![]() ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Nie raz kocina prosiła o jakiś kawałek mięsa. Nie dawałem jej na stole, tylko podrobiłem trochę w jej miskę. A ona poglamała trochę, poglamała i...Wypluła
![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
Wypluła? U pani Babci to koty nic nie pluły, jak złapały to raz dwa i po wszystkim, zawsze czekały na ganku kiedy Babcia im coś da, w sąsieku myszy zatrzęsienie a łapać się nie chce. Rozmawiałem z facetem na działce co u niego polowały sowy na myszy i szczury to tych kostek pod drzewem to było ponad wiadro. Nieźle te sowy łapią.
|
Myszy to główne pożywienie wielu ssaków i ptaków drapieżnych. Nawet lisów i wilków...Cześć Wojtek.
Druga tura bez Bonżura...
|
Kto by pomyślał że sowy mają taki apetyt? No ale jak myszy to "paliwo lotnicze" to ich dużo potrzeba, kot to sobie zje sztukę dwie i piecuchują w domu. >;))
![]() Sowy nie są tym, czym się wydają – tako rzecze David Lynch przez usta bohaterów kultowego Miasteczka Twin Peaks. Kontrowersyjny amerykański reżyser ma tutaj bez wątpienia rację – sowy znaczą wiele, zaś ich obecność i złowrogie pohukiwanie interpretowane może być na rozmaite sposoby. Co w słowiańskim kręgu kulturowym może symbolizować sowa? Jakie skojarzenia wywołuje? W dzisiejszej kulturze sowa jest najczęściej kojarzona z mądrością, siłą umysłu. To pozytywne skojarzenie z tym ptakiem wywodzi się z Grecji. Atena, grecka bogini mądrości była najczęściej przedstawiana właśnie z sową na ramieniu. Dawni Grecy powszechnie wierzyli w to, że ptak ten jest zoomorficznym wcieleniem bogini, która pod tą postacią może poznawać tajemnice i utrapienia prostego ludu. W mitologii greckiej pojawia się jednak również skojarzenie bardziej zbliżone do słowiańskiego postrzegania tego zwierzęcia. Sowa za sprawą swej drapieżności i bezszelestnego lotu była bowiem łączona z widmami oraz Hekate, grecką boginią magii, ciemności i mar. sowa Sowa jako nocny drapieżnik jest przez narody słowiańskie postrzegana jako istota z pogranicza dwóch światów. Jej pojawienie odbierano jako wróżbę, zazwyczaj złą. Na naszych terenach powszechnie wierzono w to, że sowa jest posłańcem śmierci i wszelkich ludzkich nieszczęść. Gdy sowa na dachu kwili, ktoś umrze po chwili – jak to mawia stare ludowe przysłowie. Jej pohukiwanie traktowano jako złowieszczy śmiech siły nieczystej, przemawiającej przez to nocne stworzenie. Wierzono w to, że sowa wydawanymi przez siebie dźwiękami jest w stanie skutecznie zwodzić człowieka, zagubić go w leśnej gęstwinie. Wydawane przez tego ptaka dźwięki puć, puć były odbierane jako komunikat pójdź, pójdź, zwiastujący czyjąś śmierć, odejście do zaświatów, z których sowa rzekomo przybywała. Należy jednak nadmienić, że sowę w wierzeniach przedchrześcijańskich traktowano z dużym szacunkiem. Wynikało to stąd, że była ona posłańcem pogańskiego boga zaświatów – Welesa bądź Nyi. Znamienne jest to, że podobne wierzenia o sowie występują wśród wszystkich północnych ludów Europy: Słowian, Celtów i Germanów. Wizerunek sowy w zaczął pogarszać się znacznie wraz z przyjęciem chrześcijaństwa, kiedy to sowę zaczęto traktować jako wysłannika diabła. Podania ludowe odnotowują historie o proboszczach popadających w popłoch z powodu obecnej na dachu kościoła sowy. Szczególny lęk wśród chrześcijan budziła płomykówka. Bano się bowiem, że jest ona w stanie sprowadzić pożar. Autor: Tony Hisgett (CC) Autor: Tony Hisgett (CC) Ceneo.pl Sowa jako ptak mający związek z siłami nieczystymi jest wdzięcznym towarzyszem dla czarownicy bądź cioty, kobiety parającej się ciemną odmianą magii. Wierzenie to może świadczyć o tym, że dawniej na naszych ziemiach sowa była kojarzona również z mądrością – warto wszakże pamiętać, że wiedźmy były kobietami o rozległej wiedzy z zakresu medycyny i ziołolecznictwa. Kobiety tego typu powszechnie szanowano w przedchrześcijańskich wspólnotach słowiańskich i dopiero wraz z przyjęciem chrześcijaństwa zaczęto traktować je źle. Dawni Słowianie chętnie przyjmowali rady czarownic i ciot. Należy pamiętać również o tym, że sam wyraz wiedźma wywodzi się od wiedzy. Sowy są zatem przede wszystkim towarzyszkami kobiet wiedzących. W miejscu tym łączą się dwa wyraźne nurty pogańskich wierzeń o sowach, bowiem wiedza wiedźm czerpana jest właśnie z kontaktów ze światem nadprzyrodzonym. W wierzeniach ludowych gdzieniegdzie utrwaliły się pozytywne wierzenia na temat sów. Ich pohukiwanie czasem było odbierane jako komunikat powi, powi, który był rozumiany jako powij, powij. Sowa mogła zatem także być zwiastunem narodzin. W przekonaniu tym można dostrzec echa dawnych pogańskich wierzeń. Należy wszakże przypomnieć o tym, że Słowianie wierzyli w reinkarnację części duszy odpowiedzialnej za kształtowanie się ludzkiej świadomości (dusza jaźni i myśli). Nie bez znaczenia jest też to, że nasi praojcowie wierzyli w wędrówkę dusz, najczęściej za ptasim pośrednictwem. Sowa jako istota z pogranicza światów mogła zarówno odprowadzić ludzką duszę do zaświatów, jak i zapowiedzieć nadejście na świat nowej. Autor: m.shattock (CC)Autor: m.shattock (CC) Skojarzenie sowy z ludzkim nieszczęściem poskutkowało powstaniem wielu bolesnych dla tych zwierząt przesądów. Jednym z bardziej makabrycznych zwyczajów jest przybijanie martwej sowy do wrót stodoły bądź domostwa w celu zapewnienia sobie szczęścia i odgonienia wszelkiego złego. Tego typu praktyki były obecne zarówno wśród narodów słowiańskich, jak i germańskich. Na naszych ziemiach sowę przybijano czasem nawet nad drzwiami, po to by ochronić się przed wpływem demonów, przede wszystkim zmór, które nocą mogły nawiedzić człowieka. Warto jednak nadmienić, że w dawnych wierzeniach pomyślność mogła zwiastować również obecność żywej sowy. Dopiero z czasem w ludzkiej świadomości utrwaliło się dziwne przekonanie, że martwa sowa przynosi szczęście, podczas gdy żywa jest wyłącznie zwiastunem wszelkich nieszczęść. Z sową wiązały się również liczne wyobrażenia demonologiczne. Należy wspomnieć tutaj przede wszystkim o strzydze, słowiańskim demonie wampirycznym, który był wyobrażany najczęściej pod postacią drapieżnej kobiety ze skrzydłami i szponami. Wierzono, że demon ten nocą wyszukuje swej ofiary pod postacią sowy, po to by następnie zaatakować ją, wyssać jej krew i wyżreć jej wnętrzności. Czasem wierzenia o strzygach były jednak łagodniejsze – w niektórych podaniach stwór ten nie atakował nikogo, a jedynie zwiastował czyjąś śmierć samą swą obecnością. Zresztą, rzymski rdzeń strix oznacza zarówno strzygę, jak i puszczyka, co pozwala sądzić, że sowa nie tylko wśród Słowian była kojarzona z tym kobiecym demonem wampirycznym. Warto również pamiętać, że puchacza (Bubo) może mieć związek ze słynnym Bobokiem/Bebokiem, słowiańskim demonem, o którym pamiętać dobrze zachowała się w ludzkiej świadomości. puszczykAutor: Nick Jewell (CC) Z niewiadomych przyczyn na polskich ziemiach sowa jest kojarzona także… z głupotą. W wielu przysłowiach można dostrzec postrzegania sów jako ptaków gorszej kategorii, stawianych najczęściej w opozycji do chwalonego sokoła: nie urodzi sowa sokoła; sowa, choćby pod niebiosa latała, nie będzie sokołem; sowy z sokołem w jeden rząd nie włożysz; trudno przerobić, co się złym uchowa, wszak się sokołem nie odrodzi sowa; każdy bierze swoją sowę za sokoła. Stanisław Wyspiański, chcąc uwypuklić głupotę jednego ze swych bohaterów, przypisał mu sowi mózg. To jednak nie koniec tych dziwnych sowich skojarzeń. Aleksander Fredro przestrzegał przed tym, że z pustej stodoły rady lecą sowy, zaś samo wymyślanie głupot zostało przez niego nazwane jako płodzenie sów w głowie. Trudno powiedzieć, skąd aż tak duża rozbieżność w postrzeganiu sowy. Czyżby demonizowanie wizerunku sów z czasem przełożyło się na to, że gdzieniegdzie zamiast z mądrością, zaczęto je kojarzyć z głupotą? Sokół od dawna był ptakiem w naszej kulturze szczególnie nobilitowanym, więc jego przewaga nad sową nie jest tutaj aż tak dziwna. Wszakże to właśnie ten ptak był łączony z niebiańskimi bóstwami, m.in. Swarogiem i Perunem. Kto wie, być może w opozycji sokół – sowa można dostrzec dawną opozycję bóg nieba (Perun, Jasz) – bóg podziemnego świata (Weles, Nyja)? Sprawa ta jest trudna do rozstrzygnięcia, zwłaszcza że skojarzenie sowy z mądrością zdołało całkowicie wyprzeć wspomniane formy językowe. Były one zbyt sprzeczne z upowszechnionym dziś wizerunkiem sowy, który jest bardzo pozytywny. Sowy są zatem zdecydowanie czymś więcej niż tylko ptakami. Czerpana przez nie wiedza z tamtego świata sprawia, że w wierzeniach ludu są skutecznymi wróżbitami mogącymi przepowiedzieć zarówno dobre, jak i złe wydarzenia. Te arcyciekawe nocne zwierzęta zasługują na szacunek za sprawą swej mądrości i tajemnej mocy, którą dysponują. Wizerunek sów jest być może nieco ambiwalentny, jednak liczność rozmaitych skojarzeń związanych z sowami świadczy o tym, jak bardzo ludzką fantazję rozbudzało sowie pohukiwanie. |
Te domowe, to niektóre w ogóle nie zjadają mysz, tylko się bawią nimi. A te bezpańskie, sądzę że potrzebują więcej jak 2 na dzień. Sowa też potrzebuje dużo bo to duży ptak, a jak ma jeszcze małe, to musi wykarmić rodzinę
![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
I takiego myszaka żal Andrzeju, on też się boi i chce żyć.
|
Natura jest bezwzględna ![]() ![]()
Druga tura bez Bonżura...
|
A wiesz Andrzeju że są myszy co zjedzą kota?
Są trzy razy większe od zwykłej myszy. Wieczorami wychodzą na żer i atakują zwierzęta. Polują, zabijają i zjadają mięso. To nowy gatunek drapieżnych myszy, które naukowcy odkryli na jednej z wysp na Atlantyku. Uczeni twierdzą, że małe potwory są w stanie zabić i zjeść nawet kota. Brytyjska wyspa Gough na Atlantyku zamieszkana jest przez ok. 100 tysięcy mięsożernych, gigantycznych myszy - pisze "The Daily Telegraph". Według naukowców, zwierzęta te polują głównie na ptaki, które regenerują na wyspie siły przed dalszym lotem. Według naukowców, myszy przypłynęły na wyspę jako pasażerowie na gapę na jednym z okrętów. Skąd pochodzą? Jeszcze nie wiadomo. Znana jest za to krwiożerczość małych bestyjek. Uczeni przekonują, że ważące 35 gramów myszy są w stanie zabić i zjeść nawet albatrosa, ktory waży około 10 kg. Na ptaka myszy rzucają się całą hordą. "To tak, jakby kot atakował hipopotama" - ekscytuje się doktor Geoff Hilton. Dodaje zresztą, że gryzonie mogłyby zjeść również i kota. Z kolei organizacja Birdlife zajmująca się ptakami alarmuje, że drapieżne myszy są ogromnym zagrożeniem. Mogą całkowicie wytępić niektóre gatunki ptaków. Dlatego ludzie zrzucili na wyspę trutkę, która ma zabić część mysiej populacji. |
To samo by było w Europie, jakby nie było naturalnych wrogów mysz. Trutka to nie wyjście, może zaszkodzić ptakom...
Druga tura bez Bonżura...
|
Można przecież jakieś środki antykoncepcyjne rozrzucić...
"Potencjalny środek antykoncepcyjny dla mężczyzn YCT529, podawany samcom myszy, zapobiega zajściu samic w ciążę i nie ma widocznych skutków ubocznych – poinformowano podczas konferencji American Chemical Society ACS Spring 2022 w San Diego.24 mar 2022"
Druga tura bez Bonżura...
|
Ty to wiesz, a urzędasy mają "pomysły" Pamiętam te klęski z Australii co wypuszczali kolejne gatunki żeby sobie poradzić z poprzednimi, a zaczęło się od faceta co lubił polować na króliki >;)
W roku 1859 anglik Thomas Austin przybył do australijskiej kolonii jako nastolatek. Po latach stał się zamożnym hodowcom owiec i właścicielem ponad dziesięciu tysięcy hektarów ziemi. Hodował i trenował również konie wyścigowe, a ponadto założył wielki park, gdzie urządzane były polowania. Jego posiadłość zyskała taką sławę, że książę Edynburga gościł tam za każdym razem, gdy odwiedzał Australię. Austin bardzo chciał odtworzyć odrobinę chociaż Anglii w zamieszkałej przez niego Australii. Polecił więc bratankowi, by załadował na statek bażanty, kuropatwy, kosy, drozdy i króliki. Początek australijskiego koszmaru Thomas stwierdził, że kilka królików wyrządzi niewielkie szkody, natomiast będzie przyjemnym powiewem ojczystych stron i stworzy okazje do polowania. Bratanek Austina przywiózł, wedle woli wuja, 24 angielskie króliki na statku z Anglii. Zaledie dwa lata później Austin przechwalał się, że posiada kilka tysięcy angielskich królików. Zaledwie 10 lat po sprowadzeniu królików do Australii, co roku odstrzeliwano dwa miliony sztuk. Mimo tych polowań, odstrzał nie stanowił żadnego uszczerbku na ich populacji. Plaga królików w Australii rozprzestrzeniała się po całym kraju, pokonując 130 kilometrów rocznie. W latach dwudziestych ubiegłego wieku króliczą populację szacowano na dziesięć miliardów sztuk. Średnio zatem wychodziło 1200 królików na kilometr kwadratowy! Jak powstała plaga królików w Australii? Jak powstała plaga królików w Australii? Strzelano, zastawiano pułapki, wypalano i odymiano nory, wpuszczano fretki i rozkładano trutki. Przez kilkadziesiąt lat australijscy naukowcy eksperymentowali z bronią biologiczną. Zarażali króliki różnymi chorobami z nadzieją, że w ten sposób zredukują populację. Przez jakiś szło doskonale, natomiast plaga królików w Australii nawracała. W latach dziewięćdziesiątych pracowali nad wirusem choroby krwotocznej królików. W 1995 roku wirus przypadkowo wymknął się poza granice laboratorium i zaczął unicestwiać króliki. Okazało się bowiem, że w ciągu dwudziestu lat od uwolnienia wirusa, populacja królików znacząco zmalała. Króliki te są przykładem, że warto zostawiać rośliny i zwierzęta tam, gdzie je znaleźliśmy i nie przesiedlać ich z miejsca na miejsce, gdyż może to przynieść odwrotne od zamierzonych skutki. |
To fakt, nie można przesiedlać do ekosystemów innych zwierzaków, to samo dotyczy, ryb i drzew. Plagi biorą się też z tego jak nieodpowiedni ludzie biorą się za prawo myśliwskie. Np. W Polsce plaga dzików. W Niemczech też z resztą. Czy to nie było przypadkiem jakieś prawo unijne?
Druga tura bez Bonżura...
|
Jak widać Andrzeju te "prawa unijne" to są dobre do okradania Polaków i niczego więcej >;)
|
Nie tylko Polaków. One obowiązują w całej unii. Pamiętasz walkę z kornikiem w Puszczy Białowieskiej? Jak ingerowali??
Druga tura bez Bonżura...
|
Free forum by Nabble | Edit this page |