Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Previous Topic Next Topic
 
classic Klasyczny list Lista threaded Wątki
26 wiadomości Opcje
12
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
Dlaczego zatem nie wykre­
ślimy raz na zawsze tego bardzo umownego prawa z na­
szej obyczajowości?
Myślę, ze istnieje wiele przyczyn, jedna z nich jest
najbardziej fundamentalna. Aby żyć wśród ludzi, musi­
my kierować się jakimiś wskazówkami, które pozwolą nam
przetrwać i w miarę harmonijnie budować relacje z inny­
mi. Zastanawiałem się niedawno, co powoduje, że decy­
dujemy się na zawarcie znajomości, przyjaźni, na ich utrzy-
mywanie z innym człowiekiem. Jakie są podstawy takich
decyzji? Czy bierzemy pod uwagę inteligencję? Wygląd
zewnętrzny? Koneksje tej osoby? Jakieś inne cechy psy­
chiczne? Z pewnością, ale są to wszystko cechy drugo-,
12 Wstęp
jeśli nie trzeciorzędne. Istotniejszym jest pewnie pytanie
o to, czego możemy od tego człowieka oczekiwać w ra­
mach szeroko rozumianej wymiany między ludźmi. Ale
najbardziej podstawowe pytanie, na które sobie odpowia­
damy w takich sytuacjach, brzmi: na ile mogę ufać tej
osobie? A co oznacza zaufanie? Oznacza ono ni mniej, ni
więcej, tyko nabycie przekonania o tym, że osoba ta nie
zagrozi mi w przyszłości swoim zachowaniem, że mnie
nie skrzywdzi, a więc będzie dla mnie po prostu dobra.
W codziennym życiu potrzebujemy więc narzędzi, aby
odróżniać dobro od zła. Jednym z nich będzie z pewnością
umiejętność rozróżniania prawdy i kłamstwa. Nie istnie­
je porządek społeczny bez zaufania, a zaufanie bez praw­
dy lub przynajmniej ogólnie akceptowanych zasad docho­
dzenia do niej. Podstawy, na których opiera się życie spo­
łeczne — takie jak wzajemny szacunek, gotowość do za­
wierania umów, przestrzeganie prawa, podporządkowa­
nie interesów jednostki interesom zbiorowości - muszą
być w sposób przekonywujący uzasadnione. I to moim
zdaniem jest podstawowa przyczyna utrzymywania w
mocy zakazu kłamstwa.
Zadania, jakie postawiłem sobie, pisząc tę książkę, będą
zatem podporządkowane tej ogólnej myśli. Chciałbym za­
tem w pierwszej części książki przyjrzeć się historii kłam­
stwa, jego dziejom, znaleźć jego miejsce w naszych syste­
mach moralnych, podjąć próbę dookreślenia zjawiska i
odpowiedzieć na pytanie, co czyni kłamstwo tak trudnym.
Czytelnikom niecierpliwym i mocno skoncentrowanym na
aspektach praktycznych raczej niż zainteresowanych re­
fleksją proponuję przejście od razu do rozdziału drugiego,
który został w całości poświęcony motywom, jakie popy­
chają kłamców do czynu. Rozdział trzeci jest szkicem do
portretu psychologicznego kłamcy. Analizuję w nim cechy
osobowości sprzyjające kłamstwu i opisuję zjawiska mniej
codzienne, takie jak patologiczne kłamstwo czy psycho­
patię. W kolejnym rozdziale podejmuję wyzwanie opisa­
nia strategii kłamania, sposobów wyprowadzania na ma­
nowce naszych bliźnich. Rzecz tyleż trudna, co frapująca.
Tytuł kolejnego rozdziału - Jak bywamy okłamywani?
Wstęp 13
sugeruje, że dotyczyć on będzie odkrywania warsztatu
profesjonalistów, których zadaniem jest kłamać, najczę­
ściej w imieniu jakichś organizacji, instytucji. Rzeczywi­
ście, w tym rozdziale przyjrzymy się metodom manipulo­
wania informacją, językiem, na jakie jesteśmy narażeni
niemal bez przerwy. Nie jest to z pewnością kompletny
opis wszystkich metod. Swoją uwagę poświęciłem kilku,
moim zdaniem, ciekawszym. Należą do nich: retoryka,
erystyka i metamodel językowy. Ostatni rozdział jest pró­
bą opisania metod wykrywania kłamstwa. Spotkamy się
tutaj zarówno z naturalnymi metodami, z obserwacją, jak
i z zaawansowaną techniką zaprzęgniętą do wykrywania
kłamstw. Przyjrzymy się problematyce pomiaru uczciwości
w doborze personelu, ale również w dochodzeniu do prawdy
na sali sądowej. Wreszcie, zastanowimy się nad możliwo­
ściami człowieka w zakresie wykrywania kłamstwa.
Zapraszając czytelnika do lektury, chciałbym poprosić
go o potraktowanie większości moich sądów, sformuło­
wań, twierdzeń jako propozycji rozumienia zjawisk, a nie
jako prawd objawionych. W najmniejszej mierze nie ży­
czyłbym sobie, aby książka ta stała się podręcznikiem czy
tez poradnikiem. Myślę, że tylko mocno refleksyjne po­
dejście, szczególnie do tematu tak krnąbrnego jak kłam­
stwo, może przynieść pożytek zarówno czytelnikowi, jak i
autorowi. Niechaj więc lektura książki będzie zaczynem
do poszukiwań, przemyśleń i dyskusji z autorem, z sa­
mym sobą, z prawdami uznanymi lub objawionymi, a może
wreszcie i z kłamstwami, które zagościły na dobre w na­
szym życiu, w naszej kulturze, wokół nas.
ROZDZIAŁ I
O KŁAMSTWIE
Gdyby kłamstwo, podobnie jak prawda, miało tylko jedną twarz,
łatwiej dalibyśmy sobie z nim rady; przyjęlibyśmy po prostu
za pewnik przeciwieństwo tego, co mówi kłamca, ale odwrotna
strona prawdy ma sto tysięcy postaci i nieograniczone pole.
Michel de Montaigne
Dzieje kłamstwa
Kiedy stajemy przed złożonym problemem do rozwa­
żenia, dobrze jest zasięgnąć opinii ze źródeł innych niż
tylko dziedzina, którą sami reprezentujemy. Jednym z
takich źródeł może być wiedza historyczna. Uzasadnienie
znaczenia wiedzy historycznej jest dość oczywiste i z pew­
nością nie jest spowodowane manierą rozpoczynania wy­
powiedzi odwiecznym ,już starożytni...”. Kiepska jest cy­
wilizacja, kultura, która nie potrafi korzystać z doświad­
czenia poprzednich pokoleń. Budowanie wiedzy w izola­
cji, bez zważania na zgromadzony dorobek, to nie tylko
wyważanie otwartych drzwi, to również stagnacja rozwo­
ju myśli. W tej książce nie raz okaże się, że wielu ludzi
poświęciło energię i zapał na odkrywanie rzeczy znanych,
a może tylko nieco zapomnianych czy zaniedbanych. Ten
błąd jest dość często powtarzany, szczególnie przez przed­
stawicieli młodych gałęzi nauki, a do takich z pewnością
można zaliczyć psychologię. Innym cennym, chociaż w do­
bie mody na socjobiologię dość kontrowersyjnym, źródłem
są obserwacje zwierząt prowadzone przez etologów.
Kłamstwo to temat powszedni, niezmiennie związany
z moralnością, który traktuje się jak zwykłą umiejętność,
ale i sztukę; jednak czasami staje się problemem praw­
nym, zaś innym razem filozoficznym. Jego złożoność upo­
ważnia do skorzystania z przedstawionej na wstępie me­
todologii i zasięgnięcia opinii z obu istotnych źródeł. Cóż
zatem sądzą na temat kłamstwa starożytni? Ku mojemu
zdziwieniu (i zadowoleniu) okazało się, że nie mieli oni z
kłamstwem specjalnych problemów, nie miotały nimi
sprzeczności i wyrzuty sumienia w obliczu zjawiska, któ­
18
Rozdział I
re my nazywamy kłamstwem. Dlaczego? - Z tej prostej
przyczyny, że nie znali oni takiego pojęcia jak kłamstwo!
Ba, starożytni Grecy nie znali również pojęcia grzechu, co,
kto wie, czy nie było przyczyną tak wielkiego rozkwitu ich
cywilizacji (przekorni stwierdzą pewnie, że jej upadku). Ale
jeśli nie znali pojęcia kłamstwa, to przecież musiały istnieć
jakieś określenia na akty, które my nazywamy kłamstwem?
Tak było w istocie, z tym że pojęcie takie nie tylko miało
pozytywny wydźwięk, ale ponadto łączyło się głównie z pod­
stawowymi zadaniami poetów. Greckie słowo yeudox ozna­
czało przede wszystkim czynność tworzenia fikcji. Nie ist­
niało rozróżnienie pomiędzy fikcją, świadomym wprowadza­
niem w błąd, fałszem. Takie rozumienie zjawiska nie wiąza­
ło się z żadnymi moralnymi konotacjami! Czy zatem Grecy
kłamali? Czy nie byli przypadkiem w tej uprzywilejowanej
pozycji, że nieświadomi tego, co skłonni bylibyśmy nazwać
grzechem, zwyczajnie nie mogli kłamać?
Pojęcie, o którym mowa, istniało już w czasach Hezjoda,
czyli co najmniej od VIII w. p.n.e. Ale przecież w stuleciu
poprzedzającym czasy Hezjoda opisana została przez Ho­
mera postać Odyseusza — mistrza fortelu, wprowadzania w
błąd i kłamstwa, gdyby chcieć użyć współczesnego nam ję­
zyka. Jak zatem traktowano jego umiejętności? Należy przy­
puszczać, że kunszt, którego nie brakowało Odyseuszowi,
traktowano jak umiejętności bardzo pożyteczne w życiu i
zdaje się, że wówczas nie zadawano sobie trudu, aby oce­
niać je z moralnego punktu widzenia. Nie ma w tym nic
dziwnego, jeśli spojrzymy na historię naszego gatunku dale­
ko, daleko wstecz. Nietrudno będzie odnaleźć kłamstwo i
uznać je za jedno z naczelnych praw natury. Bo to nie czło­
wiek, lecz natura, a ściślej rzecz biorąc, ewolucja „wynala­
zła” zachowania, które my nazywamy kłamstwem bądź oszu­
stwem. Zostawmy na chwilę starożytnych Greków i spójrz­
my na przykłady ilustrujące wymyślność kłamstw natury.
Odnosi się to w szczególności do pewnych południowoame­
rykańskich gąsienic - bezbronnych stworzeń, których jedy­
ną obroną jest mimikra. (...) Wielkie, zielone, żyjące na drze­
wach gąsienice z Gujany Brytyjskiej trwają zazwyczaj w bez-
O kłamstwie 19
ruchu, podobne do gałązki winorośli. Lecz gdy tylko wstrzą­
snąć gałęzią, podnoszą przednią część ciała i ustawiają ją
poziomo, a równocześnie wyginając się rozszerzają bulwia­
sto przedni segment z wielką, groźną, czarną plamą podob­
ną do oka, otoczoną żółtym pierścieniem. W tym stanie gą­
sienica pozostaje przez kilka minut i bardzo przypomina
jadowitego węża drzewnego żyjącego wśród zielonych liści.
Gąsienice takie są też pospolite w Brazylii. Najlepszym przy­
kładem jest Leucorhampha triptolemus, normalnie zwisają­
ca z łodyg roślin. Zaniepokojona, wygina się i wówczas przód
jej ciała uderzająco przypomina głowę i grzbiet węża. Przez
kilka sekund kołysze się na boki i to, co dopiero wydawało
się niewinną gałązką, nagle przekształca się w węża z otwar­
tą paszczą, czerwonymi szczękami i okrutnymi oczyma.1
W sztuce oszustwa szczególnie wyspecjalizowały się
pasożyty - organizmy, dla których oszukać skomplikowa­
ny układ odpornościowy żywiciela, znaczy przetrwać:
Wyrafinowane metody zmagań z układem odpornościowymi pro­
wadzą do zmylenia go lub unieczynnienia. Wiele robaków (...)
po przyłączeniu przeciwciał do powierzchniowych antygenów
pasożyta, ale przed dalszymi, komórkowymi etapami reakcji
przeciwpasożytniczej, zrzuca antygeny powierzchniowe wraz z
przeciwciałami. Te krążą we krwi i odkładają się w różnych
miejscach organizmu, wywołując stany zapalne tam, gdzie wcale
nie ma pasożyta! (...) Za szczególnie podstępne uznać możemy
te pasożyty, które, przebywając w żywicielu, zmieniają swoje
antygeny powierzchniowe tak, że z wysiłkiem zmontowana od­
powiedź układu odpornościowego okazuje się niewarta nawet
przysłowiowego funta kłaków. Postępują tak na przykład ni­
cienie, których kolejne stadia larwalne mają coraz to inne „prze­
branie”. Do perfekcji doszły jednak świdrowce. Otóż te przeby­
wające we krwi pierwotniaki systematycznie zmieniają czą­
steczki glikoprotein (są to związki białkowo-cukrowe) pokry­
wające powierzchnię komórki. Gdy tylko organizm żywiciela
zaczyna rozpoznawać dany typ cząsteczki, pierwotniaki te zmie­
1 T. R. Henry, Paradoksy natury. Wiedza Powszechna, Warszawa 1967.
20 Rozdział I
niają powierzchniową glikoproteinę na nową, której żywiciel
rozpoznawać jeszcze nie potrafi. Uzyskują czasową przewagę,
a co za tym idzie, szybko się mnożą. Świdrowce mogą wypro­
dukować ponad 120 odmian powierzchniowej glikoproteiny.2
Oto oszustwa, przy których pomysły Odyseusza są nie­
winnymi igraszkami. Podejrzewam zresztą, że czytelnicy
znają tysiące podobnych przykładów, zwierzęta udające ka­
wałki roślin, rośliny udające podłoże. Wystarczy pójść na
łąkę, do lasu, doświadczyć podczas grzybobrania trudności
w odróżnianiu kapeluszy podgrzybków od brązowych liści,
których pełno wokół, aby bardzo szybko dojść do przekona­
nia, że jednym z podstawowych celów zachowania się orga­
nizmów żywych jest wprowadzanie w błąd innych organi­
zmów. A robią to dlatego, żeby nie dać się zjeść, zdobyć
pożywienie (wiele zwierząt drapieżnych przypomina otoczenie
po to, aby nie spłoszyć ofiary) bądź umożliwić rozmnażanie (np.
kwiaty, które upodabniają się do samic owadów, aby swym
wyglądem zwabić samce, które przeniosą dalej ich pyłek).
Fot. 1. Mimikra - kłamać aby móc pożreć...
2 W. Kofta, Oszustwo za ceni; życia. „W iedza i Życie”, nr 11, 1998.
O kłamstwie 21
Oczywiście, mimikra czy homochromia to zachowania
zaprogramowane genetycznie lub sterowane instynktem
i można ich występowanie oddzielić od naszego pojmowa­
nia kłamstwa, które nasuwa od razu myśl o intencjonal­
nym wykorzystaniu oszustwa. Współczesna biologia do­
starcza jednak faktów, które możemy interpretować jako
kontrolowane, „świadome” bądź „egoistyczne”.3 A jakie to
fakty? Chociażby aktywne ukrywanie się, zachowania od­
wracające uwagę (np. odciąganie od gniazda) czy kontro­
lowane wprowadzanie w błąd podczas walki i obrony. Oto
przykład takiego podstępnego i jak się wydaje w pełni
kontrolowanego zachowania:
Jedną z oznak inteligencji jest zdolność do użycia podstępu.
Żyjący w Kalifornii wąż heterodon płaskonosy (hognose -
przedmiot studiów Harry’ego Greene’a i Gordona Burghard-
ta) jest w tej dziedzinie mistrzem. W sytuacji zagrożenia
rozdyma kark jak kobra i pozoruje kąsanie (choć sam jest
całkiem niejadowity). Jeśli to nie odstrasza napastnika, sy­
muluje gwałtowny atak śmiertelnej choroby, dostaje drga­
wek, wije się, wypróżnia (zapewne z zamiarem zmniejszenia
swej apetyczności), po czym wywala język, przewraca się na
grzbiet i udaje trupa. Dr Burghardt - który przyznaje zresz­
tą, że prowadząc swe obserwacje zawsze próbuje sobie wy­
obrazić, jak sam czułby się będąc wężem — twierdzi, że całe
to przedstawienie trudno wyjaśnić jako mechaniczne ode­
granie instynktownie opanowanej roli, wąż bowiem cały czas
bacznie obserwuje poczynania przeciwnika i dostosowuje do
nich swą taktykę.4
Tajcie zachowania stają się jeszcze bardziej wyrafino­
wane u wyższych ssaków, w szczególności u naczelnych, a
umiejętność ich stosowania decyduje bardzo często o suk­
3 W tym miejscu można wywołać niekończącą się dyskusję na te­
mat świadomości u zwierząt. Żeby umknąć mielizn jałowej polemiki,
proponuję czytelnikom, których szczególnie drażni termin „świadome”,
aby go w swoim egzemplarzu książki wykreślili i skoncentrowali się
na dalszym ciągu mojego wywodu.
1 K. Szymborski, Ludzie i bestie. „W iedza i Życie”, nr 4, 1997.
22 Rozdział I
cesie rozrodczym i o przeżyciu, chociaż niektórzy etolodzy
mają w tym miejscu wątpliwości. Należy do nich Konrad
Lorenz. W swojej pracy zatytułowanej Regres człowieczeń­
stwa stawia tezę, iż opisywane formy kłamstwa i oszu­
stwa są dozwolone jedynie w stosunku do osobników in­
nych gatunków. Uważa on, iż okłamywanie osobników tego
samego gatunku byłoby ewolucyjnie nieprzystosowawcze.
Szczególnie w przypadku sygnałów miarodajnych dla doboru
płciowego musi istnieć pewna rękojmia, że sygnał jest skorelo­
wany z cechą, jaką wysyłający rzeczywiście posiada. Na tym
właśnie polega duża uniformizacja i standaryzacja cech miaro­
dajnych dla seksualnego doboru. Podobnie jak w przypadku
współzawodnictwa sportowego warunki kwalifikacyjne muszą
być bardzo dokładnie ujednolicone, aby ujawnić różnice jako­
ściowe, tak - na przykład - stroje weselne wszystkich samców
kaczki krzyżówki i sposoby zachowania wszystkich gęsi gęga-
wych podczas zalotów są ściśle znormalizowane. Właśnie dzię­
ki temu uważny obserwator, a niewątpliwie także współple-
mieniec, dostrzega drobne różnice występujące między poszcze­
gólnymi osobnikami. (...) Innymi słowy: leży to w interesie
danego gatunku zwierząt, aby zdobycz i wróg-pożeracz — ale
nie współplemieńey - byli fałszywie informowani.5
Wydaje się to dość przekonywujące, szczególnie, że dobór
musi uwzględniać nie tylko wybranie odpowiednich cech,
ale również zabezpieczyć przed kazirodztwem, które nie
sprzyja rozwojowi gatunku. Ale czy już sam fakt grożenia
sobie nawzajem z wykorzystaniem wszelkich dostępnych
metod powiększania sylwetki ciała, podkreślania swojej war­
tości bojowej nie jest oszustwem? Sam Lorenz nie jest zresz­
tą do końca przekonany o bezwzględnej uczciwości wzglę­
dem osobników tego samego gatunku. Ogranicza zachowa­
nia uczciwe do genetycznie zaprogramowanej wymiany sy­
gnałów i przytacza przykłady występowania kłamstw w in­
dywidualnym wyuczonym i - jak zaznacza - być może ro­
zumnym zachowaniu zwierząt.
r’ K. Lorenz, Regres człowieczeństwa. PIW, Warszawa 1986.
O kłamstwie 23
Georg Riipell opowiadał mi o samicy pieśca („lisa polarne­
go”), która za pomocą pewnego wybiegu uwalniała się od
obecności swoich młodych, kiedy jej zanadto dokuczały: wy­
dawała krzyk ostrzegawczy, po którym jej dzieci uciekały na
łeb na szyję do nory, podczas gdy ona sama nie wykazywała
dalszych objawów niepokoju.6
Jednak bardziej dramatyczna jest pewna historia, która
przydarzyła się w ogrodzie zoologicznym w Amsterdamie, a
przy pomocy której Lorenz stara się zasugerować istnienie
genetycznego programu negatywnej oceny kłamstwa. Rzecz
zdarzyła się podczas dość lekkomyślnego czyszczenia klatki:
(...) orangutan nagle opuścił się na podłogę klatki i zanim zdo­
łano zamknąć rozsuwane drzwi złapał obiema rękami za brzeg
drzwi i futrynę. Podczas gdy strażnik i na szczęście obecny
przy tym dyrektor, A. F. J. Portielje, rozpaczliwie, z całej siły
starali się zamknąć drzwi, potężne ramiona małpy ciągle po­
szerzały otwór w drzwiach. Wówczas Portieljemu wpadła do
głowy zbawcza myśl, która wobec napiętej sytuacji była wręcz
genialna: z okrzykiem przerażenia puścił drzwi, odskoczył, z
otwartymi ustami wbił wzrok w miejsce bezpośrednio za pleca­
mi małpy, tak, jak gdyby tam ujrzał coś w najwyższym stopniu
groźnego. Orangutan dał się oszukać, odwrócił się, drzwi się
zatrzasnęły. Ale najważniejsze w całej historii jest to, co nastą­
piło potem! Mianowicie orangutana ogarnął szał wściekłości,
takiej, jakiej Portielje nigdy jeszcze u żadnego zwierzęcia tego
gatunku nie widział. Portjelje powiedział mi, że jest absolutnie
przekonany, iż orangutan w pełni zrozumiał wszystkie powią­
zania i złościł się na to, że uwierzył kłamstwu.
Czy teraz kłamstwo i oszustwo, chociaż z pewnymi wąt­
pliwościami, nie jawi się jako bardziej neutralny mecha­
nizm? Jeśli nie, pozostawmy na razie z boku rozwój filoge­
netyczny, wróćmy do ludzi i przyjrzyjmy się ontogenezie.
Kiedy człowiek zaczyna kłamać, oszukiwać, wprowadzać w
błąd? Kiedy po kryjomu zje ciastko? Kiedy zbroi coś i stara
6 Tamże.
24 Rozdział I
się ten fakt ukryć? Chyba jednak dużo, dużo wcześniej. Ci
czytelnicy, którzy wychowywali własne dzieci z pewnością
przeżyli sytuację, kiedy półroczne dziecko drze się wniebo­
głosy, aby zamilknąć, gdy pojawi się matka lub znany mu
opiekun. Oczywiście, dziecko bardzo szybko nauczyło się, że
jego rozpacz przywołuje rodziców. Emitowane przez nie
dźwięki rozpaczy są często kłamstwem obliczonym na uzy­
skanie zamierzonego efektu. Jest to dość niebezpieczny mo­
ment w wychowywaniu dzieci, bowiem taki sposób reago­
wania może się utrwalić i czasami przenosi się nawet do
dorosłego życia. Czy jednak to wyjące maleństwo jest nie­
moralne? Czy jego kłamstwo jest złe? Czyż nie służy tylko i
wyłącznie optymalizacji warunków przetrwania? Pewnie w
tej chwili ktoś zarzuci mi, że oszustwo to nie jest wynikiem
świadomego wprowadzania w błąd, lecz jedynie efektem pro­
cesu uczenia się. Początkowo bodźce bólowe wywołują reak­
cję płaczu, która z kolei przywołuje opiekuna (wzmocnienie
reakcji). Sytuacja powtarza się wielokrotnie i następuje
utrwalenie się reakcji rozpaczy. Zgoda, ale gdzie świado­
mość, której chętnie odmówilibyśmy zwierzętom? Jeśli od­
mówimy jej półrocznemu dziecku, czy będziemy utrzymy­
wać, że jest ona nieobecna u rocznego, półrocznego i starsze­
go dziecka? A jeśli pojawia się w pewnym magicznym momen­
cie uświadomienie skutków własnego działania, czy to upoważ­
nia nas od razu do moralnej oceny takiego oszustwa?
Zgromadzone fakty doprowadzają nas do przekonania,
że umiejętność oszukiwania i kłamstwa jest niczym in­
nym, jak umiejętnością i trudno byłoby nadać jej
wymiar moralny. Coś jednak sprawia, że oburzamy się
wewnętrznie na samo słowo „kłamstwo”, bronimy się przed
podejrzeniami o kłamstwo, myślimy źle o kimś, o kim wie­
my, że kłamie. Jeśli wrócimy po tej długiej dygresji do staro­
żytnej Grecji, do postaci Odyseusza, być może uda nam się
prześledzić dzieje kłamstwa, które doprowadziły je do tak
fatalnej kondycji, jaką ma ono obecnie w naszej kulturze.
Odyseusz, ceniony i podziwiany przez jemu współcze­
snych, wykorzystując kłamstwo, nie miał specjalnych opo­
rów moralnych. Według Sofoklesa na pytanie, czy kłamstwo
jest godne pogardy, odpowiedział: „Nie, jeśli kłamstwo może
O kłamstwie 25
nas ocalić”7. Był to V wiek p.n.e., a więc o ile pojawiały się
wątpliwości co do istoty kłamstwa, były one bardzo słabe i
łatwo można było kłamstwo uzasadnić. Pamiętajmy rów­
nież, że bliskość kłamstwa i bardzo wysoko cenionej umie­
jętności tworzenia fikcji, opowiadania pięknych, choć zmy­
ślonych, historii zabarwiała cieplejszymi odcieniami wszel­
kie oceny kłamstwa i doprowadziła do stworzenia i rozkwi­
tu m. in. pięknej sztuki retoryki. Jak drastycznie ocena kłam­
stwa i jego uzasadnień uległy transformacji, świadczyć naj­
lepiej może fakt, że Dante umieścił Odyseusza w ósmym
oddziale ósmego kręgu piekła! A przecież już w Księdze Ro­
dzaju Abraham dopuszcza się ewidentnego oszustwa pole­
gającego na tym, że swoją żonę podaje za siostrę i nie wzbra­
nia się oddać jej na dwór faraona. Ale Abraham był wybra­
nym przez Pana, więc karę za ten postępek ponosi ofiara
oszustwa! Gniew Boga spada na faraona.8 Czy takie „zała­
twienie” sprawy oszustwa Abrahama nie legitymizowało
kłamstwa? A przynajmniej kłamstwa popełnianego po to,
aby się uchronić od nieprzyjemności. Jeszcze bardziej oczy­
wiste usankcjonowanie kłamstwa znajdujemy w życiu izra­
elskiego króla Achaba. Jego bezbożne postępowanie pobudziło
Pana do gniewu bardziej niż postępowanie któregokolwiek z
poprzednich królów. Zanim udał się, żeby walczyć z wojskami
syryjskimi, prorok Pański Micheasz ostrzegł go przed śmiercią,
opisując mu wydarzenie, które wydarzyło się w niebie:
Ujrzałem Pana siedzącego na swym tronie, a stały przy Nim
po Jego prawej i po lewej stronie wszystkie zastępy niebie­
skie. Wówczas Pan rzekł: „Kto zwiedzie Achaba, aby poszedł
i poległ w Ramot w Gileadzie?” Gdy zaś jeden rzekł tak, a
drugi mówił inaczej, wystąpił pewien duch i stanąwszy przed
Panem, powiedział: „Ja go zwiodę”. Wtedy Pan rzekł do nie­
go: „Jak?” On zaś odrzekł: „Wyjdę i stanę się duchem kłam­
stwa w ustach wszystkich jego proroków”. Wówczas rzekł:
„Możesz zwieść, to ci się uda. Idź i tak uczyń!”.9
7 Sofokles, Filoktet. PIW, Warszawa 1975.
8 Biblia Tysiąclecia. Rdz 12,11-20. Wyd. III, Pallotinum, Poznań-War-
szawa 1980.
3 Biblia Tysiąclecia. 1 Kri 22,19-22, wyd. cyt.
26 Rozdział I
I rzeczywiście, wszyscy prorocy z wyjątkiem Micheasza
przepowiadali zwycięstwo. Jako puentę zdarzenia trzeba
dodać, że w wyniku skutecznego oszustwa Achab zginął.
I w tym przypadku oszustwo było środkiem do realizacji
celu - zniszczenia grzesznika, ale jego autorem był sam
Bóg. To jeszcze jedna legitymizacja kłamstwa. W którym
momencie historii nastąpiła taka gwałtowna zmiana w oce­
nie kłamstwa, że dzisiaj uważamy je za przejaw czystego
zła, jeśli nawet jeszcze Arystoteles w swojej Etyce nikoma-
chejskiej umieszczał je pośrodku, pomiędzy złem a dobrem?
Całą winę możemy przypisać Augustynowi Aureliu­
szowi i nie będzie tu żadnej przesady. Tym samym zna­
leźliśmy się już na przełomie IV i V w. n.e. Po raz pierw­
szy kłamstwo określone zostało jako bezwarunkowe zło.
Dwa dzieła Augustyna Aureliusza, De mendacio (O kłam­
stwie) i Contra mendacium (Przeciw kłamstwu), wpłynę­
ły na sposób rozumienia kłamstwa. Ich podstawową tezą
jest stwierdzenie, iż fałsz, nieprawda odwodzi człowieka
od poznania Boga i już samo to jest wystarczającym po­
wodem, dla którego zasługuje na miano zła. Ponadto jed­
nak Augustyn oddzielił kłamstwo od pojęcia trafności, błę­
du i na zawsze powiązał je z zamiarem wprowadzenia w
błąd. Temu zamiarowi najczęściej towarzyszy również ja­
kiś motyw, oczywiście najczęściej zbrodniczy, jaki chowa
w sercu oszust. Co prawda dopuszczał on stosowanie fał­
szu w żartach, gdzie jawny jest zamiar wprowadzania w
błąd, w treściach komedii i tym podobnych sytuacjach,
ale już wszelkie inne kłamstwa, łącznie z tzw. k ł a m ­
stwem służebnym (popełnionym w interesie zacho­
wania wiary), uznał za zło. Nie dopuszczał stosowania
ich nawet w stosunku do innowierców. Jego zakazy były
bezwarunkowe i zbudowane w oparciu o autorytet Biblii,
chociaż czasami dość mozolnie, bowiem ta święta księga
zawiera aż nazbyt wiele opisów oszustw i podstępów po­
zostawionych bez komentarza i, co najważniejsze, bez kary
bożej. Augustyn uczynił szatana ojcem kłamstwa, bowiem
wszystko co zwodnicze, pozorne, urojone jest domeną dia­
bła. Zdolność do rozmijania się z prawdą jest przyrodzo­
ną ułomnością człowieka, świadectwem upadku w grzech.
O kłamstwie 27
Czy dla Augustyna walka z kłamstwem była jedynie
walką o znaczeniu filozoficznym? Nie, realizowała ona rów­
nież cele polityczne. W czasach jemu współczesnych chrze­
ścijaństwo pozostawało w pewnym utajeniu, czasami funk­
cjonowało nielegalnie. Można by nawet określić ten stan
mianem sekciarstwa. Sytuacja taka możliwa była dzię­
ki... kłamstwu! Prezentowanie postawy akceptowalnej
społecznie wymagało pewnego zakłamania w stosunku
do prawdy, w którą wierzyli wcześni chrześcijanie. Gło­
śne głoszenie prawdy miało być sposobem wyprowadze­
nia ukrytych gmin chrześcijańskich na światło dzienne i
umocnienia wiary. Natychmiast stworzyło szansę dla po­
wstania nowego rodzaju świętych — męczenników praw­
dy. Jawne głoszenie prawd wyznawanej wiary narażało
na prześladowania. Pierwsze ofiary umacniały przekona­
nie o głoszonej prawdzie. Tym samym chrześcijaństwo
powoli zaczęło wychodzić z podziemia i na dobre utrwala­
ło się wśród ówczesnych społeczeństw. Męczeństwo miało
zresztą również walor misyjny - siało ono wątpliwości w
sercach innowierców i powoli obracało ich myśli w kie­
runku prawd głoszonych przez chrześcijan. Tym samym
należałoby się zastanowić, czy przypadkiem Augustyn
Aureliusz nie był pierwszym, nieświadomym odkrywcą
dysonansu poznawczego - niezwykle silnego mechanizmu
psychologicznego, który został opisany przez Leona Fe-
stingera w 1956 roku.10 A jeśli nawet odmówimy mu mia­
na odkrywcy, był z pewnością praktykiem, który na taką
skalę mechanizm ów wykorzystał.11
Chyba od tego czasu zaczyna się era totalnego zakła­
mania w sprawach kłamstwa. O ile głoszenie prawdy i
męczeństwo w jej obronie mogą być godne podziwu, o tyle
trudno odnaleźć niezwykle cienką granicę, gdzie kończy
się męczeństwo, a zaczyna walka o prawdę z innymi. Ta
granica jest bowiem granicą zła. W tym miejscu kłam­
10 L. Festinger, H. W. Riecken, S. Schachter, When prophecy fails.
University of Minnesota Press, Minneapolis 1956.
11 Więcej na temat dysonansu znajdzie czytelnik w: E. Aronson,
T. D. Wilson, R. M. Akert, Psychologia społeczna. Serce i umysł. Wy­
dawnictwo Zysk i LS-ka, Poznań 1997.
28 Rozdział I
stwo przestaje być złem, a złem zaczyna być prawda. Oczy­
wiście, o tym już Augustyn nie pomyślał, nie pomyśleli
twórcy Inkwizycji, nie zawracali sobie tym głowy funda­
mentaliści wszelkiej maści, Hitler, Stalin i wielu, wielu
innych dyktatorów moralnych, dla których ich prawda i
walka o nią była podstawą działania.
Kiedy chrześcijaństwo umocniło się, bardzo szybko na­
stąpiło wprowadzanie prawdy i aktywna walka z „zakła­
maniem”. Inkwizycja, ustanowiona w 1215 r. przez IV
Sobór Laterański do wykrywania i tępienia herezji, to
najdłużej w historii ludzkości funkcjonująca organizacja
powołana do walki o prawdę. Działała w większości kra­
jów europejskich, ściśle współpracowała z sądami świec­
kimi, wypracowując tysiące najprzemyślniejszych sposo­
bów dochodzenia do „prawdy”. Jej plon to największe w
dziejach naszej cywilizacji ludobójstwo dokonane bez wy­
korzystania technicznych środków masowej zagłady. Sa­
mych osób (głównie kobiet) oskarżonych o czary zgładzo­
no przynajmniej kilkaset tysięcy (udokumentowane przy­
padki), a najwyższe szacunki, o jakich słyszałem, mówią
nawet o dziewięciu milionach. Zresztą liczby, które tu przy­
taczam, nie odzwierciedlają jednostkowych cierpień. Nie­
zwykle wymyślne tortury powodowały, że większość z tych
ofiar umierała wielokrotnie przywracana do cierpienia
przez sprawnego kata. Inkwizycję zniesiono dopiero w po­
łowie XIX w. Przeszło 600 lat walki o „prawdę”!
Herezja, z którą walczyła Inkwizycja, jest w swym pier­
wotnym znaczeniu zakwestionowaniem podstawowych do­
gmatów wiary, a więc głoszonej powszechnie prawdy. W
trzynastym wieku wszystko jest herezją, wkrótce zaczy­
nają się pakty z diabłem... W czternastym wieku wszyst­
ko jest już magią. O dziwo! Inkwizytorzy zaczynają rozu­
mieć kłamstwo niemal tak szeroko jak starożytni, huma­
nistycznie nastawieni, Grecy:
Zauważcie, że pod straszną etykietę czarów podciąga się stop­
niowo wszystkie drobne przesądy, dawną poezję ogniska do­
mowego i pól, chochlika, elfa, wróżkę. Którąż kobietę uznają
za niewinną? Najpobożniejsza wierzyła w to wszystko. Kła­
O kłamstwie
29
dąc się spać, zanim pomodliła się do Najświętszej Dziewicy,
stawiała mleko dla swego chochlika. Dzieweczka i zacna nie­
wiasta ofiarowywały wieczorem wróżkom małe radosne świa­
tełko, a w dzień - bukiet świętej. I dlatego tylko trzeba
uznać ją za czarownicę? Oto staje przed człowiekiem w czer­
ni. On zadaje pytania.12
A jak można było wówczas obronić własną małą praw­
dę? W najbardziej cywilizowany sposób, poprzez samo­
dzielne odwołanie się do Sądu Bożego:
Ordalia, wywodzące się z Saksonii, orzekały na podstawie
próby „żywiołów” o niewinności lub winie oskarżonego. W
próbie ognia oskarżony po trzech dniach postu i wysłucha­
niu mszy musiał wziąć do ręki żelazny drążek rozpalony do
czerwoności i zanieść go do wyznaczonego miejsca. (...) Na­
stępnie wkładano rękę do woreczka, który wiązano i opatry­
wano pieczęcią, a po trzech dniach zdejmowano. Ręka zdro­
wa świadczyła o niewinności oskarżonego, oparzona o winie.
Istniały różne odmiany próby ognia: zmuszano oskarżonego
do włożenia żelaznej rozgrzanej do czerwoności rękawicy bądź
do przejścia po wyznaczonej liczbie rozpalonych drążków.
Do próby wody używano wody gorącej lub zimnej. W pierw­
szej należało uchwycić obręcz zanurzoną głębiej lub płyciej
w kadzi z wrzątkiem. Próba zimnej wody była zastrzeżona
dla pospólstwa. Wiązano oskarżonemu prawą rękę z lewą
stopą i lewą rękę ze stopą prawą i wrzucano do rzeki lub
stawu. Jeśli wypłynął, był uznany za przestępcę, jeśli po­
szedł na dno — za niewinnego (sic!).13
Zdradą prawdy wiary w Hiszpanii czasów Tomasza de
Torąuemady były nawet takie rzeczy, jak:
...użycie odzieży niewłaściwej Hiszpanom, używanie imie­
nia ojca, powstrzymywanie się od picia wina, farbowanie
12 J. Michelet, Czarownica. Puls Publications Ltd, Londyn 1993.
13 P. Barret, J. N. Gurgand, I my pójdziemy na kraniec świata.
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988.
30 Rozdział I
paznokci henną, kąpiele ciała, mycie rąk przed posiłkiem,
trzymanie noża ostrzem od siebie podczas krojenia chleba14
i szereg innych równie niewinnych czynności.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Amigoland
Sądzę że każde kłamstwo ma swój wymiar. Nie można każdego kłamstwa mierzyć jednakowo. Chociaż kłamstwo to zawsze kłamstwo. Ale inny wymiar ma kłamstwo osób publicznych, a inny wśród zwykłych. Najlepszy mamy przykład z ostatnich 2 lat. Kłamstwo pandemiczne było przyczyną zgonu wielu osób, którym odwołano zabiegi onkologiczne...
Cześć Wojtek.
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Chyba największym paradoksem czasów Inkwizycji
było to, że kierowała swoje ostrze przeciwko ludziom, któ­
rzy nie negując prawd wiary, umiłowali poznanie. Myślę
o gnozie i o formach poszukiwania prawdy zapoczątkowa­
nych w obrębie starożytnego manicheizmu (z którym no­
men omen sympatyzował w młodości Augustyn), jego
średniowiecznej odmianie, którą reprezentowali katarzy. Głę­
boko ludzka pasja poznania sensu istnienia człowieka, zro­
zumienia źródeł zła spotkały się z obrońcami prawowiemo-
ści, którzy przy pomocy ognia przywrócili „prawdę” światu.
Nie wiem, czy pojawiło się na świecie kłamstwo, które
spowodowało taką ilość cierpienia jak chroniona przez
Inkwizycję „prawda”. Chyba, że uznamy za gigantyczne
kłamstwo bolszewizm lub nazizm. Ale czy ludzie, którzy
walczyli o „prawdy” tych dwóch zbrodniczych systemów,
nie byli przekonani, że walczą o prawdę? I czy to nie
kolejny przykład moralnego dyktatu spowodowanego przy­
jęciem raz uznanej prawdy? Oczywiście, cały ten wywód
można obalić, twierdząc, że „prawda” inkwizytorów była
w rzeczywistości kłamstwem. Kto jednak jest uprawnio­
ny do orzekania o prawdzie? A może sama tendencja do
moralnych ocen wygłaszanych prawd (bądź kłamstw) jest
zła? Może akt oceny jest zły, a nie jedna z wielu prawd?
Wszak obrona prawdy nie zakończyła się z chwilą roz­
wiązania Inkwizycji. Dzisiaj można znaleźć setki wypo­
wiedzi broniących i uzasadniających działania tej insty­
tucji. Wiele z nich jest przynajmniej równie demagogicz­
nych jak sama Inkwizycja:
W rzeczywistości trudno byłoby znaleźć instytucję bardziej
zasłużoną dla cywilizacji zachodniej, niźli inkwizycja.15
Zaiste!
Jeśli szuka się w historii prawdy, nie amunicji do kampanii
propagandowych, trzeba zwrócić uwagę na fakt, że Inkwizy­
15 A. Wielomski, Pochwala Torąuemady. http://www.kzm.capital.pl/
014.html
32 Rozdział I
cja w większości wypadków działała w atmosferze antykato­
lickiego terroru, wojny, broniąc tradycyjnego porządku przed
ewidentnie zbrodniczymi rewolucjami. Nie od rzeczy jest pa­
miętać, że wielu inkwizytorów poniosło męczeńską śmierć,
niektórzy z rąk heretyckich powstańców, inni z polecenia
władców, dla których ci nieprzekupni i niezależni sędziowie
byli często przeszkodą.16
Czy lektura takich interpretacji nie nasuwa skojarzeń
z „historykami”, którzy starali się udowodnić, że komory
gazowe Oświęcimia służyły jedynie do dezynfekcji brud­
nych Żydów? Intrygujące jest jednak to, że chociaż wielu
światłych katolików potępia zarówno Inkwizycję, bezsen­
sowność wojen krzyżowych, czy wreszcie absurdy wojen
religijnych, to wielkie autorytety moralne również stara­
ją się zachować dystans. Na zakończenie międzynarodo­
wej konferencji poświęconej Inkwizycji, która odbyła się
31 października 1998 roku w Watykanie, papież Jan Pa­
weł II powiedział między innymi:
Konferencja na temat Inkwizycji odbywa się w kilka dni po
publikacji encykliki Fides et ratio, w której pragnąłem przy­
pomnieć ludziom naszych czasów, skłaniającym się ku scep­
tycyzmowi i relatywizmowi, o pierwotnej godności rozumu i
jego wrodzonej zdolności odkrywania prawdy. Kościół, któ­
rego misja polega na głoszeniu słowa zbawienia, otrzymane­
go dzięki Bożemu Objawieniu, uznaje, że dążenie do pozna­
nia prawdy jest nieusuwalnym przywilejem człowieka, stwo­
rzonego na obraz Boży. Kościół wie, że wzajemna przyjaźń
łączy ze sobą poznanie przez wiarę i poznanie naturalne, z
których każde ma swój szczególny przedmiot i rządzi się
własnymi prawami. (...)
Szanowni państwo! Problem Inkwizycji związany jest z burz­
liwym okresem w dziejach Kościoła, nad którym chrześcija­
nie powinni się zastanowić w szczerości serca. (...) Problem
ten, związany z sytuacją kulturową i koncepcjami politycz­
16 R. A. Ziemkiewicz, Stosy kłamstw o Inkwizycji. „Gazeta Polska”,
26 września 1996.
O kłamstwie
33
nymi tamtej epoki, to w swej istocie zagadnienie wybitnie
teologiczne, nakazujące spojrzeć z wiarą na istotę Kościoła i
na wymogi Ewangelii, które kierują jego życiem. Magiste­
rium Kościoła nie może przecież podjąć decyzji o dokonaniu
aktu natury etycznej, jakim jest prośba o przebaczenie, za­
nim nie zasięgnie dokładnych informacji o sytuacji panują­
cej w tamtym okresie. Nie może też opierać się na wyobra­
żeniach o przeszłości, jakimi posługuje się opinia publiczna,
często bowiem są one nadmiernie obciążone emocjami i na­
miętnościami, które utrudniają spokojną i obiektywną dia­
gnozę. Gdyby Magisterium nie wzięło tego pod uwagę, sprze­
niewierzyłoby się podstawowemu nakazowi szacunku dla
prawdy. Oto dlaczego pierwszym krokiem jest konsultacja z
historykami, którzy nie mają formułować ocen natury etycz­
nej, to bowiem wykraczałoby poza zakres ich kompetencji,
ale dopomóc w możliwie jak najdokładniejszym odtworzeniu
wydarzeń, obyczajów i mentalności tamtego okresu w świe­
tle historycznego kontekstu epoki.
Czy nie jest to kolejna próba utrzymania „prawdy”?
Czy tę prawdę mamy dopiero poznać? Czy prace history­
ków prowadzone dotychczas nic nie znaczą? A jeśli zgod­
nie ze słowami papieża do Inkwizycji należy podejść z
punktu widzenia epoki, w której działała, a nie potępiać
jej z punktu widzenia współczesnych standardów praw
człowieka i tolerancji, to czy istnieje ta jedna „praw­
da”? Czy to nie jest właśnie potępiony przed chwilą
relatywizm? A jak potraktować odebranie historykom
prawa do ocen natury etycznej? Czy to nie dalekie echo
dawnej Inkwizycji, która sama dla siebie stanowiła ka­
nony „prawdy”?
Okrężną drogą wrócę raz jeszcze do mojej wątpliwości.
Jeśli do dzisiaj nie możemy danych historycznych okre­
ślić jako prawdziwe bądź fałszywe (nie mówiąc już o trud­
nościach w ocenie moralnej!), to czy jesteśmy w ogóle upo­
ważnieni do orzekania o prawdzie lub kłamstwie? Czy
możemy dokonywać oceny aktu kłamstwa? Wiem, te ar­
gumenty mogą nie być jeszcze wystarczająco przekony­
wujące. Pójdźmy zatem krok dalej...
34 Rozdział I
W 1828 roku w uciśnionym kraju, będącym od ponad
pół wieku w obcym władaniu, Adam Mickiewicz pisze po­
wieść historyczną wierszem pt. Konrad Wallenrod. Jej
tytułowy bohater symbolizuje jedną wielką intrygę, wiel­
kie historyczne kłamstwo, które rozbudzało nadzieje w
sercach Polaków. Młody Litwin porwany przez Krzyża­
ków i wychowywany w zakonie, dostał się pod wpływy
starego wajdeloty litewskiego:
Wolnym rycerzom — powiadał — wolno wybierać oręże
I na polu otwartym bić się równymi siłami;
Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników - podstępy.17
I faktycznie, Konrad całe swoje życie poświęcił na okła­
manie Prusaków. Dostał się do zakonu, żyjąc w obłudzie
przez wiele lat, by w odpowiednim momencie wywieść
ich wojska na pewną zgubę. Ta wielka alegoria roz­
grzeszała wszelkie kłamstwa czynione po to, aby zadać
cios zaborcom. W ten sposób zaczęło się pojawiać kłam­
stwo nazywane obecnie k ł a m s t w e m k o n i e c z ­
nym. Oczywiście, byłoby dużym nietaktem twierdzić,
że to Mickiewicz wprowadził ten rodzaj kłamstwa do
polityki, myślę jednak, że to on właśnie rozgrzeszył Po­
laków z podobnych postępków czynionych w imię wol­
ności i niepodległości.
Samo pojęcie kłamstwo konieczne zawiera w
sobie pewną presupozycję, że oto istnieją akty, które na­
zywamy kłamstwem, a które „muszą zaistnieć”. Ten im­
peratyw istnienia niejako sam przez się usprawiedliwia
kłamstwo. A usprawiedliwienie to najwcześniej dostrze­
gli politycy. I w tym miejscu historii zaczyna się przełom,
który umożliwił niezwykłą, schizofreniczną karierę kłam­
stwa. Chronologicznie możemy początek tej kariery odno­
tować na początku oświecenia, powołując się na moralne
przewartościowanie kłamstwa, którego dokonał Voltaire:
„Kłamstwo jest grzechem, jeśli wyrządza zło, jest wielką
cnotą, jeśli czyni dobro. «Bądźcie więc bardziej cnotliwi
17 A. Mickiewicz, Powieści poetyckie. Czytelnik, Warszawa 1982.
O kłamstwie 35
niż kiedykolwiek»”18. Niedługo potem, bo w 1780 roku Kla­
sa Filozoficzna Akademii Nauk w Prusach ogłasza kon­
kurs na rozprawę inspirowaną pytaniem: Est-il utile de
tromper le peuple? Czyli: „czy rząd mógłby być uprawnio­
ny, a nawet zobowiązany do oszukiwania narodu dla jego
(narodu!) własnego dobra”.19 Publiczne postawienie tego
pytania wręcz sugerowało odpowiedź, chociaż ku zasko­
czeniu komisji oceniającej 42 rozprawy, większość z nich
zdecydowanie negowała możliwości manipulowania praw­
dą przez polityków. Tym niemniej, rozpoczęła się batalia
o uznanie kłamstwa. Batalia ta doprowadziła nas do wspo­
mnianego wcześniej schizofrenicznego pojmowania kłam­
stwa. Dlaczego? Otóż dopuszczenie możliwości kłamstwa
politycznego było obwarowane purytańskim zakazem
kłamstwa prywatnego! Taki stan rzeczy utrzymuje się
zresztą do dzisiaj. Wśród wielu wypowiedzi przeważają
takie, jak ta, którą wygłosił pewien felietonista:
Nie chciałbym słyszeć samych prawdomównych polityków,
bo byłoby nudno i smutno. Darujmy więc kłamstwa polity­
kom i lekarzom, dopóki komuś nie szkodzą. Gry w podwójne
komunikaty nie należy jednak stosować wobec dzieci i bli­
skich. Im mogą one wyłącznie zaszkodzić, kiedy wyczuwają
podświadomie, jaka jest prawda.20
I rzeczywiście, jak zobaczymy dalej, nasze wewnętrz­
ne nakazy moralne powstrzymujące nas od kłamstwa pry­
watnego, daje się doskonale zawiesić na kołku w wielu
sytuacjach publicznych czy zawodowych, ale o tym nieco
później...
Prawdziwą karierę kł amstwo konieczne zrobi­
ło podczas I wojny światowej. Miało to prawdopodobnie
związek z rozwojem technicznych środków przekazywa­
18 Voltaire do A.M. Thieriot, z 21 października 1736, cyt. za:
S. Dietzsch, Krótka historia kłamstwa. Warszawskie Wydawnictwo
Literackie MUZA S.A., Warszawa 2000.
18 Tamże.
2(1 K. Sienkiewicz, W obronie kłamstwa publicznego. „Charaktery”,
nr 1, 2001.
36 Rozdział I
nia informacji, ale nie tylko. Wydawać by się mogło, że
podstęp, oszustwo zawsze towarzyszyły działaniom wo­
jennym. Być może, ale stopień ich wyrafinowania był tak
mierny, że poza wyczynami Odyseusza i pismami Sun
Tzu sprzed 25 wieków (które do niedawna były podsta­
wowymi tekstami w programach szkół wojskowych bloku
sowieckiego) następne pisemne opracowania oszustw wo­
jennych pojawiły się dopiero w XX wieku! Bardzo skąpa
jest literatura opisująca podstępy wojenne w wiekach śred­
nich i późniejszych. A ileż na to miejsce znajdziemy opi­
sów szlachetności rycerzy! Czy to nie zasługa (wina) Au­
gustyna? Prawdopodobnie do rozwoju kłamstwa, propa­
gandy i ich udziału w wojnie przyczyniły się takie fakty,
jak pojawienie się pojęcia kłamstwa p o l i t y c z n e ­
go, kł amstwa koniecznego i coraz powszechniej
roztrząsane wątpliwości nad kategorycznym, augustiań­
skim pojmowaniem kłamstwa. Wszak nawet Kant wydo­
stał się na moment ze sztywnego, moralnego gorsetu, aby
zliberalizować swoje oceny: „Kłamstwem bowiem ma się
nazywać to, co narusza czyjeś prawo, a nie każde wpro­
wadzenie w błąd”. Nie można też nie docenić w tym wzglę­
dzie zasług Nietzschego, który stwierdził, że kłamstwo
jest nieuchronną formą kontaktu z samym sobą, a cóż
dopiero w kontaktach z innymi, gdzie stawiał kłamstwo
na równi z prawdą.
Wróćmy jednak do okresu I wojny światowej. Analiza
przeprowadzona przez Charlesa E. Montugue wkrótce po
jej zakończeniu pokazała, że kłamstwo w postaci propa­
gandy i prasy było jedną z sił decydujących o przebiegu
wojny. Kłamano wszędzie. Okłamywano własne oddziały,
aby utrzymać w nich ducha walki, okłamywano przeciw­
nika, aby tego ducha zabić. Kłamstwo stało się nieodzow­
nym działaniem dyplomatycznym. Używano kłamstwa na
poziomie taktycznym i strategicznym. Powoli powstawa­
ła nowa gałąź nauki, której celem było jak najefektyw­
niejsze wykorzystanie kłamstwa. Rozwijała się ona bar­
dzo szybko i osiągnęła perfekcję podczas drugiej wojny
światowej, a ugruntowała się w czasie trwania „zimnej
wojny”. Nie byłoby jednak w tym niczego dziwnego, wszak
O kłamstwie 37
podczas wojny „zawiesza się” ważniejsze nakazy moral­
ne, a jednak ten tryumf kłamstwa wojennego otworzył
mu drogę do szerokiego zaistnienia w naszym codzien­
nym, cywilnym życiu. Walka o wolność zamieniła się w
walkę o pokój, o sukces ekonomiczny, o obecność na ryn­
ku, o wpływy. Powszechne kłamstwo przestaje dziwić, a
nawet oburzać, staje się normą. Nikt już nie zarzuca ha­
słom reklamowym rozmijania się z prawdą, kłamstwa po­
lityków to w gruncie rzeczy gra pomiędzy nimi i może
jeszcze dziennikarzami, którzy w tropieniu prawdy nie
zawahają się rozminąć z nią od czasu do czasu. Kłam­
stwa wobec urzędu skarbowego są tylko niewinną „grą z
fiskusem”. W pogoni za karierą kłamią naukowcy, fałszu­
jąc wyniki badań, sprzedawcy zachwalający swój produkt,
lekarze, prawnicy... Można by rzec, że kłamstwo uzyska­
ło z powrotem status taki, jak ma w biologii - umiejęt­
ność jego wykorzystania jest równoznaczna z efektywniej­
szym przystosowaniem się.
A jednak nadał powszechnie piętnujemy kłamstwo jako
zło. Dlaczego? Skąd ten ciągły dualizm w pojmowaniu
kłamstwa? Dlaczego twórca reklamy, która po spożyciu
określonej margaryny gwarantuje szczęście rodzinne, ma
jednocześnie opory przed tym, aby okłamać swoich bli­
skich? Dlaczego jednak brzydzimy się kłamstwem? My­
ślę, że w ciągu tysięcy lat rozwoju myśli zaszła wielka
historyczna pomyłka w skodyfikowaniu naturalnych na­
kazów moralnych. Pomyłka, której owocem są ciągłe roz­
terki moralne, niepokój, poczucie grzechu. Aby móc dalej
mówić o kłamstwie, niezbędne jest prawidłowe usytuowa­
nie pojęcia w kategoriach moralnych.
Kłamstwo a moralność
Człowiek chyba od zawsze poszukiwał fundamentów,
na których mógłby budować moralne oceny poczynań wła­
snych i swoich bliźnich. Zrozumiałe jest, że poszukiwał
ich tam, gdzie miał nadzieję na odnalezienie prawdy -
kierował swoje oczy ku Bogu. Ale Bóg nie lubi rozmawiać
z ludźmi, może kiedyś, kiedy był bliżej nich (albo oni bli­
38 Rozdział I
żej niego), zdarzało mu się to częściej. Słowa Boga zawsze
były skąpe, dlatego też ludzie starali się zrozumieć ich
sens, poszukiwali w nich prawdy. Bardzo różne były losy
tych poszukiwań. Bo oto pojawiali się ludzie, którzy za­
czynali wierzyć w swoje własne interpretacje, tak jakby
to były Jego słowa. I tutaj najczęściej zaczyna się pokręt-
ność historii człowieczej. Proste słowa: „Nie będziesz mówił
przeciw bliźniemu twemu jako świadek kłamstwa”21 zostały
zinterpretowane jako: nie będziesz kłamał nigdy i pod żad­
nym pozorem. I rozpoczęła się walka... O tamte słowa? Czy
o ich interpretację? Ale co one rzeczywiście oznaczają?
Dzisiejszy człowiek, poza wznoszeniem wzroku do Boga,
przygląda się również naturze. Być może w naturalnym
porządku rzeczy zdoła odnaleźć jakieś fundamenty mo­
ralności? Z pewnością, i to wiele. Natywiści, przekonani,
że ludzka moralność wyrasta z dyspozycji emocjonalnych
przypisanych genetycznie naszemu rodzajowi, odkryli nie­
które podstawy moralności. Do niedawna jeszcze badania
etologów, socjologów, psychologów zdecydowanie dowodziły,
iż ludzie, jako gatunek, dzielą kilka norm, którym przez
to należy się miano norm moralnych. Były to:
Tabu zabijania - zakaz zabijania innych ludzi (nie
obejmuje tzw. obrony koniecznej); oznacza to ni mniej, ni
więcej tylko imperatyw działający przeciwko odbieraniu in­
nym życia, o ile nie zagraża ono w istotny sposób jakości
własnego. Uzewnętrznia się on w powszechnym w świecie
zwierząt instynkcie hamowania agresji oraz charakterystycz­
nej dla człowieka zdolności do odczuwania empatii i zacho­
wań altruistycznych. Ten pierwszy biologiczny fundament
naszej moralności dość skutecznie powstrzymywał nas przed
łamaniem zakazu zabijania bliźnich. Napisałem o tym w
czasie przeszłym, bo wraz z rozwojem środków technicz­
nych służących zabijaniu, jak również psychologicznych me­
tod deprecjacji okazał się on niewystarczający dla powstrzy­
mania nas przed zabijaniem siebie nawzajem.22 Ponadto
21 Biblia Tysiąclecia. Wj 20,16, wyd. cyt.
22 O mechanizmie hamowania agresji pisałem szczegółowo w: T. Wit­
kowski, Psychomanipulacje. Oficyna Wydawnicza UNUS, Wałbrzych 2000.
O kłamstwie 39
szereg ostatnich odkryć etologów pokazuje, iż dość po­
wszechne są przykłady choćby dzieciobójstwa w obrębie
własnego gatunku, co poważnie podważa powszechność
zakazu zabijania w naturze.23
Tabu kazirodztwa - czyli zakaz prokreacji wewnątrz
relacji najbliższych krewnych, ze szczególnym uwzględ­
nieniem relacji syn - matka. Ten nakaz jest zachowany w
niemal wszystkich znanych systemach religijnych i w spo­
sób naturalny występuje także u ludzi izolowanych od
większych społeczności. Jego uzasadnieniem jest koniecz­
ność prawidłowej wymiany materiału genetycznego dla
zapewnienia doskonalenia gatunku. Lecz i tutaj można
znaleźć w świecie zwierząt wyjątki od tej reguły. Wyjątki
wręcz przerażające. U norników i niektórych myszy ka­
zirodztwo doprowadzone jest do takiego wynaturzenia,
że ojcowie zapładniają niemowlęta! Natura jednak w
pewien sposób „karze” łamanie tabu kazirodztwa, bo­
wiem populacja norników, w której dochodzi do takich
zdarzeń, z czasem traci zdolność do rozmnażania i w
rezultacie wymiera.24
Zasada wzajemności - czyli odwzajemniania czyjejś
życzliwości, uwagi, zainteresowania, pomocy. Owa reguła
jest czymś, co zdaniem wielu uczonych stanowi podstawę,
na której opiera się społeczna konstrukcja wszelkich ludz­
kich cywilizacji. A z całą pewnością jej warstwa etyczna.25
Reguła wzajemności jest powszechna we wszystkich kul­
turach. Nawet archeologowie doceniają jej znaczenie dla
rozwoju cywilizacji. Sądzą oni, że właśnie reguła wzajem­
ności pozwoliła naszym przodkom dzielić się żywnością,
umożliwiła podział pracy, wymianę dóbr i usług, a w kon­
sekwencji rozwój cywilizacji. Zasada wzajemności nie jest
obca także w świecie zwierząt.
23 Wyczerpujący przegląd badań i obserwacji dotyczących zjawiska
kanibalizmu, syrenizmu i innych przykładów agresji wewnątrzgatunko-
wej możemy znaleźć w: V. B. Dróscher, Rodzinne gniazdo. Jak zwierzęta
rozwiązują swoje problemy rodzinne. Wiedza Powszechna, Warszawa 1988.
24 Tamże.
25 A. Gouldner, The norm of reciprocity: A preliminary statement.
..American Sociological Review”, 25, 1960, s. 161-178.
40 Rozdział I
Jak wspomniałem wcześniej, Konrad Lorenz starał się
również odnaleźć w zachowaniu zwierząt szereg innych
nakazów moralnych. Ściślej rzecz biorąc, przyjął Dekalog
jako podstawę funkcjonowania zwierząt. Ten niezwykle
uważny obserwator natury tym razem postąpił odwrotnie
od głoszonych przez siebie postulatów metodologicznych.
Przyjął założenie, a następnie jął poszukiwać dowodów w
zachowaniu zwierząt. Postąpił tak, jak wielokrotnie prze­
strzegał przed tym innych. Stąd też jego dowody na istnie­
nie biologicznych podstaw wszystkich praw Dekalogu wy­
glądają dość anemicznie, chociaż niektóre rozważania są
ciekawe i zasługują na rozważenie. Wspominałem już o jego
poglądach na temat kłamstwa. Inne ciekawe uzasadnienie
znajduje Lorenz dla zakazu kradzieży i przywłaszczania so­
bie własności innych. Pierwszych objawów respektowania
tej normy poszukuje u zwierząt polujących.
Zwierzę zdobyczne stanowi własność tego, kto je zdobył. (...)
Wyższe rangą szympansy z całą pokorą żebrzą nawet u ni­
sko zaszeregowanego w hierarchii współplemieńca, który
zabił młodego pawiana czy antylopę, ten zaś wspaniałomyśl­
nie rozdziela kawałki zdobyczy między wszystkich członków
hordy, zresztą wcale nie postępuje przy tym „sprawiedliwie”,
lecz wyraźnie uprzywilejowuje swoich przyjaciół.26
Rozwoju tej normy można również poszukiwać, opie­
rając się o naturalne zasady obrony terytorium. Łatwo
też sobie wyobrazić, jakiego znaczenia nabrała ona wraz
z przejściem ludzi z koczowniczego na osiadły tryb życia.
Niezwykle istotne dla zrozumienia prawa naturalne­
go, a przezeń samej natury moralnej człowieka, jest do­
strzeżenie faktu, że wymienione wcześniej zasady są
wspólne w obrębie gromady Ssaków, a już w pełni wśród
rzędu Naczelnych. Innymi słowy, nasze prawo naturalne
nie rożni się niczym od takiego prawa u zwierząt niższych;
by rzec prawdę, stosują się one do niego nawet ściślej niż
ludzie! Tylko zwierzę zwane homo sapiens popełnia na ska-
26 K. Lorenz, Regres człowieczeństwa. Wyd. cyt.
O kłamstwie 41
lę masową czyn sprzeczny z tabu zabijania, czyli ludobój­
stwo i tylko on nie waha się wykorzystywać i łamać zasadę
wzajemności po to, aby realizować własne, egoistyczne cele.
Do biblijnych nakazów miłości bliźniego nakłania nas
również dość naturalna, choć nie zawsze uwzględniana
przez natywistów zdolność odczuwania empatii — rozu­
mienia stanów emocjonalnych drugiej osoby i współod-
czuwania. Hoffman, Colwyn Trevarthen i Nancy Eisen-
berg odkryli, że dzieci są zdolne do empatii już od chwili,
gdy spostrzegają obecność innych ludzi, a więc niekiedy
już od pierwszego tygodnia życia. Koncepcja empatii-
- al tr ui zmu stworzona przez Daniela C. Batsona dość
dobrze wyjaśnia zachowania, o których moglibyśmy po­
wiedzieć, że u ich podstaw tkwią zasady moralne. Zgod­
nie z tą koncepcją zachowania altruistyczne możemy po­
dzielić na dwa rodzaje — uwarunkowane empatią i spowo­
dowane innymi czynnikami (instynkt pomocy osobnikowi
tego samego gatunku, zasada wzajemności, oczekiwaniem
jakichś bliżej nieokreślonych zysków jak np. podziw oto­
czenia, normy wyuczone). Najlepiej będzie prześledzić to
na przykładzie. Czy zdarzyło wam się spotkać w drzwiach
do windy, w wejściu do budynku lub pociągu kogoś obła­
dowanego torbami, nieporadnie usiłującego przejść przez
drzwi? Prawdopodobnie wówczas przytrzymaliście drzwi,
przepuściliście tę osobę przodem albo wręcz zapropono­
waliście pomoc. Takie zachowanie mogło być spowodowa­
na empatią, a więc zdolnością do wyobrażenia siebie w
analogicznej sytuacji. Poczuliście zatem jak niewygodnie
jest temu człowiekowi, być może wcześniej również zda­
rzył wam się podobny przypadek. Jeśli tak, wasze zacho­
wanie było spowodowane empatią - umiejętnością wczu­
cia się w sytuację innej, obcej osoby. Mogło się jednak
zdarzyć i tak, że wcale nie odczuwaliście współczucia i
nic was nie obeszło śmieszne zachowanie człowieka z to­
bołkami, jednak znajdowaliście się w gronie przyjaciół,
którzy niezbyt dobrze pomyśleliby o was, gdybyście w tej
sytuacji nie pomogli przypadkowo spotkanemu człowie­
kowi. W tym wypadku wasze zachowanie miało przyczy­
ny egoistyczne — spowodowane było analizą zysków i strat
42 Rozdział I
z całej sytuacji. Koncepcja Batsona została potwierdzona
wieloma badaniami. Należy zatem przypuszczać, że jest
to dość naturalne wyjaśnienie części zachowań altruistycz-
nych. Wyjaśnienie to zresztą nie jest niczym nowym, już
w IV wieku p.n.e. Mencjusz sformułował to w postaci na­
stępujących myśli: „Właściwością wszystkich ludzi jest
niemożność zniesienia widoku cudzego cierpienia (...). To
uczucie niepokoju, którego wtedy doświadczamy, jest
pierwszą oznaką człowieczeństwa”.
A co z kłamstwem, oszustwem? Czy znajdziemy jaką­
kolwiek wskazówkę w naturze ludzi, która wskazywała­
by na jego wagę moralną? Niestety, fakty wskazują na
coś przeciwnego. Pomijając ogrom przykładów z życia zwie­
rząt, dość charakterystyczne jest tutaj zachowanie czło­
wieka. W klasycznym już studium badawczym przeprowa­
dzonym przez Hugha Hartshome’a i Marka Maya w latach
dwudziestych okazało się, że dzieci, którym stworzono oka­
zję do oszukiwania, kierują się w swoim zachowaniu głów­
nie tym, czy zostaną przyłapane na oszustwie. Przewidywa­
nia zachowań dokonane na podstawie stopnia znajomości
dziesięciorga przykazań, regulaminu skautowskiego, czy też
zachowań w podobnych sytuacjach nie dały żadnych rezul­
tatów. Mało tego, w późniejszych badaniach tych samych
autorów okazało się, że młodsze dzieci oszukiwały na ogół
częściej niż starsze. Te badania dały asumpt zwolennikom
teorii, wedle której o rozwoju moralnym decydują głównie
procesy uczenia się, do sformułowania (błędnego moim zda­
niem) twierdzenia, jakoby zachowania moralne zależały cał­
kowicie od kontekstu, w którym występują. Ich zdaniem
zachowania takie będą podlegały modyfikacjom niemal zu­
pełnie niezależnym od deklarowanych przekonań.
Dlaczego twierdzę, że ich wnioski były błędne? Otóż
głównie dlatego, że badacze ci biorą gotowy produkt, ja­
kim jest nasz kulturowo wypracowany system moralny, a
który jest wynikiem oddziaływania wielu różnych czynni­
ków, takich jak: biologia, wychowanie, rozwój intelektual­
ny, społeczne wpływy środowiska itp., badają jego frag­
ment i wyrokują o całości naszych zachowań moralnych.
Proces badawczy powinien przebiegać zgoła inaczej. Badacz
O kłamstwie
43
powinien postawić pytanie o to, co stanowi pierwotne, wro­
dzone korzenie moralności, a które zachowania są kierowa­
ne zewnętrznie narzuconymi, niezintemalizowanymi nor­
mami, a nie wyrokować o wszelkich zachowaniach moral­
nych na podstawie obserwacji małego ich wycinka. Normy
takie posiadają moc korygującą zachowanie, ale oczywiste
jest, że ustanie ona w chwili, kiedy nie będzie zewnętrznej
kontroli! Na swoje nieszczęście i ku pożytkowi naszych roz­
ważań, badacze wybrali zachowania, od których człowiek
nie jest w ogóle lub jest słabo powstrzymywany w sposób
naturalny - kłamstwo i oszustwo. Jeśli eksperymentalnie
wywoływanymi zachowaniami miałoby być sprawianie cier­
pienia innym, wyniki byłyby zgoła odmienne!
A gdyby pójść dalej i „pogdybać” nieco, to można by się
zastanowić, jaki byłby wynik tych badań, gdyby dzieci
oszukując i kłamiąc, czyniły krzywdę innym dzieciom i
musiałyby tę krzywdę obserwować? Nie znam co prawda
eksperymentów, które potwierdziłyby moje przypuszcze­
nia, ale jestem przekonany, że powstrzymywałyby się
przed kłamstwem i oszustwem o wiele częściej, niż w po­
przedniej sytuacji, gdzie nikt nie ponosił żadnej widocz­
nej i doświadczanej krzywdy. Czyż zachowanie dzieci w
takich badaniach nie było naturalną interpretacją biblij­
nego zakazu: „Nie będziesz mówił p rzeci w bliźniemu
twemu jako świadek kłamstwa”?
A może zapytać wprost dzieci? Antoine de Saint-Exu-
pery w Małym Księciu bardzo ładnie pokazuje, że tam,
gdzie dorośli dostrzegają zwykły kapelusz, dzieci są w
stanie dojrzeć rzeczywistą, czasami przerażającą naturę
rzeczy - węża boa, który połknął słonia. Sięgnąłem więc i
do tego źródła wiedzy i zapytałem dzieci, co sądzą o kłam­
stwie. Na pytanie czym jest kłamstwo, 5-latki z dużą dozą
wątpliwości pytały raczej niż odpowiadały: „Grzech?” Star­
sze dzieci proszone o wyobrażenie sobie świata bez kłam­
stwa, w żaden sposób nie były w stanie wyobrazić sobie
takiej sytuacji. „Kłamstwo po prostu musi być! Bez tego nie
dałoby się żyć! To niemożliwe!” - to przykładowe stwierdze­
nia. Czy miałem do czynienia z dziećmi z gruntu złymi lub
pozbawionymi wyobraźni? Nie sądzę. Myślę jednak, że kłam-
44
Rozdział I
stwo jest dla nich czymś bardzo naturalnym, podczas gdy
norma zakazująca takich zachowań nadal dość obca.
Całe zamieszanie w rozumieniu zachowań moralnych
bierze się zapewne m. in. z niezwykle uproszczonego ob­
razu, jaki został na temat moralności wypracowany przez
psychologów. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na
fakt, jak skromne miejsce psychologia zarezerwowała dla
tego pojęcia. W niedawno wydanym i bardzo wyczerpują­
cym podręczniku psychologii akademickiej zawierającym
prawie 2,5 tys. stron, moralności poświęcono niecałe dwie
i pół strony!27 Łatwo policzyć - 0,1%. Czy taki jest wpływ
moralności na nasze zachowanie? Czytelnik z pewnością
sam sobie odpowie na to pytanie. Wyliczona liczba od­
zwierciedla jednak poziom zainteresowania psychologów
tą, mówiąc żargonem metodologicznym, zmienną. Inny,
też stosunkowo niedawno wydany, podręcznik o całkowi­
tej zawartości 683 stron, również poświęca tej tematyce
dwie i pół strony.28 I w jednym i w drugim przypadku o
moralności mówi się przy okazji rozwoju człowieka - i
tylko tam. Podręczniki te nie są jednak żadnym ewene­
mentem, podobnie jest w innych dziełach poświęconych
psychologii. Być może jednak wiedza zgromadzona na tych
dwóch i pół stronach jest na tyle odkrywcza i wyczerpują­
ca, że wyjaśnia tajniki naszych dylematów moralnych?
Obawiam się, że wprost przeciwnie. Z podręczników, w
których dominują opisy dwu podobnych koncepcji J. Pia-
geta i L. Kohłberga, możemy się dowiedzieć, że rozwój
moralny ma charakter sekwencyjny. Według Piageta naj­
wcześniejszy okres w życiu człowieka do ok. 2 roku życia
nazwany został a n o m i ą m o r a l n ą . Dziecko nie kie­
ruje się w tym czasie żadnymi regułami moralnymi wy­
znaczającymi jego działanie. Pierwszy okres rozwoju mo­
ralnego nazwał on r e a l i z m e m m o r a l n y m . Cha­
rakteryzuje go e g o c e n t r y z m , gdzie zachowaniem kie­
ruje dążność do uzyskania własnych celów i unikania kary.
27 J. Strelau (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki. Tom I-III,
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2000.
2S N. R. Carlson, W. Buskist, Psychology. The science of behaoior
Allyn and Bacon, Boston 1997.
O kłamstwie
45
Kolejna faza została nazwana m o r a l n o ś c i ą k o o p e ­
r a c y j n ą . Charakterystyczne dla tej fazy jest pojawie­
nie się empatii i ocena zachowania pod kątem tego, jaki
wywiera efekt na innych.
Koncepcję Kohlberga najlepiej będzie prześledzić, ana­
lizując tabelę 1.
■ Poziom i etap ' Podstawowe molYwy zachowań
. M oralność przedkonwencjonalna
ETAP 1: Moralność kary i po­
słuszeństwa
ETAP 2: Moralność naiwnego
i n.stru men ta In ego h i ■don izm u
Unikanie kary
Perspektywa egocentryczna,
ocena potencjalnego ryzyka i
spodzieu anych korzyści
Moralność konwencjonalna
ETAP 3: Moralność utrzymy­
wania dobrych relacji
ETAP -J: Moralność utrzymy­
wania porządku społecznego
Aprobata ze strony innych lu­
dzi
| Normy i zasady definiują mo­
ralność
Moralność pokonwencjonalna
ETAP 5: Moralność kontraktu
społecznego
Stosowanie się do norm spo­
łecznych dla wspólnego dobra,
chociaż prawa jednostki cza­
sami przeważają nad prawem
ETAP K: Moralność uniwersał-:
nycłi zasad etycznych
Społeczne prawa i /a»ady opar­
te nu wartościach etycznych
ETAP 7: Moralność, zoriento­
wana uniwersału i <;
[ . ' . i
Zim orna lizowanio wartości
transcendentnych w stosunku
^do norm społecznych
Tab. 1. Poziomy i etapy rozwoju moralnego wg teorii Kohlberga.
46 Rozdział I
Badania prowadzone w paradygmacie tych teorii nie
mogą przynieść szokujących odkryć. Głównie dlatego, że
większość eksperymentów prowadzonych jest z wykorzy­
staniem norm drugo-, jeśli nawet nie trzecio- lub czwar-
torzędnych. Natomiast wnioski wyciągane na podstawie
przestrzegania tych norm są generalizowane na cały sys­
tem moralny. W ten sposób prowadzone badania nie są w
stanie sfalsyfikować założeń teorii, a można ją jedynie
uzupełniać o kolejne opisy zachowań w różnych sytuacjach,
w powiązaniu z różnymi zmiennymi.
Natura wyposażyła człowieka najprawdopodobniej w
kilka dość podstawowych norm moralnych. I normy te są
obecne przez wszystkie okresy rozwoju, choć rzeczywiście
trudno się je bada. Miały one zabezpieczać go przed dale­
ko posuniętymi skutkami wewnątrzgatunkowej agresji,
zapewniać pomoc wzajemną dla poszkodowanych osobni­
ków tego samego gatunku i usprawniać jego rozwój. Zo­
stały one zresztą ujęte w prostym przesłaniu: „Będziesz
miłował bliźniego jak siebie samego”.29 Na tym mocnym
fundamencie moralnym opiera się prządek społeczny, sta­
nowi ono prawo nadrzędne i na nim zresztą budował swoją
naukę Chrystus:
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta sadyce-
uszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie,
zapytał, wystawiając go na próbę: „Nauczycielu, które przy­
kazanie w Prawie jest największe?” On mu odpowiedział:
Jiędziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem,
całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest najwięk­
sze i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego błiźniego jak siebie samego. Na tych
dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.”30
Tak sformułowany nakaz moralny wystarczyłby za
wszelkie katalogi, dekalogi i kodeksy, ale jednak w więk­
szości kultur, religii pojawiały się szczegółowe wytyczne
29 Biblia Tysiąclecia. Kpł 19,18, wyd. cyt.
Biblia Tysiąclecia. Mt 22,34-40, wyd. cyt.
O kłamstwie 47
czyli instrukcje, ja k kochać bliźniego, jakich krzywd
nie należy mu wyrządzać. Nie kradnij, nie cudzołóż i
tym podobne przykazania, to przykłady takich „instruk­
cji szczegółowych” miłowania bliźniego. Nie byłoby jesz­
cze w tym nic złego, gdyby nie to, że moralność, zbiór
norm traktuje się niehierarchicznie, podczas gdy ich
funkcja regulująca nasze zachowanie jest najprawdo­
podobniej ukonstytuowana hierarchicznie. Zakaz zabi­
jania jest z pewnością bardziej nadrzędny od zakazu
kradzieży, a zakaz kłamstwa jest pewnie podrzędny tym
obu i kilku jeszcze innym. Mało tego, nawet respekto­
wanie jednego tylko prawa wymaga hierachii opartej o
proste kryteria ilościowe. Nieźle ilustruje to znany dy­
lemat etyczny:
Rozpędzony tramwaj stacza się ze wzgórza i wpadnie na
grupę pięciu osób stojących na torze, jeśli nie przełożysz
dźwigni, którą masz pod ręka, i nie skierujesz w ten sposób
tramwaju na inny tor, na którym stoi tylko jedna osoba.
Oczywiście musisz przerzucić dźwignię, a racja jest nastę­
pująca: jeden zabity, pięciu ocalonych. To, że cenimy życie,
dyktuje nam w tym wypadku zgoła odmienną normę: „ogra­
niczaj szkody”.31
Brak hierarchii w Dekalogu i innych kodeksach mo­
ralnych jest zresztą przyczyną wielu rozterek moralnych,
którym podlega człowiek w każdej sytuacji, kiedy musi
decydować o tym, która z norm jest ważniejsza. A takich
wyborów doświadcza w swoim życiu mnóstwo. Czy to nie
żart ze strony bogów, że objawiając ludziom drogowskazy
moralne, nie wskazali, w którym pójść kierunku, kiedy
dwa z nich pokazują zupełnie różne kierunki?
Przyczyną wyprodukowania tak wielkiej ilości opisy­
wanych „szczegółowych instrukcji” był z pewnością gwał­
towny rozwój cywilizacji pozwalający na łamanie podsta­
wowego nakazu, bez odczuwalnych dla siebie konsekwen­
cji. Oddajmy jeszcze raz głos biologom...
11 J. Griffin, Sąd wartościujący. Fundacja Aletbeia, Warszawa 2000.
48
Rozdział I
Warunkiem skuteczności zjednujących gestów pokory jest,
aby napadnięty miał dość czasu na nadanie sygnałów pod­
dania, a przeciwnik - do ich spostrzeżenia. Warunki te prze­
ważnie nie są spełniane, kiedy ludzie napadają na siebie
w z a j e m z bronią w ręku. Już z chwilą wynalezienia tłuka
pięściowego człowiek był w stanie jednym uderzeniem wyłą­
czyć przeciwnika z walki, a tym samym odebrać mu jakąkol­
wiek możliwość poddania się. Nie jest więc na pewno przy­
padkiem, że jednocześnie z pojawieniem się pierwszej broni
zaczęły występować rozbite ludzkie czaszki: czaszki małpo­
ludów z podrodziny australopiteków wykopane w płd. Afry­
ce przez Darta wykazywały w większości ślady gwałtownych
działań. Nasze wrodzone zahamowania napastliwości wy­
znaczone są przez wyposażenie biologiczne. Kiedy dwaj lu­
dzie biją się gołymi rękami, w końcu jeden może się poddać
wzbudzając współczucie u przeciwnika. Z chwilą wynale­
zienia pierwszej broni zmieniło się to jednak skokowo, i
można przyjąć, że człowiek znalazł się wówczas w podob­
nie krytycznej sytuacji, w jakiej znajduje się dzisiaj, w
e p o c e b r o n i jądrowej. Przodkom naszym udawało się
dostosować do sytuacji, niemniej jednak każda nowa broń
stawiała ich w obliczu problemu znalezienia nowych, kul­
turowych kontroli agresji. Zawsze wszakże wynajdywanie
rycerskich reguł zachowania się pozostawało w tyle za
techniką zbrojeniową.32
Wynajdywanie tych reguł, przykazań, zasad... To wła­
śnie nazywam „instrukcjami szczegółowymi”. Ale nie tyl­
ko wynalazki techniczne sprzyjały mnożeniu się zaleceń
moralnych. Być może gorszy jeszcze był rozwój świado­
mości człowieka. Niektórzy antropologowie uważają wręcz,
że zdolność człowieka do deprecjonowania, a nawet de­
monizowania przeciwnika była w rozwoju form agresji u
człowieka ważniejsza od wynalezienia broni.
Dzięki swemu wysokiemu intelektowi człowiek potrafi wmó­
wić sobie, że jego przeciwnicy nie są ludźmi  (goje, przypis.w.)
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Amigoland napisał/a
Sądzę że każde kłamstwo ma swój wymiar. Nie można każdego kłamstwa mierzyć jednakowo. Chociaż kłamstwo to zawsze kłamstwo. Ale inny wymiar ma kłamstwo osób publicznych, a inny wśród zwykłych. Najlepszy mamy przykład z ostatnich 2 lat. Kłamstwo pandemiczne było przyczyną zgonu wielu osób, którym odwołano zabiegi onkologiczne...
Cześć Wojtek.
Cześć Andrzeju >;) Mamy poglądy oparte na założeniach biblijnych, a większość ludzi nawet nie wie, jakie niespójności to ze sobą niesie >;) Bo jedne wybiegi są do przyjęcia, a inne nie i "sam diabeł nie wie" kiedy "prawdomówny" uczciwy człowiek ma co stosować >;))) Zresztą zauważam pewne zjawisko, że ludzie lubią kłamać dla rozrywki >;)) to jak kleptomania, no zobaczymy czy się Uda >;PPP Jak ktoś mówi, że "mówi prawdę" to w pewien sposób kłamie >;PPPP Albo zwyczajnie nie ogarnia o czym mówi >;PPP
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
tego rodzaju „robactwo” ma się prawo, co
więcej, powinno się zabijać. Brazylijscy Indianie Munduru-
cu dzielą świat na siebie i na Pariwat, co oznacza całą resz­
tę. Ci inni uważani są za „zwierzynę łowną” i mówi się też
o nich jak o zwierzętach. Na Jawie używa się tego samego
słowa dla określenia „ludzki” i „przynależny do własnej
grupy”. Badania amerykańskich komiksów o tematyce wo­
jennej wykazały, że nawet śmiertelne i pełne przerażenia
okrzyki Amerykanów są przedstawiane inaczej, niż ich prze­
ciwników.33
Również przeciwko takim sztuczkom świadomości po­
wstawały kulturowo wypracowywane szczegółowe normy
moralne. Czy przypadkiem słowa dekalogu „Nie będziesz
mówił przeciw bliźniemu twemu jako świadek kłamstwa”
nie są instrukcją szczegółową, która zabrania jeszcze jed­
nej formy łamania zakazu miłości bliźniego? I być może
do tego pierwotnie służyły, aby nie występować p r z e ­
ciw bliźniemu. Być może interpretacja Augustyna Aure­
liusza była historycznym błędem, który wtrącił nas w stałe
poczucie winy i ciągłe próby uzasadniania własnych
kłamstw, nazywanie ich „koniecznymi”, „politycznymi”
„białymi i czarnymi” itd. itp. Są to jednak tylko moje
własne interpretacje. Aby uzupełnić te rozważania, pro­
ponuję przyjrzeć się wypowiedziom myślicieli, którzy wiele
czasu i energii poświęcili refleksjom na ten temat. Oto
niektóre z nich.
Stefan Dietzsch, współczesny filozof niemiecki, w zbio­
rze błyskotliwych i przekornych esejów pisze między in­
nymi tak; „Kłamstwo nie jest ani pryncypialnie złe, ani
pryncypialnie dobre. Jest po prostu formą społecznego
działania. Nie można go więc oceniać «samego w so-
bie».” I konsekwentnie dalej: „Należałoby powiedzieć
sobie, że zdolność zwodzenia jest w ogóle niezbędnym
czynnikiem ewolucji i oznaką społecznej inteligencji.”
Co oznacza, że: „(...) niemożność zwodzenia sprawia, że
:i:i Tamże.
50 Rozdział I
człowiek przestaje być istotą samookreśloną, nie potra­
fi być samodzielny, stracił bowiem nieodzowny dystans
wobec cudzej woli”.34
Tyle Dietzsch. W przeszłości nie raz próbowano przede-
finiować kłamstwo. Luter na przykład wykreślił z katalo­
gu grzechów kłamstwo użyteczne lub konieczne. Przypo­
mnijmy jeszcze raz słowa zagorzałego moralisty - Imma-
nuela Kanta: „Kłamstwem bowiem ma się nazywać to, co
narusza czyjeś prawo, a nie każde wprowadzenie w błąd.”
I jeszcze dalej idące, również wcześniej cytowane, słowa
Voltaire’a: „Kłamstwo jest grzechem, jeśli wyrządza zło,
jest wielką cnotą, jeśli czyni dobro.”35 Natomiast współ­
czesna próba moralnej oceny kłamstwa jest bardzo ostroż­
na i wyważona:
Czy okłamywanie służy celowi moralnemu czy też mu prze­
ciwdziała, nie da się rozstrzygnąć li tylko na podstawie sa­
mego kłamstwa, wola okłamywania zaś, tj. powiedzenia ja ­
kiejś innej świadomości rzeczy nieprawdziwej”, sama w so­
bie nie ma ani w złym, ani w dobrym sensie nic wspólnego z
moralnością.315
Myślę, że w tym lapidarium, zawierającym fragmenty
ilustrujące stosunek filozofów do kłamstwa, warto umie­
ścić również spojrzenie na problem z zupełnie odmiennej
perspektywy kulturowej. Mam tutaj na myśli sposób my­
ślenia charakterystyczny dla taoizmu. Nie twierdzę, że
zbadałem problem dogłębnie, ale w kilku poważniejszych
dziełach taoistycznych nie znalazłem żadnego ustępu trak­
tującego o kłamstwie. Czyżby podobnie jak w starożytnej
Grecji problem taki nie istniał? A może to zupełnie inny
sposób podejścia do moralności? Wszak o wiele łatwiej
odnaleźć zdania dotyczące „najwyższej cnoty” niż precy­
34 S. Dietzsch, Krótka historia kłamstwa. Wyd. cyt.
35 Voltaire do A.M. Thieriot, z 21 października 1736, cyt. za: S.
Dietzsch, Krótka historia kłamstwa. Wyd. cyt.
36 J. Rehmke, Das Lugen. [w:] J. Rehmke, Gesammelte philosophi-
sche Aufsatze. Hg. Von K. Gassen, Erfurt 1928, [za:] S. Dietzsch, Krót­
ka historia kłamstwa. Wyd. cyt.
O kłamstwie 51
zyjne wskazówki dotyczące poszczególnych zachowań. Ko­
responduje to z przedstawioną wcześniej koncepcją hie­
rarchicznej organizacji moralności. Na przykładzie słów
Chuang Tse przyjrzyjmy się, w jaki sposób taoiści rozpra­
wiali o moralności.
W Wieku Doskonałej Cnoty mądrość i zdolności nie były
uważane za coś nadzwyczajnego. Na mędrców patrzono jak
na wyższe gałęzie drzewa ludzkości, które rosną nieco bliżej
słońca. Ludzie postępowali właściwie, nie wiedząc nawet, że
to jest prawość i przyzwoitość. Kochali się i szanowali wza­
jemnie, nie nazywając tego dobroczynnością. Byli ufni i uczci­
wi, nie uważając tego za lojalność. Dotrzymywali słowa, nie
myśląc o zaufaniu. W życiu codziennym pomagali sobie na­
wzajem, nie roztrząsając zakresu obowiązku. Nie zastana­
wiali się nad niesprawiedliwością, ponieważ nie było nie­
sprawiedliwości.37
Czy po takiej wypowiedzi możemy wyobrazić sobie tao-
istę rozstrząsającego istotę kłamstwa albo zastanawiają­
cego się nad różnymi rodzajami kłamstwa?
Na zakończenie rozważań o moralności warto również
zadać pytanie przeciętnemu współczesnemu człowiekowi
o to, jak ocenia kłamstwo, czy je akceptuje. Pytanie to
zadała dwójka badaczy - Svenn Lindskold i Pamela S.
Walteres - przeszło trzystu osobom, uczniom i studentom
w bardzo różnym wieku (w grupie osób badanych byli
słuchacze szkół wieczorowych).38 Oczywiście pytanie zo­
stało postawione zgodnie z najlepszymi standardami dys­
cypliny empirycznej. W rezultacie przeprowadzonych
trzech studiów badawczych, okazało się, że ludzie katego­
ryzują kłamstwa, podobnie jak robią to etycy. Tak więc
kłamstwa można uporządkować wedle stopnia zaakcep­
towania przez osoby badane od najbardziej do najmniej
37 Cyt. za: T. Cleary, Istota Tao. Dom Wydawniczy Rebis, Poz­
nań 2000.
3S S. Lindskold, P. S. Walteres, Categories for acceptability of lies.
„The Journal of Social Psychology”, 120, 1983, s. 129-136.
52
Rozdział I
Rys. 1. OCENA M ORALNA
POSZCZEGÓLNYCH RODZAJÓW KŁAMSTW
9 , 0 !
• Kłamstwa chroniące innych przed drobną urazą, wsty­
dem lub zakłopotaniem
• Kłamstwa nikogo nie krzywdzące, a osłaniające siebie
lub innych przed karą lub dezaprobatą spowodowany­
mi drobnymi wadami, gafą lub wpadką
• Takie kłamstwa, które w sposób ewidentny wpłyną na
osoby zajmujące jakieś oficjalne stanowiska, ale tak, że
ich zachowanie przyniesie nam korzyść i nikogo nie
skrzywdzi
• Kłamstwo pokazujące kłamcę w lepszym świetle, niż to
ma miejsce w rzeczywistości, umotywowane ochroną ja­
kiejś korzyści uzyskanej wcześniej w sposób nieuprawniony
• Kłamstwa, które w przypadku sukcesu powodują okre­
ślone zachowanie innych, przynoszące korzyści kłamcy
i powodujące straty innych, bądź ich krzywdę
• Kłamstwo krzywdzące kogoś innego (poza kłamcą i okła­
mywanym), a przynoszące korzyść kłamcy
O kłamstwie
53
akceptowalnych. Podane obok cyfry to średnie świadczą­
ce o ocenie moralnej poszczególnych rodzajów kłamstw
na skali od 1 (ekstremalnie złe) aż do 11 (zachowanie
całkowicie dozwolone).39
Ujmując rzecz w kategoriach motywów społecznych,
można tę klasyfikację opisać na wymiarze: altruizm,
poprzez indywidualizm aż po egoistyczne wykorzysty­
wanie innych. Nietrudno też zauważyć, że zaprezento­
wana klasyfikacja wynika z oceny moralnej skutków,
jakie przyniosło kłamstwo, a nie samego faktu kłama­
nia. Wyniki takie potwierdzają wcześniej prezentowa­
ne opinie filozofów.
Jeśli czytelnika przekonał mój wywód, poglądy niektó­
rych myślicieli i zbadane empirycznie przekonania zwy­
kłych ludzi, będzie mógł spokojnie studiować technologię
kłamstwa i oglądać je z różnych stron tak, jak ogląda się
narzędzie - narzędzie, którym można zrobić sobie lub in­
nym krzywdę, ale i takie, którym można zrobić wiele po­
żytecznych rzeczy. Jeśli jednak moja pobieżna analiza
mimo wszystko nie jest przekonywująca, czytaniu tej
książki będzie z pewnością towarzyszyło przekonanie, że
oto wypuściłem diabła z butelki i odraza, nieodłączna w
sytuacjach przyglądania się narzędziom grzechu lub zbrod­
ni. Jako autor książki o jednym z naszych codziennych
„grzechów”, zobowiązany byłem do przedstawienia zja­
wiska z odmiennego niż potoczny punktu widzenia i
mogę te rozważania skonkludować w jeden tylko spo­
sób. Kłamstwo nie jest moralnie dobre bądź złe, nie ma
z moralnością wiele wspólnego, tak jak nie ma fakt
posługiwania się mową. Dopiero skutki, które ono po­
woduje, mogą być oceniane w kategoriach moralnych.
Brak mocnych fundamentów moralnych i hierarchicz­
nego systemu moralnego we współczesnym, niezwykle
skomplikowanym społecznie świecie, powoduje, że mu­
simy posiłkować się szeregiem szczegółowych, równo­
rzędnych zakazów i nakazów, które niejednokrotnie sta­
Dane pochodzą z pierwszego studium badawczego, w pozosta­
łych dwóch uzyskano wyniki niewiele różniące się od prezentowanych.
54 Rozdział I
ją w sprzeczności w stosunku do siebie i których wypeł­
nianie przychodzi nam z najwyższym trudem. Wyni­
kiem tego stajemy przed ciągłymi dylematami moral­
nymi, których rozwiązania konstruują hierarchię na­
szego systemu moralnego.
Czym jest kłamstwo?
Co sądzą filozofowie na temat kłamstwa, zostało przy­
toczone powyżej. Przedstawiciele sztuk plastycznych w
sposób dość zawiły symbolizowali kłamstwo. Ikonologia
Cesarego Ripa z 1593 szczegółowo opisuje plastyczną re­
prezentację kłamstwa. Na tej podstawie malarze, rzeź­
biarze, graficy mogli budować swoje wyobrażenie kłam­
stwa.
Kobieta młoda, szpetna, ale w sukni wytwornej, mienią­
cej się różnymi kolorami i wymalowanej w najrozmaitsze
maski oraz języki; ma być kulawa, tzn. z jedną nogą drew­
nianą, w lewej zaś dłoni ma dzierżyć wiązkę płonącej sło­
my.
Ubiera się kunsztownie, gdyż całą swoją sztuką usiłuje wma­
wiać to, czego nie ma. Mieniąca się barwami szata, wymalo­
wana w maski i języki, wskazuje na zmienność charakteru
łgarza, który, daleko w swej mowie odchodząc od prawdy,
wygląd wszystkich rzeczy odmienia, skąd wzięło się przysło­
wie Mendacem oportet esse memorem (kłamcy trzeba tęgiej
pamięci). Wiązka płonącej słomy oznacza nie co innego, jak
tylko to, że tak jak ów ogień szybko się zapala i równie
szybko gaśnie, tak też kłamstwo łatwo powstaje i szybko
umiera. Kulawość unaocznia nam owo pospolite powiedzon­
ko, że kłamstwo ma krótkie nogi.40
W świadomości potocznej najpowszechniej łączonym z
kłamstwem symbolem jest rozdwojony język węża. Praw­
dopodobnie na miano takiego symbolu zasłużył sobie ów
wąż z raju, który nakłonił do grzechu naszych pierworod-
40 C. Ripa, Ikonologia. TAiW PN UNIYERSITAS, Kraków 1998.
O kłamstwie 55
Rys. 2. „Wzorzec” kłamstwa z 1593 roku.
nych rodziców. Ten symbol jest o tyle groźny, że powszech­
nie z obrazem węża kojarzy się jego inny atrybut - jado-
witość i zdolność niesienia śmierci.
56 Rozdział I
Fot. 2. Rozdwojony język węża - symbol kłamstwa.
Podobnie jak powszechna jest potoczna symbolika
kłamstwa, podobnie powszechne jest rozumienie kłam­
stwa - zapewne takie, jak je określił Augustyn - powią­
zane ze świadomym zamiarem wprowadzenia w błąd (vo-
luntas ad fallendum). Absurdalność takiego sposobu ro­
zumienia kłamstwa doskonale obnaża wstrząsające opo­
wiadanie Mur J. P. Sartra. Skazany na karę śmierci opo­
zycjonista oczekuje wraz z dwoma innymi skazańcami na
egzekucję. Jedyną alternatywą jaką mu pozostawiono jest
zdrada swojego przywódcy, który przebywa na wolności.
Bohater opowiadania rozstrzyga ten dylemat moralny,
wybierając milczenie i śmierć. Ale ogromny lęk i chęć
zachowania życia skłaniają go do czynu, który pozwoli
mu zarówno zachować twarz, jak i przedłużyć o kilka chwil
swój żywot. Deklaruje strażnikom chęć współpracy, po­
stanawiając jednocześnie zadrwić z oprawców. Zeznaje o
miejscu przebywania ściganego przywódcy, ale posługuje
się kłamstwem. Podaje jako miejsce jego schronienia cmen­
tarz, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistą kryjówką.
Egzystencjalna absurdalność sytuacji powoduje, że tam
Fot. MICHAŁ M1KŁK
O kłamstwie 57
rzeczywiście odnajdują zbiega, który zmienił swoje ukry­
cie, m. in. po to, aby nie zostać wydanym! Nasz bohater
zyskuje życie kosztem kłamstwa, które przypadkiem oka­
zało się prawdą... Co w tym zdarzeniu było kłamstwem?
A może kłamstwo podobnie jak prawda jest na tyle rela­
tywnym pojęciem, że nie sposób o nim wyrokować, jeśli
nie uwzględni się umiejscowienia w czasie, perspektywy
osoby oszukującej bądź oszukiwanej i kilku jeszcze czyn­
ników? A może jest zjawiskiem wielowymiarowym? Czym
zatem ono jest?
Aby trafnie opisać zjawisko kłamstwa, chyba nie wy­
starczy nam augustynowski zamiar wprowadzenia w błąd.
Będziemy musieli przyjrzeć się innym jego aspektom. W
tym celu posłużę się poczciwą postacią świętego Mikoła­
ja. Postać tę prezentujemy dzieciom jako osobę rzeczywi­
stą, mającą moc spełniania życzeń i szereg atrybutów fi­
zycznego istnienia. Posługując się kryterium Augustyna
dopuszczamy się jednoznacznego kłamstwa. Wprowadza­
my dzieci w błąd, a one ufnie i bez zastrzeżeń przyjmują
wymyśloną postać jako fakt. A jednak coś nam karze za­
protestować przeciwko takiej ocenie powszechnego postę­
powania dorosłych w stosunku do dzieci. Wielu czytelni­
ków z pewnością zaoponuje przeciwko tak kategoryczne­
mu określeniu tworzenia pięknej fikcji. I w tym miejscu
właśnie spotykamy się z drugim aspektem kłamstwa -
fikcją, konfabulacją.
Dzieci w starszym nieco wieku zaczynają dostrzegać,
że św. Mikołaj to tylko zimowy rytuał mający sprawiać
im radość. Nie czują się przy tym bynajmniej oszukane.
Ba, starsze w stosunku do młodszych podtrzymują tę fik­
cję, a jako dorośli przekazują ją z kolei swoim dzieciom.
Kiedy pewien nauczyciel ze szkoły podstawowej w Waszyng­
tonie powiedział swoim uczniom, że nie ma Świętego Miko­
łaja, rodzice wpadli w furię. Oskarżali nauczyciela o „doko­
nanie gwałtu na przekonaniach ich dzieci”.11
11 A. Bieńkowska, Gdzie złota rybka spełnia życzenia i „Charakte­
ry”, czerwiec 2001.
58 Rozdział I
W podobnej sytuacji jeszcze gorszy los spotkał nauczy­
cielkę na przeciwnej półkuli:
Sześciolatki z australijskiej podstawówki w Corowa, 500 km
od Sydney, kilka dni temu wróciły do domów zalane łzami.
Nauczycielka oznajmiła im, że Święty Mikołaj nie istnieje, a
prezenty dostają od rodziców. W miasteczku wybuchł skan­
dal. Jak to nie istnieje? A kto ląduje w kominkach? Kto zbiera
O kłamstwie 59
listy zostawiane na parapetach? Kto napełnia pończochy pre­
zentami? Zdenerwowani rodzice pobiegli do dyrektora szkoły.
Ten zdenerwował się jeszcze bardziej i zadzwonił do minister­
stwa oświaty stanu Nowa Południowa Waha. Minister zdener­
wował się do tego stopnia, że nauczycielkę zwolnił. Teraz pew­
nie i ona zaczęła wierzyć w Świętego Mikołaja. No bo jak moż­
na wylecieć z pracy przez kogoś, kogo nie ma?42
Oczywiście, granicę pomiędzy kłamstwem a fikcją jest
bardzo trudno uchwycić. Na ile trudno, ilustruje to przy­
kład zdarzenia, które miało miejsce w listopadzie 2000 r.
w warszawskiej Zachęcie. Znany polski aktor, Daniel Ol­
brychski przemycił do galerii szablę i na oczach zaproszo­
nych dziennikarzy i gości posiekał zdjęcia z wystawy Na­
ziści autorstwa Piotra Uklasińskiego. Wystawa prezento­
wała fotografie aktorów z całego świata grających filmo­
we role w mundurach hitlerowskich. Wśród nich znajdował
się fotos Olbrychskiego z filmu Claude’a Leloucha. Swój dra­
matyczny i widowiskowy gest aktor tłumaczył tym, że filmy,
w których grali prezentowani aktorzy, miały wymowę anty­
hitlerowską, a fotografie zostały zaprezentowane bez żadne­
go komentarza i bez zgody aktorów. Zdaniem Olbrychskie­
go, autor wystawy chciał pokazać, że wielcy aktorzy firmują
nazizm. Mówiąc kategoriami, których używam w tej książ­
ce, posądził go o kłamstwo i zaprotestował przeciwko temu.
Przeciwnicy postępku aktora zarzucili mu z kolei nie­
zdolność do rozróżnienia kłamstwa i fikcji.
Jeżeli umieszczenie podobizny w jednym rzędzie ze 163
gwiazdami jest naruszeniem dóbr osobistych, to za takim
stwierdzeniem musi stać niebotyczna pycha. Olbrychski za­
rzuca też Uklańskiemu, że nie dodał do swego dzieła ko­
mentarza. Artysta, który musi wyjaśniać, „co chciał przez to
powiedzieć”, powinien zmienić zawód, Jeżeli zaś odbiorca
nie rozumie dzieła, to albo nie dorasta do przekazu (trudno,
sztuka bywa elitarna), albo też wina leży po stronie nadaw­
cy (przemawia w sposób mętny, brzydki lub głupi).
42 Niepoprawny Święty. „Newsweek”, 23 grudnia 2001.
60
Rozdział I
Wydaje się, że przez instalację Naziści zadane zostały waż­
ne dla naszej kultury pytania. Dlaczego tak splamiony zbrod­
nią niemiecki mundur z czasów II wojny światowej wciąż
jeszcze fascynuje? Czy zło (jak chce Hannah Arendt) jest
tylko banalne, czy bywa też atrakcyjne i urodziwe? Czy wy­
starczy odziać w uniform SS idoli naszego czasu, aby szczypta
ich piękna spłynęła na druty Oświęcimia? Czy brutalna siła
może nas pociągać i czym? To ważne pytania. Nie ma pro­
stych odpowiedzi. Jedno jest pewne - nie można traktować
zaproszenia do refleksji w kategoriach donosu, że ktoś był
hitlerowcem lub wcielał się w niego. Tytuł Naziści jest prze­
wrotny, bo fotogramy ukazują naszych ulubieńców. Już to
zestawienie jest pytaniem, czy aby nasze fabryki snów nie
odpowiadają za atrakcyjność zła.43
Spór pomiędzy Danielem Olbrychskim a obrońcami
wystawy jest niczym innym jak sporem o granice fikcji.
Aktor odebrał przekaz jako kłamstwo, jego oponenci jako
fikcję. Nie chciałbym tego sporu rozstrzygać, a jedynie
wykorzystać go do ukazania nieostrej granicy pomiędzy
dwoma aspektami tego samego zjawiska. Co ciekawe, przy
tej okazji ukazuje się problem odpowiedzialności. Fikcjo-
twórca nie zamierza brać na siebie odpowiedzialności za
ewentualne skutki działania fikcji, bowiem jego zamia­
rem nie było wprowadzenie nikogo w błąd. Cóż jednak
dzieje się w sytuacji, kiedy odbiorca fikcyjnego przekazu
potraktuje fikcję jak prawdę? Taki problem pojawił się
również w opisywanym przez nas przypadku:
Na ostatnim wieczorze pieśni patriotycznych podeszła do
mnie (do D. Olbrychskiego - przyp. mój) licealistka i mówi:
„Ja tę wystawę rozumiem, ale młodsza siostra pytała, czy
pan służył w armii Hitlera”.44
Aktor uznał tym samym, że twórca fikcji nie wziął na
siebie odpowiedzialności za potraktowanie jej jako praw­
1:1 M. Karpiński, Seksapil esesmana. „WPROST”, 3 grudnia 2000.
44 Tamże.
O kłamstwie 61
dy. Obrońcy wystawy nie widzą jednak potrzeby brania
jakiejkolwiek odpowiedzialności:
Jak już artysta musiał dobywać szabli, to powinien ją skiero­
wać ku nauczycielowi historii tej młodej osoby, odpowiadające­
mu za jej niedouczenie. Jeżeli ktoś może podejrzewać, że ktoś
urodzony w roku upadku III Rzeszy mógł służyć w hitlerow­
skiej armii, to znaczy, że jest ignorantem, lub gorzej. Sądy
ignorantów nie powinny nas motywować do działania.45
I znowu, podobnie jak to było w przypadku moralnej
analizy kłamstwa, pojawia nam się konieczność oceny skut­
ków, jakie dany akt działania powoduje. Czy to będzie fikcja
czy kłamstwo, skutek dla osoby pokrzywdzonej będzie taki
sam. Gdyby autor wystawy mówiąc do wspomnianej wyżej
uczennicy, stwierdził: „Daniel Olbrychski służył w armii hi­
tlerowskiej”, spowodowałby dokładnie takie same skutki,
jak to rzeczywiście miało miejsce w wyniku obejrzenia przez
nią wystawy. Problem ten nie pojawia się przy fikcji o jed­
noznacznym moralnie pozytywnym skutku, że wspomnę po­
nownie owego św. Mikołaja. Co prawda znowu, dla precyzo­
wania pojęcia, musimy użyć augustynowskiej intencji, ale
jednak w nieco innym znaczeniu - kłamiemy po to, żeby
ktoś nam uwierzył, fikcję tworzymy, nie dbając o to, czy
odbiorca w nią uwierzy. Nie dbali o to twórcy pewnego zna­
nego serialu radzieckiego. A jakie były tego konsekwencje?
Kiedy Siedemnaście mgnień wiosny obejrzał Leonid Breż­
niew, kazał odszukać porucznika Maksyma Maksymowicza
Issajewa. Nikt nie odważył się sprzeciwić niemłodemu już
sekretarzowi i tłumaczyć, że to postać fikcyjna. Wezwano
Tichonowa. Breżniew pogratulował mu męstwa i nagrodził
Gwiazdą Bohatera Pracy Socjalistycznej.46
45 Tamże.
46 J. Steciuk, Stirlitz. „Gazeta Wyborcza”, 13 lipca 2001. Tytułem
uzupełnienia dla czytelników mniej zorientowanych: Wiaczesław Ti-
chonow to aktor odgrywający rolę asa rosyjskiego wywiadu poruczni­
ka Maksyma Maksymowicza Issajewa, który przeniknął w szeregi SS,
gdzie funkcjonował jako standartenfiihrer Otto von Stirlitz.
62 Rozdział I
Fikcja powoduje jednak jeszcze inne konsekwencje.
Analizując zdarzenia czy też wypowiedzi fikcyjne, nie spo­
sób wypowiedzieć się o ich prawdziwości! Pozostając w
sztafażu II wojny światowej, moglibyśmy powiedzieć: „Ka­
pitan Kloss służył w armii hitlerowskiej”. Czy zdanie to
jest zdaniem prawdziwym? Nie, bo mówi o postaci nieist­
niejącej. A gdybyśmy powiedzieli: „Kapitan Kloss nie słu­
żył w armii hitlerowskiej”? I to zdanie jest zdaniefti nie­
prawdziwym, choć jest jednoznacznym zaprzeczeniem po­
przedniego. Jak rozwikłać ten paradoks? Ukazuje nam
się przecież kolejny wymiar kłamstwa - logiczny. Pro­
blem logika a kłamstwo rozpoczął się w zasadzie od słyn­
nego stwierdzenia Kreteńczyka Epimenidesa: „Wszyscy
Kreteńczycy kłamią”. Niestety, zdania tego nie można było
w żaden rozsądny sposób ugryźć. Jeżeli miałoby być ono
prawdziwe, to wypowiedzenie go przez mieszkańca Krety
automatycznie skazuje je na miano fałszu. Jest to kla­
syczne twierdzenie siebie dementujące. Tak zaistniały
paradoks kłamcy wyżywił niejednego filozofa i lo­
gika. Nie będziemy tutaj analizować różnorodnych propo­
zycji rozwiązania paradoksu. Ma on nam jedynie wska­
zać na fakt, że kłamstwo niekoniecznie jest równoznacz­
ne z brakiem spójności logicznej i odwrotnie, że spójność
logiczna niekoniecznie jest wyrazem prawdy. Zresztą lo­
gika, jako narzędzie dociekania prawdy, została dość moc­
no skompromitowana w 1932 roku przez Kurta Gódla,
twórcę zasady niezupełności. Dowiódł on, że nie istnieje
taki zbiór aksjomatów, który mógłby stanowić kompletną
podstawę arytmetyki. Są w arytmetyce twierdzenia, któ­
rych prawdziwości arytmetyka nie jest w stanie udowod­
nić. Wykazał też jednoznacznie brak procedur logicznych,
które pozwoliłyby stwierdzić prawdziwość lub fałszywość
wszystkich twierdzeń matematycznych - prędzej czy póź­
niej zawsze uzyska się sprzeczne wyniki. Inaczej rzecz
ujmując, każdy system generuje problemy, których jego
aksjomaty nie są w stanie rozstrzygnąć. Takimi systema­
mi są arytmetyka i logika.
W ten sposób poruszyliśmy dwa istotne aspekty kłam­
stwa. Pozostał nam jeszcze jeden, dość istotny, psycholo­
O kłamstwie
63
giczno-aktorski. O ile te dwa pierwsze wiążą się ściśle z
samym przekazem, o tyle ostatni aspekt charakteryzuje
zachowanie nadawcy przekazu i jest ściśle związany ze
starym platońskim problemem udawania. I tutaj już mu­
simy włączyć augustynowski element intencji. Udawanie
w fikcji będzie ukierunkowane na skutki impresywno-
ekspresywne. Aktor chce wywrzeć wrażenie, przedstawić
nieistniejące odczucia. W kłamstwie udawanie jest ak­
tem naśladowania prawdy skierowanym na konkretnego
odbiorcę i obliczonym na określony skutek. Tym skut­
kiem ma być jednak przekonanie o prawdziwości. Różni­
ca pomiędzy jednym i drugim jest podobna do tego, jak
bywa rozróżniany akt obietnicy i akt groźby. O ile ten
pierwszy jest przyrzeczeniem „zrobienia czegoś dla cie­
bie”, groźba jest obietnicą „zrobienia czegoś tobie”. Tak
samo udawanie w fikcji jest „robieniem czegoś dla ciebie i
za twoim przyzwoleniem”. W kłamstwie natomiast jest
„robieniem czegoś tobie i to bez twego przyzwolenia”.
Czytelnik, który dotarł do tego fragmentu, oczekuje z
pewnością odpowiedzi na postawione w jego tytule pyta­
nie. Niestety, najpewniej poczuje się zawiedziony, bowiem
miast wyraźnej definicji kłamstwa uzyskał garść infor­
macji na temat jego aspektów. Muszę przyznać, że ja sam
nie czuję się usatysfakcjonowany moimi poszukiwaniami
definicji kłamstwa, bowiem podstawy dyscypliny umysło­
wej wymagają, aby pierwej, zanim zaczniemy o czymś
mówić, zdefiniować zjawisko. Niechęć do wyartykułowa­
nia definicji bierze się stąd, że ciągle wymyka się ono
spod kontroli obciążone nadmierną subiektywnością, a
posłużenie się (jak to czyni wielu autorów) samą intencją
jest dalekie od precyzji. Podsumowując swoje dotychcza­
sowe rozważania na temat istoty kłamstwa, mogę stwier­
dzić, że jest to akt zachowania, w który dość często uwi­
kłane są trzy aspekty:
• logiczny
• językowy
• psychologiczno-aktorski
Żaden z nich sam w sobie nie przesądza o kłamstwie.
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
Pan Piłat zapytał: "A co to jest Prawda?" >;))) Czyja Prawda, a oparta o jakie koncepcje? Zapytano mnie czy odrzucam założenia naukowe >;P Pani znana od wielu lat, po Habilitacji, jak odpowiedziałem: a jakiej Nauki, to się obruszyła, ale przecież nie oburzyła :) bo wiedziała o czym mówię >;PPP Nagle się dochodzi do wniosku, że rozmawiamy o POGLĄDACH, a nie o faktycznym stanie rzeczy :) Taaak świat nie jest czarno biały, dualizm to uproszczenie, w celu łatwiejszych decyzji egzystencjalnych, a jak ma się potencjał, to już NIC nie jest takie Proste >;PP Bo zawsze jest....... ta druga strona >;PPP
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

michalina
Hwj WW:))
Oj tam,nie da się non stop mówic prawdy;))
Dobry dyplomata wrecz jest zobowiązany jeśli nie kłamać to choćby koloryzować trochę;))
A tak w ogóle to każdy ma swoja rację a racja to nie jest prawda,takie zdanie przeczytałam i się z nim zgadzam:))
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Serenity
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Powiem prawdę - nie chce mi się tego czytać :P
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Serenity
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez michalina
michalina napisał/a
Hwj WW:))
Oj tam,nie da się non stop mówic prawdy;))
Dobry dyplomata wrecz jest zobowiązany jeśli nie kłamać to choćby koloryzować trochę;))
A tak w ogóle to każdy ma swoja rację a racja to nie jest prawda,takie zdanie przeczytałam i się z nim zgadzam:))
Michalinko jest jeszcze: "moja prawda, twoja prawda i święta prawda" ;))
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Serenity
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
A ten, kto kłamie tyle razy na dzień, to ma długi nos! ;))
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Serenity
Serenity napisał/a
Powiem prawdę - nie chce mi się tego czytać :P
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Amigoland
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Serenity
Serenity napisał/a
A ten, kto kłamie tyle razy na dzień, to ma długi nos! ;))
I pomarszczone czoło, hehehe. Witaj Sarenko.
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez michalina
michalina napisał/a
Hwj WW:))
Oj tam,nie da się non stop mówic prawdy;))
Dobry dyplomata wrecz jest zobowiązany jeśli nie kłamać to choćby koloryzować trochę;))
A tak w ogóle to każdy ma swoja rację a racja to nie jest prawda,takie zdanie przeczytałam i się z nim zgadzam:))
Witaj Michalino >;) Ja to mam wrażenie że sporo ludzi nie dociąga >;)) No bo wyobraź sobie że sobie żartujesz z kogoś tak delikatnie i pozytywnie i tu jest temat czy to dana osoba "złapie" >;) Tak i jest z hmm "ciągnięciem prawdy za uszy" >;P nazywaną koloryzowaniem :) No bo dla osoby pozytywnie nastawionej z poczuciem humoru to można nawet jakieś straszne kocopały obrócić w żart i nie robić afery że ktoś coś ściemniał >;PP A tu ludzie zaraz z moralnością chrześcijańską i na poważnie że pójdziesz do piekła jak sobie pozwalasz na żartobliwe podejście >;PPP Można na ludzi ciekawie wpływać, jeżeli się zechce aby siebie akceptowali i nie musieli kłamstwami podbudowywać się >;P
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Serenity
Serenity napisał/a
Powiem prawdę - nie chce mi się tego czytać :P
Leniuszek? >;PP Dobry wieczór Serenko :) Dziś walczyłem z taką metalową szafą i "padłem" >;))) A książka ciekawa, lubię takie filozoficzne rozrywki intelektualne :) To:

TOMASZ WITKOWSKI PSYCHOLOGIA KŁAMSTWA
MOTYWY - STRATEGIE - NARZĘDZIA

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Serenity
Serenity napisał/a
A ten, kto kłamie tyle razy na dzień, to ma długi nos! ;))
>;))) Pamiętam ten żart z Córką >;PPPP

Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Amigoland
Amigoland napisał/a
Serenity napisał/a
A ten, kto kłamie tyle razy na dzień, to ma długi nos! ;))
I pomarszczone czoło, hehehe. Witaj Sarenko.
Andrzeju "pomarszczone czoło" to ze zmartwień >;PPPPP Dobry wieczór :)
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Amigoland
Lothar. napisał/a
Amigoland napisał/a
Serenity napisał/a
A ten, kto kłamie tyle razy na dzień, to ma długi nos! ;))
I pomarszczone czoło, hehehe. Witaj Sarenko.
Andrzeju "pomarszczone czoło" to ze zmartwień >;PPPPP Dobry wieczór :)
No nie wiem Słyszałem to kiedyś w filmie kryminalnym, hehehe. Dobry wieczór Wojtek.
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Amigoland
Druga tura bez Bonżura...
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

brunetka.
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Lothar.
Łoo matko w sobotę takie długie opowiadanie  , mi się nie chce.
Każdy kłamie nooo czasami w dobrej wierze.:))))
Odpowiedz | Wątki
Otwórz ten post w widoku wątku
|

Re: Statystyka jest nieubłagana >;P Kłamiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo to wymagamy prawdy i szczerości od innych, potępiamy fał­szywych polityków i oszustów >;))

Lothar.
A too ładnie czy nieładnie tak postępować, Brunetko?
12