Dobranoc Michalino.
Druga tura bez Bonżura...
|
W odpowiedzi na pojawiła się wiadomość opublikowana przez Wenus
Może zrobili RESET jak teraz zamierzają. Wszystko zostało zapomniane, a ludzkość zaczęła od zera... ![]() |
Czy Atlantowie tak zniknęli Serenko? Okresy Ciemności, cyklicznie dotykają Ludzkość.
|
Tak mi się nasunęło. W końcu historia się powtarza, czy nie? Kamień Świętego Berlitza W opactwie Świętego Berlitza nowicjuszami zostawały już dzieci w wieku piętnastu lat. W tym roku ośmiu chłopców i dziesięć dziewczynek miało przejść inicjację. Opat z troską mówił o "niżu demograficznym". Większość chłopców i dziewcząt dorastała w opactwie, ich rodzice pracowali na ziemi św. Berlitza. Byli tu nie tylko bracia zakonni i siostry zakonne, ale także zbieracze jagód, myśliwi, wszelkiego rodzaju rzemieślnicy oraz akuszerki i opiekunowie zdrowia. Wszystkich ich łączył wspaniały obowiązek płodzenia możliwie największej liczby dzieci i wychowywania ich na mocne istoty. Od czasu Wielkiego Zniszczenia w całej okolicy były tylko nieliczne grupy ludzi i opat przypuszczał nawet, że ich przodkowie mogli być jedynymi, którzy przeżyli Wielkie Zniszczenie. Nikt, nawet wielce uczony opat i jego Rada Wiadomości nie wiedzieli, co się wówczas stało. Niektórzy przypuszczali, że przodkowie rozporządzali jakąś straszliwą bronią i zniszczyli się nawzajem. Lecz pogląd ten nie znalazł w Radzie Wiadomości większego uznania. Trudno było sobie bowiem wyobrazić tak straszliwą broń. Ponadto jeden z dogmatów mówił, że ludzie w zamierzchłych czasach byli szczęśliwi i żyli w świecie dobrobytu. Dlaczego zatem mieliby prowadzić ze sobą wojny? Było to nielogiczne i wyglądało na pozbawione sensu. Dlatego w Radzie Wiadomości roztrząsano możliwość, że to jakaś zagadkowa infekcja pochłonęła całą ludzkość. Ale i tę teorię zarzucono, ponieważ przeczyła ona przekazom pozostawionym przez pierwsze pokolenie ojców po Wielkim Zniszczeniu. Trzej Praojcowie i cztery Pramatki opowiadały swoim dzieciom po Wielkim Zniszczeniu, że katastrofa spadła na ludzkość pewnego spokojnego wieczora. Przekazy te były niepodważalne. Znajdowały się w świętej "Księdze Patriarchów", spisanej przez Synów Praojców. Każde dziecko w opactwie św. Berlitza zna Pieśń o Zagładzie. Co roku opat intonował ją podczas smutnej Nocy Pamięci. Był to jedyny przekaz spisany osobiście przez jednego z Praojców. Brzmiał tak: "Ja, Erich Skaja, urodzony 12 lipca 1984 r. w Bazylei nad Renem, byłem z żoną oraz moimi przyjaciółmi, Ulrichem Dopatką i Johannesem Fiebagiem, jak też z ich małżonkami i córką Sylwią, na wycieczce górskiej w Berner Oberland. Ponieważ było już po godzinie 6 wieczorem, skróciliśmy sobie zejście ze szczytu o nazwie Jungfrau, korzystając z tunelu kolejki górskiej. Z powodu prac remontowych na szczycie o tej godzinie nie zjeżdżała już w dolinę żadna kolejka. Nagle zakołysała się ziemia i na tory z hukiem spadły kawałki granitowej powały. Bardzo się przeraziliśmy, a Johannes, który był geologiem, pociągnął nas wszystkich do skalnej niszy. Już myśleliśmy, że koszmar minął, kiedy usłyszeliśmy narastający huk. Ziemia pod naszymi nogami zdawała się pływać, rozległy się straszliwe grzmoty, jakich nie słyszeliśmy w czasie żadnej burzy. Trzydzieści metrów przed nami zawaliła się ściana tunelu. Potem wszystko ucichło. Johannes stwierdził, że albo uaktywnił się jakiś wulkan, co w tej okolicy było raczej nieprawdopodobne, albo mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. Musieliśmy wspinać się do górnego wylotu tunelu. Kiedy byliśmy o kilka metrów od wylotu, usłyszeliśmy hałas. Nie znajduję słów na opisanie rozszalałej natury. Najpierw wicher gnał śnieg i okruchy lodu, potem zaczęły przelatywać drzewa, skały i całe dachy hoteli z doliny. Rozbrzmiewały trzaski i huki, jakich żaden człowiek przed nami nie słyszał. Powietrze wypełniało wycie i szum wichru, wszystko fruwało, wyrzucane na tysiąc i więcej metrów w górę. Ziemia dygotała; huczał rozszalały żywioł. Granitowe skały zderzały się ze sobą jak tekturowe zabawki. Tylko dlatego, że znajdowaliśmy się w tunelu, rozszalały wicher nie wyrządził nam żadnej szkody. Chwała niech będzie Bogu Najwyższemu! Wicher szalał przez trzydzieści siedem godzin bez przerwy. Opadliśmy z sił i leżeliśmy apatycznie w naszej niszy przytuleni do siebie i objęci ramionami. Pragnęliśmy, aby skały nad naszymi głowami zawaliły się, ucinając wreszcie ten koszmar. Nikt nie jest w stanie pojąć, co przecierpieliśmy. Potem przyszła kolej na wodę. Pośród zawodzenia i wycia wichrów usłyszeliśmy szum i dudnienie. Zupełnie jakby wystąpił z brzegów niezmierzony ocean. Gigantyczne fontanny wody pieniły się i bulgotały, z sykiem rozbryzgując się o skały. Jak podczas morskiego sztormu piętrzyły się kolejne ściany wody i łamiąc się spadały w dolinę, tworząc gigantyczne wiry wciągające w otchłań wszystko, co napotkały na swej drodze. Zdawało się, że wszystkie wody z całej Ziemi spływały w to jedno miejsce. Nie pragnęliśmy już niczego innego tylko śmierci, a z piersi wyrywał nam się krzyk przerażenia. Przez osiem godzin szalał wodny żywioł, potem wicher osłabł i z wolna powróciła cisza. Ogłuszeni torturą, oniemiali z bólu, patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie Johannes podczołgał się na czworakach do niewielkiego otworu, jaki pozostał u wylotu tunelu. Usłyszałem jego rozpaczliwy szloch i z olbrzymim trudem przedarłem się do niego. Widok, jaki ujrzałem, odebrał mi mowę. Rozpacz rozdzierała mi serce. Potem wybuchnąłem gorzkim płaczem. Naszego świata już nie było. Szczyty wszystkich gór były ścięte jakby gigantycznym pilnikiem. Nigdzie nie było widać śniegu ani lodu. Zniknęła też wszelka zieleń. W mdłym brunatnym świetle połyskiwały mokre nagie ściany. Nie widać było słońca, a w dolinie, gdzie znajdowała się wypoczynkowa miejscowość Grindenwald, kołysały się wody jeziora. Stało się to w roku 2016 wg chrześcijańskiej rachuby czasu. Nie wiemy, czy jako jedyni przeżyliśmy Wielkie Zniszczenie. Nie wiemy też, co się wydarzyło. Niech Bóg Wszechmogący ma nas w swojej opiece!" `ty * * * `ty Ośmiu chłopców i dziesięć dziewcząt z nabożnym szacunkiem wysłuchało Pieśni o Zagładzie, którą odśpiewał swym donośnym i mocnym głosem opat Ulrich Iii. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na refleksję, przemówił do nowicjuszy w te słowa: - A teraz wejdźcie do Sali Pamięci. Przyjrzyjcie się z nabożnością relikwiom Praojców. Zostaliście wybrani, aby z waszymi braćmi i siostrami czcić i rozumieć te 3 relikwie. W nastroju oczekiwania młodzi nowicjusze weszli do długiego drewnianego budynku, który dotychczas widywali tylko z zewnątrz. Zakonnice zapaliły woskowe świece i relikwie Praojców rozbłysły w migotliwym blasku. Były tam buty świętego Ericha Skai, Ulricha Dopatki i Johannesa Fiebaga. Butów ich żon nie było. Buty zrobione były z dziwnego materiału, który wprawdzie w dotyku przypominał skórę, ale nią nie był. Nawet członkowie Rady Wiadomości nie potrafili wyjaśnić, co to takiego. Jeden z zakonników cierpliwie tłumaczył, że być może w pradawnych czasach istniały na Ziemi zwierzęta, które miały takie właśnie futra, ale zginęły w czasie Wielkiego Zniszczenia. Siedemnastoletni Christian, najstarszy z nowicjuszy, niepewnie uniósł rękę: - Czcigodny bracie, co oznaczają te znaki na butach świętego Johannesa? - zapytał nieśmiało. Zakonnik odpowiedział z dobrotliwym uśmiechem: - Wszystko, co zdołaliśmy odcyfrować, to trzy pierwsze początkowe litery REE i stojącą na końcu literę K. Nie zdołaliśmy ustalić znaczenia tych znaków. Raz jeszcze Christian uniósł dłoń w górę. - Czcigodny bracie, czyżby w pradawnych czasach żyły zwierzęta, na których futrach rosły takie znaki? - Inteligentny z ciebie młodzian - odparł lekko zniecierpliwiony zakonnik. - Za sprawą Boga Wszechmogącego możliwe jest wszystko. W jednej z nisz pogrążonego w półmroku pomieszczenia znajdowały się mieszki Praojców, kryjące potrzebne do przeżycia przedmioty. Zakonnik cierpliwie objaśniał, że w świętej Księdze Patriarchów mieszki te noszą nazwę "plecak". Jak dotąd nie udało się ustalić znaczenia tego słowa. Jedna z hipotez mówi, że być może chodzi tu o niedokładnie zapisane słowo "placek", ponieważ po opróżnieniu mieszki Praojców stają się płaskie jak placek. I znów nowicjusze stanęli przed zagadką, ponieważ mieszki wykonane były z wielobarwnego płótna, które nie było płótnem. Podobnie jak buty świętego Johannesa, mieszki były miękkie i elastyczne, a jednak przez 236 lat, jakie upłynęły od Wielkiego Zniszczenia, nie doznały żadnego uszczerbku. Nowicjusze radośnie wychwalali wszechmocnego Boga - albowiem żyli w cudownym świecie, w którym wiele jeszcze było do rozszyfrowania. Dotyczyło to na przykład błyszczącej liny, którą znaleziono w mieszku świętego Ulricha Dopatki. Nikt nie znał tajemniczego elastycznego, a przecież niezwykle mocnego materiału, z jakiego ją wykonano. W świętej Księdze Patriarchów napisano, że materiał ten nazywa się "nylon", co było przypuszczalnie jakimś pojęciem z pradawnych czasów, którego nie rozumieli nawet nader uczeni bracia z Rady Wiadomości. Niezwykłe uczucie owładnęło nowicjuszy, kiedy brat zakonny pokazał im skrawek "papieru pakowego". Był on tak samo błyszczący i brązowy jak ten, na którym święty Erich Skaja nagryzmolił swoją Pieśń o Zagładzie. Jakże musieli cierpieć owi podziwu godni święci Praojcowie! Jakimiż to cudownymi wiadomościami i materiałami musiano dysponować w pradawnych czasach! Pierwsze spotkanie z relikwiami trwało godzinę. Nowicjusze ujrzeli nieznane narzędzia, tajemnicze pałeczki do pisania i przedmioty, które w świętej Księdze Patriarchów nazywano "zegarkami", m.in. częściowo przezroczysty "zegarek" z jedną wskazówką, która zawsze wskazywała miejsce zachodu Słońca. Zademonstrował to brat zakonny: obojętnie, w którą stronę się odwrócił, trzymając ten "zegarek" w ręku, wskazówka natychmiast zwracała się w kierunku zachodu Słońca. Uroczystość inicjacji zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Nowicjusze nie mogli się już doczekać chwili, kiedy wolno im będzie po raz pierwszy spojrzeć na Kamień Świętego Berlitza. Przy wtórze coraz głośniejszego śpiewu zakonników i zakonnic wkroczyli do Najświętszego. We wszystkich niszach i na wszystkich występach ścian płonęły lampki oliwne, powietrze było przesycone ciężkim aromatem żywicy jodłowej. W powale widniał okrągły otwór. Słup słonecznego blasku rozświetlał ołtarz. A na nim, na niewielkiej podstawce, spoczywał Kamień Świętego Berlitza - największy skarb opactwa. Opat Ulrich Iii wzniósł modły dziękczynne. Wszyscy obecni słuchali ich z przejęciem, pochyliwszy głowy. Uroczysta część obrzędu inicjacji zakończyła się słowami: "Święty Berlitzu, dziękujemy Ci za ten dar niebios!" Nowicjusze stłoczyli się teraz wokół opata. Ten ostrożnie uniósł Kamień Świętego Berlitza z podstawki i z wyrazem najwyższego szczęścia na twarzy pokazał go nowicjuszom. Kamień był mniej więcej wielkości dłoni opata. Był czarny i miał mnóstwo małych guziczków, na których - przybliżywszy twarz - dostrzec można było pojedyncze litery. W górnej części Kamienia była wąska szpara o matowoszarym tle. Tuż obok rzucał się w oczy wyraźny napis BERLITZ, a pod nim - nieco mniejszymi literami - Interpreter 2. Naciskając jednym palcem odpowiednie guziczki, opat Ulrich Iii wystukał słowo "miłość". W tym samym momencie na szarym tle pojawiły się litery m-i-ł-o-ś-ć. Było to tak niesamowite, że nowicjusze niemal bali się oddychać. Następnie opat nacisnął inny guzik i oto dokładnie pod literami m-i-ł-o-ś-ć, niby pisane niewidzialną ręką, pojawiły się litery l-o-v-e. - Halleluja! - zakrzyknął opat, wznosząc oczy ku słonecznemu blaskowi padającemu z otworu w powale. - Halleluja! - zawtórowali chórem nowicjusze, zakonnicy i zakonnice. - Moc kamienia trwa nadal! Niech będzie pochwalony święty Berlitz i jego nieustająca moc! I znów opat Ulrich Iii zaczął naciskać guziczki. Tym razem pojawiło się słowo ś-w-i-ę-t-y, a zaraz potem h-o-l- y. - Halleluja! - zakrzyknął opat ku niebu. - Halleluja! - odpowiedział echem zebrany tłum. Coraz szybciej opat wystukiwał na Kamieniu Świętego Berlitza nowe słowa, i za każdym razem pojawiały się pod nimi słowa złożone z innych liter. Był to prawdziwy cud - niepojęty dla ludzkiego rozumu. Nowicjusze spoglądali na siebie okrągłymi ze zdumienia oczami. Zdawali sobie sprawę, że są świadkami niesłychanego cudu. Zaiste podniosły to był moment. Wreszcie opat oderwał się od Kamienia Świętego Berlitza i troskliwie umieścił go z powrotem na podstawce. Z poważnym i uduchowionym wyrazem twarzy zwrócił się do nowicjuszy w te słowa: - Kamień Świętego Berlitza to kamień tłumaczący słowa. Dzięki niemu można zamienić mowę świętych Praojców na inne języki używane w pradawnych czasach. Kamień jest święty, ponieważ zawiera w sobie wieczną moc Słońca. Trzy godziny słonecznego światła wystarczą, aby kamień mówił przez dwanaście godzin. Nigdy jeszcze nie zawiódł Rady Wiadomości. Pomógł nam zrozumieć świętą Księgę Patriarchów i pomaga odcyfrować inne pisma z czasów sprzed Wielkiego Zniszczenia, których strzępy wciąż znajdujemy. Tym razem to Walentyn drugi pod względem starszeństwa nowicjusz, zgłosił się z nieśmiałym pytaniem: - Czcigodny ojcze Ulrichu, a skąd pochodzi Kamień Świętego Berlitza? - Bystry z ciebie chłopak - pochwalił go opat Ulrich Iii. - Otóż trzeba ci wiedzieć, że Kamień Świętego Berlitza został znaleziony przez świętego Praojca Ulricha Dopatkę. W Księdze Patriarchów napisano, w jaki sposób to się stało. Było to w dwa lata, jedenaście miesięcy i dziewięć dni po Wielkim Zniszczeniu. Święty Ulrich Dopatka wspiął się na szczątki góry, którą nazywano Jungfrau. Kilkaset metrów poniżej szczytu, który w Noc Zniszczenia przestał istnieć, były ruiny. W Księdze Patriarchów w rozdziale 16, werset 38, znajduje się nawet stwierdzenie, że były to ruiny stacji naukowej, która niegdyś istniała pod szczytem. Opat kilkakrotnie sapnął głośno, a potem kontynuował: - Wiedz, drogi chłopcze, że święty Ulrich Dopatka wspiął się na ową górę, którą nazywano Jungfrau, w nadziei, iż w owych ruinach uda mu się znaleźć coś przydatnego. Być może jednak to duch świętego Berlitza przywiódł go w tamto miejsce właśnie po to, aby znalazł Kamień Świętego Berlitza. Kręte i niezbadane są ścieżki Opatrzności! Jutro rozpoczniecie czytanie świętej Księgi Patriarchów. Przez najbliższe lata wiele się nauczycie. Bądźcie ochoczy i pokorni. Głoście chwałę Boga Wszechmocnego i świętych Praojców! Każdy rozdział Księgi Patriarchów rozpoczynał się od słów: "Ojciec opowiadał mi..." Pierwotny tekst Księgi został spisany przez synów Praojców - a więc przez Patriarchów - i liczył łącznie 612 stronic. Z oryginalnych tekstów zachowała się zaledwie jedna czwarta. Pismo w nich było ledwie czytelne, tak bardzo wszystko pożółkło i się zabrudziło. Dzięki Bogu siostry i bracia zakonni zawczasu przystąpili do sporządzania kopii. Wyjątek stanowiło pierwszych osiem stron, które spisał jeszcze święty Erich Skaja na owym "papierze pakowym", który Praojcowie musieli mieć ze sobą w mieszkach zawierających rzeczy niezbędne do przeżycia. Stronice były zapisane obustronnie rzadką czarną farbą, której składu nikt nie potrafił odgadnąć. Nosiły daty według chrześcijańskiej rachuby czasu. itd.itd... Tekst pochodzi z książki Ericha von Danikena - "Dzień Sądu Ostatecznego" Polecam:) ![]() |
Free forum by Nabble | Edit this page |