Wyścig ze znanym rezultatem
Wspomniany (i sztucznie dodany) wątek negocjacji traktowany jest przez twórców jako bardzo priorytetowy, ustępujący jedynie przeżyciom Bäumera. Samo wprowadzenie tak znaczącego „ciała obcego” do adaptacji jest mocno dyskusyjne, niemniej próba uczynienia zeń jednej z głównych osi fabuły jest po prostu nielogiczna. Twórcy filmu usiłują przekonać widza, że są świadkami pewnego wyścigu. Co nastąpi szybciej – śmierć Bäumera czy koniec wojny? Czy ten młody chłopak zostanie ocalony, czy też odda życie w bezsensownej już wojnie na skutek dyplomatycznych przepychanek lub czyjegoś nadmuchanego ego? Taka konstrukcja mogłaby być rzeczywiście wciągająca, gdybyśmy mieli do czynienia z materiałem oryginalnym, świeżym i nieznanym odbiorcy. Tak jednak nie jest. Każdy, kto czytał książkę lub oglądał poprzednie adaptacje, doskonale wie, jak to się skończy. Bäumer zginie, bo musi zginąć, inaczej całe dzieło jest bez sensu. Taki jego tragiczny los – być martwym przykładem, symbolem utraconego pokolenia. Twórcy filmu zachowują się jednak tak, jakby książka i tamte filmy nie istniały. Rzecz jasna, można przyjąć też inne wyjaśnienie. Może autorzy obrazy zakładali, że nikt nie czytał „Na Zachodzie bez zmian” i nie oglądał choćby ekranizacji z 1979 roku? Że w dzisiejszym świecie mało kto sięgnie po książkę lub znajdzie czas na filmowe porównania? Krótka rzecz o replikach Zasadniczo mógłbym skończyć tę recenzję na powyższym akapicie i przejść do podsumowania. Tak jednak nie zrobię. Nie mogę, a raczej nie chcę. Jak wspomniałem, niektórzy nawołują, by oceniać tę produkcję po prostu jako film, nie zaś jako adaptację książki. Jestem jak najbardziej przeciwny takiemu postępowaniu, niemniej – dla pełności obrazu – można pokrótce poruszyć i ten wątek. Nie da się jednak uniknąć pewnych porównań. Tematyka Wielkiej Wojny gościła na naszych ekranach nie raz. Mamy przecież „1917” (2019 rok), i „War Horse” (2011), i „Beneath Hill 60” (2010), i „Passchendaele” (2008), i „Flyboys” (2006), i „Red Baron” (również 2008)… i tak można by było długo, sięgając coraz głębiej w przeszłość. To nie jest pod żadnym względem dziewicze terytorium w kinematografii, a do tego można przywoływać także inne filmy wojenne, jak „Dunkirk” (2017) czy „Fury” (2014), a także słynne seriale „Band of Brothers” (2001) czy „Pacific” (2010), jak również „Unsere Mütter, unsere Väter” (2013). Na tym tle „Na Zachodzie bez zmian” z 2022 roku wygląda co najwyżej przeciętnie. Błoto? Jest. Wybuchy? Są. Okopy? Są. Coś niezwykłego? Ano nie ma. Nie znajdziemy tu niczego wciągającego czy wstrząsającego, co przykułoby bardziej doświadczonego czy wymagającego widza do ekranu. Jednej sceny nie jestem jednak w stanie zostawić bez komentarza. Chodzi o atak „czołgów”, będący kolejnym autorskim wtrętem twórców recenzowanej produkcji. Mniej więcej w połowie filmu na ekranach widzimy kilka replik francuskich czołgów Saint-Chamond. Wozy te (oryginalne) znane były jako bardzo awaryjne i fatalnie radzące sobie w terenie. Podwozie było zbyt delikatne jak na masę wozu, napęd (benzynowo-elektryczny) miał za małą moc, a z powodu wystającego przodu i tyłu czołg fatalnie radził sobie w terenie zrytym pociskami artyleryjskimi. Dlaczego więc filmowe maszyny radzą sobie tak dobrze? Sekretem sukcesu okazało się zbudowanie tych czołgów na podwoziach współczesnych pojazdów pancernych, być może BWP-1. Każde wprawne oko miłośnika historii dostrzeże bez problemu kolący w oko współczesny układ jezdny, niemający zbyt wiele wspólnego z oryginałem. W ten sposób owe „repliki” zyskały niezbędne właściwości trakcyjne, by nie tylko sprawnie przemieszczać się po polu bitwy, ale nawet wjeżdżać i wyjeżdżać z okopu! Czy marudzę? Być może. Proszę jednak mieć na uwadze kilka detali. Gdy kręcono np. film „Fury”, zagrał w nim ostatni sprawny Pz.Kpfw. VI pochodzący ze zbiorów Bovington Tank Museum. We Francji, w Musée des Blindes, znajduje się ostatni (i jedyny) Saint-Chamond, doprowadzony wielkim nakładem pracy do stanu jezdnego. Jeśli jednak stawiać na repliki, to warto przypomnieć, że przykładowo na potrzeby filmu „War Horse” przygotowano tak precyzyjną kopię czołgu Mark IV, że włączono ją do zbiorów Muzeum w Bovington, gdzie służy do pokazów dynamicznych. W tej samej placówce znajduje się też dokładna (i mobilna) replika wozu A7V. Można? Można, jeśli się chce. Podsumowanie Przepraszam, rozpisałem się. Teraz więc postaram się streszczać. Głównym grzechem Netlixowej adaptacji „Na Zachodzie bez zmian” jest to, że filmowcy – mając przed sobą książkę na wskroś antywojenną – usiłowali zrobić z niej pełnokrwisty „hollywoodzki” film wojenny. Zniknęła gdzieś refleksja i głębia spojrzenia, ma być akcja i emocje. Ot, „odhaczamy” jakąś scenę i jedziemy dalej, czas goni. Mam silne przeczucie, że nie oto chodziło Remarque’owi. Podsumowując, z punktu widzenia kogoś znającego książkę i dwie poprzednie ekranizacje, produkcja Netflixa może być srogim rozczarowaniem. Dla mnie była. |
Free forum by Nabble | Edit this page |