Ogólnie to w szpitalach trzeba walczyć o swoje. Jak tak zwierzyłyście się, jak to było w czasie Waszych porodów, to opowiem, jak to było ze mną ;)
W tym dniu byłam u lekarza, a dzień wcześniej przygotowałam sobie wszystko (wyprawkę i takie tam) chociaż do porodu miałam jeszcze czas - 2 tygodnie.
Mój lekarz stwierdził, że nie mam już wód i w żadnym wypadku nie puści mnie do domu, tylko wzywa karetkę.
Jak zdecydował, tak zrobił. Tyle, że ja siadając w tej karetce kazałam się wieźć najpierw do domu :D
I wiecie co? Oni mnie zawieźli do domu ;)) po czym ja biegnąc po schodach na górę, kazałam mężowi, by dawał mi tą torbę, co wczoraj przygotowałam.
Mąż zdenerwowany pyta, czy wezwać karetkę ;))
Na co ja, że już z karetką przyjechałam :P
No ok, mój lekarz stwierdził, że będzie cesarka, bo dziecko nóżkami ułożone. Na miejscu zbadał mnie jeszcze inny lekarz i także potwierdził cesarkę.
Leżę sobie zatem podłączona do maszyny, która bada puls dziecka i nagle zjawia się jakiś konował, z jakimiś obcęgami w łapach!

Tak, jak leżałam, tak usiadłam i do niego: - po co panu te obcęgi?!
Tym mnie pan na pewno nie zbada!
On musi...
Co?
- Nic pan nie musi! Co pan chce stwierdzić? Że ma być cesarka? Dwóch już przed panem to stwierdziło i wystarczy!
Facet coś tam odburknął, że będę musiała podpisać, że nie zgodziłam się na to badanie i tyle go widziałam ;)
Natomiast już wiedzieli, z kim mają do czynienia i nawet szwy miałam rozpuszczalne, a przecięcie poziome, tuż nad wzgórkiem. W nocy na życzenie dostałam zastrzyk przeciwbólowy.
Rano, gdy już było po pierwszej nocy, to jakaś lekarka na obchodzie kazała mi usiąść.
????
Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam do niej: - Chyba pani żartuje ;))
Ja nie mogłam bez zastrzyków nawet na drugi bok się obrócić a ta mi kazała usiąść ;))
Nie usiadłam oczywiście, musieli mi pomóc. Na drugi dzień już byłam mądrzejsza i sobie łóżko ustawiłam w pozycji siedzącej ;)