczęli urządzać pikniki dla mieszkańców i pukać do drzwi, żeby się przedstawić. Do 2019 r. statystyki przestępczości w Camden poleciały w dół o 42 proc., a liczba zabójstw spadła nawet o 63 proc. w porównaniu z rokiem 2012. Eksperci zaznaczają jednak, że nie ma jednoznacznych dowodów, że to zasługa zbudowania jednostki policji od zera. Co więcej, być może do rozwiązania komendy w ogóle by nie doszło, gdyby nie drastyczne cięcia w miejskim budżecie wymuszone polityką austerity, którą realizował gubernator stanu. Jeszcze zanim nastapiła likwidacja całej formacji, prawie połowę etatów mundurowych ścięto dla oszczędności. Inny czynnik, który mógł przyczynić się do spadku przestępczości, to upowszechnienie elektronicznego nadzoru – kamer odczytujących numery rejestracyjne samochodów, sieci monitoringu miejskiego, dronów czy sprzętu termowizyjnego.
Trump na ratunek staruszkom
Prezydent Donald Trump nie pozostawił wątpliwości, że resztę kampanii wyborczej poświęci wmawianiu Amerykanom, że jeśli zagłosują na kandydata demokratów Joego Bidena, to przestępczość wystrzeli w górę, a kraj – za sprawą zastępów antypolicyjnych bojówkarzy, którzy opanowują kolejne miasta i infiltrują lokalne władze – znajdzie się w stanie wojny domowej. Od tygodni pohukuje na Twitterze, że aktywiści domagający się reformy mundurowych to „terroryści”, „agitatorzy” i „radykalnie lewicowi anarchiści”. Swojemu konkurentowi próbuje też przypisać najbardziej skrajne postulaty ruchu „defund the police”.
Jak donoszą amerykańskie media, sztab prezydenta wydał w miesiąc prawie 21 mln dol. na reklamówki na temat groźby likwidacji policji i skrajnie lewicowych prowokatorów siejących zniszczenie i chaos. Przekaz ma dotrzeć głównie do seniorów. Jeden z najnowszych spotów wyborczych Trumpa pokazuje włamanie do domu staruszki. Gdy przestraszona kobieta dzwoni na 911, w słuchawce słyszy tylko automat informujący, że „niestety, nie ma nikogo, kto może odpowiedzieć na pani wezwanie”. Moment później zamaskowany zbój wdziera się do mieszkania i atakuje starszą panią.
Zdaniem niektórych komentatorów Trumpowi marzy się powtórka z wyborów prezydenckich w 1988 r., w których walka z przestępczością była jednym z motywów przewodnich. Kandydat republikanów George H.W. Bush, apologeta polityki „prawa i porządku”, zapewnił sobie wygraną w ostatniej fazie kampanii, kreując demokratycznego rywala Michaela Dukakisa na zwolennika pobłażliwego kursu wobec morderców, który da weekendowe wychodne więźniom z wieloletnimi wyrokami. Dukakis przegrał, mimo że na trzy miesiące przed wyborami badania opinii publicznej dawały mu 17-proc. przewagę nad kandydatem republikanów. Według sondaży z ostatnich tygodni Biden wygrywa z Trumpem 13–15 pkt.
Prezydent Trump wieszczy wojnę domową, jeśli nie zostanie ponownie wybrany. Wywołać ją mają „zastępy antypolicyjnych bojówkarzy, którzy opanowują kolejne miasta”

koper
2020-07-31 11:57:46
Jeśli czarni popełniali więcej przestępstw to mieli więcej zarzutów, Gdzie tu rasizm? Wprowadzą pozytywną dyskryminację i co trzeciego czarnego będą uwalniać, aby w statystykach ładnie wyglądało, że przestępczość jest równa wśród różnych ras? Niech włączą do tego jeszcze Azjatów, którzy prawa generalnie przestrzegają, ale nie mogą być lepiej traktowani w statystykach. Przez poprawność polityczną upada kultura białego człowieka, a to co nadejdzie po niej wcale nie będzie poprawne politycznie.zwiń
12
1
zgłoś
Obywatel Monte Christo
2020-07-31 12:27:22
Z całego serca kibicuję. Chciałbym zobaczyć funkcjonariuszy tych nowych sił porządkowych, którzy wbijają na jakąś "czarną dzielnię" i holistycznie deeskalują konflikty :D
10
0
zgłoś
Mniej Policji
2020-08-01 20:55:54
... więcej polytyków kretynów.
6
1
zgłoś
człowiek
2020-07-31 13:10:04
No i skończy się patologia. Dusi taki półmózg człowieka rzekomo wykonując prawo. Parodia - obywatele płacili podatki, aby bandyci w mundurach "Policja" ich gnębili. W USA to już zupełne barbarzyństwo było.
4
15
odpowiedzi (1)
zgłoś

    remick
    2020-08-01 13:31:51
    ... a w domciu wszyscy duchowo zdrowi oprocz ciebie?
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
Ten precedens da furtkę do żądań np. Latynosów o własną policję...Głupie to, ale cóż...Ameryka! Hehehe...
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
Te masowe rabunki sklepów to jest Efekt. Ochronie nie wolno interweniować, sklep zgłasza stratę ubezpieczenie wypłaca odszkodowanie i koniec. A jak biją białego to... "nikt nie widzi" bo... to taki żart :) To i biali się wyprowadzili i kupili broń.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
Lothar. napisał/a
Te masowe rabunki sklepów to jest Efekt. Ochronie nie wolno interweniować, sklep zgłasza stratę ubezpieczenie wypłaca odszkodowanie i koniec. A jak biją białego to... "nikt nie widzi" bo... to taki żart :) To i biali się wyprowadzili i kupili broń.
Nie potrzeba lecieć do Ameryki żeby zobaczyć rabunki sklepów. Wystarczy do Paryżewa, hehehe
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Amigoland
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Detroit a.... Polonia. Nie wiem czy wiecie ale Polaków wyganiano z miasta a osadzano kolorowych. Wynik? >;)

Lothar.
Widziałeś że mają ochronę?