Sorry Wenus >;) wyobraziłem sobie jak masz tą... kobyłkę u płotu >;PPPP
Powiedzenie o „kobyłce u płotu” krążyło po Polsce chyba już w XVII wieku. Mało kto jednak pamięta, że zgodnie z pierwotną wersją chodziło w nim o… pocałowanie rzeczonej kobyłki w zad.
„Słowo się rzekło, kobyłka u płotu”. To puenta popularnej wśród szlachty facecji o królu Janie III Sobieskim i szlachcicu z Podlasia.
Wedle anegdoty, szlachetka ów, podążając do Warszawy z nadzieją na uzyskanie audiencji u króla, spotkał po drodze w podwarszawskich lasach nieznajomego. Podczas rozmowy wyjawił mu cel swojej podróży, przechwalając się przy tym głośno, że jeżeli król prośby nie spełni – a chodzić miało o nadanie wójtostwa – to wówczas zaproponuje monarsze pocałowanie w zad swojej kobyły.
Owym napotkanym nieznajomym był, rzecz jasna, sam król Jan, który polując w podwarszawskich lasach, w pogoni za zwierzem odłączył się od swej świty. Wyszło to na jaw, dopiero gdy szlachcic, uzyskawszy audiencję, przystąpić miał do referowania swej prośby.
Przerażony, przekonany, że spotka go kara za obrazę królewskiego majestatu, zdołał wyrzec jedynie: „Słowo się rzekło, kobyłka u płotu”, wedle jednej wersji idąc desperacko „w zaparte”, według innej – deklarując chęć dopełnienia samemu nieprzyjemnej czynności. Rozbawiony całą sytuacją monarcha nie dość, że puścić miał szlachetce płazem obraźliwą wypowiedź, to na dodatek spełnił jego prośbę.